x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Classic - najlepsza część starego anime
Generałowie Królestwa Ciemności są bezkonkurencyjni i to tyle. Każda kreacja odmienna, poróżnione metody działania, każdy prezentuje inny stopień lojalności wobec Beryl oraz charakter relacji z ludzkością. Fantazja, z jaką popłynęli twórcy pierwszego anime, ma moje pełne poparcie – antagoniści nie pozostali marionetkami bez woli. Tutaj są żywymi istotami zdolnymi do znienawidzenia sojusznika i pokochania wroga. Otrzymali przy okazji dużo więcej czasu antenowego, a gdy ten się kończył, było mi fatalnie przykro.
Stosunki Usagi i Mamoru to już sama wiśnia. Kultowe love‑hate relation, lepszego wydania nie znam (duży + za zaangażowanie Motokiego i Rei).
Filler
Przez cały seans trzyma głównie nadzieja na mocniejsze akcje (które się pojawiają, ale bardziej dla laików, którzy nie wyczują naiwności i schematyzmu). Mnie osobiście: kreska. Bo jest przesłodka. Można się pośmiać. Z postaci wyróżnię senseiów zabójców i Karmę (wydawał się przewałkowanym typem postaci, ale jest po prostu ciekawy)
kliknij: ukryte Koro‑sensei spodobał mi się na początku, gdy zagroził rodzinom uczniów. Gdyby utrzymał swoją gorzko‑słodką naturę, byłby bardziej interesujący dla widza, w uczniach wzbudzał jakiekolwiek emocje. Raczej pewne, że nie jest on zły. Dawanie forów przy zakładzie było zabawne w przypadku Karasumy, ale takie wystawianie się w finale i otwarte mówienie o słabościach to już za duże ułatwienie.
Długość serii to błogosławieństwo, arcydzieło.
Plusy:
*Idealny soundtrack.
*Klimatyczny opening i „nieprzypadkowy” ending.
*Wielowątkowość.
*Różnorodność postaci.
*Fabuła konsekwentnie prowadzona od początku do końca.
*Miejsce akcji; czyli idealne wywiązanie się z historii Niemczech.
*Wykorzystanie postaci epizodycznych; dla fabuły, głównych bohaterów i dalszych wydarzeń.
*Kreska i animacja.
*Brak zbytecznych wątków romantycznych.
*Uzależnia.
*Tytułowy Monster.
*Wykorzystanie symbolizmu.
*Realistycznie zachowania.
*Brak wymuszonych sieczek czy pościgów.
*Nieprzewidywalność.
*Diametralne zwroty akcji.
*Potrafi przestraszyć.
*Jak i zarówno wzruszyć.
*Operuje świetnym morałem.
*Powoduje szczerą empatię wobec bohaterów.
*Angażuje widza i zmusza do refleksji.
*Finał
Minusy:
*Sprawdzanie się typowej dla kryminałów zasady „cóż za zbieg okoliczności, jak ten świat jest mały”.
*Brak rozwinięcia historii Lunge’a oraz głębszego wglądu w tą postać.
*Postać Anny (subiektywne)
*Długość, bo… Za krótkie!
Mówię tutaj o nierozwiązaniu kilku wątków. Tak prawdę mówiąc to pierdoła, ale chciałabym jeszcze zobaczyć:
kliknij: ukryte *Milcha w Tunezji i wiadomość o stanie jego brata (przeżył?).
*Co się stało z Christofem (facet z załatwionym przez Evę uchem)? Jedna z potencjalnych postaci z dalszego planu, szkoda, że nie dostaliśmy już o nim jakiekolwiek wzmianki.
*Mężczyzna, który częstował Johana herbatą i był z nim na „ty”. Po ich relacjach wydawałoby się, jakby znali się od dawien dawna i ten gość nie poważał mościa Monstera jak większość jego „współpracowników”. Nic o nim nie wiemy, poza tym, że Johan z kaprysu udekorował mózgiem kolegi ścianę. Szkoda.
*Wątek Evy i Tenmy… To już moje osobiste zboczenie, ale tyle razem przeżyli, że powinni się zejść. Zaś mam wrażenie, jakoby coś zaczęło zachodzić pomiędzy doktorkiem a Anną, ale to byłoby chore.
*Johan, Johan… Cholera już cię tylko wie.
*Reakcję Suka na tożsamość panienki, do której się tak nachalnie przystawiał ^^
Postacie (uważniejszy wzgląd):
Jestem widzem przywiązującym do nich sporą wagę i pod tym aspektem anime nie zawiodło. Wpierw Johan; najlepiej wykreowany seryjny morderca, z jakim miałam się „przyjemność” spotkać. Cały jego profil psychologiczny zarysował się w jedną wielką niewiadomą. Ambitny, dążący do celu, którym jest… Co? Dlaczego? Po co? Cokolwiek spekulujemy, otrzymujemy znaczący kontrast i nie mówię tu tylko o jego „wyjściowym” charakterze i doskonale obmyślonym wizerunku (nawiązanie do hitlerowskiego ideału). Miejscami raptem pojawiał się jakby nigdy nic, sprawiając wrażenie prostej postaci z dalszego planu.W ten sposób dostawaliśmy od twórców pstryczka w czoło o treści „ktoś w ogóle wspominał, że to jest tytułowy Monster?”. Wystarczy jednak jedno centralne spojrzenie tych błękitnych oczu. Jedno. Pierwszy raz podczas seansu jakiegokolwiek anime drastycznie podwinęłam nogi pod brodę i z niepokojem odwróciłam wzrok, byle jak najdalej od tego przeszywającego spojrzenia. Spojrzenia rysunkowej postaci.
Bardzo też polubiłam Lunge'a. Cały jego zarys, charakter i niesamowity seiyuu. Już od debiutu czekałam, aż znajdzie się w jakiejś mrożącej krew w żyłach sytuacji. Jego obecność w odcinkach zwykle zwiastowała jakąś grubszą akcję. Co w jego postaci jest jednym z najlepszym posunięć autora, to tok rozumowania; pomimo, że Lunge przez szmat czasu prowadził błędne śledztwo, robił to z taki rozmachem, że aż sama zatrzymałam na chwilę suwak by dać chwilę refleksji, czy teoria ze schizofrenią Tenmy byłaby jakkolwiek w fabule opcjonalna… Poza tym, co zaskakujące, jest on osobowością nierzadko doprowadzającą widza do rozbawienia. Nawyki, pokerowa twarz… Wierzyć mi się nie chce, że nikogo w ten sposób nie uszczęśliwił na kilkanaście sekund.
kliknij: ukryte „Ach, tak. Mój k‑o-l‑e-g‑a z‑e s‑z-k‑o-ł‑y Johan…”
„…Rozumiem.”
„Rzeczywiście była piękna… Ale to był mężczyzna”
„…Rozumiem.”
No i akcja po kryptonimem „jestem Japończykiem”.
O dziwo też, na wyróżnienie zasługuje Eva. Rozpieszczona i mściwa córeczka tatusia, która nie przepuści odebrania ulubionej zabawki. Ale za to ją lubię. W porównaniu z Anną to konkretna kobieta, która jest bezwzględna i wytrwała w swych celach. Poza tym czy sama jest sobie winna za tok wychowania? Naprawdę współczułam jej z powodu nieodwzajemnionej miłości Tenmy; doktorek kochany dla każdego raptem zaczyna ją ignorować i zachowywać się jak skończony fiut. Przez całą serię miałam nadzieję, że się zejdą. Bardzo rzadko zdarza mi się kibicować jakiekolwiek parze, ale tutaj wyjątkowo; chciałam, by Eva znalazła swoje miejsce u boku mężczyzny, któremu nie zależy na kasie i seksie. Postać sama w sobie naprawdę smutna, jednak pomimo swojego stanowiska brakowało u niej wrażenia „fabularnego kozła ofiarnego”. Przeciwnie. Nierzadko za sprawą swojej osoby coś namąciła; czy to na powszechny negatyw, czy też pozytyw. Brakuje mi takich pań w mangach. Istna rzadkość niestety.
W fabule przewijała się jeszcze innych przedstawicielka płci pięknej. Postać Anny...
Oh my dog, jakże to dziewczę mnie drażniło. Typowa bohaterka kryminałów; śliczna, milutka, dla wrogów pyskata, ma spluwę w kieszeni i wysoce postawione cele. Natomiast gdy dochodzi co do czego, to nie potrafi pociągnąć za cholerny spust, logiczne myślenie idzie się lać, niezdrowa empatia wręcz razi, a głupota nierzadko pchnie głównego bohatera w kłopoty. Nie potrafiłam zdzierżyć tej postaci jako tako przez całą serię. Dziw człowiek bierze, że taka kretynka jest spokrewniona z geniuszem.
Wypadało też by podsumować głównego bohatera; ten przez szmat czasu był mi obojętny. Nie denerwował, nie ekscytował. Ot, sympatyczny doktorek z jajami tam gdzie trzeba.
Postaci to rzecz jasna rzecz subiektywna, ale z pewnością każdy znajdzie swojego ulubieńca. Z mojej strony jeszcze spore wyróżnienie dla Grimmera, Martina, Christofa i dr Gillena.
Jeżeli chodzi o finał, to niespoilerując mam mieszane uczucia. Ale jedno jest pewne. Był piękny. Jak się okazuje w duszy człowieka przelewają się dwie natury, czego idealnym przykładem są dla nas tytułowi przeciwnicy.