Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,17

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 162
Średnia: 7,68
σ=1,27

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kaguya-sama wa Kokurasetai ~Tensai-tachi no Ren'ai Zunousen~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Kaguya-sama: Love is War
  • かぐや様は告らせたい ~天才たちの恋愛頭脳戦~
Gatunki: Komedia, Romans
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Początek prawdziwej miłości czy może wstęp do toksycznego związku? Starcie dwóch nieprzeciętnych osobowości czas zacząć!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Miyuki Shirogane oraz Kaguya Shinomiya znajdują się na samym szczycie hierarchii w prestiżowym liceum Shuchiin – na egzaminach regularnie zajmują dwa pierwsze miejsca w rankingach, a co za tym idzie, pełnią funkcje odpowiednio przewodniczącego oraz wiceprzewodniczącej szkolnego samorządu. Utalentowani, przystojni, dystyngowani (jak przystało na tak elitarną placówkę), w powszechnym mniemaniu wydają się wręcz stworzeni dla siebie. Kiedy jednak w grę wchodzą silne charaktery i ogromne ambicje, nic nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Niechęć, jaką Miyuki i Kaguya darzyli się początkowo, ustąpiła z czasem miejsca szacunkowi, a potem także gorętszym uczuciom. Wystarczy tylko jeden krok – wyznanie – by młoda para mogła cieszyć się szczęściem z błogosławieństwem całej szkolnej społeczności. Oboje jednak znają żelazną zasadę rządzącą każdym związkiem: czyjeś musi być na wierzchu. Albo ona grzecznie podporządkowuje się jemu, albo on ląduje pod jej pantoflem, zaś uległą stroną zostaje zawsze ta, która jako pierwsza wyzna drugiej miłość. Cóż, żadnemu z tej dwójki nie brakuje uporu i wiary we własną inteligencję i możliwości – pozostaje skłonić przeciwnika… to znaczy, przyszłego partnera… do złożenia stosownej deklaracji, nie odsłaniając przedwcześnie swoich kart. Rozpoczyna się rozgrywka dwóch nieprzeciętnych umysłów, pełna podstępów, zaskakujących wolt i nieoczekiwanych przeszkód zewnętrznych.

Mój stosunek do omawianej tu serii można by podsumować (przy zachowaniu stosownych proporcji) słowami mistrza: jak ma zachwycać, jak nie zachwyca? Kaguya­‑sama wa Kokurasetai to anime nierówne, mające swoje momenty i udane sceny, które w ostatecznym rozrachunku trochę mnie rozczarowało. Być może szło o to, że spodziewałam się czegoś nieco innego; być może entuzjastyczne opinie, krążące jeszcze przed premierą, pochodziły głównie od osób, które poszczególne sceny postrzegały przez pryzmat wydarzeń z dalszej, niezekranizowanej części mangi.

Na pewno problemem nie była subiektywność poczucia humoru, bo muszę przyznać, że seria była w stanie mnie regularnie rozbawiać. Jej konstrukcja ma charakter bardzo epizodyczny. Poszczególne odcinki podzielone są na krótsze segmenty, często niepowiązane ze sobą bezpośrednio i nieodmiennie kończące się ogłoszeniem przez narratora „zwycięzcy” lub „przegranego” w danym starciu. Na ogromny plus należy jednak zaliczyć, że te historie nie są całkowicie przypadkowe i chaotyczne, ale z czasem zaczynają się układać w spójną całość. Co więcej, chociaż w obrębie anime widać to jeszcze w niewielkim stopniu, da się zauważyć, że relacja Miyukiego i Kaguyi ewoluuje i nie opiera się na ciągłych restartach dla podtrzymania status quo. Wreszcie, nie jest to tytuł oparty na jednym pomyśle, mimo że początkowe odcinki mogą sprawiać takie wrażenie. Na szczęście Aka Akasaka, autor mangi, jest wyraźnie świadomy pułapki powtarzalności i epizody poświęcone psychologicznym rozgrywkom bohaterów zaczyna szybko przeplatać epizodami, w których wchodzą oni w interakcje z postaciami drugoplanowymi, a czasem nawet sami schodzą na drugi plan. Wszystko to sprawia, że seria nie okazała się tak monotonna, jak się początkowo spodziewałam – pod tym względem pierwsze dwa­‑trzy odcinki nie są na szczęście dobrym wskaźnikiem.

Jak zwykle jednak w podobnych przypadkach bywa, jakość poszczególnych segmentów jest bardzo rozmaita. Najlepsze są prawdziwymi perełkami komediowymi, z dobrze wyliczoną puentą i tempem prowadzenia narracji, ale nie brakuje i takich, które rozpaczliwie długo przygotowują grunt pod pojedynczy żart, dający się ze sporym wyprzedzeniem przewidzieć. Co więcej, ich zróżnicowany charakter sprawia, że widzowie, którym podoba się lekka komedia, niekoniecznie będą zachwyceni scenami mającymi generować wzruszenie odbiorców – czego, zwłaszcza pod koniec, nie brakuje. Osobnym problemem jest narrator, z werwą komentatora sportowego komentujący poczynania bohaterów. Czasem sprawdza się bardzo dobrze i dokłada nową warstwę komedii, ale bywały też segmenty zwyczajnie przegadane, gdy wyjaśniał on drobiazgowo rzeczy, które widzowie sami mogli bez trudu zauważyć i zinterpretować.

Łatwo zauważyć, że Miyuki i Kaguya pod względem charakterologicznym mają wiele wspólnego – poczynając od chłodnego analizowania problemów, a kończąc na wyraźnej potrzebie kreowania własnego wizerunku. Oboje nie dają się łatwo sprowokować i oboje miewają skłonności do pesymizmu (zwłaszcza w kwestii wymyślania czarnych scenariuszy wydarzeń). Różnią ich natomiast warunki – Kaguya to dziedziczka korporacji, obdarzona przez naturę genialnym umysłem, podczas gdy Miyuki pochodzi z przeciętnej rodziny, do elitarnego liceum trafił jako stypendysta, a wyniki w nauce zawdzięcza ciężkiej pracy. Na etapie pokazanym w anime (podkreślam to, ponieważ nie czytałam dalszej części mangi) bohaterowie wyraźnie nie rozumieją i nie próbują rozumieć znaczenia tych różnic, choć przypuszczam, że w pewnym momencie mogą stać się one istotne. Z punktu widzenia obserwatora, czyli odbiorcy anime, ciekawe może być to, że żadne z pary bohaterów nie zostało stworzone w taki sposób, by błyskawicznie zaskarbiać sobie sympatię. Potrzeba czasu, żeby ich polubić, a nie zdziwiłabym się, gdyby nie każdemu widzowi się to udało.

Chociaż Kaguya­‑sama wa Kokurasetai jest w zasadzie teatrem dwójki aktorów, postaci drugoplanowe są tu zdecydowanie udane i dobrze wykorzystane. W pierwszym rzędzie dotyczy to Chiki Fujiwary, czyli sekretarz szkolnego samorządu – dziewczęcia radosnego, otwartego, na pierwszy, drugi i każdy kolejny rzut oka głupiego jak gęś (acz – czy na pewno?), które z niezrównanym wdziękiem i talentem potrafi (rzadko) popchnąć we właściwą stronę lub (częściej) storpedować misterne plany Kaguyi i Miyukiego. Za wprowadzenie takiej postaci należą się autorowi brawa. Nie tylko dlatego, że jest ona źródłem udanych scen komicznych, ale przede wszystkim dlatego, że jej występy stanowią rodzaj dodatkowego żartu. Takie mrugnięcie okiem do odbiorców – tak, widzę, że to wszystko strasznie przekombinowane i dałoby się rozwiązać prościej! Mniej można napisać o skarbniku, czyli Yuu Ishigamim – z miliona spoilerów wiem już, że jego wątek rozwija się w mandze później, ale na razie jego obecność jest może nie do końca zbędna, ale zdecydowanie opcjonalna. Ledwie zarysowana została także pokojówka i przyjaciółka Kaguyi, Ai Hayasaka – widać, że to bohaterka, co do której autor ma jakieś plany, ale nic więcej. Reszta postaci pełni role epizodyczne i właściwie wtapia się w tło, ale że jest to zgodne z założeniami i konwencją tej historii, trudno czynić z tego zarzut.

Wszystkie moje komplementy nie są w stanie zmienić jednak faktu, że podczas seansu towarzyszyła mi podskórna irytacja, której źródła długo nie potrafiłam wykryć. Jako że recenzja wymaga jednak przeanalizowania wszystkich za i przeciw, jakie recenzent potrafi dostrzec, z pomocą introspekcji, medytacji oraz hiperwentylacji (tak naprawdę to nie) udało mi się przyszpilić źródła problemów. Pierwszy z nich dla wielu czytelników zabrzmi zapewne paradoksalnie – otóż seria nie zdołała mnie zupełnie przekonać, że Miyuki i Kaguya faktycznie byliby sensowną parą. Odnosiłam wręcz wrażenie, że oboje uparli się na ten związek z przyczyn prestiżowych, do których młodzieńcze hormony dorzuciły powierzchowne zauroczenie – i nieszczęście gotowe. Tym, czego mi brakowało, były interakcje. Tak, wiem – cała ta seria to jedna wielka interakcja głównej pary. A jednak jeśli się przyjrzeć, można dostrzec, że nie ma ani jednej sceny, w której zostałoby pokazane, że potrafią normalnie rozmawiać albo współpracować w jakiejś neutralnej kwestii. Owszem, można twierdzić, że to po prostu nie zostało pokazane albo też było w pełni zamierzone – ale jeśli nawet, uważam to za poważny błąd konstrukcyjny.

Drugi problem jest równie zaskakujący. Serię zachwalano jako opowieść o starciu silnych charakterów i prawdę mówiąc, bardzo na to liczyłam. Na pierwszy rzut oka właśnie to dostałam. Tyle tylko, że diabeł tkwi w szczegółach – subtelne oznaki świadczą o tym, dla jakiej grupy demograficznej została stworzona ta manga, a jak wiadomo, jak się coś zobaczy, trudno to potem odzobaczyć. Kiedy już wiedziałam, czego szukać, ślady zaczęły pojawiać się na każdym kroku. Już sama asymetria sytuacji życiowej i materialnej bohaterów dyskretnie podpowiada, z kim będzie łatwiej utożsamiać się odbiorcom, zaś ten przekaz wzmacnia to, że tylko jednej stronie zdarzają się zagrywki nieco wątpliwe etycznie. Kiedy jednak byłam już skłonna złożyć to na karb własnych uprzedzeń, autor dowalił z grubej rury, wprowadzając wątek toksycznych relacji rodzinnych i ogólnego zaniedbania emocjonalnego Kaguyi, jasno sugerując, kto tu będzie wymagał życiowego naprostowania i ogólnego wsparcia moralnego. Cóż, powinnam się przyzwyczaić, że „silne kobiety” to w anime gatunek wymarły (wyjątek potwierdzający regułę pojawia się rzadziej niż raz na rok), świetnie się za to mają ich przekonujące na pierwszy rzut oka podróbki, takie jak w tej serii.

Niezależnie od wszystkich moich narzekań na fabułę mogę jednak napisać, że seria wyróżnia się pod względem wizualnym. Uwagę zwracają projekty postaci – Miyuki nie jest uślicznionym bishounenem, zaś Kaguya w niczym nie przypomina moebloba. Problemem jest drugi plan. Poza Chiką i Ishigamim (którzy w zasadzie kwalifikują się jako „plan półtora”) reszta postaci wygląda tak nijako, jak to tylko możliwe, i jest naprawdę trudna do rozpoznania. Anime nie charakteryzuje się także szczególnie dynamiczną animacją, a tła w znakomitej większości są puste. Dlaczego więc wystawiam stosunkowo wysoką ocenę? Ponieważ w tym przypadku nie są to wady. Teatralny rozmach poszczególnych scen nadaje Kaguya­‑sama wa Kokurasetai pewną umowność i sprawia, że bardziej realistyczne podejście do oprawy wizualnej wcale by się nie sprawdziło. Widać też, że ktokolwiek odpowiada za kadrowanie i oświetlenie, zna się na swojej robocie (acz może niektóre ujęcia były odrobinę zbyt efekciarskie).

Kaguya i Miyuki to także popisowe role dla seiyuu, zaś Aoi Koga i Makoto Furukawa w pełni sprostali postawionemu przed nimi zadaniu. Oboje bohaterów obserwujemy w różnych sytuacjach, zaś ich dialogi przeplatają się z monologami wewnętrznymi, co wymusza błyskawiczne zmiany stylu i sposobu mówienia, często w obrębie jednej kwestii. Na wzmiankę zasługuje także doświadczony Yutaka Aoyama, z werwą i pasją prowadzący narrację. Oprawa muzyczna odcinków jest przyzwoitą robotą rzemieślniczą z kilkoma wyróżniającymi się motywami, jednak moją uwagę zwróciła piosenka w czołówce. Rzadko się ostatnio zdarza, by takie utwory powierzano zawodowym wokalistom, zaś w tym przypadku Love Dramatic wykonuje Masayuki Suzuki, czyli pan po sześćdziesiątce. Jest to urocza, pełna energii piosenka, kojarząca się trochę ze starymi filmami sensacyjnymi. Tym bardziej szkoda, że coś chyba poszło nie tak przy tworzeniu do niej animacji – ile razy bym nie oglądała czołówki, tyle razy po pierwszych kilku scenach zaczynałam mieć wrażenie, że obraz coraz bardziej rozjeżdża się z rytmem muzyki.

Kaguya­‑sama wa Kokurasetai to komedia romantyczna, której w równej mierze zależy na stronie komediowej i romantycznej. Wykorzystuje często znane klisze, wywracając je na nice (ale niestety inne traktuje ze śmiertelną powagą), zaś skomplikowane plany i podchody bohaterów potrafią naprawdę bawić. Obrana konwencja sprawia jednak, że brak konkluzji doskwiera dość boleśnie. Rozumiem, że nie może być inaczej, skoro mówimy o ekranizacji niezakończonej mangi, ale przypuszczam, że może to być jednym z powodów, dla których to anime – mimo swoich zalet – zostanie najdalej po kilku sezonach zapomniane. Z mojego punktu widzenia omawiane powyżej wady sprawiły, iż początkowo wystawiłam ocenę 6, lepiej odpowiadającą faktycznej przyjemności, jaką czerpałam z seansu – w porównaniu do innych, równolegle emitowanych tytułów. Ostatecznie jednak 7 wydaje się słuszniejszą oceną, acz przyznaną po części „za dobre chęci”.

Avellana, 9 kwietnia 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Autor: Aka Akasaka
Projekt: Takayuki Kidou, Yuuko Yahiro
Reżyser: Mamoru Hatakeyama
Scenariusz: Yasuhiro Nakanishi
Muzyka: Kei Haneoka