x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Dobry pomysł/serial fatalny.
Sam pomysł serialu nie jest zły. Dość oryginalny i ciekawy. Szkoda, że tak kiepsko został zrealizowany.
Bohaterowie są mało interesujący. Wszystkie typy osobowości widzieliśmy już w wielu innych seriach. Jedyne co odbiega od tamtych to fakt, że Haruhi jak i cała reszta zostali przerysowani do maximum (wierzę, że to było w planach scenarzystów). Jednak, zamiast śmieszyć – postacie grały mi na nerwach. Nie tylko Haruhi, ale i Mikuru oraz Kyon. Nie przepadam za postaciami, które przez calutką serię nie zmieniają się ani na jotę, niczego się nie uczą od życia, nic sobą ciekawego nie reprezentują, za swoje czyny nie ponoszą żadnych konsekwencji i nie dokonuje się w nich żadna transformacja. Yuki i Itsuki to postacie które po prostu są. Wiele takowych było przed nimi i wiele zapewne będzie.
Drugim minusem jest to, że serial jest poplątany jak włoskie spaghetti. Niekiedy taki zestaw się sprawdza. Tym razem było to denerwujące.
Trzeci minus to nuda. Powiem szczerze, że chyba ani razu się nie zaśmiałam. Ba, czasem chciałam przewinąć do kolejnej sceny. W głowie szumiała mi myśl „no kiedy coś się wreszcie wydarzy”?
Czwarty minus to narracja. Rozumiem, że Kyon dużo myśli, ale często aż ZA dużo. Wiele razy trzeba uważać, aby nie pominąć zestawu jego zestawu teorii. Inna postać przestaje mówić, skupiamy się jeszcze na jej słowach i poczynaniach, a tu trach! Kyon już nawija. Może innym to nie przeszkadzało, ale mi owszem.
Serial byłby interesujący jako dramat, zaś postać Haruhi przedstawiona była jako ktoś, kto dojrzewa. Niestety tak nie jest. Jeśli ktoś szuka dobrej komedii – niech sięgnie po coś naprawdę zabawnego. Zaś „Melancholię…” radzę odstawić bez oglądania.