Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 2/10 grafika: 7/10
fabuła: 3/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

2/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 2,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 38
Średnia: 5,61
σ=2,36

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Sulpice9)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Isekai de Cheat Skill o Te ni Shita Ore wa, Genjitsu Sekai o mo Musou Suru ~Level Up wa Jinsei o Kaeta~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2023
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • I Got a Cheat Skill in Another World
  • 異世界でチート能力を手にした俺は, 現実世界をも無双する~レベルアップは人生を変えた~
Gatunki: Przygodowe
zrzutka

Co jest lepsze od posiadania supermocy w alternatywnym świecie? Posiadanie supermocy w dwóch światach.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Powiedzieć, że życie nie rozpieszczało Yuuyi Tenjo, to jakby nic nie powiedzieć. Jego życiorys mógłby śmiało zagościć na kartach rosyjskiej literatury: jako że od niepamiętnych czasów był brzydkim, otyłym dzieckiem, dokuczali mu koledzy z klasy, rodzeństwo, a nawet rodzice. Tylko dziadek okazywał mu ciepło i wsparcie. Niestety, gdy chłopak był w wieku mniej więcej gimnazjalnym, starszy pan zmarł. Ku zaskoczeniu rodziny to właśnie Yuuya odziedziczył po nim dom i wszystkie ruchomości. Początkowo krewni usiłowali podważyć testament, jednak ostatecznie wzięli to za dobrą monetę – skoro chłopak zdobył majątek, to bez przeszkód mogli go wydziedziczyć i wykreślić z rodzinnego rejestru. Czy to poprawiło los naszego bohatera? A skąd. Ponieważ od teraz musiał sam na siebie zarabiać, rozpoczął pracę na pół etatu, a trudno jest utrzymać robotę, gdy masz na głowie dom, naukę i buciory lokalnych chuliganów, tłukących i wyzywających cię ku uciesze twojego dawnego rodzeństwa.

Po latach cierpień los w końcu się uśmiechnął do bohatera. W czasie przerwy przed rozpoczęciem nauki w liceum Yuuya znajduje w domu sekretną komnatę. Wszystko wskazuje na to, że dziadek chłopaka dzięki niej wędrował do alternatywnego świata, pozostawiwszy wnukowi cały arsenał najlepszego oręża, artefaktów i wspomagaczy niezbędnych dla początkującego bohatera. Tym sposobem Yuuya rozpoczyna trening, uczy się fechtunku, a nawet nabywa praktyczne umiejętności jak gotowanie czy znajomość języków obcych. Co więcej, z pokonanych wrogów otrzymuje kolejne przedmioty, które może wygodnie wymienić na twardą walutę (japońską twardą walutę). Lecz wszystko co dobre, szybko się kończy – początek roku szkolnego zbliża się nieubłaganie, więc chłopak porzuca swoją samotnię i rusza do liceum. I choć przez ostatnie tygodnie wychodził do „normalnego” świata, dopiero teraz się zorientował, że nie dość, iż jego nowe moce działają w japońskiej rzeczywistości, to jeszcze schudł, urósł i wyprzystojniał. I to tak, że nikt (włącznie z nim samym) nie jest w stanie go rozpoznać.

Nie ukrywam, po pierwszym odcinku tego cuda (tak, streściłem jedynie pierwszy odcinek), odłożyłem serię do szufladki „dziękujemy, oddzwonimy”. Serial zdawał się być kolejnym oklepanym isekajem, tym razem okraszonym słusznym, choć banalnym przesłaniem, że „nie szata zdobi człowieka”. Jednak zaintrygowała mnie popularność tej serii i specyficzne komentarze na Crunchyrollu, które brzmiały mniej więcej tak: „Dobry Boże, co za chłam. Dlaczego to tak wciąga?” albo „Ja wiem, że to straszny badziew, ale mimo to chcę więcej i więcej!” czy nawet „Być może najgorsze anime tego sezonu – nie mogę się doczekać następnego odcinka”. Umiarkowanie zaciekawiony tymi nietypowymi ocenami zasiadłem do ponownego seansu i… tak, moja opinia jest bardzo podobna do tych wyżej wymienionych.

Czy uważam, że Iseleve jest dobrym anime? W żadnym wypadku. Ten serial nie ociera się nawet o półkę z przeciętnymi adaptacjami light novel, o których większość widzów zapomina od razu po seansie. Czy jest to coś, co moglibyśmy nazwać „wstydliwą przyjemnością”? To już chyba bardziej, ale jakoś nie jestem przekonany, czy to właściwe określenie. Powiedziałbym raczej, że ten serial to rzecz tak zła, że aż zabawna. By lepiej zrozumieć fenomen tego anime, muszę poruszyć jedną, bardzo ważną kwestię: co sprawia, że film lub serial zasługuje na miano tak fatalnego, że aż bawi?

Zacznijmy od podstawowego pytania – dlaczego uważam, że to anime jest złe? Przede wszystkim w serialu nie działają kluczowe elementy niezbędne do zaprezentowania dobrej historii. Scenariusz przeraża naiwnością i wtórnością. O ile sam pomysł, by bohater wracał do swojego świata i korzystał z fantastycznych umiejętności jeszcze rokuje, o tyle wszystko zostaje zaprzepaszczone przez miałkość kolejnych wydarzeń. Spójrzmy na drugi odcinek: po rozpoczęciu nauki w lokalnym liceum Yuuya prawie od razu trafia do innej, elitarnej szkoły. Dlaczego? Ponieważ tuż przed „przemianą” uratował niejaką Kaori Houjou (czy raczej został zamiast niej workiem treningowym dla chuliganów). Dziewczyna potrzebowała czasu, by go odszukać, ale w końcu się jej udało. Szczęśliwie dla bohatera, panna pochodzi z bogatej rodziny, a jej ojciec jest dyrektorem prywatnej szkoły Ousei. W ten oto sposób Yuuya trafia do nowego świata (ale nadal w Japonii), gdzie wszyscy uczniowie z miejsca traktują go życzliwie, a uczennice prawie od razu tracą dla niego głowę. Zachwycony tym obrotem spraw bohater decyduje się pozostać w nowej placówce, a do świata fantasy wraca tylko w ramach treningu i rozrywki (pieniądze pewnie też mu się przydają). Tylko że w czasie najbliższej eskapady ratuje życie tamtejszej księżniczce, która oczywiście z miejsca się w nim zakochuje… Aha, jeśli kogoś interesuje jak zareagowała Houjou, gdy ponownie spotkała się z bohaterem, a ten z zaniedbanego chłopaka z nadwagą stał się japońskim Ryanem Goslingiem, to spieszę z wyjaśnieniami – mówi „O, chyba wyszczuplałeś!”. Jakoś nie odnotowała tych dodatkowych centymetrów, gładkiej cery i zdrowszych włosów…

Szkolna kariera naszego bohatera to popis akrobatycznej zręczności, niebywałej siły i franciszkańskiej skromności. A całość okraszono nieco szowinistycznym przesłaniem, sugerującym, że wszystkie panie lecą na protagonistę, bo nagle stał się przystojny. Problem polega na tym, iż w nowej szkole nasz bohater spotyka wyłącznie idealne kobiety, które co chwilę są przez niego ratowane z rozmaitych opresji. Dlaczego więc nie miałyby być zakochane w protagoniście? Kto z nas, bez względu na płeć, nie byłby przynajmniej zainteresowany osobą o urodzie supermodela/modelki, obdarzoną wysokim IQ, niebywałą sprawnością fizyczną, licznym katalogiem praktycznych umiejętności i cnotliwością matki Teresy z Kalkuty? Abstrahując nawet od tego, jak mało to absorbujące, już w drugim odcinku morał historii zaczyna nawalać. Nie szata zdobi człowieka – sęk w tym, że mówią to ludzie w nią ubrani.

Dalsze odcinki to jeden wielki festiwal rutyny – Yuuya co rusz ratuje koleżanki i kolegów, demonstruje swe liczne talenty i wzbudza sensację w świecie mody (dochodzimy już do takiego absurdu, że panie z całego centrum handlowego co chwila zerkają w jego stronę, a jedna agencja rekrutująca młode gwiazdy nie cofnie się przed niczym, by go pozyskać). Z kolei w świecie fantasy dostajemy jedną z najbardziej oklepanych misji w stylu „to królestwo potrzebuje superbohatera, tylko gdzie takiego znaleźć?”. Na pewien plus policzę to, że przynajmniej bywamy tam trochę rzadziej (choć oczywiście i tu nasz bohater podbije serce niejednej panny). A wszystko to w klimacie zerowego poczucia zagrożenia, aury nieustannego podziwu i bardzo natrętnego fanserwisu.

To może chociaż z bohaterami jest lepiej? Przecież nawet najgłupszy isekaj może zaprezentować się nieźle, jeśli będziemy obserwować losy gromadki sympatycznych postaci. Szczerze mówiąc, w tej kwestii jest nawet gorzej. Yuuya to dobry i szlachetny chłopak z kompleksami. Tyle musi nam wystarczyć. Nowe koleżanki i koledzy mają osobowości, których nawet nie nazwę jednowymiarowymi, bo i to byłoby chyba za dużo. Szczerze mówiąc, wszyscy są tak bezbarwni, że idzie ich odróżnić wyłącznie po wyglądzie. Do tego od lat nie widziałem serialu z tak ostentacyjnie jednoznacznym podziałem na dobro i zło. Wszyscy źli bohaterowie konsekwentnie nie zdradzają ani jednej pozytywnej cechy (w sumie zaczynamy od rodziców, którzy pozwalają na prześladowanie swojego dziecka tylko dlatego, że jest grube, więc czego oczekiwałem?), zaś ci dobrzy nie zdradzają żadnych wad. Ewentualnie, jeśli mają być bardziej komediowymi postaciami, to mogą zachowywać się nierozsądnie lub niedojrzale. Aha, i pojawi się osoba, która przejdzie na dobrą stronę, ale jest to tak oczywiste, że ogarniecie, o co chodzi, po jakiejś minucie seansu. W zasadzie z obsady polubiłem tylko zwierzaki, które Yuuya w pewnym momencie przygarnia, i pana oficera gwardii ze świata fantasy, który jako jedyny sprawia wrażenie ludzkiego.

Czy jest w scenariuszu i kreacji bohaterów cokolwiek, co nieironicznie działa? Tak, uczciwość każe mi powiedzieć, że znalazłem trzy elementy, za które chciałbym twórców pochwalić. Po pierwsze – chociaż morał o dostrzeganiu wewnętrznego piękna jest moim zdaniem źle zaprezentowany, to ciekawiej wypadło drugie przesłanie: pomimo tego, że cała szkoła nosi bohatera na rękach, on wciąż widzi siebie jako tego grubego, nieszczęśliwego chłopaka, którego złamało dawne otoczenie. W tej kwestii serial zaskakująco dojrzale pokazuje, jak głębokie rany może zadać takie toksyczne środowisko. I nawet jeśli cały świat będzie zapewniał ofiarę takiego znęcania, że to przecież nieprawda, powrót do normalności może trwać latami. To zadziwiająco poważna i godna pochwały lekcja. Ta zaleta łączy się z innym, dość istotnym elementem scenariusza: jak na serię, gdzie panie niemalże rzucają się do stóp protagonisty, mamy bardzo logiczne uzasadnienie, dlaczego bohater ignoruje te zaloty czy niemalże otwarte wyznania miłosne. Nie tyle wynika to z jego fatalnej inteligencji emocjonalnej (jak w wielu tego typu seriach), ile z twardego muru kompleksów, który nie dopuszcza, by choć przez chwilę nie patrzył na siebie jak na obywatela drugiej kategorii. No i po trzecie: czego by nie mówić o zakończeniu serii, to jednak udało im się zamknąć sezon w ciekawym punkcie i dostajemy konkluzję budowaną już od pierwszego odcinka. Jasne, nie przysłoni to pokaźnego katalogu innych wad, ale przyznać muszę, że pod tym względem miło mnie zaskoczyli.

Skoro już opowiedziałem, co mnie tak w tym serialu boli, spróbuję odpowiedzieć na trudniejsze pytanie – co sprawia, że mimo wszystko oglądanie tej amatorszczyzny sprawiło mi tyle frajdy? Moim zdaniem istnieje jedno, bardzo precyzyjne wyjaśnienie, dobrze tłumaczące czemu tego typu serie są tak złe, że aż zabawne. Wszystko rozbija się o to, z jak ogromnym przekonaniem opowiedziano tę historię. Całość kojarzy się z występem licealisty, który deklamuje wiersz swojego autorstwa, przekonany, że jest nowym wcieleniem Czesława Miłosza. Owszem, słuchacze wiedzą, jak bardzo jest to dalekie od prawdy, ale ile w tym wykonaniu pasji, zaangażowania i wewnętrznej siły!

Z informacji znalezionych w internecie wynika, że najpierw powstała fanowska powieść internetowa (ang. web novel), która potem doczekała się wersji light novel, zaś obecnie (rok 2023) jest wydawana jako manga. Wszystkie trzy wersje mają tego samego autora, który kryje się pod pseudonimem Miku. Przy recenzowaniu dzieł staram się nie robić osobistych wycieczek pod adresem autorów, natomiast jestem szczerze ciekaw, czy twórca pierwowzoru nie opowiada przypadkiem o swoich własnych prześladowaniach z młodości i zrodzonych wówczas fantazjach. Tym bardziej że w jego poprzednim projekcie, Shinka no Mi (przyznam, również nie czytałem), też mamy do czynienia z prześladowanym, grubym chłopakiem, który w cudowny sposób pięknieje. Oczywiście wiem, że „Miku” to raczej kobiece imię, ale jakoś trudno mi uwierzyć, by ta seria wyszła spod pióra kobiety.

Mimo wszystko, zanim ta historia stała się anime, musiała przecież zostać przeanalizowana i przerobiona przez producentów, scenarzystów i reżysera. Nie wiem, kto i gdzie pociągał za sznurki w tym projekcie, ale seria ani przez moment nie rezygnuje z podniosłego tonu, a reżyser jest przekonany, że opowiada widzowi o rzeczach „życiowych”. Nie mogę powiedzieć, czy postanowiono zaufać materiałowi źródłowemu, czy może któryś z producentów nie sympatyzował z przesłaniem i nie dał ekipie do zrozumienia, że tak ma zostać, ale w tym serialu czuć, iż autentycznie ktoś chce przekazać swoją historię. Bezskutecznie próbowałem odnaleźć w tym choć odrobinę autoironii – to wszystko ma być na serio.

Kolejnym punktem, który dowodzi, jak poważnie potraktowano ten projekt, jest oprawa audiowizualna. Iseleve bez wątpienia nie jest „mierną animacją zrobioną małym nakładem pracy”, bo od strony technicznej seria prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Projekty postaci są bardzo ciekawe (wszyscy zachwycają się animacją oczu, mnie ona trochę przeraża, ale wiem, że jestem w mniejszości), dostajemy mnóstwo różnorodnych lokacji, kolorystyka jest spójna, kadrowanie przyzwoite, na drugim i trzecim planie sporo się dzieje, a całość ładnie oświetlono. I choć mogło to być lepiej animowane (pojawia się dużo nieruchomych kadrów), a w jednym z ostatnich odcinków mamy dziwną scenę, jakby ktoś zapomniał „wstawić” do tła bohaterów, to całość prezentuje się mocno powyżej przeciętnej. Do tego mamy całkiem niezły soundtrack i przede wszystkim – naprawdę pokaźny zestaw cenionych seiyuu. W rolach głównych występują Yoshitsugu Matsuoka (Kirito w Sword Art Online, Yukihira Souma w Shokugeki no Souma, Bell Cranel w DanMachi) i Akari Kitou (Kotoko Iwanaga w Kyokou Suiri, Nezuko Kamado w Mieczu zabójcy demonów, Suzune Horikita w Youkoso Jitsuryoku Shijou Shugi no Kyoushitsu e), a na drugim planie przewijają się Ayana Taketatsu (Nino Nakano w Go­‑Toubun no Hanayome, Azusa Nakano w K­‑ON!), Sayaka Senbongi (Haru w Beastars, Kikuri Hiroi w Bocchi the Rock!) czy Jun Fukuyama (Lelouch Lamperouge w Code Geass, Souta Takanashi w Working!!). Zaskakujące, że tak doświadczeni artyści z tak absolutnie niezachwianą wiarą deklamują te wszystkie absurdy. Jasne, trzymanie się poleceń reżysera dowodzi ich profesjonalizmu, ale jakim cudem ich nie podkusiło, by nie okazać choć odrobiny dystansu do prezentowanego tekstu? Ciekawi mnie, na ile reżyser był w stanie przekonać ich do ustalonej wizji, a na ile trzymał obsadę żelazną ręką, by żaden z aktorów nie próbował choćby minimalnie spuścić z tonu. Jedno jest pewne – dzięki temu otrzymaliśmy projekt bez wątpienia spójny artystycznie, choć na pewno nie mogę nazwać go udanym.

Na tle serii z sezonu wiosennego 2023, Iseleve prezentuje się bardzo źle. Przegrywa z kretesem nie tylko z głośnymi seriami z tej ramówki, ale też ze skromniejszymi serialami rozrywkowymi (np. z Rokudou no Onna­‑tachi, z którym ma zaskakująco dużo wspólnych elementów). Mimo wszystko serial cieszy się olbrzymią popularnością wśród widzów, a oni, jak powiedział Piotr Kamiński, nigdy się nie mylą. Uważam, że to bardzo kiepska rzecz, ale z drugiej strony – nie zrezygnowałem z seansu, a to już dużo więcej niż mogę powiedzieć o innych złych anime. To fatalnie napisany, naiwny i niedojrzały projekt, bez wątpienia jedna z gorszych serii ostatnich lat. Z niecierpliwością oczekuję następnego sezonu.

Sulpice9, 8 lipca 2023

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Millepensee
Autor: Miku
Projekt: Hiromi Kimura, Rein Kuwashima
Reżyser: Shin Itagaki, Shingo Tanabe
Scenariusz: Shin Itagaki
Muzyka: Akiyuki Tateyama