x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Coś niespotykanego
To jest coś zupełnie niespotykanego – cały sezon anime zrobiony jedynie po to, aby wyprostować niektóre błędy i powypełniać luki w sezonie poprzednim.
Yuusha de Aru zawsze było projektem multimedialnym, gdzie dla pełnego obrazu trzeba było znać historie poboczne wydane w postaci książek. Jednak poprzedni sezon, Yuusha no Shou, powstawał w piekle produkcyjnym, scenariusz był przepisywany na ostatnią chwilę i przez to, mimo dobrych pomysłów, był mocno zrushowany.
A towarzysząca mu nowelka o Kusonoki Mebuki okazała się nie mieć żadnego znaczenia w kontekście wydarzeń pokazanych w anime, zupełnie odwrotnie niż z sezonem pierwszym i nowelką o Wasshio Sumi.
No i przychodzi Dai Mankai no Shou, całe na biało, z rolką taśmy izolacyjnej i butelką kleju w ręce. Z jednej strony robi parę rzeczy bardzo dobrze. Dostaliśmy w końcu niezrushowany finał wydarzeń z Yuusha no Shou, porządny epilog i zaznaczoną obecność Strażniczek od Mebuki. Ostatnie odcinki, będące na spokojnie przepisanym finałem poprzedniego sezonu są bardzo dobre, mimo tego wrażenia że nadal jest to próba posklejania zamieszania w S2 w całość, a nie coś co było zaplanowane od początku.
Z drugiej strony zaś sama nowelka o Mebu została zadaptowana strasznie po łebkach, wycinając mnóstwo wydarzeń, rozwoju postaci i zwykłego SoL lepiej prezentującego bohaterki. Shiroku ucierpiała najbardziej – była tu kompletnym randomem. Żeby dobrze zadaptować tę historię trzeba by było przynajmniej sześciu odcinków, niczym historia o Sumi, a dostaliśmy zaledwie trzy aby jako‑tako przedstawić czym te Strażniczki w ogóle są.
O historii bohaterek sprzed 300 lat już w ogóle szkoda gadać. Oryginalnie to był dwie sporej grubości książki, trzykrotnie dłuższe niż historie Mebuki i Wasshi. Tutaj dostały nieco ponad trzy odcinki. Upchnęli to poprzez wycięcie 2/3 historii z początku, a i tak wszystko było mocno po łebkach. O zagłębianiu się w psychikę bohaterek, co było obecne w nowelkach, możemy tylko pomarzyć. Żeby zadaptować tę historię poprawnie trzeba by było poświęcić nań z 24 odcinki, no ale dostaliśmy, co dostaliśmy.
Koniec końców wyszła taka połatana droga. Owszem, przejezdna, ale nie można byłoby zrobić porządnej autostrady od początku?
World o Tanks
Re: Ok
8 odcinków
Jedynym wyjątkiem jest Sango której równie dobrze mogłoby nie być i niewiele by się zmieniło. Wiem, że wycofanie i konformizm są bardzo w jej stylu, ale to i tak nic ciekawego do oglądania.
Do tej pory ten sezon bardziej mi przypomina anime typu okruchy życia niż typowy sezon Precure, ale to dobrze. Z tak mocnym zestawem charakterów bardzo dobrze się je ogląda, a wszystkim nam się przyda trochę uśmiechu w szarej covidowej rzeczywistości/
Re: Co do losu przeciwników
Co zaś do rozdźwięku między przedstawieniem złoli, a ich losem cóż, to także występowało w starych seriach Precure. W Splash Star kliknij: ukryte złoczyńcy byli jeszcze bardziej barwni i sympatyczni, a relacje zawiązane między nimi zawierały kumpelstwo, przyjaźń czy nawet miłość. Nie przeszkodziło to w ich całkowitej anihilacji, poza siostrami Kiryuu. Podobnie w Yes 5, a w szczególności GoGo kliknij: ukryte gdzie Scorp był naprawdę człowiekiem do rany przyłóż, a z Bunbeem byli prawdziwymi braciakami. Jednak Nozomi i reszta nie miały litości i zabiły go na śmierć bez żadnej refleksji, bo po co się reflektować nad odbieraniem życia?. Dopiero Fresh zmienił ten trend i tak sobie trwaliśmy zazwyczaj bez śmierci generałów aż do Healin Good.
A z tymi Atomówkami to aż sam się krzywo uśmiechnąłem po przeczytaniu.
Grafika ma znaczenie
Problem w tym, że oprawa graficzna tej serii jest fatalna. Sceny akcji są tak sztywne, że gry typu beat‑em up z ery PSX to przy nich dzieło animacji i choreografii walki h2h. Kadrowanie jest tak złe, że czasem zupełnie nie wiadomo co się stało. Mimika postaci zupełnie nie pasuje do sytuacji na ekranie, przez co np. Minami uśmiecha się głupkowato w sytuacjach, gdzie powinna być przerażona lub zrozpaczona. Już pomijaj paskudny podział postaci na te 2D i 3D, z czego obie te grupy są rysowane w zupełnie innym stylu a płaskie tekstury 2D z 2 klatkami animacji na krzyż bardziej pasowałyby do starych dzieł Bartosza Walaszka, niż do anime.
Można zrobić dobre sceny akcji przy wykorzystaniu podobnej jakości modeli 3D. Jest taka seria inspirowana anime, RWBY, która mimo brzydkiego 3D nadrabia choreografią walk i świetną animacją. Można też zrobić tak jak Kemurikusa, gdzie kiepskie modele 3D zostały połączone z pięknym kadrowaniem, tłami i grą kolorów, co wyglądało naprawdę dobrze i klimatycznie. Grafika Ex‑Arm jednakże nie ma żadnych dobrych stron.
Re: Co do losu przeciwników
kliknij: ukryte 1: Że była to alegoria toksycznego związku. Choroba Nodoki była przedstawiana jako okres trwania w takiej relacji, a wyzdrowienie miało symbolizować zerwanie. Ex‑Dairuzen przez całą serię nie mógł odpuścić rozstania ze swoją byłą, stąd wszystkie niegodziwości skierowane wobec Grace. Kulminacją miało być ponowne jej zainfekowanie, interpretowane jako zabawa jej kosztem (stąd ta aborcja). Ostateczna scena, gdzie Nodoka odmawia udzielenia azylu Dairuzenowi w swoim ciele miała oznaczać ostateczne zakończenie toksycznej relacji, i że można odmówić pomocy stawiajac na pierwszym miejscu swoje dobro nawet jak oprawca stosuje emocjonalny szantaż i bez wsparcia ofiary może skończyć w najgorszy sposób.
2: Stawiająca w gorszym świetle Nodokę interpretuje Dairuzena jako właśnie dziecko z niechcianej ciąży. Porzucony syn miałby wpaść w złe towarzystwo (reszta Patogenów), a uszczypliwości w stronę matki miały być próbą zwrócenia na siebie uwagi. Ostatni motyw miał symbolizować to, że w sytuacji gdy złe towarzystwo obraca się przeciw Dairuzenowi ten szuka wsparcia u jedynej osoby, do której ma jeszcze jakieś zaufanie, swojej matki. Jednakze ta przedkłada własne życie pełne swawól nad rodzicielską odpowiedzialność i ostatecznie porzuca syna, nie bacząc na to że w końcu ginie.
Osobiście uważam obie te teorie za mooooocno naciągane, ale to w swój sposób fascynujące do jakich wniosków potrafią dojść ludzie biorąc do analizy prostą historię o walce z antropomorficznymi wirusami.
Re: Wszystko byłoby dobrze
Inna sprawa, że kliknij: ukryte tego, iż Adam przypierniczy Cherry'emu deską to raczej nikt się nie spodziewał
Re: Co do losu przeciwników
Co zaś do Healin Good. Fandom tłumaczył intencję twórców na naprawdę różne sposoby. kliknij: ukryte Często przywoływanym przykładem było to, że była to alegoria… Aborcji. Konkretnie chodzi o Nodokę zabijającą drugiego Patogena zrodzonego z niej, brata Dairuzena. Co ciekawe to porównanie przytaczali zarówno ludzie pro‑choice, jak i pro‑life. Inną teorią było to, że był to rozwój wypadków podyktowany trwającą pandemią. Twórcy najpierw chcieli pokazać nawrócenie przeciwników, jednakże w związku z sytuacją epidemiologiczną uznali, że nie można pokazywać personifikacji wirusów w sposób empatyczny i jednoznacznie pokazać, że dla chorób nie powinno być litości.
W każdym razie też mam nadzieję, że to był jednorazowy powrót do rozwiązań słusznie minionych. Wesoło tańcząca w openingu Tropikalnych Precure gromadka morskich złoczyńców nie sprawia wrażenia, jakby miała zostać unicestwiona pod koniec serii, więc patrzę w przyszłość z optymizmem.
Re: Info
Re: I'm confused
Ze swojej perspektywy mogę też potwierdzić, że oglądanie nowego anime znając historię nadaje tej serii naprawdę nowy wymiar. Gdy stało się oczywiste, że jest to sequel zmieniłem nastawienie z „fajnie, że odświeżają Higurashi” do „JEZUSMARIACOSIĘTERAZSTANIE”. Nie mając wiedzy o poprzednim anime wydaje mi się, że miałbym o wiele mniejszy hype.
Tak więc tak, moim zdaniem powinnaś obejrzeć starą serię. Zarówno po to, aby doświadczyć „oryginalnej” historii w czystym wydaniu, a także żeby seans Gou był jeszcze przyjemniejszy.
Introwertyzm
Generalnie lekko mnie irytuje to mylenie nieśmiałości z introwersją. Idealnym przykładem postaci z anime introwertyczki jest Rin z Yuru Camp, absolutne przeciwieństwo Bocchi. Rin nie ma problemów z komunikacją czy przekazywaniem swojego zdania, ale nie chce się socjalizować czy zdobywać nowych przyjaciół z własnej woli. Po prostu nie odczuwa takiej potrzeby.
Po 30 odcinkach
Niestety, widzę na razie parę problemów. Największym jest Mana, która nie wyróżnia się niczym poza posiadaniem zbioru łątwych do utożsamienia się cech. Przez co jest niczym więcej niż tylko surogatem dla widowni. Może to być dziwne z ust fana Precure, gdzie mamy też sporo postaci przyjaznych aż do przesady, ale IMO tam to wychodzi bardziej organicznie. Mam nadzieję, że w pozostałych 2/3 serii naprawdę stanie się postacią z krwi i kości.
Drugą sprawą jest Nezumi no Otoko. Sam koncept moralnie szarego hanyu który chce się dorobić na innych yokai i ludziach bardzo mi odpowiada, ale wlaśnie. Moralnie szarego. Przydałoby się wyeksponować bardziej jego pozytywne cechy, więź z resztą ekipy oraz to co powinno być jego siłą – spryt. W obecnej formie jednak jest raczej pośmiewiskiem i trudno znaleźć przyczyny dla których Kitaro się z nim trzyma. Naprawdę tego żałuję, bo po lekkim liftingu mógłby być moją ulubioną postacią.
Na razie to tyle, pewnie później dam znać jak spodobała mi się cała seria.
Let's go to paradise!
Po seansie zaś jestem pewny, że problemem ecchi nie jest tematyka okołocyckowa, tylko wszystkie inne klisze wokół niej zbudowane. Generyczny protagonista self‑insert, wianuszek dziewcząt lecących na niego po pięciu minutach rozmowy, ich charaktery zbudowane na zasadzie kocham MC‑kuna + jedna -dere cecha, przesadna wulgarność żartów. Recenzenci zaś wyrzucają to wszystko do kosza, dając niesamowicie lekką i pozytywną komedię w której każdy odcinek oglądało się z uśmiechem na ustach. Jako erotyka po prawdzie nie zdaje egzaminu moim zdaniem, ale jako lekka seryjka na poprawę humoru jest świetna. Również dałem solidne 8/10.
Dobre CDGCT
Re: Czarodziejki wracają do gry!
DO Healin' Good jestem pozytywnie nastawiony. Twórcy zdaje się w końcu „rozgryźli” jak powinni robić współczesne Precure, a i materiały przedpremierowe rokują dobrze. Osobiście bardzo ciekawi mnie nowa różowa, bo wydaje się że dostaniemy na tej pozycji pierwszą introwertyczkę od czasów Heartcatch.
Re: Czarodziejki wracają do gry!
Ale tak to już jest z Precure. Którego widza nie spytasz będzie miał inną opinię na temat każdej serii niż reszta ;)
Czarodziejki wracają do gry!
Nie jest co prawda idealna, ale udało jej się poprawić większość błędów, które robią współczesne serie Precure. W szczególności patrzę tutaj na Mahoutsukai, za które odpowiada ta sama ekipa produkcyjna, co za Mrugające Gwiazdki. Serie wychodzą z podobnego założenia przenikania się dwóch światów – odrealnionego (magiczny świat tym razem zastąpiły odległe galaktyki) oraz naszego, z zafascynowaną tym drugim światem bohaterką w środku. Hikaru jest jednak o wiele ciekawszą i lepiej napisaną postacią od miałkiej Mirai, w porównaniu do nietrzymających się założeń świata Mahoutsukai ten ze Star Twinkle jest zaskakująco sensowny i na każdą wątpliwość można znaleźć wytłumaczenie kliknij: ukryte (np. o ile w MG bierność świata magicznego była bezsensowna, tutaj ładnie to wytłumaczono przewagą logistyczną zarówno złej ekipy, jak i Precure – obie te drużyny mogły się teleportować w dowolne miejsce w kosmosie). Udało też się bardzo sprawnie napisać ostatni odcinek, gdzie w końcu potrzeby marketingowe cyklu nie przysłoniły wydźwięku epilogu (znowu flashbacki z trainwrecku, jakim był ostatni odcinek Mahoutsukai).
Sam świat został też wykorzystany do poruszenia wielu ciężkich zagadnień. Rasizm, mieszanie kultur, dyskryminacja, kolonializm – poprzez pryzmat mieszkańców różnych planet Star Twinkle nie boi się poruszać tych tematów. Oczywiście to są Precure, wiele rzeczy zostało bardziej zasugerowanych niż nazwanych wprost. Jednak w odróżnieniu od bardzo rozwodnionego Hugtto, serii udało się potraktować poważne sprawy z wyczuciem i oddać im należytą sprawiedliwość. Z jednym wyjątkiem, kliknij: ukryte chodzi mi o wątek Yuni i Ayewan, która zniszczyła jej planetę. W tym przypadku czułem, niczym w Hugtto, że twórcy wzięli na tapetę zbyt ciężki wątek i przez ograniczenie marką Precure nie mogli go odpowiednio poprowadzić.
Creme de la creme tego sezonu była jednak ostatnia ćwiartka. Wątki głównych postaci zostały poprowadzone po mistrzowsku. Zastanawiam się, czy nawet nie lepiej niż w Go Princess, które do tej pory uważałem za najlepsze pod tym względem. Dostaliśmy kilka naprawdę emocjonalnych historii o tym, jak każda dziewczyna radziła sobie ze swoimi demonami. Zarówno tematyka, egzekucja, jak i strona techniczna były w tych odcinkach świetne.
Jeżeli chodzi o jednoodcinkowe „fillery” jak i relacje między postaciami bywało różnie. Niektóre odcinki były lepsze, inne były gorsze, a wśród Precure bywało już grupy z lepszą chemią. Niemniej jednak ogólne wrażenia są pozytywne, głównie dzięki tej bardziej fabularnej części. Cieszę się, że seria potrafiła przełamać pasmo słabszych sezonów i jeszcze raz stworzyć coś naprawdę świetnego. Mogę z optymizmem wyglądać nadchodzącego sezonu – Healin' Good.
Re: Mów szacunek do Tanuki powoli spada do 0.
Aż w sumie sam mam ochotę napisać jakieś mocno krytyczne recenzje na temat paru tytułów.