x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Tak, hentai.
Boleśnie słabe
Całość to tylko 60 min, ale i tak nie warto. 3/10.
Duże rozczarowanie
Niestety, czym dalej, tym było gorzej.
Z każdym kolejnym odcinkiem scenariusz gubił sens, a bohaterowie mózg. W połowie było już naprawdę mdło, wtórnie i nudnie.
Ale czarę goryczy przelał ostatni odcinek, który był po prostu przykry.
kliknij: ukryte Trzy bohaterki, proste charakterologicznie, ale wzbudzające sympatię, wyznają szczerze swoje uczucia, Eita niby je zna, ale udaje że o nich nie wie, i w sposób niczym nie uzasadniony dochodzi do wniosku że jednak najlepsza jest wyrachowana wariatka, która go szantażuje i upokarza.
Dla mnie czas stracony, bo od takich serii oczekuję relaksu i rozrywki, a ta, dała mi głównie irytację.
Dla każdego coś miłego
Mocno średnie
Zaskoczeniem na plus był główny bohater – myślał (!), zachowywał się i reagował jak normalny, zdrowy na ciele i duchu człowiek. W sumie nawet sympatyczny był.
Równoważyła to główna bohaterka – rozwrzeszczany, wiecznie ucieszony, rozpuszczony i niezmiernie mnie irytujący bachor.
Pewnie więcej zalet dostrzegłabym, gdybym interesowała się astronomią. Ale się nie interesuję.
I 5/10.
Też fajnie ;)
Z takiego wątku (bliźniaczki zakochane w tym samym chłopaku, które nie chcą zranić siebie nawzajem, a on nie chce zranić żadnej z nich i nie wie, którą wybrać) można spokojnie 12 odcinków zrobić. A tutaj za mało czasu, a co za tym idzie, wszystko takie pobieżne, spłycone i powierzchowne. Szkoda, ale i tak fajnie :)
I plus za scenę w deszczu, bo uwielbiam takie ;*
Mmmm ;)
Jeśli chodzi o telewizyjny Clannad, to właściwie od pierwszego odcinka wiadomo było kogo główny bohater wybierze i jak się wszystko skończy. Wiedziałam, że zakończenie z żadną inną dziewczyną nie wchodzi w grę, więc nie zadałam sobie trudu kibicowania którejś. Co nie zmienia faktu, że Tomoyo lubiłam i wersja z nią jest całkiem ciekawa.
Faktycznie, Okazaki był tu inny, ale inny lepszy – bardziej zdecydowany, dojrzały, bezpośredni, pewny swoich uczuć i nie bojący się ich pokazywać, a nie rumieniący się na samą myśl o wzięciu swojej dziewczyny za rękę.
Proponuję wyobrazić sobie którąś ze scen tego odcinka kliknij: ukryte (wspólne czekanie na wyniki wyborów, pocałunek na ławce, wyznanie miłości, czy wreszcie zimowy finał) z Nagisą. Powodzenia.
Jak ktoś już wspomniał, ciężko porównywać jeden pojedynczy odcinek do całej serii. W 24 minutach trzeba było „upchnąć” całą historię, stąd skumulowanie wydarzeń i emocji i w efekcie przerysowanie i udramatycznienie niektórych sytuacji.
Mimo to oglądało się bardzo przyjemnie.
Brak mi już słów...
Ech, Omamori Himari nieszczęsne…
Ilość fan serwisu początkowo mdli, potem dławi, a pod koniec obfite wymioty powoduje.
Fabuła – bez komantarza.
Bohaterowie: przygłupi, nudny, bezradny i ślamazarny chłopaczek o wyglądzie i poziomie rozwoju emocjonalnego dziecka z podstawówki i 10 (a może więcej, w którymś momencie przestałam je już liczyć) nieustannie tulących się do niego panienek, których cechą charakterystyczną był rozmiar biustu, od AA do… S?
Była jedna rzecz, która mi się podobała. Ten motyw muzyczny, od którego zaczyna się pierwszy odcinek, i który się później czasem przewija, taka nucona na „nanana” melodia.
Włściwie, to cała muzyka była ok. Tak samo szata graficzna.
Niestety, ogólny idiotyzm fabuły przyćmiewa nawet te drobne zalety… 3/10.
rewelacja w swojej kategorii
Wszystko miłe, ładne, urocze, szczere, wzruszające, i bardzo się podobające.
Fabuła w sam raz, ani za bardzo banalna, ani przekombinowana, bohaterowie jak najbardziej do polubienia, akcja na tyle wciągająca, żeby z ochotą po następny odcinek sięgnąć.
Grafika prosta, ale bardzo to nie razi, tonacja pastelowa klimat podkręca. Muzyka bardzo fajna, opening i endingi w ucho wpadają.
Ogólna wymowa jak najbardziej pokrzepiająca i optymistyczna, chociaż popłakiwac mi sie zdarzyło nie tylko ze wzruszenia, bo tego że Kazuki kliknij: ukryte wybrał Futami a nie Asukę to nigdy twórcom nie wybaczę.
Tym którzy tego typu serie lubią, polecam, a jak.
Wiem, że to już było i to nie raz, ale przyjemność wciąż taka sama ;)
słodka tragedia
Niestety, Haruka nie była szczęśliwa, gdyż otoczenie nie mogło zaakceptować jej oryginalnego hobby.
Na szczęście pewnego dnia uświadomiła sobie, że chodzi do klasy z kimś, kto zna jej sekret i komu wcale jej miłość do animowanych czarodziejek nie przeszkadza. Tym kimś był Yukito – poczciwy i uczciwy okularnik, pochodzący z rozbitej i patologicznej rodziny (zostawiony przez rodziców mieszka z siostrą alkoholiczką ledwie wiążąc koniec z końcem). Mimo tego jest rozsądny i błyskotliwy (tylko 12 odcinków zajęło mu przypomnienie sobie komu podarował w dzieciństwie pewną książkę!)
Tych dwoje spotyka się pewnego dnia wśród bibliotecznych półek i… ach, aż chce się zaśpiewać za Anną Jantar „to będzie miłość, jakiej nie miał chyba nikt”. (I dzięki Bogu. Nikomu nie życzę dziewczyny, której podajesz rękę, a ona myśli, że to zabawa w pieska i zaczyna szczekać).
Tak więc młodzi zakochani przechodzą przez szereg prób życiowych i przeciwności losu, by ostatecznie osiągnąć szczęście w zamku na równikowej wyspie.
Taaak. Cóż. Takie rzeczy się zdarzają.
Tylko po co je oglądać?
Co to w ogóle miało być?!
Jeśli głównym tematem serii jest miłość bohaterów (no a jest) i jeżeli nie jest to seria z gatunku tych ambitniejszych (no a nie jest), no zróbmy już porządnie, jak Pan Bóg przykazał, ten kanon romansowy, dla tych co akurat mają ochotę na patetyczne wzruszenia przed ekranem. Ale czym ja się tu miałam wzruszać? Westchnieniami „Och, dajże się pocałować!” „Och nie, nie…” „Och, błagam. Nie poradze sobie bez ciebie!” „Och, Edgar”. „Pragnę cię chronić. Zostań ze mna na zawsze, aż do śmierci. Nie moge bez ciebie żyć. Wyjdź za mnie.” „Och, nie mogę.”
Och, och, och.
Seria przygodowa z wątkami fantastyki? No to akcję żywą poproszę i ciekawe pomysły, a nie panią „wróżkowy doktor”, której wszystkie nadzwyczajne umiejętności polegały na karmieniu ciastkami plątających się pod nogami gnomów. A, przepraszam, pod koniec jeszcze położyła na ziemi woreczek z ziołami odstraszający potwory.
Pominę już ten koszmarny opening, którego się słuchać nie dało, beznadziejnie poprowadzone i niepodokańczane wątki (szamotanie się w intrygach Niebieskich Rycerzy, Ermine, syreny i tym podobne Banshee).
Nie wiem dla kogo to być miało i nie wiem w czyje gusty trafia. W moje nie. I radzę omijać szerokim łukiem.
No, panie mogą sobie ending zaserwować, bo całkiem apetyczny ;)
Dla dwóch ostatnich odcinków...
Pomysł na serię ogólnie świetny, historia nietypowa i ciekawa, ale sposób jej opowiedzenia już niestety nie. Zdecydowanie za bardzo rozwleczona i rozciągnięta, miejscami zwyczajnie nudna, a nawet męcząca.
Scena z przeszłości, wiele w zasadniczej fabule wyjaśniająca, przykładowo jakaś rozmowa między bohaterami, która w całości zajęłaby może 5 minut, ciągnęła się przez cały odcinek, bo przerywana była nieustannie wstawkami z życia codziennego bohaterów. A to Mana robi zakupy, a to Koyori składa origami, za chwilę Yorito leży na dachu, a Matsuri biegnie ulicą.
Rozumiem, że te fragmenty w założeniu miały tworzyć intymny nastrój spokojnej, mądrej, obyczajowej opowieści i same w sobie nie były złe, ale naprawdę utrudniały odbiór zasadniczej akcji.
Może dlatego nie potrafiłam się utożsamić z bohaterami, wczuć w sytuację i autentycznie przejąć ich losem.
Świetne jest natomiast zakończenie. Nie dało się go z góry przewidzieć, oryginalne, nietypowe, sprawnie (w porównaniu z poprzednimi odcinkami) poprowadzone. No i ostatnia scena – rewelacja.
Ale to zdecydowanie za mało bym mogła zaliczyć Solę do rzeczy wyjątkowych i moich najulubieńszych.
7/10 daję.
A mnie nie bolało...
Przyznaję, nie jestem fanką tego gatunku, więc wybredna nie jestem i szczególnie wysokich oczekiwań nie mam, a podczas oglądania miałam tak dobry humor, że nie wiem czy cokolwiek byłoby w stanie mi go zepsuć.
Ale mimo tego. Akcja płynna i wartka, panienki atrakcyjne, fabuła nawet, nawet, zakończenie pomysłowe.
Rewelacyjna grafika i animacja. Świetna moim zadaniem obsada, zwłaszcza Maaya Sakamoto jako Alphard i Rie Tanaka w roli Liang Qi.
Postacie papierowe i płytkie, ale mimo to nie irytujące. A wątek Hakko (jedna z piękniejszych kobiet jakie widziałam w anime) i jej ukochanego naprawdę mnie ujął ;)
Nic szczególnie wybitnego w „Cannan” nie ma, ale bawiłam się dobrze podczas oglądania i 6/10 daję.
bezsensowny miszmasz
W sumie trudno się dziwić. Od samego początku twórcy serwują nam mdłą, słodziutką i maksymalnie sztampową komedyjko‑haremówkę. Przeciętny chłopak, jego wierny przyjaciel, a wkoło wianuszek dziewczyn. Dziewczęta – jak wiadomo – tworzą cały atlas typów urody, charakterów i osobowości. Jest ta wrażliwa i nieśmiała, ta słodka i urocza, ta energiczna i pewna siebie, ta zabawna i rozrywkowa… Plączą się wokół głównego bohatera i plączą, biedny widz już zastanawia się czy oglądać dalej, czy tylko sprawdzić w ostatnim odcinku, którą wybierze. Chociaż… i tak wiadomo którą.
Aż tu nagle w 8 odcinku, szok, zmiana, totalne zaskoczenie. Twórcy chyba domyślili się, że nikt nie wytrzyma dłużej tej koszmarnie głupiej i banalnej męki (a może sami zanudzili się dotychczasowym scenariuszem) i postanowili zaserwować nam coś ekstra. No i dostajemy wszystko: mroczne tajemnice z przeszłości, podróżowanie w czasie, wyniszczający ludzkość śmiertelny wirus, rozdwojenie osobowości, życiowej wagi dylematy moralne, ratownie świata przd zagładą i Bóg wie co jeszcze… No nie, nudzić się już z pewnością nie będziemy. Tylko zastanawiać o co tu chodzi i po co to wszystko.
Nagła zmiana kierunku gatunkowego pewnie by serii zaszkodziła, gdyby nie to, że od samego początku balansuje ona na linii przeciętnej, a nawet troszkę niżej. Podobnie jak postacie bohaterów, szata graficzna i dźwiękowa.
3/10 i naprawdę szkoda czasu.
mieszane uczucia...
Bardzo podobała mi się historia znajomości Yuuko i Yu, wszystkie te zwroty akcji, meandry fabuły, tajemnice z przeszłości, rozstania, powroty… ;) Scena kliknij: ukryte w której Yuko wyjawia prawdę o swoim życiu i przemocy swojego brata, była mocna, sugestywna, przejmująca i naprawdę zrobiła na mnie wrażenie.
Ten wątek poprowadzony jest sprawnie, mądrze i ciekawie.
Ale już drugi – wielkie cierpienie Kuzego i wielka miłość Mizuki… O Boże. Te jego pseudointeligentne przedśmiertne monologi, jego nagła przemiana duchowa i odnalezienie sensu życia w zauroczeniu jakieś młodszej o całe pokolenie gówniary… Czy twórcy naprawdę myśleli, że ktoś się na to nabierze? kliknij: ukryte I naprawdę trzymałam kciuki, żeby umarł po tej operacji… Niestety. :P
Żal mi tylko było Nagi, bo fajna dziewczyna a zepchnięta na margines opowieści została.
To przeplatanie się wątków czasowych, miejscowych i postaciowych bardzo pozytywne, podobnie jak eksperymenty graficzne i muzyka, głównie ten przewodni motyw na skrzypce.
Niedociągnięcia logiczne kliknij: ukryte (śmierć Yuuko, pożar w jej domu, to wieczne przesiadywanie bohaterów w lub na zawsze opustoszałym, ach zawsze otwartym kościele) pomijam i podciągam je pod gatunek, który z założenia nie musi być do końca realistyczny :)
Ogólnie 6/10.