x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
6/10
Zaczyna się obiecująco – naprawdę fajny pierwszy wyścig, trochę dziwaczne pojazdy i ich kierowcy, ale to mógłbym przeboleć…problem z tym, że później poziom dziwności zaczyna rosnąć z każdą kolejną minutą. Karykaturalny prezydent, który z jakiegoś powodu postanawia użyć wszystkich swoich sił wojskowych, by pozabijać uczestników wyścigu (recenzent stwierdził, że zostało to logicznie wytłumaczone…nie powiedziałbym), równie karykaturalny generał, w pewnym momencie zmieniający się w jakieś ogromne monstrum (wtf?), żywa broń biologiczna, działo orbitalne, dopalacze, od których rozlatują się samochody, ludzie roboty…rozumiem, że podczas finałowego wyścigu powinno się coś dziać, no ale ludzie – bez przesady…tylko Godzilli tam brakowało.
To jeszcze nie koniec tego wszystkiego - kliknij: ukryte groźny mafioso zostaje zabity przez mechanika samochodowego…sposób wygrania finałowego wyścigu to apogeum idiotyzmu – bomba, która miała doprowadzić do przegrania wyścigu, doprowadza do zwycięstwa, z auta nic nie zostało, ale pasażerowie żyją…zdecydowanie za dużo ,,wtf momentów''.
Japończycy mogliby chociaż trochę poskromić tą swoją niepohamowaną wyobraźnię.
Zrobił to Madhouse – chyba uznali, że nazwa studia zobowiązuje.
Sama grafika (którą też nie każdy się zachwyci, bo jest dosyć specyficzna) nie wystarczy, żeby uznać film za arcydzieło.
Nic specjalnego
Jak ktoś tu już słusznie zauważył – nie jest to złe, ale jakieś takie nijakie.
Czegoś zabrakło.
Drugiego sezonu raczej nie obejrzę.
Kluczowe znaczenie dla tej mojej teorii ma scena po walce – Migi informuje Shinicziego, że ich przeciwnik próbuje się zebrać do kupy. Odmawia dobicia go, ale jednocześnie informuje, że nie będzie się sprzeciwiał, jeżeli Shiniczi postanowi to zrobić. Dosyć dziwne zachowanie u osobnika, który dotychczas bez mrugnięcia okiem szatkował wszystko, co się rusza…zastanawiałem się, skąd u niego te nagłe skrupuły…i przypomniałem sobie, że kilka dni wcześniej Shiniczi uciekł jak tchórz, zostawiając go na pewną śmierć (oczywiście Migi sam polecił mu to zrobić – ale to nie ma znaczenia z emocjonalnego punktu widzenia). Kiedy już umierał – kiedy czuł tę ogarniającą go pustkę i samotność – ktoś uratował mu życie. Wydobył go z ciemności.
Migi musiał czuć wdzięczność wobec Gotou (nawet zdając sobie sprawę, że to on był źródłem zagrożenia) i żal wobec Shinicziego (pomimo świadomości, że nie było innego wyjścia). Z drugiej strony, zdążył przywiązać się do swojego ludzkiego nosiciela – podczas finałowej walki staje po jego stronie. Potem mówi mu, że ich przeciwnik wciąż żyje (mógłby zataić tę informację, ale wie, że to sprowadziłoby na Shinicziego niebezpieczeństwo), jednak sam nie jest w stanie zadać śmiertelnego ciosu komuś, kogo uważa za swojego wybawcę.
Interesujący jest dialog, który wywiązuje się miedzy ta dwójką po powtórnym połączeniu – Shiniczi mówi, że tak ogromnie się cieszy, że znowu są razem, a Migi na to: świetnie się czułem w tym morzu informacji, w sumie to mógłbym tam zostać na stałe…
Bohaterowie w tym anime sporo czasu poświęcają na rozważania filozoficzne (kim jesteśmy? dokąd zmierzamy? jak się nazywa ten typek, którego spotykam codziennie w drodze do szkoły?). Dotychczas Migi mógł się nad tym zastanawiać wyłącznie z perspektywy żywej protezy ludzkiej. Wszczepienie w Gotou pozwoliło mu na doświadczenie bezpośredniego związku z przedstawicielem jego własnego gatunku. Myślę, że mógł wtedy odnieść wrażenie, że to jest jego właściwe miejsce. Bo w końcu kim jest dla Shinicziego? Pasożytem. Ciałem obcym. Owszem, wytworzył się miedzy nimi związek emocjonalny – ale jednak pozostała również fundamentalna obcość (Migi mówi o tym zresztą wyraźnie w pożegnalnej rozmowie we śnie Shinicziego), którą uświadomił sobie w pełni dzięki tamtemu doświadczeniu. Co zrobić w tej sytuacji? Zeskoczyć z człowieka i doczepić się do jakiegoś obcego? W ten sposób uczyniłby Shinicziego kaleką, nie mógł zrobić czegoś takiego. Nie mógł również żyć tak jak wcześniej.
Myślę, że to, na co się ostatecznie zdecydował, było najbardziej taktownym wyjściem z tej sytuacji.
Uff, rozpisałem się strasznie, no ale jak mówiłem jestem świeżo po obejrzeniu…ten bełkot powyżej to owoc moich ,,poseansowych'' przemyśleń.