Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

Celestyna

  • Avatar
    A
    Celestyna 11.11.2021 03:29
    Tak dobrze żarło...
    Komentarz do recenzji "Donten ni Warau"
    ...a jednak zdechło,  kliknij: ukryte . Nie ukrywam, że pierwsze odcinki tej serii zrobiły na mnie spore wrażenie, toteż zdziwiły mnie jej niskie oceny tutaj, no ale niestety naprawdę przyzwoity z początku poziom fabuły i jej prowowadzenia faktycznie nie utrzymał się do końca. Właściwie mam wrażenie, jakby piecza nad stworzeniem ostatniej 1/3 bardzo dobrego dotąd anime została przez autora powierzona jakiemuś kompletnemu niedojrzałemu partaczowi, niemającemu pojęcia o dobrym kinie. Donten ni Warau przykuło moją uwagę swoistą dojrzałością i wyważoną atmosferą. Z początku zachowano naprawdę bardzo dobre tempo akcji i prowadzenia wątków, spośród których każdy miał swój potencjał. Były momenty na refleksyjne, głębsze sceny (pozbawione patosu, co w anime rzadkością!), ale były i momenty na humor (ZABAWNY humor – to też moim zdaniem rzadkość). Ładnie przedstawiono psychologię postaci, każda była ,,jakaś”, każda dała się polubić i zapamiętać, niektóre mniej, niektóre bardziej, ale żadnej przy tym nie przerysowano. Nawet bohaterki jak raz zostały potraktowane poważnie i brzmiały… no właśnie, jak kobiety, a nie kocięta, którym ktoś nadepnął na ogon. Śliczna, oryginalna kreska też zdecydowanie na plus. I tak to się toczyło, wprowadzano miarowo nowe wątki, robiło się coraz bardziej tajemniczo i ciekawie… ale widocznie nie starczyło albo pomysłu, albo pasji, albo inteligencji, albo Bóg wie, czego jeszcze, żeby koniec także był satysfakcjonujący.
    Przez ostatnie trzy odcinki Donten ni Warau zaliczyło upadek na główkę nie gorszy, niż  kliknij: ukryte . Nie no, jak tak teraz to sobie od początku analizuję to bez kitu mam wrażenie, że pałeczkę przejął jakiś słabszy brat oryginalnego autora  kliknij: ukryte .
     kliknij: ukryte 
    Jedyną stałą dobrą cechą poza ładną kreską jest zdecydowanie realistyczność postaci i ich psychologia, relacje z innymi bohaterami. Drugoplanowe to tam drugoplanowe, ale do żadnej z pierwszoplanowych naprawdę nie ma się o co przyczepić. Na szczególną uwagę zasłużyli Tenka i, zwłaszcza, Shirasu.  kliknij: ukryte 
    Ode mnie 7/10 za bohaterów, relacje między nimi, kreskę i ogólnie pierwsze dziewięć odcinków. Może po przeczytaniu moich narzekań wygląda to na zawyżoną ocenę, ale startowałam aż z dziewiątki. Niestety nie udało się, ale nie uważam, bym zmarnowała czas, oglądając Donten ni Warau do końca. Jeśli od początku jest się nastawionym na tendencję spadkową w jakości, to myślę, że zdecydowanie można po to sięgnąć, bo zalet znajdzie się na tyle, by seans był przyjemny. Jeśli nie, to się widz po prostu rozczaruje jak ja.
  • Avatar
    Celestyna 25.07.2021 21:58
    Komentarz do recenzji "Donten ni Warau"
    Spoilery się zakrywa. Albo może inaczej, powiedz mi, jakie anime masz teraz w planach? Dołożę wszelkich starań, by w jak najładniejszych słowach opowiedzieć Ci, co będzie w ostatnim odcinku. <3
  • Avatar
    A
    Celestyna 25.07.2021 21:07
    Typowy średniak
    Komentarz do recenzji "Otome Youkai Zakuro"
    Zabrałam się za to anime z powodu dużej popularności mangowego pierwowzoru w Polsce kilka lat temu i w sumie liczyłam na coś lepszego. Nie ma tu tak naprawdę niczego, czego nie widziałam wcześniej, żaden wątek ani żaden bohater mnie nie zaskoczyły. Dziwi mnie ocena 8/10 za postacie w recenzji, bo są zupełnie sztampowe i nawet nie za głęboko zarysowane. Nie chcę robić z siebie tu teraz jakiegoś snoba­‑speca, ale o ile początkujących widzów może jeszcze przekonać, o tyle kto widział w swoim życiu więcej niż pięćdziesiąt serii, zachwycony raczej nie będzie. Ja się czułam, jakbym oglądała sklejkę paru innych, które widziałam wcześniej.
    Nie mówię absolutnie, że to nie wiadomo jakie dno, bo nie oglądało się źle, ale na pewno nie należy do serii, które pozostają w pamięci na dłużej i do których chciałoby się wrócić. Ot, przewidywalne i lekkie anime niezłe dla zabicia czasu.
  • Avatar
    A
    Celestyna 13.07.2021 00:15
    To nie jest aż tak świetne anime…
    Komentarz do recenzji "Bokurano"
    …jak podaje recenzja. Z całą pewnością jest dobre i warte obejrzenia, zasłużyło również na większy rozgłos, niż otrzymało, aczkolwiek moim zdaniem do genialnego mu trochę daleko. Nie zgodziłabym się z opinią, jakoby nie było tu w ogóle patosu – choćby scena  kliknij: ukryte  Ogromnym plusem są same walki, na które zawsze wyczekiwałam z dreszczykiem emocji; obco wyglądający przeciwnik powoli, ale nieuchronnie wyłaniający się z nicości i towarzysząca temu charakterystyczna ścieżka dźwiękowa… no i samo losowanie pilotów; nigdy nie było wiadomo, na którego dzieciaka trafi, dlatego na werdykt czekało się w napięciu i z zaciekawieniem. Największą zaletą tej serii moim zdaniem jest  kliknij: ukryte  Mimo wszystko liczyłam, że Bokurano wzbudzi we mnie większe emocje. Po przeczytaniu i wysłuchaniu wielu opinii, jak to anime nie niszczy psychiki i nie porusza, myślałam, że chociaż się popłaczę, tymczasem nawet sceny śmierci w większości były… no, po prostu były. Szybkie i dość bezceremonialne. Obstawiam, że to stąd te głosy o realizmie i braku kiczowatości w tym anime, ale akurat tu według mnie jak na złość ociupina melodramatyzmu by się przydała, w przeciwieństwie do tych scen, o których pisałam wcześniej. Choć wiele motywów podjętych i zrealizowanych zostało naprawdę dobrze, anime to na pewno ma wady i brakuje mu tego nieuchwytnego czegoś, co sprawiłoby, że chce się je obejrzeć jeszcze raz (i zgaduję, że to właśnie ten deficyt zadecydował o jego dość miernej popularności). Od czołówki je trochę dzieli, ale mimo wszystko polecam – na pewno nie da się na nim nudzić i są sceny, na które naprawdę warto czekać.
  • Avatar
    Celestyna 28.02.2021 02:46
    Komentarz do recenzji "Kimi ni Todoke"
    No właśnie ja to teraz oglądam, zaraz będę odpalać szósty odcinek, i też niezbyt mnie to przekonało. O ile samo anime, choć nudnawe, całkiem mi się podoba, to to wytłumaczenie, że unikają jej, bo wygląda jak Sadako…? To może by i przeszło, ale w podstawówce, nie w liceum. Nawet, jeżeli wydawała im się osobą niepewną, no niewzbudzającą zaufania po prostu i wywołującą swego rodzaju niepokój, jakie czasem się w życiu zdarzają, to wiek tych szesnastu lat już zobowiązuje do tego, żeby najpierw spróbować z nią porozmawiać, choć minimalnie poznać i dopiero wtedy wyrobić sobie jakąś tam opinię, zamiast snuć bezsensowne domysły i sadzić między sobą takie dyrdymały.
  • Avatar
    A
    Celestyna 17.02.2021 05:22
    Arcydzieło
    Komentarz do recenzji "Shiki"
    Oglądałam dawno, ale często powracam do niego myślami. Na pewno jedno z lepszych anime, które oglądałam. Że tak pozwolę sobie przetłumaczyć komentarz, który w języku angielskim zamieściłam pod jednym z AMV do tej serii:

    To naprawdę wspaniała seria, bardzo refleksyjna i niemal filozoficzna. Ukazuje, że nic nie jest czarne ani białe, nikt dobry ani zły, wszystko, cały świat i większość sytuacji, są po prostu szare. Nie było łatwo wziąć w ,,Shiki” żadnej ze stron. Obie miały swoje powody, ale i swoje winy, obie krew na rękach. Anime to pokazuje też, jak brutalne potrafi być życie, jak ciężkie decyzje trzeba czasem umieć podjąć dla większego dobra. Oczywiście w tym ,,prawdziwym życiu” wampirów nie ma, ale, jak wiemy, to metafora.
     kliknij: ukryte 

    I tak, jak zazwyczaj mam w nosie, kiedy ktoś jedzie po którejś z moich ulubionych serii i w myśl słów ,,Dooobraaa, weź tam, ty tracisz, nie ja” przewijam takie komentarze, tak opinii, jakoby ,,Shiki” było płytkie, nieudane czy jakkolwiek złe, nie umiem zdzierżyć, chociaż nawet nie jest tym moim najulubieńszym anime. Polecam każdemu, nawet jak nie lubi wampirów – i tak prezentuje zupełnie inne spojrzenie na nie, niż się ogólnie przyjęło, więc nie ma większego sensu się tym sugerować
  • Avatar
    A
    Celestyna 16.02.2021 06:24
    Dziwne anime
    Komentarz do recenzji "Kuzu no Honkai"
    I to niestety nie w takim sensie, jak te ,,dziwne anime”, które lubię. Mam takie trochę ambiwalentne uczucia do tej serii. Niby ciekawa, a nudna. Niby oryginalna, a mało porywająca. Niby próbuje coś pokazać, a jednak robi to w taki sposób, że nie pokazuje nic albo pokazuje niewiele, nie dając widzowi (przynajmniej temu w mojej osobie) emocjonalnie zaangażować się w seans. Przez większość czasu tylko patrzyłam, ile zostało do końca odcinka. Sceny, które z założenia miały być smutne, albo po mnie całkowicie spływały, albo ewentualnie wywoływały myśl typu ,,oj, przykro”, a to słaby wynik zważywszy na to, że jestem z tych widzów, co to na anime potrafią parę łez wylać. Myślałam, że to może kwestia zblazowania i też poniekąd odwyknięcia od anime, bo jestem po dłuższej przerwie od oglądania czegokolwiek i ,,Kuzu no Honkai” poszło właściwie na pierwszy ogień, ale nie, bo teraz oglądam coś innego i już przy drugim odcinku wzbudza we mnie o wiele więcej o wiele większych emocji. Nawet  kliknij: ukryte 
    Zapowiadało się naprawdę ciekawie, ale z odcinka na odcinek było coraz słabiej, aż w końcu, nie wiem nawet, w którym momencie, zrobiło się po prostu nużąco. Zgaduję, że to przez powtarzalność pewnych schematów –  kliknij: ukryte  Seria przestała czymkolwiek zaskakiwać, a to był jej główny, jeżeli nie jedyny, atut.
    No dobra, nie jedyny. Innym atutem są moim zdaniem bohaterowie. W mało którym anime  kliknij: ukryte 
    Kolejnym jest to, że jaka by nie była, wyróżnia się w pozytywny sposób na tle innych romansów anime próbą – nieudolną co prawda – ukazania życia takim, jakim jest naprawdę, bez różu, cukierkowości i nierealnej wizji związków.  kliknij: ukryte 
    W skrócie potencjał był, ale po drodze coś się zje… zepsuło. Raczej nie polecam, chociaż komuś może i może się spodobać.
  • Avatar
    A
    Celestyna 12.07.2016 02:34
    Nie, to w ogóle nie jest dobre.
    Komentarz do recenzji "Dansai Bunri no Crime Edge"
    Przebrnęłam jedynie przez trzy odcinki. Oficjalne ,,dosyć” powiedziałam, gdy z niedowierzaniem skonstatowałam, że będąca w wieku gimnazjalnym Iwai popuściła. Ohydne, chore i pedofilskie, radzę Wam tego nie tykać, bo jedynym uczuciem, jakie w Was wzbudzi, będzie szczere obrzydzenie.
  • Avatar
    A
    Celestyna 1.07.2016 15:08
    Seria (nie)godna uwagi
    Komentarz do recenzji "Hyouka"
    Z racji pozytywnych opinii mych znajomych o tej serii przed zabraniem się za nią myślałam, że autor recenzji zwyczajnie dramatyzuje i wyolbrzymia jej wady bądź przedkłada swoje osobiste odczucia względem niej nad obiektywizm. Cóż, niestety się pomyliłam. Z zaciekawieniem oglądałam jedynie jakoś do piątego odcinka, po finale akcji z Junem Sekitanim cały klimat prysł, a kolejne zagwozdki, choć niby ciekawe, zostały przedstawione w taki sposób, że co chwilę sprawdzałam, ile jeszcze zostało do końca odcinka i dosłownie wmuszałam w siebie kolejne epizody. Żadnej, naprawdę żadnej przyjemności z oglądania. Miało zadatki na naprawdę fajne anime, ale realizacja pomysłu leży i kwiczy, ten, kto to tworzył, chyba totalnie nie wie, jak zainteresować widza. Po prostu zabrakło tego czegoś, co trzymałoby w napięciu.
    Podobnie sprawa ma się z postaciami – z głównej czwórki nikt poza Mayaką w żaden sposób mi się nie spodobał, a Eru była wręcz irytująca i tak nudna, jak cała Hyouka. Postać bez wad, w dodatku nieprzebojowa i sztucznie miła to najgorszy i najbardziej nużący typ bohatera.
    Z drugoplanowych bardzo polubiłam Fuyumi i Misaki, które jednak pojawiały się bardzo rzadko.
    Ostatecznie przebrnęłam przez czternaście odcinków i podziękowałam za coś takiego.
    Reasumując, Hyouka, choć pozornie dobra i warta obejrzenia, tak naprawdę jest niezwykle nieciekawą serią ze zmarnowanym potencjałem.
    Nie wystawiłam oceny, albowiem bez zapoznania się z całą serią byłoby to nie fair, ale w tej chwili byłoby to co najwyżej 5.
  • Avatar
    A
    Celestyna 29.05.2016 18:13
    Dość dobre, lekkie i przyjemne
    Komentarz do recenzji "Denpa Onna to Seishun Otoko"
    Do serii tej zabierałam się bez większych oczekiwań, bo jeżeli już słyszałam od znajomych jakieś opinie, to były one tylko i wyłącznie negatywne. Właściwie jedynym powodem, dla którego w ogóle to zaczęłam, była ciekawa aparycja głównej bohaterki – odkąd przestałam mieć co oglądać, selekcjonuję sobie serie designami postaci. No i cóż, nie żałuję ani trochę! ,,Denpa Onna to Seishun Otoko”, nie oszukujmy się, arcydziełem nie jest, ale na pewno również daleko tej serii do beznadziejnego gniota, jako który zatrważająco często opisują ją zawiedzeni nie wiedzieć czemu widzowie.
    Grafika, powiem bez ogródek, rzuciła mnie na kolana – może dlatego, że uwielbiam shaftowski styl, a bardzo rzadko miewam z nim styczność. To zdecydowanie jedna z najlepszych, z jakimi w ogóle miałam styczność. Ten styl, te tła, ta animacja… cudo, naprawdę. Z kreską już trochę gorzej, bo jest po prostu przeciętna i niczym nie wyróżnia się z tłumu, ale na pewno do brzydkiej jej daleko.
    Co się tyczy fabuły – cóż, nie ma co ukrywać, wielce odkrywcza czy interesująca to ona nie jest. Ot, zwyczajne życie codzienne (choć co do tego pierwszego określenia można by się kłócić z racji faktu, z jakimi ludźmi przyszło żyć głównemu bohaterowi, ale myślę, że wszyscy wiecie, o co mi chodzi), zaryzykuję nawet mówiąc, że schematyczne.
    Naprawdę godna uwagi zaczęła robić się – jak w wielu anime – dopiero około połowy, gdy pojawiły się nieco bardziej, niż śladowe ilości dramatu i poważniejszych tematów.
    Bardzo spodobał mi się wątek przeszłości Meme, po zapoznaniu się z nim nieco zmieniłam spojrzenie na tę postać, choć wciąż odnoszę wrażenie, że powinni byli temu poświęcić więcej czasu lub chociaż więcej wytłumaczyć, bo zrobili to strasznie chaotycznie. Niczego sobie był również ten dotyczący samej Erio. Bardzo podoba mi się fakt, że nie przedstawili jej jako zdziwaczałej dziewczynki, udającej kosmitkę z powodu zwykłego kaprysu, a stworzyli do tego niezgorsze tło psychologiczne.  kliknij: ukryte  Jeszcze lepsze wrażenie wywarł na mnie wątek Ryuuko i Makoto, ten pod koniec serii, łączący się z mym absolutnym faworytem – historią Yashiro. O matko, to mnie naprawdę zachwyciło.  kliknij: ukryte 
    Przejdźmy do kwestii postaci – cóż, większości nie polubiłam, a wręcz przeciwnie. Makoto niesamowicie działał mi na nerwy swoim marudzeniem, egoizmem, bezczelnością i wyszczekaniem. Jak na mój gust to taki typ rozpieszczonego dzieciaka, co to wymaga od innych złotych gór, a sam od siebie nie da nic. Co prawda potem trochę się to zmieniło, a Niwa pokazał, że potrafi być fajny, ale co z tego, skoro przez bez mała pół serii zachowywał się po prostu głupio i nieziemsko irytująco i traktował wszystkich przedmiotowo? Nie lubię go i nie polubię. Podobnie sprawa ma się z jego ciotunią Meme, jedną z najbardziej drażniących żeńskich postaci, z jaką zetknęłam się podczas mojej ośmioletniej przygody z anime. Hałaśliwa, dająca sobą pomiatać i na dodatek zboczona – naprawdę koszmar. Podobnie jak Makoto, potem wyszła na prostą i obdarzyłam ją cieniem sympatii. Erio również nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. O ile zazwyczaj lubię tego typu postaci, jej po prostu nie i już, nie wiem nawet, dlaczego. Ryuuko i Maekawa były całkiem fajne. Yashiro zaś, cóż… po prostu niesamowita. Irytuje mnie to, jak niedoceniana jest. Ma ciekawy charakter i zachowuje się z pazurem, w dodatku udzielała reszcie mądrych rad, a nie musiała tego robić, nie to było jej zadaniem. Gdyby nie ona, wiele rzeczy skończyłoby się bardzo źle. Jestem pod absolutnie wielkim wrażeniem wszystkiego, co powiedziała, tego, jak niewzruszona i dzielna przy tym była, jej cierpliwości… naprawdę cudowna bohaterka, rekompensuje w całości nawet idiotyzm czy przeciętność reszty.
    Całokształtowi dałam sześć lub siedem na dziesięć i uważam, że jest to najtrafniejsza dla tej serii ocena.
  • Avatar
    A
    Celestyna 11.12.2015 18:48
    Komentarz do recenzji "Akuma no Riddle"
    ,,Akuma no Riddle” uważam za dość dobrą serię i to mimo faktu, iż wprost gardzę yuri/shoujo ai.
    Opis fabuły spodobał mi się i postanowiłam, że przecierpię dla niej całą możliwą falę lesbijstwa.
    Oglądam, oglądam i – a cóż to! – owego safizmu nie ma tu prawie wcale, poza kilkoma naprawdę lekkimi scenami.
    Dla mnie miłe zaskoczenie, yuriści za to zapewne poczuli się oszukani.
    Według mnie główną zaletą tej serii są postaci – odpowiednia ilość, odpowiednie relacje, odpowiednie charaktery. Gdyby coś było inaczej – to już nie byłoby to. Owszem, w większości są dość oklepane, nie mogę powiedzieć, że nie, ale mimo wszystko bardzo je polubiłam. Szczególnie cenię sobie Mahiru/ kliknij: ukryte  Banbę, Sumireko Hanabusę oraz Kouko Kaminagę, chyba najoryginalniejszą z całej ferajny. Wątki z przeszłości dziewcząt również dość sztampowe ( kliknij: ukryte ), ale przedstawione w na tyle ciekawy sposób, by nie zanudzić widza i by miał po obejrzeniu do powiedzenia coś więcej, niż tylko ,,Ale to już było”. Kreska ciekawa i nietuzinkowa, grafika okej, projekty postaci też ładne. Fabuła (jak i niektóre postaci) wydaje mi się być mocno inspirowana ,,Danganronpą” i jest to dostrzegalne od samego początku. Od ,,DR” jest zdecydowanie dużo słabsza, ale dla zabicia czasu naprawdę może być. No i muszę podkreślić, że autorka nie przekopiowała wiernie rzeczonej serii, a jedynie się nią zainspirowała – to różnica, bo możemy oczekiwać niespodzianek. Zresztą co jest złego we wzorowaniu się i to na tak dobrej serii?
    Jeżeli chodzi o sprawy muzyczne, chyba nikogo nie zaskoczę mówiąc, iż według mnie główną zaletą soundtracku jest ilość endingów. Podoba mi się fakt, że mimo wszystko szli bardziej na jakość, niż na tę właśnie liczebność – każdy tekst jest dobry, ładnie napisany i pasuje do postaci, o której opowiada. Zresztą sam pomysł z endingami niejako w roli character songów również wydaje mi się bardzo trafiony. Do openingu również nie ma się o co przyczepić, lubię specyficzny wokal, a Maaya Uchida właśnie taki ma. Do tego dochodzi fajny tekst i ładny, pasujący do klimatu serii ,,teledysk”. Daję mocne 7/10.
  • Avatar
    A
    Celestyna 11.12.2015 14:19
    Według mnie coś pięknego
    Komentarz do recenzji "Black★Rock Shooter"
    O ile nie jestem jedną z osób, które przesadnie łagodnie traktują anime, oceniając je, o tyle wszechobecnej krytyki względem ,,Black Rock Shooter” nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy. Mnie się podobało, zresztą to mało powiedziane. Od pierwszego odcinka seria ta wciągnęła mnie jak żadna inna. Za każdym razem ani się obejrzałam, a odcinek się kończył. Było interesujące i nie pamiętam ani jednego wątku, w którym wiałoby nudą. Zacznijmy może od muzyki, bo temu – z racji faktu, iż rzadko przywiązuję do niej dużą wagę – poświęcę najmniej czasu. Więc tak, opening jak i zwłaszcza ending przypadły mi do gustu. Miłym zaskoczeniem było to, iż ten pierwszy wykonał Vocaloid – to dość oryginalny, charakterystyczny dla doprawdy niewielu serii akcent (ale też nie do każdej pasuje, zresztą dużo bardziej cenię sobie wokal żywej osoby, toteż nie będę rozwodziła się na ten temat). Zaś na temat endingu mogłabym pisać i pisać. Ładna, spokojna i żywiołowa naraz melodia, w nietandetny oraz niekiczowaty sposób smutny, wzruszający tekst a na dokładkę oryginalny, zapadający w pamięć ale i miły dla ucha śpiew wykonawczyni. No, i to by było na tyle ode mnie w kwestii soundtracku. Na drugi ogień idzie grafika. Powiem tak – kreska nie spodobała mi się ani troszeczkę, w mym mniemaniu jest po prostu brzydka, ale to przecież zależy od gustu, czyż nie? Drugi wymiar za to wywarł na mnie dość duże wrażenie. Tutaj twórcy pokazują, na co ich stać – doskonała animacja i naprawdę dobre projekty postaci (w przemienionej formie nie da rady pomylić ich z żadnymi innymi). Zresztą do plusów w sprawie grafiki należy doliczyć również ogromne możliwości mimiczne postaci, naprawdę dodające charakteru i ,,pazura” serii. Wystarczy spojrzeć sobie na taką Kagari w trakcie  kliknij: ukryte  ale oczywiście nie tylko. Ta realistyczna ekspresja znacznie uprzyjemniała oglądanie ,,Black Rock Shooter”. Teraz zajmę się postaciami. Są cudowne, no po prostu cudowne, nic dodać, nic ująć. Wiarygodnie przedstawiają uczucia, reakcje oraz charaktery nastolatek w wieku gimnazjalnym. Na wyodrębnienie zasługuje Saya, postać nieco starsza od głównych bohaterek. Jej zachowanie jest dość niespotykane, ale przecież usprawiedliwione przeszłością i rzeczywiście wiele osób na jej miejscu mogłoby się w ten sposób zachować. Podoba mi się również, jak rozwijane było  kliknij: ukryte . Szczególnie do gustu przypadła mi jednak Kagari, na początku przedstawiona jako słynna przerażająca, chora psychicznie dziewczynka (co, zwróćcie uwagę, znów jest wytłumaczone!), lecz potem zmieniona na osobę, która zauważyła swoje błędy i stara się nad nimi pracować. To zdecydowanie duży plus – zazwyczaj twórcy w trosce o popularność serii nic nie robią z psychopatycznymi charakterkami postaci – dobrze wiedząc, że fani takie lubią, nie rozwijają postaci i zostawiają ich osobowości w martwym punkcie. Oczywiście nie tylko Kagari zasługuje na wyróżnienie pod tym względem.
    Zamykając dział postaci nie sposób nie wspomnieć o Mato, głównej bohaterce, która – choć może mało barwna na tle wymienionych wcześniej koleżanek – jest jedną z tych postaci, których po prostu nie da się nie lubić. Jest wesoła, optymistyczna, pomocna, dobra, a przy tym nie narzuca się i nie irytuje. Jedna z najciekawszych głównych bohaterek tego gatunku.
    Na koniec zostaje to, co najlepsze w tej serii, mianowicie fabuła. Wspaniała, może jeszcze nie ponadczasowa, ale wspaniała. Od przyjemnego szkolnego życia, przez dramat psychologiczny, po piękną, wartościową opowieść o przyjaźni – tak krótko mogę podsumować fabułę ,,Black Rock Shooter”. Uważam, że może wiele nauczyć niejedną osobę. Jeszcze tak na koniec wspomnę, że jedną z największych zalet tego tytułu oraz bezapelacyjnie najbardziej charakterystycznym wątkiem jest opowieść o ptaszku szukającym kolorów. Jego historia w ciekawy sposób łączy się i przeplata z losami postaci, a ,,relacja” głównej
    bohaterki z książką ładnie obrazuje sentymentalne przywiązanie do książki. Nie wiem, co więcej mogłabym napisać, ponieważ oglądałam to dość dawno i tak naprawdę niewiele pamiętam. Tak czy inaczej miło wspominam tę serię. Moja ocena to 9/10 i uważam ją za całkowicie stosowną.
  • Avatar
    A
    Celestyna 11.12.2015 13:18
    Tragedii nie ma
    Komentarz do recenzji "Inu x Boku SS"
    Inu x Boku SS, co tu dużo mówić, arcydziełem nie jest, ale przecież nie ma też aż takiej tragedii, o jakiej mówi autorka recenzji.
    Postaci były, owszem, dość sztampowe, ale sympatyczne i całkiem charakterystyczne. Nie wywołały u mnie irytacji, jak u innych widzów, wręcz przeciwnie – trzy z nich naprawdę bardzo przypadły mi do gustu, a mowa tu o Karucie Roromiyi (nie rozumiem ludzi, którzy widzą w niej tylko bezmyślne obżeranie się – ta postać jest bardzo dobrze rozbudowana, czego przykład daje  kliknij: ukryte , Ririchiyo (co prawda do tej bohaterki mam dość mieszane odczucia, na początku serii wręcz ją uwielbiałam, potem jej niezdecydowanie i brak umiejętności postawienia się zaczęły mnie drażnić, ostatnie odcinki za to znów okazały się być miłym zaskoczeniem – co jak co, ale takiego aktu odwagi, jaki okazała w odcinku z kopułą czasu nie spodziewałabym się po niej… naprawdę miło mi się na  kliknij: ukryte  patrzyło, kilka łezek poleciało) oraz o Banrim (tak jak w przypadku Karuty, ładnie przedstawia psychikę młodego, zakochanego chłopaka). Inne postaci pewnie też darzyłabym sympatią, gdyby nie to, że są, cóż, zerżnięte a to z wyglądu, a to z charakteru z innych. O ile przypominająca do pewnego momentu do złudzenia Ciela Phantomhive (Kuroshitsuji) główna bohaterka miała wiele swoich własnych, indywidualnych zalet, przez co owe podobieństwo aż tak nie rzucało się w oczy, o tyle postać jaką jest przede wszystkim Zange Natsume to wypisz, wymaluj Break z Pandora Hearts (mówię tu zarówno o charakterze, jak i w pewnym sensie o wyglądzie) i mam wrażenie, że autorka nawet nie do końca starała się to ukryć. Gdzieś przeczytałam, że przyjaźniła się z Yaną Toboso oraz Jun Mochizuki – może stąd wynikają podobieństwa, jednakże to wciąż nie może być usprawiedliwieniem. Podobnie sprawa ma się z główną męską postacią – z charakteru Sebastian Michaelis (wspominane już Kuroshitsuji), z wyglądu, zwłaszcza po transformacji, Tomoe (Kami­‑sama Hajimemashita). Renshou Sorinozuki oraz Nobary Yukinokouji nawet nie sposób przypisać do jednej postaci z innej serii M/A, ponieważ są to ograne, oklepane schematy wykorzystane w wielu, naprawdę wielu seriach. Kagerou Shoukiin co prawda jest postacią dość oryginalną, ale już wolałabym, by nie było go wcale – doprowadzał mnie do szału swoim wiecznym dopatrzeniem się erotyki tam, gdzie jej nie ma. W końcowych odcinkach okazał się dość ważną dla ogółu fabuły postacią, lecz jednak na miejscu autorki postarałabym się wymyślić kogoś, kogo istotnie da się polubić. Te żarty o seksie sprawiają wrażenie desperackiego wołania o atencję dla serii. Bardzo pozytywne wrażenie wywarły za to na mnie wizualne projekty postaci. Tutaj każdy był oryginalny (no, oprócz Tomo… Miketsukamiego oraz Xe… Zange, których brak owej oryginalności opisałam wcześniej – plusem jest jednak to, że nawet oni są wzorowani na postaciach na tyle charakterystycznych, że bez obejrzenia/przeczytania tytułów, w których występują, kopie zostaną wzięte za świetnie zaprojektowane, jedyne w swoim rodzaju postaci). Muzyki, cóż, nie zapamiętałam zbyt dokładnie, ale miło wspominam opening, utrzymany w nie do końca radosnym, jak to zwykle bywa przy tym gatunku serii klimacie a także utwór ,,Recollection”, będący bardzo w moim stylu. Co zaś się tyczy fabuły… cóż, mogło być lepiej, mogło być gorzej. Pomysł jest ciekawy, tego odmówić nie mogę, ale gdzieś tak po kilku odcinkach wykonanie podupadło, jak to zwykle bywa przy ekranizacjach niezakończonych mang. Potem jednak – a cóż to! – znów wzbiło się w górę, ukazując przykład słynnego ,,smutnego wątku z przeszłości”, które – niezależnie od tego, w ilu seriach zostaną wykorzystane – ciągle będą wzruszać oraz w niektórych przypadkach wprawiać w przygnębienie, przynajmniej mnie, wielbicielkę dramatów.
    Moja ocena to 6/10 i uznaję ją za całkowicie adekwatną do serii. Ani przesadnie nie zachwaliłam, ani na siłę nie skrytykowałam, czepiając się detali. Sądzę, iż oceniłam sprawiedliwie i iż wiele osób się ze mną w tej kwestii zgodzi.