Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 10/10
fabuła: 7/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,62

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 168
Średnia: 8,13
σ=1,33

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Nanami)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tsubasa: Shunraiki

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 2×29 min
Tytuły alternatywne:
  • Tsubasa: Spring Thunder
  • ツバサ 春雷記
Gatunki: Fantasy
Postaci: Magowie/czarownice; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia, Supermoce
zrzutka

Kolejny przełomowy moment mangi przerobiony na animowaną wersję. Tylko jak tę lawinę wydarzeń upchnąć w dwóch odcinkach i czy oby nie pominięto czegoś ważnego?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Manga Tsubasa -RESERVoir CHRoNiCLE- jednak nie ma szczęścia do porządnej, jednolitej ekranizacji… Pierwszy sezon telewizyjny był całkiem wierny mandze i prezentował porządny kawał dobrej historii. W drugim sezonie było dobrze, choć pojawiły się „zapychacze”, jednak nadal raczej sympatyczne niż denerwujące. Strzałem w stopę okazało się dorobienie własnego zakończenia, które kłóciło się z ewentualną kontynuacją. W międzyczasie powstał całkiem dobry film kinowy, który jednak miał się nijak do głównej fabuły. Po pewnym czasie obwieszczono kontynuację, powierzoną już innemu studiu i w efekcie rzucono fanom na pożarcie trzyodcinkową serię OAV, tym razem jednak nie ingerując zbytnio w fabułę – wybrany fragment z mangi był o tyle dobry, że dał się spokojnie wpakować w te parę odcinków bez większego uszczerbku na zdrowiu swoim i fanów – czy to samego anime, czy samej mangi. Czego niestety nie można powiedzieć o niniejszym tytule, będącym próbą przeniesienia następnego fragmentu mangi na ekrany…

Powyższy paragraf był celowo pisany pod kątem czytelnika mangi, będącej pierwowzorem. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że bez jej znajomości nie ma sensu oglądanie recenzowanego tytułu. Dla mnie, wiernej czytelniczki mangi, stanowiło nie lada wyzwanie połączenie ze sobą faktów i wyłuskanie z seansu czegoś więcej poza „jak to, już koniec, o co w ogóle tu biegało?”. Jeżeli jednak osoby oryginału nieznające zdecydują się na seans, to oczywiście, rozpoznają głównych bohaterów, rozpoznają być może paru pobocznych, ale przede wszystkim zostaną zalani mnóstwem niezrozumiałych dla nich zdarzeń, co skutecznie im zepsuje pozytywny odbiór. Zdecydowanie zabrakło tego, co w mandze starannie tworzono krok po kroczku przez wiele (pominiętych) rozdziałów. Dla mnie nie były one zaskoczeniem, jednak komuś, kto mangi nie zna, wydadzą się co najmniej absurdalne. Cóż, już i tak moja pamięć została wystawiona na ciężką próbę, gdyż rozdziały wybrane do ekranizacji czytałam ładny kawałek czasu temu, ale udało mi się koniec końców zakończyć oglądanie bez pogubienia się w historii.

Wyobraźcie sobie, że po wydarzeniach w Tokio z Tsubasa Tokyo Revelations przenosimy się z naszymi podróżnikami do kraju Celes, skąd pochodzi mag Fay. Wyobraźcie sobie ten cudowny lodowy zamek, uśpionego króla Ashurę i całą – jakże bogatą – przeszłość Faya przeniesioną na ekran. Radocha, prawda? A tu figa! Nie ma tak dobrze. Twórcy najwyraźniej uznali, że ten wątek nie ma znaczenia, nie warto się nad nim rozwodzić i przeskoczyli od razu do jego konkluzji. Najwyraźniej zapomnieli również o czymś takim, jak „budowanie napięcia”, bo już na samym początku zostajemy wrzuceni bez słowa komentarza w sam wir wydarzeń, które trudno ogarnąć. Przelewa się mnóstwo krwi, nad bohaterami wisi widmo śmierci, podejmowane są trudne decyzje, na które na pewno coś miało wpływ… Jak się możemy domyślić z urywków rozmów, jest to sama końcówka pobytu naszych podróżników we wspomnianym kraju Celes – czyli krainie, z której Fay wyruszył na podróż. Spodziewać by się można, że to tylko przygrywka do właściwej akcji i po piosence rozpoczynającej seans na pewno cofniemy się trochę w czasie, by mieć możliwość zrozumienia, co wpłynęło na decyzję naszych bohaterów oraz dowiedzieć się, co tak właściwie tu zaszło. A tu nic z tego! Wyjaśnień nie będzie! Lecimy dalej, prosto do kolejnej krainy! Witamy w kraju Nihon, z którego z kolei rozpoczął swą podróż Kurogane. Nie będzie jednak czasu na złapanie oddechu, bo nagle jeden za drugim, jak grzyby po deszczu, zaczną się pojawiać kolejni „starzy znajomi”, którzy od tak dawna nie dawali znaku życia, że się o nich zapomniało. Można pożegnać się z sielankowym klimatem (poza paroma komediowymi wstawkami), witamy za to dramatyzm, który może okazać się dla niektórych widzów wręcz niestrawny, występując w stężeniu przekraczającym dopuszczalne normy.

Lubię anime, w których sporo się dzieje i pewnie nie jestem w tym odosobniona. Jednak uważam, że co za dużo, to niezdrowo. Nawet w najbardziej ekscytującej akcji trzeba dać również czas na odetchnięcie, a zwłaszcza na wytłumaczenie choćby części pytań kłębiących się w głowie widza… Jeśli nie spełni się tego minimum, to nic dziwnego, że doprowadzi się odbiorcę do głębokiej irytacji i przypuszczalnie jedynie mantra „to tylko godzinka, może coś się na końcu okaże” będzie go w stanie powstrzymywać przed ciśnięciem serii w kąt. Owszem, twórcy wrzucili tu i ówdzie parę klatek z retrospekcjami. Ale czy to jest wystarczające…? Owszem, dla czytelnika mangi jest to dobra pomoc w przypomnieniu sobie wydarzeń poprzedzających wizytę w kraju Nihon, jednak dla osoby znającej tylko anime to będzie zdecydowanie za mało. Postaci pozornie też te same – rycerski Shaoran, nieskazitelnie dobra i wręcz naiwna księżniczka Sakura, skrzętnie skrywający swoje problemy mag Fay i starający się nad tym wszystkim zapanować Kurogane. A, i biała Mokona, maskotka drużyny, tym razem jednak wybitnie denerwująca. Jednak wyraźnie da się zauważyć, że relacje między bohaterami uległy dużej zmianie, tak że widz ma wrażenie, iż umknął mu gdzieś ładny kawałek fabuły.

W tym momencie wypada napisać, że Tsubasa: Shunraiki jest projektem łączonym z także dwuodcinkową OAV xxxHOLiC: Shunmuki. Projekt ten zapewne przyczynił się do wyboru takiego fragmentu mangi, aby światy w nim przedstawione przeplatały się. I faktycznie, jak zapowiadali, tak zrobili – w obu seriach jest ukazany ten sam moment, ale z dwóch różnych perspektyw. Co więcej, warto sięgnąć po „siostrzaną” produkcję, gdyż jest w niej parę odpowiedzi uzupełniających relację z samego Tsubasa: Shunraiki, jednak nawet one nie pomogą biednemu widzowi anime w zorientowaniu się, co i jak, choć w tym drugim przypadku zekranizowany fragment jest o tyle bardziej fortunny, że można go spokojnie oglądać zarówno ze znajomością samej wcześniejszej serii telewizyjnej, mangi, jak i… bez znajomości żadnej z nich.

Mnie, jako fance mangi, seans się jednak bardzo podobał. Z pewnością miały na to wpływ grafika i animacja. Twórcy znów stanęli na wysokości zadania, a i wysoki budżet przeznaczony na zaledwie dwa odcinki dał o sobie znać. Projekty postaci nie uległy modyfikacji od Tsubasa Tokyo Revelations. Animacja naprawdę cieszy oko, a mnie jak zwykle wyjątkowo zauroczył sposób rysowania płomieni. Walk też jest całkiem sporo i z pewnością stanowią ucztę dla oka – są naprawdę dynamiczne i płynne, choć nie chaotyczne, a użyte efekty doskonale wpasowują się w scenę. Ciekawostkę stanowią retrospekcje z serii telewizyjnej, znacząco różniące się graficznie. Jak dla mnie na korzyść studia Productions I.G., któremu lepiej udało się oddać klimat serii. Oczywiście obowiązkowe są fruwające dosłownie wszędzie płatki kwitnącej wiśni! Całości genialnego efektu graficznego dopełnia muzyka – zarówno nowe, jak i znane już z poprzedniej serii melodie, te bardziej dynamiczne, towarzyszące walkom, oraz odrobinę spokojniejsze, towarzyszące refleksjom, zostały skomponowane przez Yuki Kajiurę, która cały czas pracuje nad muzyką do tej serii. Do gustu przypadły mi również piosenki rozpoczynające i zamykające odcinki, choć daleko mi do uznania ich za „genialne”. Muszę wspomnieć, że w openingu zastosowano nietypowy efekt graficzny – ciekawy ruch kamery oraz płaskie, nieanimowane obrazy przesuwające się tylko względem siebie, dają zaskakujący efekt głębi.

Można by odnieść wrażenie, że seria mnie nie zachwyciła… A jest wręcz przeciwnie! Nie zachwyciła mnie może tak, jak Tsubasa Tokyo Revelations, ale nie żałuję ani chwili poświęconej na seans i bardzo możliwe, że jeszcze do niej wrócę. Uważam tylko, że jej największym i kardynalnym grzechem było muśnięcie zaledwie wątku kraju Celes i przeskoczenie od razu do kraju Nihon – czyli wybranie bardzo, ale to bardzo niefortunnego początku akcji, co sprawia, że seria jest hermetyczna i niezrozumiała dla tych, którzy mangi nie znają. Cóż, dla mnie ta akurat wada nie miała zasadniczego znaczenia. Może twórcy przy takiej rzeszy fanów pierwowzoru mogą sobie na to pozwolić, ale nie sposób opędzić się od myśli, że na swoje własne życzenie zawęzili krąg potencjalnych odbiorców… Być może pojmą swój błąd i naprawią go, tworząc coś, co będzie swoistym pomostem między Tsubasa Tokyo Relevations a Tsubasa: Shunraiki, zawierającym wydarzenia z kraju Celes. Na razie otrzymujemy kolejny „nadgryziony” fragment mangi i możemy czekać na kontynuacje, oby bardziej fortunnie dobrane.

Nanami, 20 października 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Autor: CLAMP
Projekt: Youko Kikuchi
Reżyser: Shunsuke Tada
Scenariusz: Nanase Ookawa
Muzyka: Yuki Kajiura