Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 8/10 | grafika: 5/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 6/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Code-E
Szkolny romans ozdobiony mocami paranormalnymi? O dziwo, tym razem rzecz całkiem udana.
Recenzja / Opis
Nastoletnia Chinami Ebihara przywykła już do ciągłych przeprowadzek. Ich powodem nie jest – jak to zwykle bywa – zmiana miejsca pracy rodziców, a ona sama. Z przyczyn, których nie rozumie, urodziła się obdarzona zdolnością emitowania bardzo silnych fal elektromagnetycznych. I to wcale nie jest fajny bonus, bo skoro każde emocjonalne poruszenie powoduje wysyłanie impulsów, Chinami stanowi śmiertelne zagrożenie dla wszystkich elektrycznych i elektronicznych urządzeń w okolicy. A jak łatwo się spodziewać, w roku 2017 elektronika jest jeszcze bardziej rozpowszechniona niż obecnie.
Wracajmy jednak do Musashino, nowego miejsca zamieszkania naszej bohaterki. Przed Chinami stoi poważne wyzwanie, jakim będzie aklimatyzacja w nowej szkole… Która nie okazuje się aż tak straszna, jak się tego obawiała. Koleżanki przyjmują ją życzliwie i wszystko wydaje się być na dobrej drodze – ale to oczywiście byłoby za proste. Już pierwszego dnia Chinami ściąga na siebie uwagę kolegi z klasy, Koutarou Kannagiego. I możemy być pewni, że nie spodoba się to jego wieloletniej przyjaciółce, pannie Sonomi Kujou… Warto też nadmienić, że bohaterkę bacznie obserwuje inna koleżanka, wyhamowana i odległa Yuuma Saihashi – a niedługo pojawi się także dwójka tajemniczych szpiegów!
Należy szczerze, uczciwie i bez ogródek powiedzieć, że zdarzało mi się w życiu widywać lepiej dopracowane fabuły. Pokazana tutaj historia ma swoje zalety: rozwija się gładko, a w każdym odcinku dzieje się dość dużo, by widza nie znudzić, ale nie tyle, żeby zamęczyć gonitwą wydarzeń. Główny wątek romantyczno‑obyczajowy jest dobrze rozplanowany, a pomysł na paranormalne moce bohaterki – w sumie nieźle wykorzystany. I to właściwie tyle zalet. Code‑E jest jedną z tych serii, w których należy stanowczo powstrzymać się od pytań „jakim cudem” – pozwolą uniknąć zastanawiania się, dlaczego zdolności Chinami dotąd przeszły niezauważone, dlaczego w takim tempie zaczęła się uczyć kontroli nad nimi, dlaczego akurat tutaj kilka osób tak szybko się w nich orientuje… Nie wspominając już nawet o finale serii – żeby nie zdradzić za wiele, napiszę tylko, że niektóre wątki zostają bez słowa urwane, tak jakby zabrakło dosłownie kilkunastu sekund na pokazanie, co stało się z innymi postaciami. Jedyne wyjaśnienie, jakie mi przychodzi do głowy, jest takie, że serię przedwcześnie zakończono czymś, co miało być zaledwie kulminacją na półmetku – to by sporo tłumaczyło.
Równie mieszane uczucia może wzbudzić oprawa graficzna. Postaci sprawiają wrażenie zaprojektowanych przez średnio zaawansowanego amatora. Kształt i rozmiar twarzy potrafią ulec zmianie ze sceny na scenę, a najdziwniejsze wrażenie sprawiają znikające w połowie twarzy nosy. Przypuszczam, że właśnie wygląd bohaterów (bohaterek?) może odstraszyć wielu potencjalnych widzów… Ale z drugiej strony należy zauważyć, że twórcy nie wyręczali się w co drugiej scenie komputerem, postaci widziane w oddali nie zmieniają się w marionetki na sznurkach (co nie znaczy, że nie ma błędów animacji…), a tła są całkiem ładne, nawet jeśli ograniczone do zestawu tych samych miejsc. O dziwo, pochwalić należy także wyrazistą, ale nieprzerysowaną mimikę bohaterów, a już zupełnie na marginesie można zauważyć, że twórcy obeszli się bez tęczowych włosów i antygrawitacyjnych fryzur.
Jednak w pełni muszę podtrzymać wyrażoną wyżej opinię, że jest to seria udana. Decydują o tym właściwie tylko i wyłącznie postaci. Nie nazwałabym ich szczególnie oryginalnymi – ale też właściwie trudno powiedzieć, co jeszcze byłoby „oryginalne” przy całej różnorodności istniejącego anime. Bohaterowie Code‑E są przede wszystkim nieodparcie sympatyczni i naturalni, a ich potencjał komiczny zostaje wydobyty bez robienia z nich żałosnych idiotów i idiotek. Nieśmiała, nerwowa, a chwilami niezdarna Chinami jest mimo wszystko zdolna do logicznego myślenia (jeśli akurat nie jest spanikowana) i wbrew pozorom całkiem zaradna życiowo. Jej „rywalka”, Sonomi, to typ „żywiołowej smarkuli”, który tu jednak nie został sprowadzony do wrzaskliwej karykatury. Po raz pierwszy od dawna też nie miałam problemu z przyjęciem do wiadomości, dlaczego męski bohater nie zauważa, że stał się obiektem zainteresowania aż dwóch pań. Koutarou jest absolutnym maniakiem naukowym, dla którego cały świat składa się z fascynujących obiektów badawczych – i można doskonale zrozumieć zarówno, co obie panie w nim widzą, jak i – dlaczego on tego nie widzi. Na koniec nie mogę też nie wspomnieć o wyjątkowo uroczych „czarnych charakterach” w osobach przybyłego z Niemiec rodzeństwa Brinbergów, noszącego typowo niemieckie imiona Adol i Mils.
Code‑E to przykład na to, że ciągle jeszcze można stworzyć ciepłą i zabawną komedię z wątkami romantycznymi, która chwilami nieszczególnie nachalnie spróbuje też wycisnąć troszeczkę wzruszenia. Zarówno wśród twórców, jak i seiyuu, nie znajdziemy „wielkich nazwisk”, a całość nie jest pozbawiona wyliczonych przeze mnie uczciwie wad. Mimo to – jako że sama oglądałam z ogromną przyjemnością – polecam Code‑E wszystkim miłośnikom gatunku – to produkcja skierowana bardziej do damskiej widowni, ale nie powinna odstraszyć także panów. Omijać powinny ją tylko te osoby, dla których jedynym obowiązującym kanonem piękna są projekty dziewcząt rodem z wysokobudżetowych adaptacji erotycznych randkowców.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Studio DEEN |
Autor: | Ichirou Sakaki |
Projekt: | Tetsuhito Saitou |
Reżyser: | Toshiyuki Katou |
Scenariusz: | Takuya Satou |
Muzyka: | Caoli Kano |