x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Oj, można – i to jeszcze jak. Na noże i do ostatniej kropli krwi. ;)
A co mnie chyba najbardziej drażni w tym nieszczęsnym motywie kliknij: ukryte siostrobójczej wojny – to właśnie ta letniość uczuć. Prawdę mówiąc, gdybym znalazła się w sytuacji Iori lub Inaby, pewnie byłby to dla mnie mały koniec świata – a one z uśmiechami na ustach umawiają się, że będą rywalizować o chłopaka jednej z nich i żadna nie ustąpi, a tak w ogóle to scementuje ich przyjaźń. Dla mnie to albo czysty absurd, albo im obu Taichi jest tylko nieco mniej niż całkiem obojętny. No ale każdy może to odbierać inaczej, przez swój własny pryzmat doświadczeń.
Re: Uau!
@San‑san
To być może ^^. Tyle że ja naprawdę wolałabym, żeby to był ufoludek, albo youkai, cokolwiek byle nie zwykły japoński licealista.
Re: Uau!
Pierwszy odcinek odcinek przyniósł mi mieszane odczucia, z jednej strony – sympatycznie i zabawnie, z drugiej bohaterowie są raczej udziwnieni niż oryginalni, ich reakcje i zachowania nawet nie pretendują do wiarygodności. Szczególnie przy protagoniście trudno mi było zadecydować, czy to aby byt ludzki, czy jednak zaplątało nam się na scenę jakieś youkai czy zgoła ufoludek. Tak że na razie jest na dwoje babka wróżyła, trza poczekać i popatrzeć, jak to się wszystko rozwinie.
Jak na ten moment, z shoujowatych Kamisama podeszło mi jakby lepiej, jest mniej dziwaczne (w sumie to mały paradoks ^^').
Re: Anime ciepłe jak kocyk i przytulne jak ulubiony miś
A co do przykładu z obrazami, Tari Tari to chyba żaden z wymienionych przypadków – ani to doskonałe, ani novum, za to całkowicie bezpretensjonalne i nie udające niczego, czym nie jest ^^
Re: Anime ciepłe jak kocyk i przytulne jak ulubiony miś
Co do oprawy – nie zachwyciła mnie, ale mam już dość wybitnie ślicznych i pięknie udźwiękowionych serii, poza tym zawodzących na całej linii. Tak że naprawdę mi się podobało i przyłączam się do cichej nadziei ^^
Anime ciepłe jak kocyk i przytulne jak ulubiony miś
A więc – z uwagi na wszystko, co powyżej – nie polecam. Nie znajdzie się tu niezapomnianego humoru, dramatu, romansu, zwrotów akcji, elementów całkiem nietypowych czy oryginalnych na tle innych produkcji. Tari Tari to naprawdę nic szczególnego – ale bardzo przyjemne i cieplutkie nic.
Re: Przepiękne anime!
Że żołnierze byli wyczerpani, to fakt – a obywatele jeszcze bardziej, większość z nich przyjęła kapitulację raczej z ulgą (jeśli wierzyć literaturze okresu). Natomiast – z tego co wiem i co spekuluję – użycie broni atomowej miało pewnie na celu przede wszystkim postraszenie Związku Radzieckiego, który zresztą właśnie w tamtym czasie ochoczo ruszył na pomoc Ameryce. Być może, gdyby wojna potrwała dłużej, Japonia zostałaby podzielona jak Niemcy na strefy okupacyjne – Amerykanie mogli chcieć zakończyć konflikt jak najszybciej, by takiego właśnie rozwiązania uniknąć. Ale tu już spekuluję.
Co do roli cesarza natomiast: linia dynastyczna władców Japonii ma ponad piętnaście wieków (nasi Piastowie to ile? cztery wieki?) i wywodzi się nieprzerwanie od bogini słońca, Amaterasu (wg. shinto – tradycyjne wierzenia Japończyków). Już na wiele lat przed II Wojną Światową boskie pochodzenie cesarza zostało wpisane w podręczniki historii jak niepodważalny fakt – i dlatego jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobił po wojnie, było oficjalne zrzeczenie się boskości, jakkolwiek dziwnie to brzmi dla Europejczyka. Nie mniej, to co żywią, a przynajmniej żywili Japończycy wobec cesarza, to znacznie więcej niż zwykły szacunek.
Re: Przepiękne anime!
I nie, Amerykanie wcale nie musieli stosować broni atomowej, japoński rząd rozważał bezwarunkową kapitulację już od czerwca/lipca 1945 roku i w sumie jedynie przez nieporozumienie ostatecznie do poddania się nie doszło.
I drugie nie – urząd cesarza japońskiego w żadnym wypadku nie przekłada się na króla w naszym kraju, nie jest też jedynie „złudzeniem suwerenności państwa”, a wartością samą w sobie.
Re: Przepiękne anime!
W przypadku planowego uniewinnienia Hirohito sytuacja była nieco inna – Amerykanie szybko się zorientowali, że ze skazania cesarza nie przyjdzie im nic dobrego, a to ze względu na specyfikę narodu japońskiego. II Wojna Światowa toczyła się w imię cesarstwa i za cesarza Japończycy byli gotowi walczyć do ostatniej kropli krwi – a gdy tenże cesarz 15 sierpnia 1945 roku ogłosił bezwarunkową kapitulację, z dnia na dzień złożyli broń i poddali się bez śladu oporu. Dla Amerykanów był to prawdziwy szok kulturowy, trudny do ogarnięcia – wobec tego rząd postanowił zasięgnąć rady naukowców (m.in. słynnej antropolog, Ruth Bennedict), ci zaś ostatecznie uradzili, iż lepiej cesarza nie tykać, bo skutki mogą się okazać nieciekawe. Z tego powodu zrezygnowali z pierwotnego zamierzenia likwidacji urzędu cesarskiego, zamiast tego ograniczając go tylko do funkcji reprezentacyjnych, a także poprowadzili śledztwo tak, by cała odpowiedzialnością obarczyć premiera z początku wojny, Tojo Hidekiego, jego rząd oraz dowództwo wojskowe, nawet jeśli wiązało się to z narzuconym odgórnie ignorowaniem niepożądanych – bo obciążających cesarza – zeznań.
Re: Przepiękne anime!
Ad 2 akapit – co do sądów, miałam na myśli mały cyrk, jaki rozegrał się podczas sądzenia japońskich zbrodniarzy wojennych. Amerykanie z założenia postanowili uniewinnić cesarza (ze względów politycznych) – i trzeba przyznać, że byli konsekwentni, do tego stopnia, iż „zniknęli” nawet jeden dzień przesłuchań, tzn. przesłuchanie się odbyło (zeznawał wtedy bodaj Tojo Hideki, ale głowy za to nie dam), po czym uznano je za niebyłe, usunięto stenogramy i uprzejmie poproszono sędziów, by zapomnieli o wszystkim, co usłyszeli. Na następne posiedzenie świadek dostał skrypt, co ma zeznawać, tak by całą winę wziąć na siebie…
Re: Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
W tym sensie pozytywnie zaskoczyło mnie Tari tari - też spodziewałam się prościutkiej rozrywki, a tu całkiem ładna i niegłupia seria obyczajowa się zrobiła…
A Mouretsu to prawdziwa zagadka, skąd takie uwielbienie… ;/
Re: Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
A co do postaci, to nie mam o nich aż tak złej opinii, jak mogło to wynika z komentarza powyżej. Taichiego nawet lubię, z reguły nie przeszkadzają mi tego typu postaci, choć wolałabym, żeby nie kochały się w nim wszystkie koleżanki rzędem. Nie przepadam tylko za Yui (sposób pokazania tej jej traumy…), ale reszta zdecydowanie da się lubić. Tylko że po tych wszystkich komentarzach spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, a Kokoro Connect jest po prostu solidnie wykonanym kawałkiem anime rozrywkowego z ambicjami, dość, mimo wszystko, typowego. Dodatkowo drażni mnie łatwość, z jaką rozwiązywane są poszczególne problemy i brak wykorzystania potencjału, mimo obiecującego pomysłu – ciekawe byłoby na przykład, gdyby wykorzystali to zamienianie się ciałami do skontrastowania zachowań bohaterów, choćby w sytuacjach rodzinnych, w końcu cała piątka ma zupełnie różne pod tym względem doświadczenia… ech, pomarzyć.
Re: Przepiękne anime!
Re: Przepiękne anime!
Re: Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
Przez „konwencję” miałam na myśli tylko i wyłącznie postaci – są typowe i ich problemy (może poza Iori) też. Lęk przed mężczyznami to raczej nie nowy chwyt, zaś rozwiązanie tego wątku jest co najmniej… no, gdyby tak łatwo było pozbyć się traum, psychologowie klepaliby biedę (nie mówiąc już o tym, że Yui chyba w życiu nie widziała żadnej slapstikowej komedii ani żadnego komediowego filmu sensacyjnego…).
Jeżeli zaś chodzi o adaptacje eroge – być może Kokoro Connect nie wypełnia schematu w więcej niż 50% i jest dalece mniej irytujące, nie mniej w pierwszych odcinkach trąci tego typu serią. Miły i dobry bohater pomaga poradzić sobie z niecodziennymi problemami swym uroczym koleżankom – wypisz wymaluj haremówka, jeszcze tylko tych skradzionych serduszek brakuje do kolekcji.
Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
Żeby jednak nie było, że tylko ganię – seria ma swoje dobre strony, porusza trochę poważniejsze tematy, nie nadużywa fanserwisu, skupia się na przeżyciach bohaterów. Szkoda mi tylko, że – przynajmniej jak na ten moment – nie wykorzystuje pełni potencjału zawartego w pomyśle.
Re: Przepiękne anime!
@ Otousan – dokładnie o tym pisała Ruth Benedict w książce „Chryzantema i Miecz”: Japończycy traktowali jeńców nie inaczej, jak własnych żołnierzy. Inna sprawa, że tamtejsza mentalność zakłada silny podział na członków grupy i „tych spoza” – w przypadku konfliktu, obcych zagrażających grupie nie obejmuje żadna moralność.
@ Demonis Angel – trochę trudno mi się z Tobą zgodzić… tzn. bardzo ładne jest zdanie „nie osądzam, bo nie wiem, jak sam bym się w takiej sytuacji zachował”, nie mniej – w taki sposób negujesz podstawy jakiejkolwiek moralności. Zabójstwo jest złem – tu się chyba zgadzamy. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy kiedyś kogoś nie zabiję w jakichś tam mniej lub bardziej usprawiedliwiających mnie okolicznościach, to jednak w żadnym razie nie zmienia faktu, że zabójstwo jest złem (zawsze) i zabijając tego kogoś dopuszczę się czynu złego. Jeśli zaczniemy relatywizować, właśnie wpadamy w pułapkę „ciemnografitowy‑ale‑nie‑czarny”. Inaczej mówiąc, Japońscy żołnierze nie byli może demonami w ludzkiej skórze (nie wszyscy, w każdym razie), co nie zmienia faktu, że ich poczynania podczas wojny bezwzględnie kwalifikują się jako zło i raczej nie należy tych czynów usprawiedliwiać dlatego, że Japończycy mieli i inną twarz…
Re: sprawa dywagacji o adaptacji
Teraz już słyszałeś.^^
A gwoli ścisłości: podobały mi się – i to nawet bardzo – pierwsze trzy odcinki i wybrane fragmenty następnych, poza tym jednak seria zawiodła mnie na całej linii. Ilość niepotrzebnego, sztucznego dramatyzmu i co najmniej mało prawdopodobnych (lub też – słabo poprowadzonych, vide: wypadek Sena i co potem) wątków w przeliczeniu na odcinek jest zatrważająca. Ja rozumiem, że widz ma przeżywać, ale za zwrot akcji co dwie minuty serdecznie dziękuję. Chyba żaden motyw nie został w pełni rozwinięty, postaci składają się z zaledwie kilku cech, z których ta wychodzi na wierzch, która akurat jest potrzebna do podtrzymania zaplanowanej fabuły… mogłabym tak długo wymieniać i w zasadzie sama nie wiem, za co dałam aż 7, chyba tylko za oprawę i sentyment do początku.
Żeby się nie rozpisywać: pełną listę zarzutów znaleźć można poniżej, w komentarzach do każdego odcinka – a trochę tego jest.
Re: Pinoko
Prawdę mówiąc, gdybym miała znosić Pinoko w każdym rozdziale mangi, nie zdzierżyłabym niezależnie od jakości fabuły – a i tak znajomość jej pochodzenia (z innego źródła) sprawiała, że spoglądałam na nią łaskawszym okiem i z pewną wyrozumiałością. Nie kojarzę w tej chwili drugiej tak irytującej postaci dziecięcej w anime (wśród serii na jakimś tam poziomie, rzecz jasna), w dodatku wepchniętej na siłę wszędzie, gdzie się tylko da.
I jeszcze jedno – Pinoko jest irytująca. Jak licho. Jeżeli tutaj była zaprezentowana lepiej, niż w mandze, chyba chwilowo wstrzymam się od planowanej lektury – szczerze mówiąc, seans serii OVA podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody na rozgorzałe nadziejami czoło…
Re: O związkach mażeńskich słów kilka...
Ze swojej strony, do Chouyaku Hyakunin Isshu mam mieszane odczucia, to znaczy – ewidentnie jest to seria mająca na celu zainteresowanie młodzieży dawną kulturą rodzimą i stąd całość poprowadzona jest w formie możliwie atrakcyjnej dla nastolatków (współczesne scenki z Fujiwarą Teiką i Ki no Tsurayukim, żeby nie szukać daleko). Z drugiej strony, całość jest podana całkiem strawnie i zdecydowanie kształcąco – po seansie każdorazowo mam ochotę poszperać w rzeczywistych życiorysach bohaterów, a to dobry znak. Co prawda, autorzy chętnie korzystają z licentia poetica – np. ponoć tym, który przez 100 nocy miał odwiedzać Komachi, lecz nie dopełnił zamierzenia, wcale nie był Henjo (Yoshimine no Munesada), lecz niejaki Fukakusa no Shosho. Z drugiej strony, Komachi podobno rzeczywiście była wiązana z Fun'ya no Yasuhide – do tego stopnia, że gdy wyjeżdżał objąć urząd na prowincji, zaprosił ją, by towarzyszyła mu w podróży…