Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,25

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 294
Średnia: 6,93
σ=1,84

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Costly)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Omamori Himari

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 12×25 min
Tytuły alternatywne:
  • おまもりひまり
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Anthro, Youkai; Rating: Nagość; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Magia
zrzutka

Demony, drżyjcie ze strachu – oto nadchodzi Łowca Demonów Taki Jak TyTM!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Są serie, które już przed premierą w jakiś sposób imponują – a to ciekawym pomysłem, a to ładnym trailerem – przez co naznaczone zostają piętnem „serii z potencjałem”. Łatka ta, obok oczywistych zalet marketingowych, ma pewną znaczącą wadę – poprzeczka dla danej serii jest z góry zawieszona wyżej, a oczy widza od razu robią się surowe, bo w końcu to ma być „coś”. Omamori Himari z kolei jest absolutnym przeciwieństwem takiej sytuacji. Juz same założenia wystarczyły, by z dużą dozą spokoju wieścić, że seria będzie w najlepszym wypadku średniakiem. O ile los czasem lubi płatać figle, o tyle tym razem cudu nie było – Omamori Himari jest średniakiem, typowym do bólu. I bogu dzięki nikt nie oczekiwał po tym tytule więcej, bo z wyżej zawieszoną poprzeczką…

Amakawa Yuuto jest kolejnym zwykłym nastolatkiem. Jak to w shounenach bywa, zwykły nastolatek nie może wieść swojego życia normalnie zbyt długo. Tak też staję się z Yuuto, gdy pewnego dnia nagle w jego życiu pojawia się Himari – piękna dziewczyna, która tak naprawdę jest youkai od pokoleń służącym rodowi Amakawa. Jako że rodzice bohatera zginęli, gdy ten był jeszcze młody, nie dowiedział się on nigdy wcześniej prawdy na temat swoich korzeni. Jego rodzina zajmowała się polowaniem na demony, a teraz, gdy potomek rodu Amakawa skończył 16 lat, stał się on w oczach youkai dorosły i stanowi zagrożenie, które trzeba wyeliminować. Himari bierze na siebie obowiązek obrony ostatniego potomka rodziny, którą przyrzekła chronić.

O Yuuto dużo powiedzieć się nie da – niezdecydowany, ślamazarny i paskudnie miły. Dowiedziawszy się o swoich korzeniach stopniowo dochodzi do wniosku, że demony i ludzie mogą żyć obok siebie i stara się zakrzewić w swoim otoczeniu idee koegzystencji z youkaiami. Himari ma mniej idealistyczne spojrzenie i większość dyskusji z demonami pojawiającymi się koło bohatera prowadzi przy pomocy yasutsuny, swojej katany. Akcji towarzyszy od początku też Rinko Kuzaki, przyjaciółka z dzieciństwa Yuuto, która odgrywać będzie przed widzami regularnie spektakle zazdrości o głównego bohatera. Z czasem grono to zaczną uzupełniać dalsze bohaterki, coby podkreślić haremowy charakter serii – Shizuku, youkai „zarażona” ideologią Yuuto, Lizleat „Liz” Chelsea, kolejna pacyfistyczna youkai, a także Kuesu Jinguuji, która podobnie jak Amakawa wywodzi się z rodu łowców demonów.

Jak nie trudno się domyślić, wszystkie bohaterki szaleją za głównym bohaterem, a do tego tworzą standardowy zestaw haremowy – czyli po jednym egzemplarzu spośród najpopularniejszych schematów (ot, blondynka spoza Japonii, chłopczyca, loli i tak dalej). To już chyba jakaś świecka tradycja. Do tego taka Liz pojawiła się w akcji chyba tylko po to, aby właśnie owe zestawienie uzupełnić, bo praktycznie nie ma żadnego wkładu w akcję. Jak nietrudno z tego wnieść, także pod względem charakterologicznym postaci nie prezentują nic specjalnie ciekawego, co można krótko podsumować stwierdzeniem „standard”.

No dobrze, ponarzekałem na postaci, jak prawie zawsze przy tym gatunku, ale tego można było się z góry spodziewać i nikt nie powinien być zaskoczony. Fanom gatunku zapewne nie będzie to i tak zupełnie przeszkadzać. Istotna jest tu sama akcja, która wypada w sumie nie najgorzej. Momentami na pewno przydałoby się szybsze tempo przy rozwoju wydarzeń, tym bardziej że seria jest krótka. Ostatecznie jednak nie zwalnia na tyle, abyśmy przeskakiwali ni z gruszki, ni z pietruszki ze spokojnych dni w kolejne przygody bohaterów, gdy nagle komuś przypomni się o fabule. Rozwój historii jest wyważony, nawet jeśli dość przewidywalny: po prostu kolejne postaci z różnymi motywami pojawiają się wokół protagonisty, by stopniowo przejść na jego stronę. W końcu doczekamy się „tego jednego” – Big Bad Bossa, z którym to przyjdzie się zmierzyć bohaterom. Ot, standard. Wszystko to polane delikatnym dramatem w końcówce, jednak na tyle lekkim, aby działać na plus.

Na minus za to działa fanserwis, w którym cała seria wręcz pływa. Efekt ostatnich trendów – gdzie te czasy, gdy twórcy starali się uczynić fanserwis pomysłowym lub zabawnym? Teraz stawia się na jedno – musi być on jak najodważniejszy. A z detalami pies tańcował. W efekcie prawie wszystkie bohaterki przez połowę swojego czasu ekranowego pozują w dwuznacznych pozycjach, co z zasady nie jest niczym usprawiedliwione i odrobinę działa na nerwy – bo i dziewczyny wiecznie wybierające w każdej sytuacji najbardziej idiotyczną (ale za to pobudzającą męską wyobraźnię) możliwość zachowania wypadają cholernie nierealnie. I tu nie chodzi o jakąś wrogość względem fanserwisu, bo umiejętnie zastosowany potrafi zdziałać cuda, ale wrzucany jak leci, na pałę, bez pomysłu po prostu musi w pewnym momencie zacząć irytować.

Od strony technicznej można się przyczepić do kilku rzeczy. Tła potraktowano dość niedbale, lecz nie na tyle, aby raziło to w czasie seansu. Postaci mogą się podobać, choć fani mangi, na podstawie której powstało Omamori Himari, narzekają głośno, że w pierwowzorze wyglądało to dużo lepiej. Ot, kwestia gustu, choć ja osobiście też skłaniałbym się w stronę oryginalnych projektów postaci. Animacja, jak to u studia ZEXCS: oszczędność na każdym kroku, maskowana najróżniejszymi wybiegami. Co do warstwy muzycznej, to pretensji mieć nie mogę. Spodziewałem się kilku melodii na krzyż, a tymczasem, choć faktycznie nie ma zbyt dużo melodii w serii, kilka całkiem pozytywnie zaskakuje. Zwłaszcza w czasie walk możemy usłyszeć fajnie podkreślające tempo żywe utwory. Do tego dochodzi wpadający w ucho opening. Niestety, poniżej ogólnego poziomu znajduje się ending. W ostatecznym rozrachunku jednak narzekać nie zamierzam.

Skoro stwierdziłem jednoznacznie, że to wyjątkowo standardowy shounen, to i nie trudno się domyślić, że właśnie fanom tego typu anime mogę tę serię polecić. Szczerze wątpię, aby Omamori Himari miało szansę przekonać do siebie dowolną osobę, która nie przepada za tym gatunkiem. Ot, prosty bohater, trochę walki, od groma fanserwisu, liczny harem i nieprzeszkadzająca oprawa – tak można całość podsumować. Kto nie widzi w tym zestawieniu nic negatywnego, ten może śmiało dać temu tytułowi szansę.

Costly, 26 czerwca 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: ZEXCS
Autor: Milan Matra
Projekt: Satoshi Isono
Reżyser: Shinji Ushiro
Scenariusz: Katsumi Hasegawa
Muzyka: Yukari Hashimoto