Komentarze
Kidou Senshi Gundam: Suisei no Majo [2023]
- Re: manipulacje Suletty : Zwykły pożeracz Gundamów : 4.07.2023 22:26:22
- Re: manipulacje Suletty : blob : 4.07.2023 17:16:26
- Re: manipulacje Suletty : Zwykły pożeracz Gundamów : 4.07.2023 11:16:32
- Re: manipulacje Suletty : blob : 4.07.2023 09:39:29
- Re: manipulacje Suletty : Zwykły pożeracz Gundamów : 3.07.2023 22:20:51
- komentarz : blob : 3.07.2023 20:02:55
- Absolutnej klęski jest to obraz : Zwykły pożeracz Gundamów : 2.07.2023 22:45:47
- za dużo postaci i wątków, które ostatecznie są porzucane po drodze, jedynie ostatni odcinek coś tam próbuje podsumować ( kliknij: ukryte Ziemianie, przewrót Shaddiqua, wątek klonów Elana, plus cała plejada zupełnie niepotrzebnych „pomagierów”
- seria nie wie czy chce być lekkim slice of life czy dramatem
- ten motyw ze szkołą – zabawa w wojnę nie przystoi tej lekkiej otoczce school‑life. Po co robić historię gdzie główni bohaterowie to dzieci robiące robotę dorosłych – dostajemy wtedy strasznie niewiarygodny efekt gdzie nastolatkowie są inżynierami geniuszami umiejącymi w 4 minut skalibrować maszyny wojenne, zarządzać wielkimi korporacjami i podejmować decyzje polityczne. Nie mówiąc, że bawią się w pojedynki w śmiertelnych machinach a wszystko w konwencji „sportu” i „na niby” (tiaa). W grze mamy poważną politykę więc te niby‑dzieci wyraźne zachowują się ponad swój wiek. To w końcu szkoła czy akademia wojskowa? Dla mnie to największa wada serii – ten rozstrzał miedzy wiekiem bohaterów a ich rolą w tym świecie. Serio nikt nie widzi w tym problemu? Rozumiem że konwencja to wyścig zbrojeń pod postacią „szkółki” bo pewne rzeczy zostały zdelegalizowane… ale do licha w całej szkole nie ma nawet jednego dorosłego? Gundam Orphans wykorzystuje motyw „dzieci wojny” 100x bardziej wiarygodnie jeśli mówimy o „szybkim dorastaniu”. Np. tu chociaż wspierali ich dorośli no i na pewno nikt nie traktował tego jako zabawę… no i na każdym kroku jest podkreślane jak nieludzkie jest to co robi się z dziećmi w tym świecie, a tutaj? Oj oj, ktoś tam zaatakował szkołę, wszędzie trupy co za pech… o patrz terroryści mordują wszystkich wokół a na ich czele 12‑latki. Tak wiem że anime rzadko zwraca uwagę na wiek swoich bohaterów, ale skoro się przyjmuje jakąś konwencję to powinno się to robić konsekwentnie.
- romans protagonistów potraktowany po macoszemu. Endingi (drugi zresztą świetny) wskazywałyby na wyrazisty romans, tymczasem dostajemy zaledwie zajawkę – to raczej trudna przyjaźń niż historia rozwijającej się miłości.
- z perspektyw czasu wydaje mi się że kontrowersyjny motyw z końca pierwszego sezonu był z czapy? kliknij: ukryte Zrozumiałem że za manipulacjami Suletty kryje się drugo dno, ale tak jakby ten motyw rozszedł się po kościach.
Chciałbym to ocenić wyżej, zwłaszcza za grafikę, ale mocno naciągane 7-
Absolutnej klęski jest to obraz
Pierwszy sezon był powolną przejażdżką pokazującą okolicę. Niestety, wtedy okazało się, że ktoś pomylił się co do ilości odcinków i zamiast około pięćdziesięciu, dostał tylko kolejne dwanaście. Z tego powodu powolna jazda zamieniła się w jazdę bez trzymanki. Pociąg pędził po wyznaczonej trasie, gubił kolejnych pasażerów (postacie) i wagony (wątki), by do stacji końcowej dojechała raptem lokomotywa w postaci związku Miorine i Suletty – a i ta poobijana tak mocno, że właściwie trudno ocenić, czemu scenarzyści podchodzili do niej tak, jak podchodzili.
Słowem – jest tragicznie. Anime marnuje swój potencjał i wywala się na pysk niemal we wszystkich aspektach poza grafiką czy muzyką.
Dalej są już spoilery.
kliknij: ukryte
Fabuła
To musiało wyglądać tak:
Do biura Sunrise wchodzą scenarzyści i przedstawiają swój plan na dalsze sezony. W pewnym momencie jednemu z nich wymsknęło się:
– …I to wszystko w pozostałe trzydzieści parę odcinków.
Egzekutywa patrzy po sobie.
– Ale cały serial ma mieć nie więcej jak dwadzieścia cztery.
– O k****! – wyszepatli gremialnie scenarzyści.
Jak już wspomniałem, fabuła pędzi na złamanie karku niemal od początku. Wątki, często ledwo zarysowane, pojawiają się i są rozwiązywane w mgnieniu oka, a zawieszone jeszcze w pierwszym sezonie strzelby Czechowa wypalają jedna za drugą w niekończącej się salwie.
Przykładów jest na pęczki. Oto w pewnym momencie Miorine zawiera układ z Prosperą „wolność Suletty w zamian za to, że zostanie prezydentem Holdingu Beneritt. Poświęcone tej sprawie cztery odcinki dochodzą do punktu kulminacyjnego w postaci masakry, jaką Prospera czyni wbrew Miorine (ale która stawia ją na czele wyścigu). Miorine zostaje prezydentem – po czym wątek rozpływa się na amen aż do ostatniej minuty, gdzie w wątpliwym fabularnie ruchu Miorine wykorzystuje go niczym Deus Ex Machinę.
Inne przykłady to Elan‑Prototyp, którego Numer Pięć i zmarły Numer Cztery mieli udawać. Wyznaczony przez AI jako następca Peil Technologies, stoi wiecznie z boku i w paru komentarzach określany jest jako „szumowina” oraz jako mający „zły charakter”. I jaki jest jego koniec? Facet po prostu opuszcza swoich pracodawców, ustawiwszy umowę z bohaterami gdzieś totalnie poza kadrem. Za wszelkie zło nie spotyka go nawet cień kary.
Kolejny: pamiętacie terrorystów z finału poprzedniego sezonu? Dostają dla siebie jeden (za to fantastyczny w scenariuszu i realizacji) odcinek, gdzie biorą nogi za pas, po czym pojawiają się dopiero w epilogu, decydując się rozpocząć nowe życie na odbudowywanej planecie. Najwyraźniej listy gończe można sobie wsadzić w cztery litery, a krewni ofiar z zamachu nigdy nie dostąpią sprawiedliwości. Uznał bym to nawet za realistyczne, gdyby nie cukrzyca po zakończeniu.
Zresztą Bóg w Maszynie to wręcz powinien być tytuł tego sezonu. I nie chodzi tylko o w miarę szybkie ujawnienie tajemniczy, że Eri z prologu to nie jest Suletta oraz wyjawienie sekretu Prospery co do jej celu. Rozwiązania problemów postaci spadają dosłownie z nieba. Liga Kosmosu pojawia się jako wielki gracz, po czym w kilka odcinków awansuje na wielkiego złego finału – pospołu z czterema karykaturami z Peil Technologies, które też nic nie zrobiły ww tym sezonie, tylko szykownie knuły i knuły. Kolejne Boskie Maszyny wypadają jedna za drugą z czarnej dziury oznaczonej wielkimi literami D***, że aż dziwne, że scenarzystów nie oskarżono o gwałt analny. Zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie.
To zaś wręcz jest przesadnie słodkie – oto bowiem wszystkim zbrodniarzom i terrorystom serii zostaje wszystko wybaczone (tylko Shadiq, z własnej nadmienię woli, bierze winę za swoje i nieswoje czyny na siebie, ale nawet on jest z tego zadowolony), wszyscy radośnie chwytają się za ręce, śpiewają „Kumbaya”. Masakra z prologu? No są komisje w sprawie korupcji wspomniane w wiadomościach na koniec, ale cholera wie jaki będzie ich wynik. Prospera? Suletta jej przebaczyła, więc te setki ofiar i ich rodzin mogą się pójść kochać do lasu. Terrorystki Shadiqa? Wszystko jest cacy, służą teraz Miorine w jej procesie pojednania Kosmosu i Ziemian. Ta zaś sprzedała wszystko należące do Holdingu Beneritt (nie pytajcie jak, to najwyraźniej monarchia, a nie kapitalizm), by rozdać Ziemianom niczym populiści (jedynie jedna z postaci mówi, że to się dobrze nie skończy, ale jedna uwaga w morzu bezsensu). Serio, można doznać cukrzycy na koniec, połączonej z bólem głowy od walenia głową w stół. Fabuła nawet nie ukrywa, że jedzie na pełnym motywie „moralność określona przez protagonistów” i wszystko, co złe, będzie darowane tym, którzy poprą Miorine lub Sulettę.
Nadmienię też, że to jedno z nielicznych szczęśliwych zakończeń w Gundamach. Ale na wszystkich bogów Choasu, żadne do tej pory nie wydawało się tak bardzo niezasłużone. Trudno oprzeć się wrażeniu, że scenarzyści sięgnęli po nie, by jego słodyczą przykryć całe beczki badziewnego dziegciu serwowanego nam w tym sezonie. Gdyby nie Gundam Seed Destiny, byłby to najgorszy Gundam w zakresie fabuły, rywalizujący o zaszczytne drugie miejsce z Gundam AGE czy Gundamem G‑Reco.
Postacie
Tutaj jest jeszcze gorzej, bo wszystko zalicza regres. Oprócz Guela.
Guel Jetruk kontynuuje swoją fantastyczną drogę. To wręcz nieprawdopodobne, jak doszło do sytuacji, że to jedyna dobrze napisana postać w tym sezonie. Dostaje dla siebie świetny odcinek z terrorystami, gdzie nie udaje mu się uratować rannej dziewczynki. Wydarzenie to naznacza go, tak jak śmierć ojca. Ten bohater dojrzewa, a scenarzyści dają mu czas, by do tego doszło. Dochodzi na koniec wręcz do kuriozalnej sytuacji, gdy walce jego z bratem poświęcone zostaje niewiele mniej czasu niż głównej walce Suletty i Eri.
O ile Guel nic nie traci, o tyle Prospera trzyma dobry poziom tylko do końcówki. Niestety wtedy dopada ją wątek relacji Sulettą, której rozwój jest wręcz tragiczny w tym sezonie. To odbija się negatywnie na całości, bo nagle na koniec przebaczenie Suletty przekłada się na cały świat – duchy zmarłych mówią jej, jak jest pogubiona, Eri przytula i nagle wszystko jest dobrze. Setki trupów anonimowych postaci może zostać odesłane do lamusa – Prospera zasłużyła na dobre zakończenie i już. Ot, tak, za darmo. Farsa, nie rozwój postaci.
Pozostałe nie są niestety lepsze. Brat Guela simpuje za nim, po czym zostaje w aktywowany motyw zemsty (na Miorine, którą ignorował przez cały sezon), bo usłyszał, że to Guel zabił ojca. Ich pojedynek kończy się komedią, gdy sp… znaczy się piana gaśnicza otacza mając wybuchnąć mecha Guela, a czyniąca to pilotka Falsi (konia z rzędem temu, kto opisze ją więcej niż jednym zdaniem złożonym) beszta ich od góry do dołu. Elan Numer Pięć najpierw zachowuje się jak rasowy gwałciciel połączony ze stalkerem, by po uciecze z Peila wylądować w piwnicy z psychopatyczną terrorystką. A ponieważ najwięcej witaminy mają psychopatyczne dziewczyny, zakochuje się w onej chcącej go zabić Norei. To, jak twórcy chcą sprzedać ten shipping, by potem eksploatować jego tragedię, jest wręcz żałosne.
I z tym poziomem mamy do czynienia przez cały sezon. Nika wyjawia swoją przeszłość Suletcie, chce zostać łącznikiem między Kosmosem a Ziemią, ale potem scenarzyści pakują ją do jednego pomieszczenia i cały wątek tego typu jej ucieka – z niewiadomych przyczyn wpadając w ręce Miorine (a nie nawet Guela). Chuchu gdzieś po drodze zaczęła lubić ludzi z Kosmosu, ale konia z rzędem temu, kto wskaże moment przemiany. Shadiq ciągle tylko knuje, po czym wykonuje swój plan, zostaje aresztowany – i tyle. Nie wiedzieć czemu jego pokonaniem zajmuje się Guel, z którym ten zamienił do tej pory cztery zdania na krzyż.
Tak więc z postaciami pobocznymi oraz antagonistami nie jest dobrze. A główny pairing, czyli Suletta oraz Miorine? Mój znajomy, wielbiciel yuri, wprost określił, że ich relacja niby kończy się jak yuri (nie ma ślubu czy pocałunku, ale są pierścionki na ręki), ale tego nie czuć. Sunrise próbował tutaj ugryźć ciastko i mieć ciastko. Zrobić yuri, ale tylko nim baitować, by nie rozgniewać cenzorów choćby z Państwa Środka. Cytując mojego znajomego: „Równie dobrze te pierścionki mogą świadczyć, że mają hetero mężów, tylko są oni poza kadrem”. Romansu kompletnie tu nie czuć.
Same bohaterki są też traktowane gorzej od Guela. Ich rozwój jest szarpany i nagły. Suletta poznaje prawdę o sobie w ciągu dwóch odcinków. Cztery sceny później jest już wszystko okej i jest gotowa stawić czoła matce i siostrze. Miorine powoduje straszne błędy, ale wystarczy jedna rozmowa z Sulettą, by doszła do siebie. Kompletnie brakuje tutaj wyczucia tempa, które pozwoliłoby mi, widzowi, zobaczyć te przemiany. Zamiast tego dostajemy szybkie sceny, bo najpewniej scenarzystom zabrakło minut.
Światotwórstwo
Marnotrawstwo, marnotrawstwo i jeszcze raz marnotrawstwo. Świat Ad Stella ma wiele fajnych konceptów, ale wszystkie są kompletnie ignorowane. Zakończenie związane z kosmiczną magią woła o pomstę od nieba, bo choć podobne do tego od Unicorna, jest pozbawione kompletnie jego podbudowy fabularnej czy dziedzictwa Universal Century. Doskonałym komentarzem jest tu scena z epilogu, gdy wrzucona w zabawkę doczepianą do kluczyka (tzw. keychain) Eri mówi, że nie ma pojęcia, jak ona może w niej przybywać. To wręcz wołanie scenarzystów, by widz olał niezgodności świata i skróty, bo oni sami się nimi nie przejmowali.
Koniec końców wiele aspektów świata pozostaje niewykorzystanych, kompletnie olanych. Pojedynki założenie Gund‑ARM czy opracowywana technologia medyczna wręcz kompletnie tracą na znaczeniu, tak jak scenografia szkoły, zdradzając przy okazji, jak bardzo okazały się jedynie artefaktem do sprowadzenia młodej widowni.
Powiem więc brutalnie – pod względem światotwórstwa to absolutnie najgorszy Gundam w dziejach tej marki. Nie mam co do tego wątpliwości.
Maszyny
I tu już mamy praktycznie pogrom. Z pomysłu trzech domów nie wychodzi kompletnie nic, sprowadzając ich projekty do trofeów dla poszukiwaczy Gunpli. Sporo z nich walczy też raptem tylko raz czy dwa – oczywiście znowu poza Aerialem. Winszuję, że ta maszyna miała być ostatnim bossem dla Suletty, ale niestety ich walka totalnie niedomaga, zostając rozwiązaną przez kolejną (i niewytłumaczoną na koniec) deus ex machinę.
Tak więc tragedia, tragedia i jeszcze raz tragedia.
Animacja i Muzyka
Tu nadal anime trzyma poziom – choć do choreografii wielu walk robotów mógłbym się przyczepić. Widać jednak budżet całego projektu i aż szkoda, że pieniądze te nie zostały poświęcone na lepszy scenariusz.
I to tyle. Koniec tej tragedii. Na szczęście sezon trzeci został nam darowany, zamiast tego po dwudziestu latach zaserwowano nam zapowiedź filmu‑finału (a raczej pierwszej z jego części) do o niebo lepszego Gundam Seed i nawet bardziej tragicznego niż Wiedźma z Merkurego Gundama Seed Destiny, jakby podkreślając brak jakichkolwiek dalszych planów na dzisiaj dla uniwersum Ad Stella. Ale nie od dzisiaj wiadomo, że Jezus pod postacią Kiry Yamato bez problemu rozprawia się z takimi wiedźmami.