Komentarze
Bakumatsu Kikansetsu Irohanihoheto
- komentarz : Enevi : 3.01.2014 14:32:50
- komentarz : imspidermannomore : 3.01.2014 14:23:32
- komentarz : Subaru : 16.06.2013 17:53:55
- Drętwa bzdura na kiju : Lenneth : 12.01.2013 22:07:04
- Samurajski przeciętniaczek. : Gin Gajad : 6.01.2013 14:33:58
- Re: No cóż : budyń : 24.05.2012 20:15:37
- No cóż : budyń : 24.05.2012 20:13:53
- komentarz : Evony : 9.09.2011 00:35:31
- po-po-po-poker face~ : Qualu : 7.03.2011 20:55:28
- Nadzieje legły : Ayako*** : 28.12.2010 22:41:29
A wygląda tak ślicznie.
Około połowę odcinków obejrzałem uważnie, próbując zrozumieć, kto z kim, po co i dlaczego. Bez skutku.
Nie jestem totalnym laikiem, jeśli o historię Japonii chodzi, okres Bakumatsu znam wystarczająco, by nie mieć bólu głowy przy oglądaniu anime z samurajami. Ale ta seria podaje zdecydowanie zbyt dużo historycznych szczegółów (mapki ze strzałkami, jakieś rozrysowane bitwy, a co to kogo obchodzi?!), żebym wiedział, o co chodzi, a i tak mam silne wrażenie, że twórcy zawarli w tym wszystkim mnóstwo fantazji, wiele scen było kompletnie bez sensu.
Przede wszystkim nuda i tylko ze względu na naprawdę udane facjaty męskich twarzy nie rzuciłem tego w połowie, a wytrwałem do końca. Jedyny promyczek tej serii… Bohaterowie są niestety bez charakterów, mdli, coś tam robią, ruszają się, ale zero w nich życia.
Okropnie nudne, niby się coś dzieje, ale widz nie ma wrażenia, że ta historia w ogóle zmierza do jakiegoś końca. Rozwleczone niepotrzebnie.
4/10.
Drętwa bzdura na kiju
Nie chodzi mi wcale o to, że w anime wymieszano prawdziwą historię z elementami fantasy – fantasy akurat lubię, a historię okresu Bakumatsu akurat względnie ogarniam, połączenie mogłoby wyjść strawne. Chodzi o sam chaotyczny, wybujały scenariusz, który twórcy chcieli chyba jak najbardziej „ulepszyć”, dlatego wcisnęli do niego absolutnie wszystko: czarną magię, złe duchy, magiczne miecze, katany, pistolety, bitwy morskie, świecące oczy, latające zamki, królową angielską, Joannę d'Arc… no cuda, panie, cuda! Aż niedobrze się od tego robi.
Jeśli zaś o wątki/postacie ściśle historyczne chodzi, to myślę, że byłoby lepiej, gdyby zamiast faszerować widza czytanym z offu podręcznikiem („roku tego i tego oddział taki a taki przedarł się przez formację siaką w stronę miasteczka owego” – wszystko zilustrowane mapką ze strzałkami lub przypadkowymi krajobrazami) oraz wprowadzaniem dziesiątek nazw miejscowości i nazwisk, skupiono się na solidnym pokazaniu jednego, konkretnego wycinka rewolucyjnej rzeczywistości. (Np. charyzmatyczny wódz X kontra równie charyzmatyczny Y, reszta jakoś w tle.)
No, ale nic to. Nazwiska i przypisy wyskakujące mi w kanji na dole ekranu mogłam jeszcze zignorować. Gorzej, że seria leży i kwiczy jeśli chodzi o bohaterów. Naprawdę, w życiu nie widziałam równie płaskich postaci!!
Postacie są zaledwie marionetkami w rękach przeznaczenia, czy też raczej widzimisię ich twórców. Chodzą i walczą ze sobą, „bo tak” (...mają w scenariuszu). Nie wiem, może taki był odgórny zamysł twórców, a ja się burzę, bo nie czuję fatalistycznej filozofii wschodu (?), ale doprawdy, jeśli przez 26 odcinków mam się zżyć z bohaterami, to niech ci bohaterowie coś MÓWIĄ, MYŚLĄ i CZUJĄ. Niech mają jakiś CHARAKTER. Tymczasem Akizuki jest idealnie bezbarwny – chodzi i macha mieczem, koniec. Kakunojo nie robi nic poza powtarzaniem w kółko trzech rzeczy: najpierw „zemsta”, potem „Akizuki‑sama”, potem „dla kraju!”. (Naprawdę nic innego nie mówi!) O Kanno, też głównym bohaterze, wiemy „aż” tyle, że opuściła go matka, więc ma traumę. Jeden główny zły jest zły, „bo tak”, a drugi dlatego, że opętał go zły duch (a duch jest zły, bo… zgadliście, „bo tak”). Liczne postacie drugoplanowe posiadają równie wielką głębię. Moją uwagę na moment przykuł jedynie Hijikata, ale Hijikatę widziałam już wcześniej w pierdyliardzie innych produkcji, nie tylko anime, i tak był o wiele ciekawszy, co z tego, że może brzydszy.
Podsumowując, BKI „oferuje” widzowi ze trzy, cztery tuziny idealnie płaskich postaci oraz absurdalnie naciągany scenariusz, który nie jest ani rzetelną lekcją historii, ani czystym, lekkim fantasy.
Jedynym plusem tej serii pozostaje właściwie oprawa audiowizualna. Projekty postaci wyglądają naprawdę ładnie, tła też. Sceny walk bywają już natomiast czasem zbyt statyczne (pełne uproszczeń typu: nie pokażemy biegnącej postaci, tylko niech sam tułów przesuwa się w zwolnionym tempie po ekranie z głośnym „Aaaaaa!, żeby dodać dynamiki). Muzyka nieźle pasuje do wydarzeń.
Na koniec jedno: piosenka z openingu jest cudowna. Zdecydowanie warto jej posłuchać… i dokładnie w tym miejscu zakończyć przygodę z całym anime.
Samurajski przeciętniaczek.
Niektóre odcinki wlekły mi się niemiłosiernie, niektóre mijały szybko. Może to kwestia postaci? Wszyscy wydali mi się przeciętni. Akizuki nie byłby zły, ale jednak funkcja protagonisty do czegoś zobowiązuje i nie można sobie tylko stać na różnych klifach i powiewać. Kakunojo zajmowała się powtarzaniem „Akizuki‑sama” i w zasadzie tylko to mogłaby robić, bo późniejsze kliknij: ukryte wciśnięcie jej w rolę drugiego Wiecznego Zabójcy jakoś mi nie pasowało. Co do „wątku romantycznego” – ja wiem, to w pierwszej kolejności miała być przygodówka, ale jeśli coś się na początku sugeruje, to miło by było, gdyby się tego trzymać do końca. Latająca w kółko mewa w ostatnich minutach nie była tym, czego oczekiwałam.
kliknij: ukryte Enomoto z wyjątkiem błyskania oczami i szaleńczego śmiechu tez nie robił za wiele, nie tego się spodziewałam po antagoniście. Ibaragi jako podstępny manipulator też się nie sprawdził, czegoś mi w nim brakowało. Trupa teatralna, Shouten i spółka wzbudzali sympatię, polubiłam ich. Dobrze prezentowali się Hijikata i Okita kliknij: ukryte szczególnie śmierć tego drugiego mnie wzruszyła.. Kanna po prostu był i ani ziębił, ani grzał.
Muzyka jest świetna, bardzo przyjemnie się jej słucha, a opening to cudeńko.
Grafika też ładna, wyjątkowo podobał mi się deszcz i towarzyszący mu klimat. Jakoś tak…
A co do klimatu tej serii ogółem – jakoś go nie odczułam. Niestety, ale spodziewałam się „tego czegoś”, a dostałam samurajskiego przeciętniaczka. Ani złego, ani dobrego, ale po prostu przeciętnego.
No cóż
Po mimo wad serię polecam.Jedna z lepszych o tematyce samurajskiej.7/10
Mi się podobało, nawet bardzo. Może te fakty historyczne rzeczywiście były ciężkie do zrozumienia i przytłaczały, ale dało się przez to jakoś przebrnąć, kreska jak dla mnie bardzo ładna, a bohaterowie całkiem spoko. Nie wiem skąd tyle narzekań… ale każdy ma prawo do swojej opinii, więc ok.
sorry za brak jakichś górnolotnych stwierdzeń i ograniczania się do określeń takich jak spoko czy ok, ale nie chce mi się smarowac nic więcej, a chciałam dodac jedną opinię pozytywną więcej, żeby ci hejterzy całkowicie nie zniechęcili ludzi do tego anime :)
po-po-po-poker face~
Pod względem fabularnym.. gdybym była Japonką, to bym właśnie skakała pod shinkansen. Na czaszkę (sic ) św. Korduli, takiego mieszania faktów historycznych z wybujałą wyobraźnią dawno nie widziałam. Owszem, całkiem zgrabne połączenie, ale co za dużo to nie zdrowo! Co do nadmiernej ilości, widzę narzekania na owe wątki historyczne – moim zdaniem mogliby jeszcze zmniejszyć ilość „dopisków” a zwiększyć część poświęconą polityce i historii – nie dziwię się zagubionym widzom w lesie faktów, ale nie od ich nadmiaru, tylko niewielkiej obszerności i treści owych wydarzeń. Gdyby rozwinięto i rozłożono to, co siedzi w tej serii czarno na białym, narzekających byłoby znacznie mniej. Pewnie nie starano się w to wnikać, bo japoński widz z założenia wie więcej.
Postaci też złe nie były. „Akizuka” polubiłam, dawno nie oglądałam serii z „głównym bucem”, śmiem stwierdzić, ze stęskniłam się za tym typem bohatera, więc Youjiro mi absolutnie nie psuł seansu. Śmiesznym ( a może smutnym ) dla niego jest to, że choć jest głównym bohaterem, nie dość, że jest go najmniej, to absolutnie nie zapamiętałam żadnej jego kwestii ( może Namikawa kazał słono płacić za każde słowo, więc skrócono jego występ..? ). Zbaczając z listy płac, Akizuki miał bardzo ładnie dobrane kolorki oczu, włosów, szmatek, a za każdym jego występem ( a nie było ich dużo.. ) zatrzymywałam na chwilę seans, aby napatrzeć się na jego wdzianko ( po raz pierwszy chyba nie przeszkadzała mi skromna szafa bohaterów ) – no cudne te kreacje, sceniczne, niesceniczne, robocze, japońskie, niejapońskie, ale jego ubiór to normalnie do gablotki i ołtarzyk wystawić. Yuuyama z kolei mnie zawiodła, za każdym razem, gdy starałam się ją polubić, coraz bardziej zaczynała mnie irytować ( ale na scenie grała fenomenalne postaci i mogłaby na co dzień „grać” ). Ostatecznie jednak kliknij: ukryte pasowała do Akizuka. Na siłę starano się zrobić z Kanny i Akizukiego „śmiertelnych wrogów”. Tak na siłę i tak „na chama”, że ich pojedynki śmieszyły i patrząc logicznie, aż dziw bierze, że się panowie nie polubili ( jakby nie patrzeć, kliknij: ukryte mieli nawet ten sam cel, no ale po co, w scenariuszu inaczej stoi, mają się nie lubić i już! ). Zły Zielony Jezus ( Ibaragi, czy jak mu tam ) swoją obecnością niszczył mi przyjemne chwile z tym anime, nic specjalnego nie robił, a strasznie denerwował. Prostytutka i jej kolega‑aktor, miła para. Hijikata wypadł na tle postaci najlepiej ( a w moim osobistym rankingu pod nim jest Wielki Kanion i gdzieś tam pod chodnikiem stoi Akizuki, a za nim reszta postaci tapla się w Rowie Mariańskim ), miło się oglądało sceny z jego udziałem i w sumie anime mogli by zakończyć kliknij: ukryte gdy umiera ( całkiem ładnie z resztą, kliknij: ukryte bez zbędnej popmatyczności, przemówień, thragicnzych retrospekcji czy inszych zbędnych ozdobników ). Dobrym było to, że gdy postać została przekłuta mieczem, to potem nie biegała z rozerwaną wątrobą i nie ratowała nadal Świata i Przyjaciół, tylko najnormalniej w świecie już za bardzo nie mogła machać mieczykiem. Tak, chodzi mi o realizm. O realizm i klimat, który był fenomenalny! Ale.. do pewnego stopnia. Gdy zobaczyłam wierzę z Władcy Pierścieni ( na czubku brakowało tylko oka/czaszki ), a gdy potem ta wieża zaczęła kliknij: ukryte latać ( jak Gundam, jednak Sunrise zawsze gdzieś go wciśnie! ), normalnie opadła mi szczęka. Science fiction było dobre, ale mogłoby być więcej science, bo fikcja przekraczała czasem 1o promili. No i świetlne miecze! Przeżyłam jeszcze świecące oczy i fakt, że nagle Youjiro skacze jak małpa na 5 metrów wzwyż, ale te mieczyki z Gwiezdnych Wojen.. Czasem się też nieźle uśmiałam przy niektórych głębokich kwestiach czy krzywo narysowanych licach bohaterów, ale to nieistotne szczegóły.
Muzyka – miodzio, openingu ani razu nie przewinęłam, ending tak, bo mi nie pasował ani do serii ani do moich gustów, ale opening powala, graficznie, muzycznie, wokalnie. No, ale to FictionJunction. Pianino, skrzypce, bębny w OST – muzyka niesamowita, bardzo klimatyczna i bardzo pasująca. Grafika z resztą również, czasem 3D kuło w oczy, ale dobór kolorów, animacja, pejzaże – kapitalne. Śnieżne widoczki, góry, niebo, miasta ( z mieszkańcami, nie wyludnione! ), morze – przepiękne.
Anime, podsumowując, wiele nie wnosi, ale oprawa audiowizualna powala na kolana. Klimat i realizm na wielki plus, parę niedociągnięć i zakończenie, które podobało mi się, bo po prostu było tak epickie, że aż śmieszne to takie tam rysy. Można obejrzeć, jak ktoś lubi klimaty, jak nie, niech nie rusza, bo może się zrazić ( albo zarazić ) paraliżem twarzy Akizukiego.
Nadzieje legły
Nie dla każdego.
Jednakże zbyt duże bombardowanie widza tym tłem historycznym, datami, pojęciami oraz całym wachlarzem postaci. Początkowo nie tyle komplikowało odbiór tego anime, ale nazbyt wszystko gmatwało, czułam się momentami zagubiona i zirytowana, kiedy niedokońca wiedziałam o kim jest mowa, lub gdzie się znajdują postacie. Z czasem zaczełam sobie radzić z tym problemem i jakoś łączyć te informacje w całość. Co w ogólnym rozrachunku wcale nie zmniejszyło przyjemności jaką czerpałam z tego anime.
Fantasyczne dodatki są ciekawe, aczkolwiek , pod koniec zaczeły troche nie pasować do reszty .
Oprawa graficzna- wysoko ponad przeciętną, odpowiadała mi nie tylko rewelacyjna kreska, ale też przytłumiona , często melancholijna kolorystyka.
Co do postaci to mam jeden zarzut. Mianowicie zbyt dużo w nich enigmatyczności.
Zarówno opening jak i ending stoją na dobrym poziomie, aktualnie ciągle sobie ich słucham:)
Uważam, że każdy powinien dać szanse tej serii, jednym się spodoba , innych znudzi. Ja daje mocną 7 i prawdopodobnie jeszcze wróce do tego tytułu.
Raz dobrze, raz źle...
Po drugie- Akizuki- najnudniejsza postać w tej serii- jak dla mnie mogłaby ona istnieć bez niego, co może się wydawać dziwne, w końcu to teoretycznie główny bohater.
Na początku uwielbiałam za to postać Kanny, ale niestety- po prostu musiał mieć tragiczną przeszłość i w rezultacie wyjść na mięczaka…ech…Równie interesująco prezentowała się cała ta brytyjska grupka, co to miała zabić Enomoto, ale…ich również zepsuto. Najciekawszą postacią był chyba Hijikata…a i oczywiście ten dziadek ze świątyni, czy kim on tam był. Właściwie bohaterowie drugoplanowi ogólnie wypadli w miarę dobrze, z niewielkimi wyjątkami.
Co mnie najbardziej zachwyciło w tym anime, to bez wątpienia muzyka (Zresztą jak zobaczyłam, że opening to dzieło Fiction Junction Yuuka to było jasne, że będzie znakomity). Ending również trzymał znakomity poziom. Natomiast piosenka tak często śpiewana przez Kakunojo (czyli Kakuno Take no Temari uta) po prostu podbiła moje serce!
Zakończenie natomiast totalnie beznadziejne- nic więcej nie trzeba tu mówić…
Generalnie rzecz biorąc- anime na poziomie, ale niestety zmarnowane. Jedne odcinki po prostu się pochłania, a w innych, aż prosi się, żeby te nudy przewinąć dalej. Mimo wszystko- 8/10
Nienawidzę marnotrawstwa!
No właśnie. Romans. Na samo wspomnienie tego słowa w sąsiedztwie komentowanego tutaj tytułu mam ochotę ciskać wiadomym ptactwem. Albowiem JAKI MY TU MAMY ROMANS?! Jak dla mnie ŻADEN! (no chyba że weźmiemy pod uwagę młodocianego Tetsunosuke czy parę Tayu/Kozou). Dawno nie widziałam tak sknoconego wątku miłosnego. Po prostu płacz i zgrzytanie zębów. Ja wiem, że to anime przygodowo‑historyczne jest, a nie jakiś szojec, ale w takim razie po co mnie twórcy nabijają w butelkę za pomocą zwolnionych ujęć, melancholijnej muzyczki i innych czytelnych sygnałów, hę? Sugerując się rzeczonymi środkami wyrazu, pozwoliłam sobie na pewne złudzenia. Kiedy już wiedziałam, że fabuła jest nieuleczalnie mętna, że postacie żałośliwie płaskie, liczyłam na to, że może chociaż odrobiną czułości twórcy nadrobią stracone punkty. Czekałam dosłownie do ostatniej chwili. A jak się doczekałam – znaczy się dobrnęłam do finałowej sceny między Yojiro i Kakunojo – ręce i nogi mi opadły. Doprawdy, coś takiego powinno być karalne!
Zgadzam się... ; /
Początek był ciekawy i raczej czekało się na puentę jaką się zakładało na początku.Jednak pociągnęli to dalej w nudnawy pełen rozmów których mało można wynieść.Sam zaczyn alem się gubić w tym całym.Trochę jest zabarwienie historyczne ale tylko„trochę”.Później w tych wszystkich walkach o dominacje nad krajem,w których zostały wciśnięte złe moce nie zbyt mi się podobało.
Masa konwersacji pełnych własnych nazw i nazwisk. I tylko zastawiać się „o co chodzi?”.
Jak pisałem na początku początek jest dobry ale nie zagłębiano się ,a raczej pociągnięto to dalej w dłużyznę poskręcaną z mistycyzmem,walkami,przygodą,dramatem.
Raczej prosiłbym o zastanowienie przed obejrzeniem tej serii.Ani polecić ani nie posłać w diabły.Sami zastanówcie się.Dla mnie to średniak na 6/10.
Mowiac oszczednie to...
kliknij: ukryte
I jeszcze raz nudy:)
Nie zrozumiałem, ale...
Dobra, ale nie do końca ;)
ehh
jak wyżej ;)
Świetne
Średnio
- Kreska respekt jedna z najładniejszych
- Walki na wysokim poziomie
Co zwalili?
- Jak zawsze wwalili za dużo histori japońskiej
(może niektóźy to lubią, ja mam lekcji histori w samym srodku akcji dosc)
- Bohaterowie błądzą ostro
- Średnie zakończenie i według mnie nie klejąca sie fabuła
Mimo powyższych cech Miło się oglądało powyżej wymienione anime Aczkolwiek nie zgrałem go do kolekcji
Ryousuke Takahashi - nic dodać nic ująć
Bardzo ciekawa, dobrze zaplanowana od początku do końca fabuła – ze szczegółami. Wszystko zazębia się i skleja. Swietne jest to, że nie mamy rozwiązań wyłożonych na tacy tylko trzeba ruszyć mózgownicą, połączyć wątki. Super było to, że pomimo, że seria ma tylko 26 odc. to wydaje się po objerzeniu jakby skończyło się długą, epicką wielowątkoą opowieść. Doprawdy fantastyczna robota.
Postacie też na 9. Assasin to asassin – twardy jak skała i tak okazał zbyt dużo uczuć jak na potencjalnego bezwględniochę. A, że kobieta płacze – jejku taka postać – że niby nie ma takich ludzi??? kliknij: ukryte A z tego co pamiętam to Kana o własnych siłach doszedł spowrotem do teatru – nie pokazali chyba jednoznacznie, że zginął
Grafika i Muzyka – nic dodać, nic ująć. Serię w całości oceniam na 9. Bardzo polecam, tę jak i inne pozycje wymienionego autora. Jego praca idelanie wkomponowuje się w moje gusta. Ja czekam na następną: Flag…
Dla wszystkich zainteresowanych radzę przed seansem zapoznać się – choćby bardzo pobieżnie – z historią Japonii: początek i koniec Szogunatu Tokugawów. Warto wiedzieć co to Sekigahara i inne takie częste tajemnicze nazwy.
Zapowiadało się świetnie - Skończyło tylko dobrze...
-Zero wyjaśniania wątków – kliknij: ukryte Kto wpadł na pomysł, żeby ubić Kanne ? No, kto ? Dali mu zegarek, traumatyczną przeszłość, nic nie wyjaśnili i pozwolili zginać…Albo wyjaśnienie Soutetsu, czemu to robił…Jakieś bzdury o 500 latach czegoś tam(nawet już nie pamiętam, o co tam chodziło…), albo końcowy wyjazd Yojiro za morze…I te pożegnanie…Achh, dhamatyzm….
-Nielogiczne zachowanie postaci – kliknij: ukryte Yeah, najpierw myśląca Kakunojo zamienia się z zombie, a nawet, gdy nie jest pod wpływem głowy, to nie myśli…
Co do opisanych w recenzji postaci się zgadzam – Akizuki’emu zabrakło tylko białego rumaka, który miałby i tak lepszą mimikę twarzy od niego, cała ta grupka teatralna też nie była bez zarzutu(chyba najlepsze były dzieci ;]), Kanna to już dno…A Hijikata był fajny, jedyna postać, która wzbudzała moją sympatię ;]
Co do grafiki to również się zgadzam – była świetna. Budowała klimat ;] Kreska postaci mi sie podobała, tła były szczegółowe, niczego tutaj nie brakowało.
Muzyka jw. ;] Jeden z lepszych soundtracków. Ciekawie połączono taką typową samurajską muzyczkę, z nowymi klimatami(nie wiedziałem jak to nazwać ;]). Co prawda ending mi nie przypadł do gustu, ale opening w wykonaniu FictionJunction YUUKA był bardzo dobry.
I tak jak w każdej samurajskiej serii trzeba poświęcić trochę czasu na pojedynki ;] Nie były złe. Co prawda widywałem już dużo lepiej wykonane(animacja), ale te w Bakusiu potrafiły przykuć uwagę np. Akidzuki – Katana vs Kanna – Pistolety – Tak emocjonującej walki w połączeniu z świetną muzyką dawno nie widziałem ;]
Reasumując seria miała szanse stać się arcydziełem, a jest zaledwie dobra. Co nie znaczy, że nie warto jej poświęcić czasu. Dla mnie – mimo dennych postaci i niewyjaśniającej niczego fabuły – tak z 8/10. Za przyjemność z oglądania dobrej samurajskiej serii, których nie ma wcale tak dużo ;]
zgadzam się z recenzją
Postaci drugoplanowe zdecydowanie lepiej wypadają niż te główne. Tak przy okazji: kliknij: ukryte nienawidzę 25 odcinka, w którym usiekli mi ulubionego bohatera – Kanna Sayonosuke. To była naprawdę fajna postać…no ale w imię zasady „wszyscy źli muszą zginąć” (chociaż nie był tak jednoznacznie negatywny, raczej miał plany, które kolidowały z zamiarami Yojiro. Apropos głównego bohatera. Jedna informacja pogrążyła tylko tą postać w moich oczach: kliknij: ukryte mianowicie jego wiek – 17 lat…(swoją drogą co musiano z nim zrobić w dzieciństwie jeśli teraz tak się zachowywał… Ja rozumiem, że to były inne czasy, ale bez przesady. kliknij: ukryte Tak samo pozostaje niewykorzystany potencjał rudowłosego rodzeństwa...a szkoda.
Coś jeszcze? Wielki plus za projekt postaci, wszystkie się czymś od siebie różnią i są bardzo „ludzkie”. I na koniec ostatni zgrzyt-
kliknij: ukryte zakończenie – co jak co, ale Happy End mi tu naprawdę najmniej pasował, był zdecydowanie wepchnięty na siłę… A zapowiadało się naprawdę coś niesamowitego, ale to przecież anime ;)