Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

Zef

  • Avatar
    A
    Zef 4.01.2014 15:14
    Główny bohater nie jest frajerem
    Komentarz do recenzji "Love Hina"
    Jest GIGA frajerem. To gość na widok którego wielcy frajerzy mówią „Co za frajer!” To gość przy którym Stanley Ipkis z „Maski” jawi się jak John Rambo. Połowa humoru w serii to bicie i masakrowanie owego żywego worka treningowego przez dziewczyny bo się potknął gdzie nie trzeba, one miały humory, lub nie przeszło im przez myśl że facet może się pojawić w zasięgu 10 metrów od nich z innego powodu niż chęć ich podglądania. Oczywiście jedyna jego odpowiedź to „to nie tak!!” i „przepraszam” (że żyję), raz na ruski rok słyszy się jakąś męską ripostę (po której zawsze pada obowiązkowe „przepraszam”).

    To anime to doskonały przykład jakim facetem nie chcesz być i z jakimi dziewczynami nie chcesz mieć do czynienia. Rozumiem ,że komedia haremowa może się rządzić swoimi prawami, ale to pierwsza seria anime z gatunku gdzie szczerze nienawidzę większości postaci. Głównego boha..nie, to oksymoron. Główny worek treningowy, jego „miłość” od której nawet Mike Tyson by uciekał bojąc się pobicia ze skutkiem śmiertelnym, siostra Gina Ichimaru z Bleach na widok której strzelba sama się przeładowuje, wkurzający żółw, ciotka która chyba ma doła wbudowanego od urodzenia (ona kiedyś się uśmiecha?) czy też mistrzyni walki mieczem, która chyba nie opanowała podstawowej zasady sztuk walki „jeżeli twój gniew wyprzedza twą pięść/miecz, zatrzymaj ją/go”. Słowem 2/3 postaci jakie widzisz.

    Ale co tam ostatnią wspomnianą polubiłem mimo wszystko – jest szczera i uczciwa. Mimo to licząc ją, to w sumie 3 postacie które polubiłem – ona (połowicznie), młoda hiperaktywna Su (chyba tylko jej z całej grupy nie bili w dzieciństwie słupem od latarni i nie wyżywa się na innych…non stop przynajmniej), oraz zahukana „szara myszka” podkochująca się w worku treningowym. Tą też lubię pół na pół, bo ciągłe chowanie się w kącie nie budzi sympatii.. Jestem na razie w połowie anime, ale to przypomina wiercenie zęba ręczną wiertarką, w wolnym, rdzawym i tępym wiertłem. Wiertarka ma jednak taką przewagę nad „Love Hina” że przynajmniej nie przeprasza że żyje!
  • Avatar
    A
    Zef 4.01.2014 00:15
    świetne!
    Komentarz do recenzji "B Gata H Kei"
    Anime jest rewelacyjne i wartościowe. Ponieważ daje realny obraz tego co się dzieje i dlaczego w głowach nastolatków. To film edukacyjny.

    Zarwanie chłopaka dla własnego niechlubnego celu? Urocza słodka „przyjaciółka” która taką pozostaje, kompletnie niezauważona? Babskie zmiany nastrojów, kompletnie absurdalne scenariusze w ich głowach i wynikające z tego totalne jazdy dla każdego na zewnątrz?
    Kobiety które też o tym myślą i wcale nie są ani trochę świętsze od facetów? Sceny zazdrości i nieraz daleko idące jazdy z jej powodu?
    Męska burza hormonów walcząca z byciem gentlemanem i traktowaniem „delikatnej” kobiety z szacunkiem?

    Tak tak moi mili, w tym anime kłania się ŻYCIE, takie prawdziwe. Takie które każdy, kto miał nieco do czynienia z kobietami zna aż za dobrze. Nic nie jest upiększane ani demonizowane. Oczywiście jest mnóstwo absurdalnych sytuacji w końcu to komedia i nieco golizny, ale anime „mówi jak jest” a nie tworzy jakieś nierealne scenariusze a'la każda kobieta lecąca na przeciętniaka kiedy obok mnóstwo ciach itp bzdury.
  • Avatar
    A
    Zef 1.01.2014 00:02
    Totalny misz-masz
    Komentarz do recenzji "Saber Marionette J to X"
    O ile o pierwszej serii bez trudu można wypowiedzieć się w superlatywach, o tyle w przypadku drugiej przekleństwa jak i pochwały pod niebiosa w równym stopniu cisną się na usta.

    Seria z pewnością nie jest „średnia”. Jak coś to albo 300 kilometrów poniżej „średniej”, albo 300 kilometrów nad tym poziomem, w zależności od odcinka.

    Na pewno boli animacja – zjechała w dół a styl graficzny się zmienił, na czym anime ucierpiało (zwłaszcza Lime oraz Otaru).

    Fabuła to kolejny punkt zapalny – nie ma tutaj stałej osi fabularnej, która miała miejsce w pierwszej serii. Jak coś to raczej bym powiedział że mamy 50% fillerów, 25% jeden arc i 25% końcowy arc w jednej serii.

    Wszystko zależy od konkretnego odcinka. Niektóre wołają o pomstę do nieba, jadąc moralizowaniem jakiego nie powstydziłby się Kapitan Planeta (ale on akurat od tego był), czy idiotyzmami od jakich włos się jeży (osoba będąca ucieleśnieniem inteligencji i zrównoważenia wpada w pułapkę jak dziecko, będące w pełni formy Lime i Bloodbery z wysiłkiem wciągają na linie jedną, lekką jak piórko osobe?!).

    Inne zaś ogląda się bardzo przyjemnie, na przykład odcinek poświęcony ojcu Hanagaty, czy wręcz z zapartym tchem – końcowy arc, z genialnym, by nie rzec legendarnym więc przedostatnim odcinkiem. Zakończenie to po prostu moc!

    Dla przedostatniego i ostatniego arca warto dać saber marionette szansę. Nawet jeżeli momentami zamula, można po prostu dany odcinek pominąć. Ale koniec serii to po prostu diament wielkości strusiego jaja!
  • Avatar
    A
    Zef 31.12.2013 10:52
    świetne!
    Komentarz do recenzji "Saber Marionette J"
    Ode mnie 8/10. Duża część tej oceny za to czym anime nie jest. Nie jest kolejną ekspozycją totalnego nieudacznika na którego poluje każdy kamień, pniak i inny nieożywiony obiekt w okolicy by go wywrócić na dziewczynę która potem go masakruje z zapałem godnym Kliczki.

    Zamiast tego mamy wyrazistego, rozsądnego, oraz co najfajniejsze odważnego w granicach ludzkich możliwości chłopaka, który znalazł się dosyć ciekawej sytuacji i musi sobie radzić z ciasnym budżetem i trójką niesfornych „androidzic”;)

    O ile pewne rzeczy są typowe dla gatunku, seria nieraz potrafi zza krzaka przywalić cięższym tematem, takim jak śmiertelność istot żywych, czy patologiczna, ślepa miłość.

    Główne postacie definitywnie lśnią. Są wyraziste, mają swoje dołki i wzniesienia, oraz ludzkie, nie zawsze logiczne czy doskonałe zachowania.

    Drugi plan bardziej cierpi niestety. Na pewno na więcej ekspozycji zasługiwały wrogie marionetki, zwłaszcza Luchs i Panther. Tiger jako jedyna dostała odpowiednie tło fabularne i osobowość.

    Boli też nieco zbyt mała ilość romansu między bohaterem a jego trójką androidzic. Lime jest zbyt niewinna by nawet wiedzieć o co chodzi w całowaniu czy ślubie, zaś Cherry i Bloodberry po genialnych odcinkach w których każda po swojemu bierze się za „przyspieszenie spraw” kompletnie odpuszczają i robi się rodzinna atmosferka bez żadnych dalszych podchodów i zdecydowanych prób. Główny bohater i jego „3 siostry” na moje oko. Poza poranna obowiązkową kłótnią przy stole kto jest najlepszą kobietą dla bohatera, żadna z androidzic nie zdaje się wykorzystywać kolejnych złotych okazji by być sam na sam z protagonistą czy też by wygryźć pozostałą dwójkę z obrazka, chociaż w swoich odcinkach pokazały zdecydowanie i predyspozycje (nie owijająca w bawełnę Bloodberry, czy kochająca romanse przebiegła cherry).

    Wciąż nie są to aż takie wady na tle całości. Dużo ważnych tematów odnośnie ludzkich uczuć jest tu poruszonych i co najważniejsze ukazanych w wierny rzeczywistości sposób. Niektóre oczywiste, niektóre mniej (np. zachwyt cherry nad tym że Otaru pracuje, czy jej typowo kobiece fantazje i podchody), ale wszystkie dobrze pokazane i dające nieco do myślenia.

    A wszystko to podane w smacznym komediowym sosie bez bohatera który doprowadza Cię do nielegalnego nabycia broni by zastrzelić monitor. Z 6 razy. Tak profilaktycznie;)
    (tak, zacząłem oglądać love hina…brrr)