
Komentarze
Moje szczęśliwe małżeństwo
- Re: Niewątpliwie ciekawe tła : Jiri50 : 8.01.2025 19:19:51
- Re: Ciekawy przypadek cynizmu : Dialogi w serii : 8.01.2025 17:36:28
- Re: Ciekawy przypadek cynizmu : Jiri50 : 6.01.2025 17:58:00
- Re: Wcale nie bezsensowne : xx : 6.01.2025 16:06:40
- Re: Wcale nie bezsensowne : Jiri50 : 4.01.2025 18:14:32
- Re: Wcale nie bezsensowne : Jiri50 : 4.01.2025 18:05:47
- Re: Wcale nie bezsensowne : xx : 4.01.2025 13:50:48
- Czerwone zaciekawione uszy : Jiri50 : 4.01.2025 07:54:53
- Re: Wcale nie bezsensowne : Jiri50 : 3.01.2025 20:45:47
- Wcale nie bezsensowne : Odpowiedź użytkownikowi Jiri50 : 3.01.2025 19:13:48
Wcale nie bezsensowne
Właśnie od połowy seria jest ciekawsza, przestaje być realistycznie depresyjna. Trochę fantastyki czy raczej symboliki ożywiło seans.
Może i to jest telenowela ale raczej z tych tureckich a nie wenezuelskich.
Ogólnie dobrze obejrzeć to na Netflixie. W naszej wersji językowej. Nie będzie tak przygnębiająco i apatycznie.
Do recenzji Tamakary słów kilka
Pomijając uszczypliwe odniesienia do komentarzy z tanuki kliknij: ukryte (moim zdaniem recenzentka wzięła ów częściowo zacytowany sarkazm i ironię za poważnie wyrażony osąd) to w/w video recenzja jest dosyć ciekawa, a do tego oszczędziła mi oglądania reszty serii.
Pomijam też detalistyczne wręcz rozpatrywanie realiów małżeńskich w świecie fantasy, który tylko częściowo wzorowany był na czasach w Japonii sprzed wielu dekad.
Reszta recenzji i wyrażonych przemyśleń jest wg mnie ciekawa.
Recenzentka zadała abstrakcyjne, ale intrygujące pytanie w stylu „czy traumatyzujące, poniewierające wychowanie tworzy idealnie przystosowane (czytaj wymarzone) partnerki życiowe, bądź małżonków”. Podając za przykład Mio.
Logika serii podpowiada, że tak.
A jak jest w świecie realnym?
Czy łatwiej żyje się z kimś cichym i pokornym, ale mającym mnóstwo zahamowań, kompleksów i niewiary w siebie, a jednak dbającym o partnera bądź partnerkę ?
Czy też z osobą pełną buty, arogancji, ale zadowoloną z siebie i szczęśliwą? Nawet gdy jest to osoba stwkrzonatylko do przyjmowania hołdów?
Prawda o kopciuszku
Prawdę powiedziawszy ciekawych elementów jest tu masa. „Wiktoriańska japonia”, polityka małżeńsko rodowa itd. Fakt, pracy nad związkiem nie widać, lub jest niewiele. Tak się przynajmniej wydaje. A jednak, jest to coś podstawowego. :twisted:
To prawda, główna bohaterka potrafi doskwierać. Chwilami . . . człowiek ma dosyć tej romansowej warstwy. Trąci to brazylijską telenowelą. Wstawki magiczne . . . też wręcz trącą groteską.
Ale jest jeden element który sprawia, że to jest rzecz wg. mnie wybitna.
Tak to reteling kopciuszka. Ale, w jednej z lepszych postaci. Bo przywracającej pewien element oryginału. Który Disney przerobił na farsę. A tu przywrócono temu właściwy wymiar. To nie jest opowiastka gdzie książe jest bonusikiem – normalnie „świat to za mało”.
I to powoduje u niektórych światopoglądowy ścisk pupy.
Tym elementem jest tu wg. mnie toksyczna kobiecość. :mrgreen:
[link]
Naprawdę, wyśmienicie to jest tu pokazane. :shock: :mrgreen:
I choćby dla tego wątku warto to zobaczyć i przemyśleć.
Jadąc klasykiem słychać wycie . . . . wspaniały prezent na ten piękny dzionek.
O recenzji, mandze, oraz adaptacji
Pomimo, że z kilkoma punktami w ocenie serii i postaci się nie zgadzam, to czytanie nie wywołało we mnie irytacji. Przeciwnie, byłam ciekawa czemu autorka tak a nie inaczej ocenia owe aspekty.
Oczywiście, że nie mogę zgodzić się z taką oceną, ale też patrzę na serial poprzez pryzmat mangi. Mangi, którą napoczęłam po pierwszym odcinku i z w miarę przyjemnością czytałam.
Z serialu odpadłam po kilku odcinkach i nie chcę do tego wracać. Zwłaszcza znając mangowy pierwowzór. Adaptacja wypadła dla mnie dobrze wyłącznie wizualnie. Postaci stały się tutaj bardziej „kartonowe”, oraz reżysersko narzucone widzowi, niż miało to miejsce w mandze. Skrzywdzono bardzo postać księcia, oraz postać „złej siostry”. W mandze są dużo mniej płascy według mnie.
Do tego zupełnie przeszkadzała mi seiyuu dziewczęcia.
Masz rację Tamakaro, że dobrze oddała apatię i stan depresyjny postaci. Co nie znaczy, że ten „miły jak papier ścierny” głos ocenię pozytywnie. Jak i głosy pozostałych postaci.
Wizualnie też zupełnie się nie zgadzam. Mieli zgrabny materiał źródłowy, ładnie wypełnili kolorem i… To chyba jedyne, co zrobili bardzo dobrze.
Jak wcześniej pisałam – zepsuli według mnie postać księcia, także WIZUALNIE zmieniając charakter postaci. Z wyważonego, myślącego stoika – zrobili tu nadętego, aroganckiego bufona robiącego nieciekawe miny. I wywołującego we mnie w adaptacji mocno antypatyczne wrażenie – w przeciwieństwie do pierwowzoru,
gdzie tam był on może i szablonową, ale za to miłą ispójną postacią, typowym księciem z opowieści o Kopciuszku.
Animacja też nie była idealna.
Gdybym miała oceniać serię jako taką – grafice/animacji dałabym 7/10
Ale jako adaptacji daję najwyżej 5‑6/10
właśnie za zmianę charakteru postaci. I za niewłaściwą mimikę. Za spłycenie charakterów. Wiem, że to odpowiedzialność całego zespołu, nie tylko grafików i animatorów. Ale jest jak jest. Z lekko cukierkowej shoujo opowiastki zrobiono ociekający dramatyzmem, depresją i apatią serial.
Dla jednych to będzie na plus. Dla mnie to zepsucie materiału źródłowego. Odebranie owej opowieści jej właściwego bajkom, „leczniczego” przekazu,
że bilans życia zachowuje równowagę,
a po dniach mroku przychodzą dni słoneczne.
W mandze widać było wyraźnie przemianę wewnętrzną głównej, depresyjnej bohaterki.
Pokazanie widzowi, że tylko zmiana środowiska z toksycznego – na zdrowe – może w zasadniczej większości przypadków pomóc ofierze przemocy domowej.
Że tylko takie zasadnicze działanie, plus nowe, zdrowe wzorce mogą uzdrowić ze statusu ofiary i dodać chęć do życia. I w ogóle obudzić wolę życia.
Tu w serialu przeinaczono to proste przesłanie.
„udajemy, że to nie jest shoujo”
„udajmy, że to nie bajka o Kopciuszku”
„wpędźmy bohaterkę w jeszcze gorszy stan, niech gra widzom na emocjach”
Mi to nie zagrało.
Było widowiskiem mdłym, męczącym, oraz nie przeznaczonym dla grupy docelowej.
Ze zwykłej opowiastki shoujo,
z bajki o Kopciuszku
- zrobiono japoński manifest antyfeministyczny.
I jako ów manifest dostaje serial ode mnie najniższą możliwą ocenę.
Nie dlatego, że zgadzam się – czy nie zgadzam z założeniami owego manifestu.
Ale dlatego, że jako twórca zazwyczaj szanuję czyjąś twórczość.
A wykorzystywanie czyjejś twórczości w celach propagandowych wydaje mi się zwyczajnie nieetyczne.
Bo pierwowzór w żadnym razie jako taki manifest mi się nie prezentuje.
Mocno to przypomina mi czasy powojenne w naszym kraju, gdy autorów i twórców system wykorzystywał dla celów czysto propagandowych. Ta adaptacja „pachnie” mi takimi zabiegami.
I za ten zabieg nie mogę dać serii więcej niż 2/10
Jako adaptacja ma u mnie punkty ujemne.
Jako celowe przeinaczenie – tym bardziej.
Pani recenzentka była bardzo łaskawa dla serii.
Ja bym dała postaciom 2/10
Grafice za wyżej wymienione wady maks 6 /10
Fabuły nie odważę się ocenić,
bo już w mandze była niczym grubo szatkowana kapusta.
Tu przynajmniej robiła większe wrażenie ciągłości materiału :) i to chyba jedyny, prawdziwy plus tej adaptacji według mnie.
Liczyłem na coś innego...
Także ten, jednym słowem za mało małżeństwa, a za dużo supermocy. Takie 6/10.
Po piątym odcinku
po 8 odc.
Zaczęłam oglądać, bo myślałam, że to jest coś w stylu od zera do bohatera. Bardzo lubię tego typu formułę. Gdzie ktoś jest w dramatycznej sytuacji, ale jest bardzo dzielny. A potem wykorzystuje jakąś swoją umiejętność i okazuje się w tym bardzo dobry. Tutaj bohaterka jest po prostu bardzo potulna. Cała jej osobowość i wola życia została stłamszona przez okrucieństwo rodziny. Myślałam, że jak trafi pod skrzydła narzeczonego to będzie powoli łamać jego lodowate obejście i burkliwość poprzez pracowitość. Myślałam, że zacznie gotować, sprzątać chatę, robić drobne naprawy, zajmie się rękodziełem, które potem będzie się sprzedawać na targu i okaże się hitem. Nic z tych rzeczy.
Na razie anime to jest pochwałą patriarchalnego społeczeństwa, usłużnych, grzecznych, cichych żon. Kobieta jest w porządku jak jest milutka, gotuje i dobrze wygląda w ciuchach od męża.
Watashi no Shiawase na Kekkon po 4 odcinku
W ogóle to ciekawa sprawa, że duża liczba kobiet tak bardzo ten tytuł, czy samą postać Miyo krytykują. Szczególnie jak większość tej krytyki jest nielogiczna i sprzeczna ze stanem faktycznym, ale co mi tam. :D
Do kosza
Rozumiem, że Mio nie miała lekko w życiu i jak najbardziej ma prawo być przez to wszystko skrzywiona, nie rozumiem tylko dlaczego robi się z takiej bohaterki główną postać. Można jej współczuć oczywiście, ale nie zmienia to faktu, że jest nudna, nijaka i irytująca. Mam dość wysoki próg tolerancji dla takich postaci, ale tym razem nie dam rady. Boli mnie za każdym razem, gdy się odzywa. Obawiam się, że szczytem jej asertywności będzie (gdzieś tam pod koniec serii) wykrzyczenie swemu przyszłemu mężowi, że chce z nim być, oczywiście okraszone potokiem łez. Swoją drogą nie dziwię się gościowi, że jest nią zainteresowany. Wszakże w czasach/kulturach, których wydaje się córki za mąż za obcego faceta raczej nie oczekuje się od kobiety przebojowości czy własnego zdania. Mio wydaje się więc kobietą idealną. Nie gadającą zbyt dużo (tym bardziej bez pytania), skromną, posłuszną, ogólnie na każde skinienie swego pana… przepraszam, męża. Wydaje mi się, że taka postać może przemówić do części męskiej widowni.
Szkoda.
Czwarty odcinek dramatu
Może faktycznie twórcy mnie słyszą? Aczkolwiek cały czas bez zaskoczeń. Jeśli pomyślę, że coś się wydarzy, dokładnie to za chwilę się dzieje heh Mam całą masę uwag do tej historii, zostawię je już sobie zbiorczo na inny czas…
Warto zaznaczyć, że Mio pokazała trochę więcej życia, ale w gruncie rzeczy ciągle jest jak ten pies z eksperymentu Seligmana, a jej piękny danna‑sama traktuje ją jak dziecko z niepełnosprawnością umysłową, co nie jest dalekie od stanu faktycznego. Czy to spojler?
Nie mam bladego pojęcia, dlaczego on chce się z nią ożenić. No chyba, że z litości ( ¬▂¬)
3
I dwie rzeczy, które mnie jakoś tak irytowały w tym trzecim odcinku (może były też wcześniej, ale nie zauważyłam):
- dużo niezręcznych zbliżeń na twarze postaci, takich naprawdę przesadnie bliskich xd
- słyszymy myśli dosłownie każdej postaci, przez co nic nie jest pozostawione przed widzem w tajemnicy
Po 3 odcinkach
odcinek trzeci dramatu
Gwoździe programu:
Miyo ciągle przeprasza, że żyje.
Miyo dostaje make over! – czy to spojler?
Ciągle jest nudno.
Ożywiłam się na chwilkę, kiedy odezwał się Shimono. Jego postać pojawiła się, żeby powiedzieć trzy zdania na i sobie idzie! Nic by się nie zmieniło bez tej sceny. No lol… Chociaż połowę można by wywalić i nic by nie ubyło.
kliknij: ukryte Podejrzewam, że za zamachem na pana małża stoi ta druga rodzinka, która chce położyć łapę na bohaterce.
Zaskocz mnie czymś animie, czymkolwiek!
taka ciekawostka
Odc 1
„Depresja.. Depresja.. Depresja, potem ktoś tupnął nogą, ale zaraz też podkulił ogon.”
A ta jej „rodzinka”...
Znam niestety dwie podobne.
W jednej starszy syn robił za wyrobnika, worek bokserski obydwojga rodziców i za opiekuna do młodszego dziecka.
W drugiej rodzinie starsza córka nie zdając do liceum spadła na pozycję domowej służącej. Dla reszty rodziny. I tak ją traktowano jak tę tu, w anime.
Nie potrzeba „Japonii”, starych rodów i epoki sprzed wielu dekad.
Niestety, takie historie są nadal obecne.
Aż szkoda takiej ładnej oprawy. Graficznej, nie dźwiękowej.
Muzyka w tle nijaka, seiyuu protagonistki niesłyszalna.
Na razie smutne, nudne, ładnie oprawione.
Można go streścić w jednym zdaniu: Sierotka Miyo przeprasza, że żyje.
Tak, miała ciężko. Trudne dzieciństwo, okrutna macocha, tak. Niedole wybiły z niej całą energię. Mamy się litować, jasne. Ale patrząc na nią czułam tylko, jak życie ze mnie ulatuje. Co za lebioda :|
Zrobiono nam też ekspozycję obecnych w tej rzeczywistości magicznych mocy. Łopatologiczną, ale niezbyt rozbudowaną.
W przerwie między odcinkami zaczęłam się zastanawiać kliknij: ukryte czy może pan ojciec nie jest tak do końca zły. Ostatecznie załatwił córce całkiem niezłą partię. Na pewno lepszą niż ten adoptowany mąż dla młodszej córki.
Ale koniec końców nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
Po kiego grzyba ktoś bierze sobie do domu dziewczynę, którąś z kolei już, jeśli nie chce żony, służącej, popychadła? Nawet gdyby to miało być małżeństwo na zasadzie umowy biznesowej, to tym bardziej powinno panu ojcu i temu lodowemu księciu zależeć.
Tymczasem ze strony ojca to było „nie ważne komu, byle się pozbyć z domu”, co idzie zrozumieć, skoro ma na zbyciu „wybrakowany towar”, ale skoro był świadomy tego „wybrakowania”, to powinien tam pod sufit skakać, że tak dobrze ją upchnął i nawet nie musiał dopłacać (chyba). W końcu ksieciunio jest wielką szychą. Ale gdyby się tak obraził, że mu coś takiego wybrakowanego podsuwają pod nos, to była chryja na cały kraj. Tymczasem rodzinka zachowuje się, jakby ją za szewca wydali, albo co. I potem jeszcze – założę się o pieniądze – będą się strasznie złościć, że to, czym pogardzili, tak dobrze się miewa.
Ze strony księciunia… nie wiem, nie rozumiem typa :D Jakąś przedwstępną umowę małżeńską podpisał. Zgodził się przybłędę do domu przyjąć. No zgodził się. Nowa narzeczona przyszła, a on na dzień dobry odstawia bucerę stulecia, rzuca irracjonalnymi oskarżeniami, a potem robi jakieś podchody, które sugerują, że nieśmiały jest czy coś… Chłopie, weź się ogarnij może? :D
Doceniam jednak, że nie wbił Miyo pałeczki w oko, żeby sprawdzić, czy przysłali mu człowieka, czy może jakiś automat.
Myślałam też, że pożegnamy się, przynajmniej na jakiś czas, ze złą siostrą i jej nieszczęśliwym mężem, ale okazuje się, że nie. Ciągle są obecni. Seria bardzo chce zrobić tu jakiś trójkąt romantyczny.
W sumie trochę rozumiem. Drama musi być. Czekam, aż będzie jakaś afera, że Miyo nie ma tych mocy, o czym wszyscy zainteresowani powinni wiedzieć. A jak będzie drama, to może jednak znowu będzie wesoło?
Kiedy zaczęłam analizować i próbować nadać wydarzeniom jakieś logiczne uzasadnienie, głupawka wróciła.
Oj, będę musiała obniżyć ocenę.
Nasz Kopciuszek ma w sobie tyle energii, że przewróci się od powiewu wiatru. Złamana niedolą dusza zbiera kolejne ciosy metaforycznym krzywym drewienkiem, a nastrój jaki się wokół tego buduje, jest tak przejmujący, że zanim dobiłam do dziesiątej minuty, śmiałam się w głos. Głupawka mnie dopadła, co poradzić?
Skoro na samym wstępie wiemy, za kogo Sierotka Miyo zostanie wydana za mąż, i to szczęśliwie, jak można mniemać, to jak twórcy śmią wymagać ode mnie, żebym przejęła się, że jej pierwsza miłość nie wypali? xD Moje małe czarne serce wyło z uciechy, aż duszności dostałam.
Ale bardzo ładne to jest, bardzo dla oka przyjemne. Dopieścili animację aż do przesady.
Zła siostra to moja ulubiona postać jak na razie. Jest tak kartonowo zła, że muszę ją kochać.
Nie bawiłam się tak genialnie od czasów watashitachi wa doka shiteiru! Tylko, że bohaterka tamtego dzieła miała jakąś osobowość. Całe tony osobowości w porównaniu od tego popychadła tutaj.
Błagam o drugi odcinek, już! XD