x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Łańcuchy wciąż nie zerwane
Jedyne, co tak naprawdę zrobili w porządku to Mami, która ukazuję podstępne działanie Kyuubeya, oraz Sayakę. Reszta mnie zawiodła.
warto!
Najlepsze są moim zdaniem postacie. Tak realistyczne (choć momentami miałam wrażenie, że jednak przerysowane), każdy ma własną historię, poglądy, ci ludzie nie byli sobie obcy. To tworzyło wrażenie realizmu, podobnie jak odrzucanie możliwości istnienia wampirów.
Poza tym podobały mi się rozmowy Sunako z Muroi‑san. Momentami człowieka nachodzi refleksja (zwłaszcza na sam koniec), kto tak naprawdę jest ofiarą.
A najgorsze jest chyba to, że przyłapałam się na dokładnie takim samym myśleniu. Auć.
Owszem, czasem męczące jest, że wszystko kręci się wokół jednego tematu, ale i tak kładzie na łopatki. Szkoda, że taka dobra fabuła nie spotkała równie dobrej grafiki i muzyki, bo od tej strony aż tak znacząco się nie wyróżnia.
nie rozumiem was
Fabuła nie powala. Może pod koniec dzieje się coś nadzwyczajnego, ale ja tego już nie doświadczę. Mamy „wielką” magię, czarne charaktery bez charakteru, śmieszne, dziecinne pojedynki i dramatyczną tajemnicę. Do tego główny bohater‑zbawca świata o dwucyfrowym IQ, który nagle okazuje się nie być takim szaraczkiem, jak myślał, heroinę, którą wszyscy się zachwycają, a która z zachowania przypomina połączenie mecha ze wszystkimi cechami przydatnymi w anime (obżarstwo, słodka skromność i nieśmiałość, upór i rozsądek wymieszane z loli i sosem słodko‑kwaśnym), oraz masę innych oryginalnych charakterów. Ech.
Myśleć, że grafika lepszą będzie, to jak czekać na list z Hogwartu. Nie wiem, czemu się wszyscy nią zachwycają, mnie nie rzuciła na kolana. Ot, typowy projekt postaci, kolory, animacja. Czasami aż razi, gdy porówna się sceny walk, gdzie głównie bohaterowie skaczą na pustym tle i machają rękoma w powietrzu nawet z energicznymi i ciekawymi atakami z Soul Eater, w którym także postacie, zarówno pod względem wizualnym, jak i osobowości prezentują się barwniej. O mojej ubóstwionej Cosette nie wspomnę.
Więc czym właściwie jest anime tak przewidywalne i oczywiste, w którym muszą nam twórcy wrzucić słodkie sceny „kontraktu”, mieszają z podrzędną komedią, dorzucają nieporywającą fabułę i podają na zimno? Do tego jeszcze dodam, że potraktowali to wszystko na poważnie. Dla mnie zawód. Może nie powinnam się wypowiadać, ale przykro mi – do końca nie wytrwam.
Postaci rzeczywiście się nie rozwijają, ale to nie przeszkadza – ich zachowania są nie raz do bólu oczywiste, ale przecież tu chodzi o odmóżdżenie, a nie rozwiązywanie problemów psychologicznych. Za to niektóre pomysły z pewnością są oryginalne i zaskakują.
Ogólnie plusik za stworzenie nietypowej, nieharemowej i ciepłej komedii.
Ale ogółem duży plus, o ile to końcówka
Po piątym odcinku – coś się zaczęło wyjaśniać, ale nadal we łbie poplątane i pytanie o co biega?