Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 8/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 7/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
En'en no Shouboutai
- Fire Force
- 炎炎ノ消防隊
- En'en no Shouboutai Ni no Shou
- Fire Force (Komiks)
Samozapłon największym zagrożeniem ludzkości i strażacy jako jej obrońcy. Udana seria przygodowa na podstawie mangi twórcy Soul Eatera.
Recenzja / Opis
W dalekiej przyszłości ludzkości zagrażają tak zwani Infernale, czyli osoby, które bez wyraźnej przyczyny stały się ofiarami samozapłonu, jednak zamiast umrzeć, sieją śmierć i zniszczenie. Ponieważ zjawisko jest nagłe i nie poprzedzają go żadne niepokojące sygnały, ludzie żyją w ciągłym strachu. Jedyną nadzieję pokładają w specjalnych oddziałach straży pożarnej, złożonych z osób potrafiących kontrolować płomienie. Wspólnie z kapłanami odprawiają oni coś w rodzaju egzorcyzmu i odsyłają „demony” do zaświatów. Shinra Kusakabe, świeżo upieczony strażak, w drodze do pracy staje się świadkiem ataku Infernala. Zanim jednak chłopak ma okazję się wykazać, na miejsce przybywa Oddział 8 i szybko rozprawia się z „demonem”, chociaż Shinra dostaje swoje pięć minut i ratuje oddziałową zakonnicę. Szybko wychodzi na jaw, że właśnie do tej drużyny ma dołączyć bohater i chociaż jej członkowie sprawiają wrażenie raczej ekscentrycznych, wszystko wskazuje na to, że nie mógł lepiej trafić.
Oddział 8 nie jest zbyt liczny; w jego skład wchodzą doświadczony kapitan Obi, surowy porucznik Hinawa, charakterna oficer Maki oraz sympatyczna zakonnica Iris. Oprócz Shinry do oddziału trafia też jego znajomy ze szkoły, Arthur Boyle. Wkrótce wychodzi na jaw, że samozapłon niekoniecznie jest dziełem przypadku – jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś celowo tworzy Infernali. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że te same osoby mogą być odpowiedzialne za śmierć mamy i brata Shinry. To właśnie tragedia sprzed dwunastu lat sprawiła, że chłopak postanowił zostać strażakiem i odkryć przyczynę samozapłonów…
Przyznaję, że pisząc zajawkę En'en no Shouboutai, podeszłam do tej serii ze sporym dystansem i niemałą dozą złośliwości. Na szczęście wszystkie moje obawy zniknęły wraz z pierwszym odcinkiem i nie powróciły aż do końca anime. W sumie nie powinno to dziwić, skoro autorem mangi, na podstawie której powstała seria, jest Atsushi Ookubo, czyli twórca Soul Eatera. Od razu przyznaję, że pisanie tej recenzji sprawia mi trudność, zdecydowanie łatwiej coś skrytykować niż pochwalić, a w przypadku En'en no Shouboutai jest całe mnóstwo rzeczy, którym należy się pochwała. Po pierwsze, szybko przechodzimy do wątku głównego, zamiast maskować go kolejnymi spotkaniami z Infernalami. Oczywiście podejrzenia dotyczące celowego tworzenia „demonów” okazują się słuszne – trochę więcej czasu zajmuje bohaterom odkrycie, kto za nie odpowiada i w jakim celu to robi. Zwłaszcza że jest przynajmniej kilku kandydatów na czarny charakter, a i straż pożarna okazuje się instytucją niejednorodną i mocno skonfliktowaną. Każdy oddział ma swoje tajemnice i niechętnie się nimi dzieli, zaś sytuację komplikuje fakt, że straż jako taka podlega między innymi dużemu koncernowi (a właściwie monopoliście) produkującemu sprzęt pożarniczy. A jak powszechnie wiadomo, nic tak nie korumpuje jak władza i pieniądze. Oddział 8 wydaje się wysepką moralności i zdrowego rozsądku na oceanie nadużyć i półprawd. Na szczęście idealiści w gorącej wodzie kąpani przyciągają podobnych sobie, więc Shinra i jego koledzy szybko zyskują kilku mniej i bardziej znaczących sojuszników. Z drugiej strony nikt nie lubi, kiedy ktoś wtrąca się w nie swoje sprawy, toteż na horyzoncie pojawiają się też osoby rzucające bohaterom kłody pod nogi.
Anime można podzielić na kilka części – pierwsza to krótkie wprowadzenie do historii i świata przedstawionego, a także wstęp do epizodu o poszukiwaniu winnych tworzenia Infernali. To także moment, w którym Shinra musi się zmierzyć z tragiczną przeszłością. Istotne jest to, że w tej części następuje konsolidacja Oddziału 8 i zostaje podjęta decyzja o odkryciu prawdy na temat samozapłonu bez względu na cenę. Druga połowa serii, mimo słabszego początku, poświęconego próbie rekrutacji nowego członka, skupia się na przedstawieniu antagonistów i ich celu. W międzyczasie poznajemy kolejne oddziały straży, w tym hołdujący tradycji Oddział 7 i jego młodego, ale niezwykle uzdolnionego kapitana, Benimaru Shinmona. Ostatnie odcinki zajmuje pojedynek między Shinrą i jego przyjaciółmi a grupą antagonistów.
Tak naprawdę En'en no Shouboutai opiera się na tych samych schematach, co większość shounenów – mamy grupę obdarzonych supermocami protagonistów, złą organizację pragnącą zniszczyć świat i mnóstwo efektownych pojedynków. Nie zabrakło motywu „kompletowania” drużyny czy treningów mających zwiększyć umiejętności bojowe bohaterów. Rolę potworów pełnią Infernale, nie brakuje też postaci niejednoznacznych moralnie, które trudno przypisać do którejkolwiek ze stron. Świat przedstawiony jest daleki od idealnego – ludzie żyją w strachu nie tylko przed samozapłonem i pożarami, ale również przed kolejną wielką katastrofą, mogącą ponownie pogrążyć Ziemię w ciemności. Przez wielu strażacy wcale nie są postrzegani jako wybawienie, zresztą zupełnie słusznie, bo mają swoje za uszami – oddziałów takich jak 8 jest niewiele, a ludzi z podobnym podejściem jeszcze mniej. Władza skupiona jest w rękach cesarza i kapłanów, którzy niechętnie dzielą się informacjami i nie znoszą niesubordynacji, co znacznie utrudnia poznanie prawdy. Mimo to bohaterowie prą przed siebie niczym czołg, chociaż w żadnym wypadku nie można im zarzucić bezmyślności.
Bardzo podobało mi się to, że nie licząc jednego wyjątku, wszyscy członkowie Oddziału 8 są w stanie przewidzieć skutki swoich poczynań. Kapitan Obi i porucznik Hinawa nie narażają podwładnych na zbędne niebezpieczeństwo, zawsze starają się, by ich akcje były uzasadnione, a przełożeni otrzymali odpowiedni raport. Naprawdę miło zobaczyć grupę bohaterów, którzy myślą, zanim coś zrobią – dotyczy to nie tylko pojedynków, ale i codzienności. Wyjątkowo pod tym względem zaskoczył mnie Shinra – zwykle protagoniści tego typu serii nie grzeszą inteligencją i działają głównie na żywioł. Tymczasem Kusakabe panuje nad emocjami, wie, kiedy się wycofać, a i strategia nie jest mu obca. Nie jest przy tym zimnym, nieprzyjemnym geniuszem, który na wszystkich patrzy z góry. W ogóle postacie w En'en no Shouboutai urzekły mnie swoim ciepłem i charakternością. Oczywiście, nie nazwałabym ich realistycznymi czy skomplikowanymi, ale mają w sobie coś, co sprawia, że widz kibicuje im od początku do końca. Najlepszym przykładem jest Arthur, którego kocham miłością wielką i puchatą, chociaż jest kosmicznym idiotą. Uwidział sobie chłopak, że jest rycerzem i jako strażak spełnia swoje rycerskie powołanie, przy okazji odbijając rzeczywistość. Warto jednak wspomnieć, że nie jest to klasyczny „element” humorystyczny – wartość bojowa Arthura jest ogromna, co wielokrotnie udowadnia.
Naprawdę mogłabym wymienić pół obsady, za każdym razem pisząc psalm pochwalny i to bynajmniej nie dlatego, że uważam postaci za wyjątkowe i świetnie skonstruowane. Po prostu są na tyle charakterystyczne i ciekawe, że zapadają w pamięć, a ich poczynania angażują widza. Naturalnie protagoniści wzbudzają większe emocje i zainteresowanie, ale i dwuznaczni bohaterowie potrafią zaintrygować. Natomiast przeciwnicy na razie nie wychodzą poza schemat wrednych psychopatów, a ponieważ napędza ich religijny fanatyzm, tym bardziej nieprzyjemni się wydają.
Kilka słów należy się również postaciom kobiecym, które w En'en no Shouboutai nie mają nic wspólnego z ładnymi dekoracjami. Nawet Iris, która wzbudzała we mnie największe obawy, okazała się osóbką o silnej osobowości. Oprócz niej poznajemy też wcześniej wspomnianą Maki oraz kapitan Oddziału 5, Księżniczkę Hibanę i nieco pechową świeżynkę z Oddziału 1, Tamaki. Wszystkie panie doskonale odnajdują się jako strażaczki i w niczym nie ustępują panom. Potrafią sobie radzić w kryzysowych sytuacjach, nawet wtedy, kiedy na ich drodze staje wyjątkowo mocny przeciwnik, co udowadniają pod koniec serii. Inna sprawa, że również koledzy nie traktują bohaterek w specjalny sposób. Powiedziałabym, że to bardzo postępowa seria pod tym względem – zwykle ostatecznie kobiety wymagają ratunku lub przynajmniej pomocy. Tutaj w niczym nie ustępują mężczyznom, nie tracąc przy tym nic ze swojej kobiecości.
Kolejną zaletą anime jest oprawa graficzna. Twórcy umiejętnie przenieśli na ekran charakterystyczną kreskę Atsushiego Ookubo, nadając całości niepowtarzalny rys. Projekty postaci są różnorodne i dopracowane – doceniam zwłaszcza strażackie kombinezony, może niezbyt efektowne, ale praktyczne. Kiedy ogień szaleje, nikt nie biega tu półnagi z rozwianym włosem – niby detal, ale jakże istotny. W ogóle wyjątkowo podoba mi się świat przedstawiony, nieskomplikowane, ale ekspresyjne projekty Infernali, interesująca i urozmaicona architektura z eklektycznym i nieco zrujnowanym posterunkiem Oddziału 8 na czele. Sporo tu ciekawych zabiegów graficznych – mocno linearne ujęcia, utrzymane w szaro‑czarnej palecie barwnej z czerwonymi akcentami oraz nietypowe, bardzo dynamiczne kadrowanie. Tradycyjnie problemem pozostają efekty komputerowe, często zbyt mocno odcinające się od klasycznie rysowanych elementów oraz nierówna animacja. Początek anime jest wręcz efekciarski pod tym względem, ale mniej więcej w środku widać wyraźny spadek formy – rysunki tracą na jakości, a animacja bywa oszczędna i niedbała. Cóż, „urok” dłuższych produkcji…
Podobne odczucia mam w przypadku ścieżki dźwiękowej – pierwsza czołówka, czyli Inferno w wykonaniu Mrs.GREEN APPLE, to dla mnie kwintesencja shounenowej piosenki, dynamiczna, dobrze zaśpiewana i łatwo wpadająca w ucho. Posiada ten ładunek pozytywnej energii, charakterystycznej dla poczynań bohaterów. Nie przewinęłam jej ani razu. Takie samo wrażenie zrobiła na mnie pierwsza piosenka towarzysząca napisom końcowym (veil Keiny Sudy) z szalenie udanym teledyskiem prezentującym przeszłość Iris. Kolejnym dwóm utworom też niczego nie brakuje, ale jednak nie wzbudziły już we mnie takiego entuzjazmu. Podobnie jak muzyka, będąca tłem wydarzeń – niezła, dobrze spełniająca swoją rolę, ale nie wybijająca się jakoś szczególnie. Natomiast seiyuu to inna bajka, zagrali cudownie. Kazuya Nakai, czyli kapitan Obi, Mamoru Miyano jako kapitan Shinmon oraz Taiten Kusunoki w roli kapitana Oddziału 1, Leonarada Burnsa to miód na moje uszy, mogłabym ich słuchać bez końca. Ale pozostali aktorzy również spisali się na medal i gdybym miała chwalić każdego z osobna, musiałabym wymienić całą obsadę.
En'en no Shouboutai nie jest serią idealną, miewa problemy z tempem, a epizod poświęcony Vulcanowi, czyli niedoszłemu członkowi Oddziału 8, nie zachwyca. Także graficznie anime zalicza wzloty i upadki. Pozostaje też kwestia otwartego zakończenia, ale akurat na to twórcy nie mieli wielkiego wpływu – ot, cecha charakterystyczna produkcji powstających na podstawie publikowanych mang. I tak moment zakończenia okazał się dobrze dobrany, został zamknięty pewien etap śledztwa, no i nastąpiło zgranie zespołu znacznie wychodzące poza relację czysto służbową. W ostatecznym rozrachunku seans sprawił mi mnóstwo radości, fabuła wciągnęła mnie mimo pewnej przewidywalności, a bohaterów wręcz uwielbiam. Nie będę nikomu wciskać, że to rewelacyjna produkcja, wyróżniająca się na tle innych serii przygodowych. Nie, to tylko, a może aż, solidnie zrealizowane anime, o ciekawych założeniach fabularnych, pełne efektownych pojedynków i dobrego humoru. Taki klasyk gatunku przeznaczony dla wszystkich, którzy cenią dobrze podane anime rozrywkowe z barwną obsadą. Ze swojej strony szczerze polecam i z niecierpliwością czekam na drugą serię.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | David Production |
Autor: | Atsushi Ookubo |
Projekt: | Hideyuki Morioka |
Reżyser: | Yuuki Yase |
Scenariusz: | Yamato Haishima |
Muzyka: | Ken'ichirou Suehiro |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
En’en no Shouboutai - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |