Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,33

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 9
Średnia: 4,44
σ=2,17

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ryza no Atelier ~Tokoyami no Joou to Himitsu no Kakurega~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2023
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Atelier Ryza: Ever Darkness & the Secret Hideout
  • ライザのアトリエ ~常闇の女王と秘密の隠れ家~
Postaci: Magowie/czarownice; Pierwowzór: Gra (RPG); Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia
zrzutka

Prolog do dłuższej opowieści w świecie fantasy i podręcznikowy przykład serii, która usiłuje być relaksująca, a w rzeczywistości jest nudna.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Hen daleko, na wyspie Kurken, mieszka sobie Reisalin Stout (zwana przez wszystkich „Ryzą”). Dziewczę szczęśliwie dorasta w rodzinie bogatych rolników, z dala od wszelkich trosk. Choć praca w polu nie jest marzeniem jej życia, to przynajmniej jej specjalnie nie absorbuje i zostawia dość czasu na spotkania z przyjaciółmi. Ryza włóczy się po okolicy w towarzystwie kolegów: Lenta Marslinka, który marzy o karierze wojownika i Tao Mongartena, wielkiego miłośnika książek. Choć życie na Kurken to czysta sielanka, Ryza wciąż śni o wspaniałych przygodach. Z tego powodu, przy nadarzającej się okazji, wymyka się z wyspy i wraz z przyjaciółmi przeprawia się na stały ląd. Co prawda nie bardzo ma pomysł, jak rozpocząć epicką wyprawę, ale od czego są scenarzyści? W czasie krótkiej wędrówki w nieznane bohaterowie natrafiają na Klaudię Valentz, nastoletnią dziewczynę, która odłączyła się od kupieckiej karawany. Drużyna młodych poszukiwaczy przygód ratuje ją przed „wielkim niebezpieczeństwem”, jakim jest para sympatycznych slime’ów, ale ze znalezieniem wyjścia z lasu radzi już sobie gorzej. To nie koniec ich kłopotów – w pewnym momencie wpadają na grupę wrogo nastawionych leśnych wróżek i tu brak bojowego doświadczenia ponownie daje o sobie znać. Na szczęście drużynę ratuje alchemik Empel Vollmer i jego prawa ręka, wojowniczka Lila Decyrus.

W tym momencie zaczynają zawiązywać się główne wątki historii – po podziękowaniu za ratunek bohaterowie mają czas, by na spokojnie wymienić się informacjami. Empel i Lila zostali zatrudnieni przez ojca Klaudii, aby ochraniać karawanę aż do wsi Rasenboden na wyspie Kurken, gdzie pan Valentz ma zamiar otworzyć nowy sklep. To nie koniec pomyślnych zbiegów okoliczności – po wykonaniu zadania alchemik i towarzysząca mu wojowniczka chcą zbadać stare ruiny rozsiane po całej wyspie. W tej sytuacji Ryza, zafascynowana umiejętnościami Empela, namawia go, by szkolił ją w tajnikach alchemii. A ponieważ Lila i tak musi zostać ze swoim pracodawcą, zgadza się uczyć Lenta na wojownika. Co się tyczy Tao, choć początkowo alchemik traktuje go lekko protekcjonalnie, to jego księgozbiór dotyczący zapomnianej cywilizacji wyraźnie wzbudza zainteresowanie Empela. Ostatecznie chłopak będzie kontynuować naukę, by wspierać przyjaciół wiedzą i radą. Pozostaje jeszcze Klaudia – choć nie trenuje z resztą ekipy, szybko zaprzyjaźnia się z pozostałymi i pomaga im w rozwiązywaniu rozmaitych zadań, o ile nie są zbyt niebezpieczne. Ale kto wie? Może jeszcze będzie z niej bohaterka?

Sezon letni 2023 nie rozpieszczał miłośników anime i nie mówię tu nawet o smutnym kontraście między tym sezonem a nadzwyczaj mocną wiosną 2023. Po pierwszych zapowiedziach zaznaczyłem sobie do obejrzenia raptem dwie serie i Ryza no Atelier była jedną z nich. Nie oczekiwałem cudów, bo nic nie zwiastowało serii głębokiej, filozoficznej i mistrzowsko napisanej, natomiast liczyłem na dobrą, solidną rozrywkę, idealną na odprężenie po trudnym dniu w pracy. Co prawda przed seansem nie znałem gry Ryza no Atelier, jednak anime jest jednym z tych nośników kultury, który ma potencjał umożliwiający stworzenie niezłej adaptacji takiego materiału – obie formy nie epatują realizmem, obie dysponują środkami, by pokazać widowiskowe walki i obie dzielą fabułę na segmenty (w przypadku pierwszego – w postaci rozdziałów lub obszarów do odblokowania, w przypadku drugiego – odcinków). Jednakże przełożenie dzieła na inny element kultury wymaga podjęcia kilku trudnych artystycznie decyzji oraz zmiany perspektywy w budowaniu fabuły i kreowaniu postaci. Niestety, choć kilka rzeczy zrobiono całkiem sprawie, to jednak wiele elementów zwyczajnie nie zagrało.

Zacznijmy od świata przedstawionego. Bardzo doceniam, że twórcy nie przenoszą mechaniki gry do serii fabularnej. Nie bawimy się w statystyki, zdobywanie poziomów, odblokowywanie umiejętności czy specjalne ataki, których można używać dopiero, gdy naładuje się pasek mocy. Pod tym kątem Ryza no Atelier prezentuje się znacznie lepiej niż niejedno współczesne anime light fantasy, gdzie bohaterowie mogą korzystać z dodatkowych informacji przy pomocy interfejsu niczym z gier RPG. Cieszę się, że zredukowano liczbę walk do minimum i podkreślano niewielkie doświadczenie nastoletnich poszukiwaczy przygód. Zresztą podstawową zasadą, którą musi przyswoić Lent jest: „jeśli możesz uniknąć walki i nie jesteś pewien, czy dasz radę ochronić towarzyszy – wycofaj się”. A zatem zamiast toczyć epickie pojedynki już od pierwszego odcinka, bohaterowie muszą sumiennie trenować i poszerzać horyzonty, by przy minimalnym ryzyku osiągać jak najlepsze efekty. Poza tym podoba mi się, że dorośli tego świata (czy to rodzina, czy to nauczyciele) nie podzielają entuzjazmu młodych ludzi do niebezpiecznych przygód, bo często zwyczajnie nie warto szukać kłopotów. Z elementów, które prezentują się bardziej naturalnie niż w grach, warto wymienić kładzenie większego nacisku na pozyskiwanie wiedzy. W cRPG­‑ach uczony (ale nie taki, który byłby odpowiedzialny za leczenie i rzucanie zaklęć) byłby raczej niegrywalną postacią, która udostępniałaby pozostałym członkom drużyny nowe opcje dialogowe lub oferowała kolejne zadania. Tu jest inaczej – Tao stanowi ważny element zespołu i jego wiedza to równie istotny zasób, co umiejętności bitewne Lenta i warzone przez Ryzę mikstury.

Niestety, im dłużej trwał seans, tym więcej elementów przypominało mi, że to jednak bezpośrednia adaptacja gry komputerowej. Wspomniałem o talentach poszczególnych członków drużyny, więc zacznijmy od tytułowego warsztatu Ryzy. Jej sposób warzenia mikstur prezentuje się, łagodnie mówiąc, niczym w prostej grze online. Wystarczy wrzucić składniki, wymieszać i wyobrazić sobie recepturę – i po chwili uzyskujemy interesujący nas efekt. Na zielarstwie się nie znam, ale całkiem nieźle gotuję (w swoim czasie warzyłem piwo) i z tego co wiem, stworzenie dania nie polega na tym, że „wymieszamy wszystko w garnku i jakoś to będzie”. Wizualnie też mnie to nie przekonuje – nasze dziewczę zwyczajnie wrzuca zamkniętą fiolkę „z substancją wiążącą”, by po chwili uzyskać elegancko zamkniętą fiolkę, ale z pożądanym eliksirem… Innym problemem jest poziom uzyskanych przez nią umiejętności. Co prawda seria przypomina nam, że dziewczyna pracuje na swój sukces, natomiast to, co potrafi uwarzyć, w pewnym momencie zahacza o absurd. Szczerze mówiąc, jeśli powstaną następne sezony, nie zdziwię się, jeśli Ryza będzie umiała stworzyć miksturę umożliwiającą podróżowanie po innych wymiarach.

Kolejnym problemem, i to o wiele większym, jest przesadnie sterylna estetyka. Ja wiem, że w lekkim, rozrywkowym anime fantasy nie powinienem oczekiwać krwi, potu i łez. Wiem, że licentia poetica dopuszcza, by w świecie japońskiej animacji bohaterowie byli ubrani w cudownie niepraktyczne stroje, z taką paletą dodatków, że bardziej przypominają cosplayerów niż osoby ze świata magii i miecza. Natomiast jest pewna granica, po której przekroczeniu nawet najbardziej tolerancyjny recenzent musi powiedzieć „stop”. Bohaterowie są żądni przygód, ale w zasadzie po co mają się ruszać poza wyspę? Kurken to tak przesadzona w swoim dobrobycie kraina szczęśliwości, że tylko głupiec chciałby ją porzucić. Świat przedstawiony nie przypomina już nawet dostatnich, sielankowych miasteczek rodem z kojących isekajów – gdyby nie morze, to powiedziałbym, że bardziej kojarzy się z bogatą wioską położoną gdzieś w Szwajcarii. Nie oczekiwałem nie wiadomo jakiego realizmu, jednak przydałoby się, by widz mógł choć minimalnie uwierzyć w to, co ogląda.

Nadmiar wolnego czasu połączony z dostępem do dóbr wszelakich i brakiem konfliktów przez większą część seansu ma swoje konsekwencje – anime nawet nie próbuje ukrywać, że bohaterowie to współczesne, bogate japońskie nastolatki, które bawią się na wakacjach. To żadni obywatele innego, „dawnego” świata. Podejrzewam, że w grze wędrówka po tej wspaniałej wyspie może być bardziej frustrująca, bo przeklikawszy wszystkie opcje dialogowe, jako gracze będziemy chcieli dotrzeć do nowych obszarów. Natomiast jako widz mogę tylko powiedzieć „siedźcie tam, gdzie jesteście, połowa tego uniwersum pewnie marzy o tym, by być na waszym miejscu”. Momentem, w którym już całkiem straciłem nadzieję na choć odrobinę immersji, był odcinek plażowy – prezentował się bardziej „szkolno­‑komediowo” niż niejedna japońska animacja opowiadająca o beztroskim życiu japońskich licealistów.

Także sposób rozpisania historii nie zawsze ukrywa naturę pierwowzoru. Jasne, dla części odbiorców może to być olbrzymia zaleta, bo o takim „hołdzie” dla gry marzyli (tak samo jak chcieli zobaczyć dokładnie tak wyglądające postacie i świat przedstawiony), ale ten element nijak ma się do sposobu konstrukcji fabuły i świata w serialach i filmach. Niektóre aspekty treningu to oczywiste „zadania poboczne”, a zbieranie poszczególnych ziół lub składników jest tak RPG­‑owe, że aż brakowało mi podświetlenia określonych zasobów. Co gorsza, wiele postaci drugoplanowych sprawia wrażenie narzędzi fabularnych, a nie pełnokrwistych osobowości – ponownie kłania się świat gier PC i na konsolę, gdzie napotkane osoby reagują na wydarzenia dopiero gdy zechcemy wejść z nimi w interakcję.

Przed napisaniem recenzji poszukałem dodatkowych informacji, by dowiedzieć się co nieco o pierwowzorze, czyli o trylogii Ryza no Atelier, wydanej na PC, Nintendo Switch i PS4. Gra dość szybko doczekała się kolejnych części (publikowane były w 2019, 2021 i 2023 roku, a dwie późniejsze odsłony wydano także na PS5), zaś od 2020 roku ukazuje się manga na jej podstawie. Zważywszy na ogromny sukces marki, stworzenie serialu animowanego wydawało się naturalnym krokiem. Z zebranych pobieżnie informacji wynika, że pierwszy sezon serialu stanowi trochę ponad połowę materiału z pierwszej części. Problem polega na tym, że to, co w grze mogło być uroczym, relaksującym zestawem nieskomplikowanych zadań, tutaj zostaje rozciągnięte na większość serii, przez co bardziej przypomina ona rozbudowany prolog niż prawdziwy pierwszy sezon. Doceniam, że darowano nam „walki dla początkujących” (w wirtualnym świecie trzeba jakoś nabić te poziomy), natomiast proste zadania w stylu „idź, weź, znajdź” rodem ze wstępu do kampanii w grze cRPG mogą zadziałać wyłącznie wtedy, kiedy odbiorcę zaciekawią świat i bohaterowie. Jak już wspomniałem, wyspa Kurken to średnio interesujący obszar, natomiast mógłbym dobrze się bawić, gdyby zamieszkiwały go ciekawe postacie. I tu, niestety, nie mam dobrych wiadomości – o ile młodzi poszukiwacze przygód są sympatyczną ekipą, o tyle prezentują zdecydowanie za mało, by udźwignąć cały sezon.

Pierwsze odcinki jeszcze całkiem nieźle ich portretują: Ryza jest zadziorną, pewną siebie, odważną dziewczyną, Lent to „swój chłop”, który marzy o karierze wojownika, a Tao to nieco znerwicowany głos rozsądku. Wbrew moim przewidywaniom nawet dobrze pokazano też ich motywacje – cała trójka wie, że żyją w szczęśliwej krainie, a zakaz opuszczenia wyspy chcą złamać tylko po to, by wybrać się na położone niedaleko wybrzeże. Zatem mamy nastoletni bunt, ale w granicach rozsądku, ze świadomością, że dobrze im się wiedzie. Problem polega na tym, że przez kolejne odcinki bohaterowie prawie w ogóle się nie zmieniają, a relacje między nimi są rozczarowująco płytkie i nieangażujące. Ponownie – podejrzewam, że w kolejnych rozdziałach gry znalazły się odpowiednie interakcje, ewentualnie uznano, że kierującymi postaciami gracz zwyczajnie zżyje się ze swoją drużyną. W serialu to nie zadziała – potrzebujemy relacji postaci z otoczeniem, wspólnych problemów do przezwyciężenia, nawet zwyczajnych rozmów o drobiazgach, żeby poczuć więź z bohaterami. Co prawda doceniam pomysł, że paczka „rozumie się bez słów”, skoro znają się od dzieciństwa, sęk w tym, że my ich nie znamy. Dlatego bardzo zawiodła mnie postać Klaudii – myślałem, że właśnie po to wprowadzono „nową” do drużyny, byśmy lepiej poznali pozostałych bohaterów. Dziewczyna nie zna wyspy ani pozostałej trójki protagonistów, zatem liczyłem, że to ona będzie odkrywać dla nas ten świat i pomoże nam lepiej zrozumieć postaci. Klaudia zaś jest zwyczajną, nieco bezbarwną nastolatką, która po prostu chce mieć przyjaciół. Nie jest to może fatalnie napisana bohaterka, ale gdyby paczka Ryzy składała się wyłącznie z trojga nastolatków, to historia niewiele by na tym straciła.

Należy omówić jeszcze inną dużą wadę tej serii – fanserwis. Powiedzmy, że akceptuję fakt, iż ludzie mają rozmaite upodobania, jednak liczba ujęć eksponujących uda głównej bohaterki ociera się o śmieszność. W czasie seansu kołatała mi po głowie piosenka Jeremiego Przybory Żegnajcie, uda pani Lali i myślę, że gdyby kierownik animacji poznał jej treść, z miejsca trafiłaby na szczyt jego listy przebojów. Fani takiego fanserwisu mają się z czego cieszyć, ale ci, którzy niekoniecznie chcą podziwiać „strzelisty, gibki, smukły cud”, będą śmiać się do rozpuku, zgrzytać zębami lub – jak w moim przypadku – robić jedno i drugie. Co gorsza, to nie są jedyne fanserwisowe kwiatki w serialu, choć szczęśliwie prezentowanie innych wdzięków nie jest już tak powszechne.

Nie licząc tego problemu i dziwnego filtra graficznego (przez który animacja miejscami sprawia wrażenie nieco rozmytej – być może ten styl ma na celu upodobnić serial do gry), trzeba przyznać, że anime wygląda całkiem ładnie. Co prawda świat przedstawiony jest zdecydowanie za sterylny, ale jeśli przymkniemy na to oko, znajdziemy tu sporo ciekawych rzeczy: projekty postaci są wierne tym z gry, animacja wypada nawet przyzwoicie (choć jedna z walk w trzecim akcie nie wygląda najlepiej), jest barwnie, kolorowo i beztrosko, czyli zgodnie z założeniami scenariusza. Muzyka brzmi trochę jak ścieżka dźwiękowa z gier, ale w tym wypadku to żaden zarzut, bardzo ładnie pasuje do całości, nawet jeśli po zakończonym seansie nie pozostaje w pamięci. Do tego zestaw aktorów również solidnie się przyłożył, nawet jeśli ich kreacje nie rzucają na kolana (chyba najbardziej podobała mi się Yui Kondou, użyczająca głosu Tao).

Nieuczciwie byłoby uznać Ryza no Atelier za serię złą. Bohaterowie są napisani nie najgorzej, świat (nawet jeśli razi sztucznością) jest barwny i zróżnicowany, seiyuu całkiem nieźle sobie radzą, a nawet udało się uniknąć kilku problemów typowych dla adaptacji gier. Z drugiej strony jest to rzecz mdła, nużąca i zwyczajnie nieangażująca. Tym samym anime popełnia być może najstraszliwszy grzech serii rozrywkowych – nie wywołuje żadnych emocji. Jeżeli nie jesteście miłośnikami pierwowzoru, to ten serial raczej was nie wciągnie, ale też nie doprowadzi do szewskiej pasji ani nie skłoni do dalszego seansu w myśl zasady „przekonajmy się, jak bardzo jest źle”. Co więcej, o ile oglądanie tej kolorowej mamałygi było jeszcze strawne jako dwadzieścia minut w ciągu tygodnia, o tyle po sezonie nie wyobrażam sobie pochłonięcia wszystkich dwunastu odcinków w kilka dni. Ostatecznie nie bardzo mam komu to polecić – fani gry i tak pewnie sięgną po serię i nie potrzebują mojej zachęty, a miłośnicy takiego lub innego fanserwisu mogą spokojnie poczekać, aż ktoś wrzuci do internetu kompilację stosownych ujęć (i ten filmik będzie długi). Ale w tym to już nie pomogę. Pozostałym polecam, by zajęli się czymś ciekawszym.

Sulpice9, 10 października 2023

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Liden Films
Autor: KOEI
Projekt: Aya Akizuki, Koudai Kitahara, Mariko Fujita, Sachiko Yashima, Tomoyuki Shitaya, Toridamono, Yoshitomo Hara
Reżyser: Ema Yuzuriha
Scenariusz: Yashichirou Takahashi
Muzyka: Kazuki Yanagawa