Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,67

Ocena czytelników

3/10
Głosów: 1
Średnia: 3
σ=0

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gundam Build Divers Re:Rise

Rodzaj produkcji: seria ONA (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ガンダムビルドダイバーズRe:RISE
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Miejsce: Japonia, Rzeczywistość wirtualna; Czas: Współczesność; Inne: Mechy
zrzutka

Powrót do świata MMO wykorzystującego modele gunpla. Nowa wersja gry, nowa historia, nowa ekipa za sterami gundamów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Podstawą GBN (Gunpla Battle Nexus Online), bijącego rekordy popularności VMMO, jest gra zespołowa. Gracze zrzeszają się w gildie, nazywane Force, by razem przechodzić misje i uczestniczyć w turniejach. Nie znaczy to jednak, że nie można grać w pojedynkę – wtedy opcje są bardziej ograniczone, ale nadal niezwykle bogate. Hiroto, który powraca do gry po dłuższej przerwie, woli działać solo z powodu pewnych wydarzeń z przeszłości. May to raczej samotniczka z natury. Kazami, przeciwnie, chętnie widziałby siebie na czele własnej drużyny – problem polega na tym, że brakuje mu do tego zarówno umiejętności w grze, jak i charyzmy. Parviz dopiero niedawno zaczął grać, a wrodzona nieśmiałość i brak przebojowości nie ułatwiają mu nawiązania kontaktów z innymi graczami. Ta właśnie czwórka nieoczekiwanie natrafia na coś, co okazuje się wejściem do ukrytej misji specjalnej, świeżo dodanej w najnowszej aktualizacji. Problem polega tylko na tym, że jest to misja drużynowa, ale że każde z bohaterów ma jakieś własne powody, by w niej uczestniczyć, zgadzają się podjąć przynajmniej tymczasową współpracę. Trafiają do całkowicie nowej sekcji świata GBN, pełnej dopracowanych NPC­‑ów i oszałamiających krajobrazów Eldory, którą trzeba ratować przed atakami tajemniczych, pozbawionych pilotów maszyn. W dodatku misja okazuje się złożona z kolejnych etapów i o wiele dłuższa niż mogliby się spodziewać. Hiroto, May, Kazami i Parviz różnią się wszystkim: temperamentem, doświadczeniem, motywacją, stylem gry. Łączy ich tylko klepnięta dla formalności, domyślna nazwa drużyny: BUILD DiVERS. Czy w takiej sytuacji mają szanse sprostać wszystkim wyzwaniom? I czy naprawdę chodzi tylko o ukończenie misji i zdobycie ślicznego nowego tytułu do kolekcji?

Nowa odsłona Build Divers, rozgrywająca się kilka lat po wydarzeniach z poprzedniej części, wprowadza – jak widać – nowych bohaterów, ale też zdecydowanie zmienia formułę. Główny wątek zarysowuje się już na samym początku, a w dodatku ma charakter nieco bliższy klasycznym seriom z metaversum Gundam, z tą tylko różnicą, że bohaterom nic (teoretycznie przynajmniej) nie grozi, a pomiędzy misjami wyłączają grę i wracają do codziennego życia. Napisałam „teoretycznie”, ponieważ w odróżnieniu od Hiroto i jego towarzyszy, widz błyskawicznie zaczyna zauważać, że świat Eldory i wydarzenia mające w nim miejsce nie do końca pasują do reszty gry. Jako że tym razem serię podzielono na dwie części, napiszę tylko, że nie wiemy jeszcze do końca, z czym tak naprawdę mamy do czynienia, chociaż tu i ówdzie pojawiają się wskazówki mogące stanowić podpowiedzi. Warto też podkreślić, że mimo poważniejszego charakteru, Re:Rise nie zbliża się pod względem fabularnym do „typowych Gundamów” i nie pozwala zapomnieć, że jest serią przeznaczoną raczej dla młodszych odbiorców.

Nowa formuła budziła we mnie mieszane uczucia. Wiele rzeczy mi się podobało, w tym to, że nie próbowano kopiować struktury poprzedniego Build Divers , przez co seria unika wrażenia wtórności. Bardzo, bardzo doceniam bohaterów, którzy są niezgrani, ale w sposób całkowicie naturalny – nie ze złej woli, a przez zwyczajną niekompatybilność i brak dobrej komunikacji. Co więcej, ten problem nie znika magicznie po dwóch­‑trzech odcinkach, ale towarzyszy im do końca tej odsłony i w dodatku miewa dla nich bardzo bolesne konsekwencje. Bardziej spójna i ukierunkowana od początku fabuła potrafi wciągnąć. Jednocześnie jednak nie do końca przekonuje mnie niedomyślność bohaterów w kwestii prawdziwego charakteru misji na Eldorze, szczególnie w sytuacji, gdy o tak zwanych EL­‑Divers (tak, w liczbie mnogiej!) wiedzą wszyscy. Nie jestem też pewna, czy seria nie pójdzie trochę za daleko w stronę powagi – i tak nie stanie się „prawdziwym Gundamem”, a może (podobnie jak zrobiło to w swoim czasie Build Fighters Try) stracić wdzięk i pogodny charakter typowe dla tego zakątka gundamowego metaversum.

Hiroto byłby całkiem udanym bohaterem, gdyby jego zachowanie wynikało po prostu z introwertycznego charakteru i ewentualnie złych doświadczeń towarzyskich. Tymczasem wyjaśnienie w jego przypadku obejmuje historię skomplikowaną, smętną i – co gorsza – mocno naciągniętą za uszy. Oczywiście nie będę jej tu zdradzać, bo i zresztą nie jest to niezbędne do jego opisania. Ważne, że mimo to może budzić sympatię – jest wyhamowany i kompetentny, ale nie przypomina chodzącej doskonałości, zaś seria znajduje kilka okazji, by jego wizerunek samotnika, który woli wszystko robić sam, trochę wyśmiać. Niezłym pomysłem było także rozbicie roli lidera drużyny – faktycznie tę funkcję pełni właśnie Hiroto, jednak formalnie przypadła ona aż nazbyt chętnemu do podjęcia się tego Kazamiemu. Przypuszczam zresztą, że to Kazami będzie postacią budzącą bardzo różne odczucia widzów. Mnie jego hałaśliwa niedojrzałość podobała się, ponieważ wprowadzała zdrowy ferment w drużynie, a nie była przesadnie przerysowana. Poza tym nie zrobiono z niego jednoznacznego błazna – znalazły się momenty, kiedy widać, że jego styl bycia sprawdza się lepiej niż rzeczowy pesymizm Hiroto. Z drugiej strony wiem, że tego rodzaju bohaterowie dużą część widzów po prostu irytują, więc sygnalizuję możliwy problem. Tym bardziej że w wielu seriach jego wątek zająłby jeden­‑dwa odcinki, po których Kazami nauczyłby się wartości przyjaźni, położył uszy po sobie i słuchał we wszystkim bardziej doświadczonych kolegów. Bardzo miłym zaskoczeniem dla mnie było to, że na koniec pierwszego sezonu widać w nim wyraźne zmiany, ale też ma jeszcze przed sobą daleką drogę.

Niestety, niewiele mogę napisać o pozostałej dwójce, głównie dlatego, że tożsamość i cele May są bardzo długo owiane tajemnicą (chociaż wyjaśniają się pod koniec tej części). Pod pewnymi względami przypomina ona Ayame z poprzedniej odsłony Build Divers, ale jest to podobieństwo mocno powierzchowne – różni się od niej zarówno historią, jak i motywacją, co ma spore znaczenie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest tutaj nie do końca wykorzystana. Owszem, po części wynika to z konieczności zachowania wyżej wspomnianej tajemnicy, ale bardziej problemem jest to, że pod względem funkcjonalnym jej rola w drużynie w sporej części dubluje się z rolą Hiroto. Mam nadzieję, że dalszy rozwój wydarzeń pozwoli zatrzeć to wrażenie. Parviz wreszcie jest niewiele więcej jak statystą. Owszem, dostaje własny odcinek czy półtora, ale nie jest w stanie skutecznie walczyć o uwagę widza. Jest to o tyle nieuniknione, że wynika z jego charakteru – młodszy od pozostałych, niedoświadczony i z natury raczej nieśmiały, nie potrafi się wtrącać w dyskusje czy aktywnie uczestniczyć w podejmowaniu decyzji. Tutaj także widzę pole do rozwoju, acz nie jestem pewna, czy zostanie ono wykorzystane.

Niestety, o ile poprzednia odsłona Build Divers była pełna barwnych postaci drugoplanowych, o tyle ta wypada pod tym względem znacznie gorzej. Wynika to z charakteru fabuły – bohaterowie stosunkowo niewiele czasu spędzają w towarzystwie innych graczy, zaś mieszkańcy Eldory są bardziej obiektami do ratowania niż pełnoprawnymi uczestnikami wydarzeń. Niewielką rolę odgrywa przyjaciółka Hiroto, Hinata – spodziewałam się, że podobnie jak poprzednio Momoka, zostanie wciągnięta jako świeżynka w świat GBN, ale na razie sytuacja jest na to zbyt poważna, więc dziewczyna pełni tylko rolę wsparcia moralnego, a czasem elementu komediowego. Właśnie: zupełnie nieobecni są pierwszo- i dalszoplanowi bohaterowie poprzedniej odsłony, przy czym im dalej w las, tym bardziej ta nieobecność wydaje się zaplanowanym zabiegiem scenarzystów, a nie tylko przerzuceniem uwagi widza na nową ekipę. Powraca tylko Magee, pojawiający się epizodycznie, ale regularnie – to zawsze coś, chociaż nie ukrywam, że seria straciła dla mnie sporo na całkowitym braku pewnego białego gronostaja.

Przyznam uczciwie, że nie pamiętam już do tego stopnia szczegółów, by porównywać Re:Rise z poprzedniczką pod względem poziomu grafiki, ale wydaje mi się, że jest dość podobny. Niestety, nie wszystkie walki są dostatecznie efektowne, co po części wynika z fabuły, ponieważ w wielu potyczkach skuteczność liczy się bardziej od stylu. Tła bywają ładne, a projekty postaci są rozpoznawalne nawet w przypadku mieszkańców Eldory, chociaż widać też oszczędności, przede wszystkim w nieruchomych ujęciach tłumów czy uproszczeniach sylwetek na dalszym planie. Oczywiście oglądamy także cały szereg nowych gundamów, chociaż sam proces ich składania i ulepszania zniknął z serii praktycznie całkowicie. Trudno też nie uznać za zabieg marketingowy tego, że maszyna Hiroto, Core Gundam, może być wyposażana w różne „zbroje”, zmieniające zupełnie jej wygląd i możliwości – wygodna sztuczka na sprzedanie kilku modeli zamiast jednego. Dwie formy ma także gundam Parviza oraz – w pewnym sensie, bo to bardziej złożone – May. Maniacy gunpla będą więc mieli na czym zawiesić oko (i na co wydawać ciężko zarobione pieniądze).

Muzykę można opisać krótko – nic szczególnego. Spełnia dobrze swoją rolę w tle odcinków, ale nie jest to ścieżka dźwiękowa, która zapada na dłużej w pamięć. Jeśli natomiast chodzi o seiyuu, warto pamiętać, że troje z czwórki głównych bohaterów to osoby z natury pełne rezerwy, co oczywiście sprawia, że aktorzy głosowi nie mogą popisać się swoimi umiejętnościami ekspresji. Warto jednak pochwalić Chiakiego Kobayashiego, który mimo braku większego doświadczenia (grał do tej pory drugoplanowe rólki w Kenja no Mago i Boogiepop wa Warawanai) brzmi bardzo dobrze jako Hiroto – stonowany, ale nie sztywny. Mai Fuchigami (May) udowadnia, że ma sporą skalę możliwości – jest tutaj zupełnie inna niż Alice/Cure Rosetta w DokiDoki! Precure czy Miho w Girls und Panzer. Za to Masaaki Mizunaka odgrywa Kazamiego z podobną manierą, jak wcześniej tytułowego bohatera Isekai Maou to Shoukan Shoujo no Dorei Majutsu, co akurat do tej postaci pasuje doskonale.

Trudno ocenić tę serię, jako że jest produktem nieskończonym. Fabuła ma trochę dziur, które jednak nie muszą razić, jeśli pamięta się, że mamy do czynienia z produkcją dość specyficzną. Jak zwykle w każdym odcinku można znaleźć liczne odniesienia do tytułów z bogatego metaversum Gundam – czasem ukryte na dalszym planie albo w pokazywanych na chwilę ekranach lub schematach. Ich śledzenie będzie stanowiło dodatkowy smaczek dla fanów, ale właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by po tę serię sięgnęła osoba, która z Gundamami – nawet poprzednim Build Divers – nie miała jeszcze do czynienia. Historia w porównaniu do poprzedniej odsłony zmieniła charakter z epizodycznej eksploracji gry na bardziej ciągły i przygodowy, a co więcej, z czasem wyraźnie poważnieje. Zdziwiłabym się jednak, gdyby tytuł z tego podcyklu nie doczekał się ostatecznie happy endu i pozytywnego przesłania, że składanie modeli łączy, rozwija i uszlachetnia.

Avellana, 7 marca 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Hajime Yatate, Yoshiyuki Tomino
Projekt: Fumikane Shimada, Ippei Gyoubu, Jun'ya Ishigaki, Juri Toida, Kanetake Ebikawa, Kazuhiro Hara, Kenji Teraoka, Kunio Ookawara, Shin'ya Terashima, Takayuki Yanase
Reżyser: Shin'ya Watada
Scenariusz: Yasuyuki Mutou
Muzyka: Hideakira Kimura