Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

hitsujin

  • Avatar
    hitsujin 3.11.2012 22:21
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Ale co będzie to będzie, przecież czyjeś uczucia to nie rzecz, o którą można się bić.


    Oj, można – i to jeszcze jak. Na noże i do ostatniej kropli krwi. ;)

    A co mnie chyba najbardziej drażni w tym nieszczęsnym motywie kliknij: ukryte 
  • Avatar
    hitsujin 3.11.2012 21:17
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Rzeczywiście, mniej więcej się zgadzamy – co nie zmienia faktu, że trudno mi uznać rozwój wypadków za szczególnie wiarygodny i naturalny. Na logikę jakoś nawet rozumiem, ale to wszystko zbyt przekombinowane jest, jak na mój gust ;)
  • Avatar
    hitsujin 3.11.2012 21:13
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Gdyby  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    hitsujin 3.11.2012 19:43
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Z punktu widzenia charakteru Iori,  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    hitsujin 3.11.2012 13:48
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Odniosłam wrażenie, że uwagi w recenzji dot. komentarzy odnoszą się m.in. do mnie, więc może napiszę jaśniej: nie oczekiwałam tragedii, ani krwawego dramatu, wyrosłam już też z poglądu, że im bardziej autor dokopie bohaterom, tym ambitniejsze i głębsze jego dzieło jest. Nie mniej podtrzymuję swoją poprzednią opinię, że Kokoro ślizga się po powierzchni i nie wykorzystuje w pełni potencjału zawartego w pomyśle. Bohaterowie zamieniają się ciałami, kliknij: ukryte i niemal nic z tego zamieszania nie wynika, poza morałem, jak bardzo to wszystko cementuje ich przyjaźń. Charaktery zbudowane są najgłębiej z dwóch warstw, i chociaż polubiłam postaci, trudno mi zobaczyć w nich „pełne osobowości”, a niektóre zachowania – jak  kliknij: ukryte  – pozostawiły mnie z brwiami uniesionymi gdzieś hen wysoko pod niebo. Zamiast ukazać bohaterów w całym spektrum sytuacji szkolnych i rodzinnych – o co aż się prosi – seria skupia się na kilku zaledwie motywach, sporą część czasu antenowego poświęcając sprawom sercowym bohaterów – nie żebym miała coś przeciwko temu, tak skonstruowana jest większość anime szkolnych. Po prostu trudno mi zobaczyć w Kokoro ósmy cud świata.
  • Avatar
    hitsujin 3.10.2012 09:29
    Re: Uau!
    Komentarz do recenzji "Tonari no Kaibutsu-kun"
    To nie tak, że nie doceniam komizmu serii, ale… przerysowanie głównego bohatera jest przerysowane, że tak to ujmę. Jakby ktoś postanowił odwołać się do kilku różnych wzorców jednocześnie i tak powstała ta hybryda Tamakiego (Ouran), L (Death Note) i Genzo (Tenshi na Konamaiki) – o ile wszystkie postaci wyjściowe szczerze lubiłam, zachowań protagonisty Tonari po prostu nie idzie mi zrozumieć. Co za dużo, itd.

    @San­‑san

    Ale jak chyba znaczenie większym entuzjazmem reaguję na wszystkie niesamowitości, niż ty Hitsu­‑sempai. :)


    To być może ^^. Tyle że ja naprawdę wolałabym, żeby to był ufoludek, albo youkai, cokolwiek byle nie zwykły japoński licealista.
  • Avatar
    hitsujin 2.10.2012 22:39
    Re: Uau!
    Komentarz do recenzji "Tonari no Kaibutsu-kun"
    Widać rzeczywiście nie możemy się zgodzić ;>

    Pierwszy odcinek odcinek przyniósł mi mieszane odczucia, z jednej strony – sympatycznie i zabawnie, z drugiej bohaterowie są raczej udziwnieni niż oryginalni, ich reakcje i zachowania nawet nie pretendują do wiarygodności. Szczególnie przy protagoniście trudno mi było zadecydować, czy to aby byt ludzki, czy jednak zaplątało nam się na scenę jakieś youkai czy zgoła ufoludek. Tak że na razie jest na dwoje babka wróżyła, trza poczekać i popatrzeć, jak to się wszystko rozwinie.
    Jak na ten moment, z shoujowatych Kamisama podeszło mi jakby lepiej, jest mniej dziwaczne (w sumie to mały paradoks ^^').

  • Avatar
    hitsujin 26.09.2012 12:50
    Re: Anime ciepłe jak kocyk i przytulne jak ulubiony miś
    Komentarz do recenzji "Tari Tari"
    Ostatnio jakoś brakuje mi serii mających „to COŚ” – może stąd mój sentyment do Tari tari czy Bakumana, serii może i niedoskonałych, ale które ogląda się z przyjemnością – w przeciwieństwie do np. Mouretsu Pirates, ładnego, poprawnego i usypiającego.

    A co do przykładu z obrazami, Tari Tari to chyba żaden z wymienionych przypadków – ani to doskonałe, ani novum, za to całkowicie bezpretensjonalne i nie udające niczego, czym nie jest ^^
  • Avatar
    hitsujin 26.09.2012 09:46
    Re: Anime ciepłe jak kocyk i przytulne jak ulubiony miś
    Komentarz do recenzji "Tari Tari"
    Ależ ja wcale nie uważam, że bohaterowie są płytcy – nieskomplikowani, to tak, ale nie płytcy. Prawdę mówiąc, polubiłam całą gromadkę jak mało kogo w tym sezonie.
    Co do oprawy – nie zachwyciła mnie, ale mam już dość wybitnie ślicznych i pięknie udźwiękowionych serii, poza tym zawodzących na całej linii. Tak że naprawdę mi się podobało i przyłączam się do cichej nadziei ^^
  • Avatar
    A
    hitsujin 24.09.2012 19:21
    Anime ciepłe jak kocyk i przytulne jak ulubiony miś
    Komentarz do recenzji "Tari Tari"
    Jak w temacie – ciepłe jak kocyk i przytulne jak ulubiony miś, czyli: w pierwszym odruchu serca dałam 8/10 i szczerze nie polecam. Skąd ta sprzeczność? Tari Tari nie posiada praktycznie żadnych zalet mogących przyciągnąć większość widzów – jest przewidywalne, nie ma grama ambicji ani skomplikowanych psychologicznie bohaterów (prawdę mówiąc, o dużej części z nich niewiele da się powiedzieć), brak tutaj wpadającej w ucho ścieżki dźwiękowej (choć jest o muzyce!) tak jak wpadającej w oko grafiki (te zapłakane oczęta bohaterek i wieczne gorączkowe rumieńce…). A jednak – znalazłam tutaj „to coś”, przyjemne, przytulne i puchate ciepełko, w sam raz by ogrzać łapki nie ryzykując poparzeń. Najbardziej udani są bohaterowie – zwyczajni, ale nie aż tak znowu typowi, mający własne, nie przesadzone w żadną ze stron charaktery, ich problemy nie są rozdmuchane do wielkich traum – nawet jeśli tym „problemem” jest niemożność pogodzenia się ze śmiercią matki. I znowu, na szczęście nie ma u miejsca na zbyt łatwe przemiany wewnętrzne, do niektórych zmian i postanowień bohaterowie muszą zwyczajnie dorosnąć, co przecież zajmuje czas – niezależnie, czy chodzi i dziecko (Sakai), czy o dorosłego (nauczycielka). Fabuła jest prościutka i przewidywalna, ma jednak swój urok płynący właśnie z prostoty i kameralnego klimatu całości. No i jest też śliczny wątek romantyczny, poprowadzony wręcz na trzecim planie, nie mniej zgrabnie sugerowany już gdzieś od 4 odcinka – i dopowiedziany bez dopowiadania, na dowód, że czasem można obyć się bez słów i dramatycznych wyznań, pozostawiając je wyobraźni widza.

    A więc – z uwagi na wszystko, co powyżej – nie polecam. Nie znajdzie się tu niezapomnianego humoru, dramatu, romansu, zwrotów akcji, elementów całkiem nietypowych czy oryginalnych na tle innych produkcji. Tari Tari to naprawdę nic szczególnego – ale bardzo przyjemne i cieplutkie nic.
  • Avatar
    hitsujin 19.08.2012 15:47
    Re: Przepiękne anime!
    Komentarz do recenzji "The Cockpit"
    To ja dziękuję :) Zresztą, moja wiedza też nie jest za duża, nie specjalizowałam się w historii.

    Że żołnierze byli wyczerpani, to fakt – a obywatele jeszcze bardziej, większość z nich przyjęła kapitulację raczej z ulgą (jeśli wierzyć literaturze okresu). Natomiast – z tego co wiem i co spekuluję – użycie broni atomowej miało pewnie na celu przede wszystkim postraszenie Związku Radzieckiego, który zresztą właśnie w tamtym czasie ochoczo ruszył na pomoc Ameryce. Być może, gdyby wojna potrwała dłużej, Japonia zostałaby podzielona jak Niemcy na strefy okupacyjne – Amerykanie mogli chcieć zakończyć konflikt jak najszybciej, by takiego właśnie rozwiązania uniknąć. Ale tu już spekuluję.

    Co do roli cesarza natomiast: linia dynastyczna władców Japonii ma ponad piętnaście wieków (nasi Piastowie to ile? cztery wieki?) i wywodzi się nieprzerwanie od bogini słońca, Amaterasu (wg. shinto – tradycyjne wierzenia Japończyków). Już na wiele lat przed II Wojną Światową boskie pochodzenie cesarza zostało wpisane w podręczniki historii jak niepodważalny fakt – i dlatego jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobił po wojnie, było oficjalne zrzeczenie się boskości, jakkolwiek dziwnie to brzmi dla Europejczyka. Nie mniej, to co żywią, a przynajmniej żywili Japończycy wobec cesarza, to znacznie więcej niż zwykły szacunek.
  • Avatar
    hitsujin 19.08.2012 12:43
    Re: Przepiękne anime!
    Komentarz do recenzji "The Cockpit"
    Hm… napisałam jedynie to, czego nauczyłam się podczas tych kilku lat studiów na Japonistyce. To nie są tylko moje spekulacje ^^'

    I nie, Amerykanie wcale nie musieli stosować broni atomowej, japoński rząd rozważał bezwarunkową kapitulację już od czerwca/lipca 1945 roku i w sumie jedynie przez nieporozumienie ostatecznie do poddania się nie doszło.

    I drugie nie – urząd cesarza japońskiego w żadnym wypadku nie przekłada się na króla w naszym kraju, nie jest też jedynie „złudzeniem suwerenności państwa”, a wartością samą w sobie.
  • Avatar
    hitsujin 19.08.2012 09:41
    Re: Przepiękne anime!
    Komentarz do recenzji "The Cockpit"
    jak się kogoś uniewinni to będzie im wdzięczny i będzie robił to, co mu powiedzą w obawie przed ponownym sądzeniem


    W przypadku planowego uniewinnienia Hirohito sytuacja była nieco inna – Amerykanie szybko się zorientowali, że ze skazania cesarza nie przyjdzie im nic dobrego, a to ze względu na specyfikę narodu japońskiego. II Wojna Światowa toczyła się w imię cesarstwa i za cesarza Japończycy byli gotowi walczyć do ostatniej kropli krwi – a gdy tenże cesarz 15 sierpnia 1945 roku ogłosił bezwarunkową kapitulację, z dnia na dzień złożyli broń i poddali się bez śladu oporu. Dla Amerykanów był to prawdziwy szok kulturowy, trudny do ogarnięcia – wobec tego rząd postanowił zasięgnąć rady naukowców (m.in. słynnej antropolog, Ruth Bennedict), ci zaś ostatecznie uradzili, iż lepiej cesarza nie tykać, bo skutki mogą się okazać nieciekawe. Z tego powodu zrezygnowali z pierwotnego zamierzenia likwidacji urzędu cesarskiego, zamiast tego ograniczając go tylko do funkcji reprezentacyjnych, a także poprowadzili śledztwo tak, by cała odpowiedzialnością obarczyć premiera z początku wojny, Tojo Hidekiego, jego rząd oraz dowództwo wojskowe, nawet jeśli wiązało się to z narzuconym odgórnie ignorowaniem niepożądanych – bo obciążających cesarza – zeznań.
  • Avatar
    hitsujin 18.08.2012 23:16
    Re: Przepiękne anime!
    Komentarz do recenzji "The Cockpit"
    Ad 3 akapit – widzę, że spieramy się o pietruszkę, czyli piszemy to samo różnymi słowami – zabójstwo jest bezwzględnie złe, ale zabójcę trzeba przed wyrokiem wziąć na widelec ;)

    Ad 2 akapit – co do sądów, miałam na myśli mały cyrk, jaki rozegrał się podczas sądzenia japońskich zbrodniarzy wojennych. Amerykanie z założenia postanowili uniewinnić cesarza (ze względów politycznych) – i trzeba przyznać, że byli konsekwentni, do tego stopnia, iż „zniknęli” nawet jeden dzień przesłuchań, tzn. przesłuchanie się odbyło (zeznawał wtedy bodaj Tojo Hideki, ale głowy za to nie dam), po czym uznano je za niebyłe, usunięto stenogramy i uprzejmie poproszono sędziów, by zapomnieli o wszystkim, co usłyszeli. Na następne posiedzenie świadek dostał skrypt, co ma zeznawać, tak by całą winę wziąć na siebie…
  • Avatar
    hitsujin 18.08.2012 23:07
    Re: Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Też sądzę, że to kwestia oczekiwań – stąd ten mój komentarz, nie­‑pozytywny, co by ostrzec innych potencjalnie skuszonych widzów, żeby nie spodziewali się aż tak znowu wiele. No i marzy mi się wybitna seria z prawdziwego zdarzenia, ale na taką to se pewnie jeszcze poczekam ;<.
    W tym sensie pozytywnie zaskoczyło mnie Tari tari - też spodziewałam się prościutkiej rozrywki, a tu całkiem ładna i niegłupia seria obyczajowa się zrobiła…

    A Mouretsu to prawdziwa zagadka, skąd takie uwielbienie… ;/
  • Avatar
    hitsujin 18.08.2012 22:47
    Re: Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Nie jest aż tak źle – dzięki Tobie obejrzałam Chihayafuru, i zdecydowanie nie żałuję ^^

    A co do postaci, to nie mam o nich aż tak złej opinii, jak mogło to wynika z komentarza powyżej. Taichiego nawet lubię, z reguły nie przeszkadzają mi tego typu postaci, choć wolałabym, żeby nie kochały się w nim wszystkie koleżanki rzędem. Nie przepadam tylko za Yui (sposób pokazania tej jej traumy…), ale reszta zdecydowanie da się lubić. Tylko że po tych wszystkich komentarzach spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, a Kokoro Connect jest po prostu solidnie wykonanym kawałkiem anime rozrywkowego z ambicjami, dość, mimo wszystko, typowego. Dodatkowo drażni mnie łatwość, z jaką rozwiązywane są poszczególne problemy i brak wykorzystania potencjału, mimo obiecującego pomysłu – ciekawe byłoby na przykład, gdyby wykorzystali to zamienianie się ciałami do skontrastowania zachowań bohaterów, choćby w sytuacjach rodzinnych, w końcu cała piątka ma zupełnie różne pod tym względem doświadczenia… ech, pomarzyć.
  • Avatar
    hitsujin 18.08.2012 17:45
    Re: Przepiękne anime!
    Komentarz do recenzji "The Cockpit"
    Nie znając osoby popełniającej dany czyn nie mogę osądzić tejże osoby – ale sam czyn jak najbardziej. Zakatowanie jeńca, czy to na rozkaz, czy bez rozkazu, jest złe. Dopiero przechodząc do osądzania zabójcy możemy zacząć deliberować nad tym, czy popełnił czyn dobrowolnie, pod przymusem, ze względu na rozkaz itd. – odpowiedzialność przenosząc aż do najwyższego stopniem w kolejce. Z tego, co wiem, po wojnie sądzeni byli właśnie dowódcy, nie szeregowi żołnierze – inna sprawa, że te sądy też były, jakie były…
  • Avatar
    hitsujin 18.08.2012 13:02
    Re: Przepiękne anime!
    Komentarz do recenzji "The Cockpit"
    Hm… znowu nie mogę się z Tobą zgodzić. Chcąc ocenić dany czyn, wcale nie trzeba znać osoby, która go popełniła (w przeciwieństwie do okoliczności czy ofiary). Inaczej mówiąc: jeżeli żołnierz zakatuje jeńca na śmierć, jest to jednoznacznie „czarne”, niezależnie od tego, czy ów żołnierz był przed wojną robotnikiem czy poetą, miał łatwe czy trudne dzieciństwo i czy tego akurat dnia otrzymał telegram z wiadomością o śmierci brata. To wszystko nie ma najmniejszego wpływu na fakt, że zamordowanie jeńca było czynem całkowicie „czarnym”. No ale to może tylko mój pogląd…
  • Avatar
    hitsujin 18.08.2012 12:42
    Re: Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Hm… jak dla mnie jak najbardziej stara się być ambitna – to jest: nie pozostaje na łatwej rozrywce, ukazuje problemy bohaterów, stawia przed nimi niełatwe dylematy. W końcu czym innym jest traktowanie na poważnie zwykle komediowych motywów czy dodawanie „z pozoru” słodkim postaciom zaplecza psychologicznego? „Ambitna” nie oznacza od razu, że wszyscy mają popadać w szaleństwo i mordować siebie nawzajem – no, przynajmniej ja nie mierzę głębi ilością przelanych łez i ketchupu.

    Przez „konwencję” miałam na myśli tylko i wyłącznie postaci – są typowe i ich problemy (może poza Iori) też. Lęk przed mężczyznami to raczej nie nowy chwyt, zaś rozwiązanie tego wątku jest co najmniej… no, gdyby tak łatwo było pozbyć się traum, psychologowie klepaliby biedę (nie mówiąc już o tym, że Yui chyba w życiu nie widziała żadnej slapstikowej komedii ani żadnego komediowego filmu sensacyjnego…).

    Jeżeli zaś chodzi o adaptacje eroge – być może Kokoro Connect nie wypełnia schematu w więcej niż 50% i jest dalece mniej irytujące, nie mniej w pierwszych odcinkach trąci tego typu serią. Miły i dobry bohater pomaga poradzić sobie z niecodziennymi problemami swym uroczym koleżankom – wypisz wymaluj haremówka, jeszcze tylko tych skradzionych serduszek brakuje do kolekcji.
  • Avatar
    A
    hitsujin 17.08.2012 22:49
    Takie sobie uwagi wiecznego malkontenta
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Po lekturze poniższych komentarzy zastanawiałam się, skąd te zachwyty – obejrzałam więc dostępnych 6 odcinków… i prawdę mówiąc wciąż nie jestem mądrzejsza, niż byłam. To znaczy, dostrzegam i doceniam fakt, że seria usilnie stara się być ambitna – ale kończy się na zamierzeniach. Postaci reprezentują znane i lubiane (?) typy, co niekoniecznie samo w sobie musi być wadą, szczególnie jeśli scenarzysta, autor czy reżyser (ktokolwiek za to odpowiada), zamierza później złamać konwencję i jakoś je pogłębić – niestety, na ten moment się na to nie zanosi. Co prawda były jakieś nieśmiałe próby dodania bohaterkom (dwie ciekawsze postaci: Inaba i Iori – jej wahania to jedyny motyw, który naprawdę mnie zaintrygował) zaplecza psychologicznego, ale… sama nie wiem, może tylko mnie wydaje się to skąpane w raczej płytkiej sadzawce płynnych słodyczy ( kliknij: ukryte ). To może dałoby się jeszcze przeżyć (w Angel Beats całkiem dobrze wypadły zbliżone założenia), drażni mnie jednak co innego – „potwór tygodnia”, czyli: które dziewczątko w tym odcinku pociesza Taichi… pachnie mi to adaptacjami eroge, a tego schematu wybitnie nie trawię.
    Żeby jednak nie było, że tylko ganię – seria ma swoje dobre strony, porusza trochę poważniejsze tematy, nie nadużywa fanserwisu, skupia się na przeżyciach bohaterów. Szkoda mi tylko, że – przynajmniej jak na ten moment – nie wykorzystuje pełni potencjału zawartego w pomyśle.
  • Avatar
    hitsujin 17.08.2012 20:09
    Re: Przepiękne anime!
    Komentarz do recenzji "The Cockpit"
    Jeśli można się wtrącić…

    @ Otousan – dokładnie o tym pisała Ruth Benedict w książce „Chryzantema i Miecz”: Japończycy traktowali jeńców nie inaczej, jak własnych żołnierzy. Inna sprawa, że tamtejsza mentalność zakłada silny podział na członków grupy i „tych spoza” – w przypadku konfliktu, obcych zagrażających grupie nie obejmuje żadna moralność.

    @ Demonis Angel – trochę trudno mi się z Tobą zgodzić… tzn. bardzo ładne jest zdanie „nie osądzam, bo nie wiem, jak sam bym się w takiej sytuacji zachował”, nie mniej – w taki sposób negujesz podstawy jakiejkolwiek moralności. Zabójstwo jest złem – tu się chyba zgadzamy. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy kiedyś kogoś nie zabiję w jakichś tam mniej lub bardziej usprawiedliwiających mnie okolicznościach, to jednak w żadnym razie nie zmienia faktu, że zabójstwo jest złem (zawsze) i zabijając tego kogoś dopuszczę się czynu złego. Jeśli zaczniemy relatywizować, właśnie wpadamy w pułapkę „ciemnografitowy­‑ale­‑nie­‑czarny”. Inaczej mówiąc, Japońscy żołnierze nie byli może demonami w ludzkiej skórze (nie wszyscy, w każdym razie), co nie zmienia faktu, że ich poczynania podczas wojny bezwzględnie kwalifikują się jako zło i raczej nie należy tych czynów usprawiedliwiać dlatego, że Japończycy mieli i inną twarz…
  • Avatar
    hitsujin 31.07.2012 22:38
    Re: sprawa dywagacji o adaptacji
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Nie słyszałem o osobie nie znającej mangi, której anime SnA by się nie podobało. Zwykle podoba im się wyjątkowo.


    Teraz już słyszałeś.^^
    A gwoli ścisłości: podobały mi się – i to nawet bardzo – pierwsze trzy odcinki i wybrane fragmenty następnych, poza tym jednak seria zawiodła mnie na całej linii. Ilość niepotrzebnego, sztucznego dramatyzmu i co najmniej mało prawdopodobnych (lub też – słabo poprowadzonych, vide: wypadek Sena i co potem) wątków w przeliczeniu na odcinek jest zatrważająca. Ja rozumiem, że widz ma przeżywać, ale za zwrot akcji co dwie minuty serdecznie dziękuję. Chyba żaden motyw nie został w pełni rozwinięty, postaci składają się z zaledwie kilku cech, z których ta wychodzi na wierzch, która akurat jest potrzebna do podtrzymania zaplanowanej fabuły… mogłabym tak długo wymieniać i w zasadzie sama nie wiem, za co dałam aż 7, chyba tylko za oprawę i sentyment do początku.

    Żeby się nie rozpisywać: pełną listę zarzutów znaleźć można poniżej, w komentarzach do każdego odcinka – a trochę tego jest.
  • Avatar
    hitsujin 28.07.2012 23:06
    Re: Pinoko
    Komentarz do recenzji "Black Jack OAV"
    Dziękuję za przywrócenie wiary w Tezukę ^^
    Prawdę mówiąc, gdybym miała znosić Pinoko w każdym rozdziale mangi, nie zdzierżyłabym niezależnie od jakości fabuły – a i tak znajomość jej pochodzenia (z innego źródła) sprawiała, że spoglądałam na nią łaskawszym okiem i z pewną wyrozumiałością. Nie kojarzę w tej chwili drugiej tak irytującej postaci dziecięcej w anime (wśród serii na jakimś tam poziomie, rzecz jasna), w dodatku wepchniętej na siłę wszędzie, gdzie się tylko da.
  • Avatar
    A
    hitsujin 27.07.2012 14:51
    Komentarz do recenzji "Black Jack OAV"
    Całkowicie zgadzam się z poprzednim komentarzem – anime jest nieprzyzwoicie wręcz nierówne, a jako ocenę końcową można by wystawić dowolną cyferkę między 2 a 9, zależy, do którego odcinka… Ujmując to zaś konkretniej: (moim zdaniem) naprawdę warte obejrzenia są odcinki 4, 9 i 10 – doskonale poprowadzone, wciągające, klimatyczne. Gdyby seria składała się tylko z tych trzech historii, mogłabym rozważać przydzielenie zaszczytnej, wysokiej oceny oraz zakończenie tego komentarza samymi pozytywami. Dobre są także epizody okraszone numerkami 1 i 7, niezłe – 2 i 5, choć tu już do każdej opowiastki mam jakieś „ale”: a to niepotrzebnie dodany i psujący klimat wątek sensacyjny, a to zakończenie szybujące gdzieś ku światom, gdzie logika nie obowiązuje ( kliknij: ukryte ). Odcinków 3, 6 i 8 nie polecam – chyba, że pierwszy z nich, jako niezamierzoną komedię (widząc wyczyny dzielnych partyzantów my­‑nie­‑mamy­‑nic­‑wspólnego­‑z-narkotykami­‑i-w­‑ogóle­‑jesteśmy­‑słodcy­‑i-niewinni walczących ze złymi imperialistami, uśmiałam się prawie jak przy Epidemii). Zresztą, 6 i 8 też dokładają swoje trzy grosze w kategorii niezamierzonego humoru, choć trzeba przyznać, że drugi z wymienionych epizodów ma przynajmniej jakąś sensowną linię fabularną, toteż nawet nadaje się do obejrzenia, jeśli pominąć niektóre „smaczki”.
    I jeszcze jedno – Pinoko jest irytująca. Jak licho. Jeżeli tutaj była zaprezentowana lepiej, niż w mandze, chyba chwilowo wstrzymam się od planowanej lektury – szczerze mówiąc, seans serii OVA podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody na rozgorzałe nadziejami czoło…
  • Avatar
    hitsujin 23.07.2012 22:56
    Re: O związkach mażeńskich słów kilka...
    Komentarz do recenzji "Chouyaku Hyakunin Isshu: Uta Koi"
    Ja zaś jestem wdzięczna za Twój komentarz – przynajmniej wiem, że ktokolwiek te moje wywody przeczytał ^^

    Ze swojej strony, do Chouyaku Hyakunin Isshu mam mieszane odczucia, to znaczy – ewidentnie jest to seria mająca na celu zainteresowanie młodzieży dawną kulturą rodzimą i stąd całość poprowadzona jest w formie możliwie atrakcyjnej dla nastolatków (współczesne scenki z Fujiwarą Teiką i Ki no Tsurayukim, żeby nie szukać daleko). Z drugiej strony, całość jest podana całkiem strawnie i zdecydowanie kształcąco – po seansie każdorazowo mam ochotę poszperać w rzeczywistych życiorysach bohaterów, a to dobry znak. Co prawda, autorzy chętnie korzystają z licentia poetica – np. ponoć tym, który przez 100 nocy miał odwiedzać Komachi, lecz nie dopełnił zamierzenia, wcale nie był Henjo (Yoshimine no Munesada), lecz niejaki Fukakusa no Shosho. Z drugiej strony, Komachi podobno rzeczywiście była wiązana z Fun'ya no Yasuhide – do tego stopnia, że gdy wyjeżdżał objąć urząd na prowincji, zaprosił ją, by towarzyszyła mu w podróży…