Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 9/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 10
Średnia: 5,4
σ=1,85

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Donia)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Corrector Yui

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 1999
Czas trwania: 52×24 min
Tytuły alternatywne:
  • コレクターユイ
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shoujo; Postaci: Magical girls/boys
zrzutka

Komedia mało znana, ale naprawdę udana. O tym, jak serial Kod Lyoko zmieniono w… anime mahou shoujo z sympatycznymi postaciami, które stały się superbohaterami w… wirtualnym świecie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Dawno temu pan Kia Asamiya stworzył przepis na magical girl w wersji science­‑fiction. Zamieszał w gatunkach: komedia, science­‑fiction, shoujo i przygodowe. Włożył do miski Japonię i wirtualną rzeczywistość oraz starannie przygotowanych bohaterów: mahou shoujo, uczniów, specjalny oddział, wrogów, parę innych postaci. Wlał relacje między nimi, wątki przyjaźni i parę miłosnych. Dodał miskę optymizmu, ciepła, uroku i świetną muzykę. Jeszcze szczypta magii i supermocy, kilka łyżek (czy raczej chochli) humoru. Gotowe! Gdy wszystko się upiekło, zaniósł to pyszne ciasto do studia. Bardzo zasmakowało producentom. Tak oto powstało anime Corrector Yui.

Anime ma często spotykaną w przypadku mahou shoujo konstrukcję: dwie serie po 26 odcinków. Na jego podstawie powstały też mangi. Pierwsza, autorstwa Keiko Okamoto i Kii Asamiyi, która zaczęła się ukazywać już po trzech tygodniach od premiery anime, składa się z pięciu tomów obejmujących pierwszy sezon i kolejnych czterech odpowiadających drugiemu sezonowi. Kolejna manga (dwutomowa) została stworzona już tylko przez Kię Asamiyę. Anime odniosło spory sukces w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej, a także we Włoszech. Trafiło również do USA, Portugali, Korei i na Filipiny. Mimo to, podobnie jak Shamanic Princess pozostaje dziś mało znane, a szkoda bo nie zasłużyło sobie na to.

Rok 2020. Komputery stały się nieodłącznym elementem codziennego życia. Pojęcie „wejść do internetu” nabrało nowego znaczenia, ponieważ powstał wirtualny świat ComNet, do którego można przenieść się w każdej chwili. ComNet jest wspaniały (ech, stworzyć coś takiego w naszych czasach…). Istnieją w nim miliony miejsc­‑programów pozwalające momentalnie znaleźć się w innym kraju lub innej epoce, a także wcielić się w jakąś postać. W takich czasach przyszło żyć Yui Kasudze. Pewnego dnia na ekranie jej laptopa pojawia się dziwny… hmm? Niech będzie „jegomość”. Ów jegomość przedstawia się jako I.R. i opowiada jej, że pewien naukowiec – profesor Inukai – stworzył komputerowego wirusa Grossera, który wymknął się spod kontroli i stał się zagrożeniem dla ludzkości. Profesor powołał więc do życia programy, które będą w stanie go zatrzymać – osiem obdarzonych supermocami wirtualnych istot o ludzkim wyglądzie, zwanych Correctorami. Aby jednak ta grupa działała sprawnie, musi do niej dołączyć dziewczyna ze świata realnego. Chyba już wiecie, o kim mowa, prawda? Wkrótce Yui i inni Correctorzy będą musieli stawić czoła wirusom komputerowym i ich sługom, odkryć kilka tajemnic, odnaleźć zaginionych przyjaciół i… znaleźć pracę dla największej ofermy w wirtualnym świecie. W drodze do celu nieraz na próbę wystawiona zostanie ich przyjaźń, nieraz będą podejmowane trudne decyzje i nie raz, nie dwa i nie czterdzieści razy… przewrócą cały ComNet do góry nogami. C’est la vie, Correctores…

Bohaterowie są jedną z najmocniejszych stron tego anime. Czy można ich nie lubić? Nie, to po prostu niemożliwe! Postaci (za chwilę je przedstawię) w 98% są barwne, wyraziste, interesujące. Każdy ma zarówno zalety, jak i wady, nikt nie został przesłodzony, będziemy też świadkami kilku ciekawych przemian ich charakterów. Szkoda tylko, że w drugiej serii wszystko kręci się wokół Yui, Ai, Controla, Rescue, I.R.-a, War Wolfa i Freeze, a inni bohaterowie pojawiają się w co trzecim odcinku. Na szczęście jak już się pojawią, dostają swoje pięć minut.

Największą uwagę zwracają Correctorzy (poznacie ich po urządzeniach zwanych ComConami), obdarzeni zróżnicowanymi charakterami i rozmaitym stopniem dojrzałości. Złota zasada wielu przygodówek: „Do drużyny mogą należeć wyłącznie nastolatki” została tutaj nie tylko złamana, ale rozbita tłuczkiem do mięsa w drobny mak. Mamy tu bowiem superbohaterów w najróżniejszym wieku, od starca po dziecko. Szkoda tylko, że nie dowiadujemy się, jak powstali wirtualni Correctorzy. Jak cyborgi z Ghost in the Shell? Rei z Neon Genesis Evangelion? Lalki z Rozen Maiden? Pinoko z Black Jacka? A może Astro Boy? Że też nie pokazano tej sceny…

Yui urodziła się w czasach, gdy komputery są wszędzie, ale nie bardzo się na nich zna (jej zdaniem „delete” to deser). I to w zasadzie jedyna negatywna rzecz, jaką można powiedzieć o tej postaci. Yui to wesoła, empatyczna, pewna siebie dziewczyna, która do tego potrafi pięknie śpiewać i rysować. Wszyscy ją znają i kochają, jak Pszczółkę Maję! W anime występują też dwie inne Correctorki ze świata realnego: miła i grzeczna pilna uczennica (której imienia nie zdradzę, bo to, kim jest i dlaczego dołączy do drużyny, zobaczycie sami) oraz tajemnicza i cicha Ai. Wirtualni Correctorzy również nie należą do nudnych postaci. I.R. pełni rolę „maskotki”, ponieważ jego ciało składa się tylko z łapek i głowy z oczami i uszami (jak w takim razie oddycha?). Bliżej mu jednak do pokemona niż do przesłodzonych zwierzątek jak z anime Jewelpet. Ante to uprzejma, elegancka piękność, która potrafi przewidywać przyszłość. Eco to mały, buntowniczy przyrodnik i miłośnik zwierząt. Rescue to opiekuńcza pielęgniarka (za bardzo wzięła sobie do serca Przysięgę Hipokratesa…) i mistrzyni pułapek, tak dobra, że powinna do rany przyłożyć pacjentom samą siebie. Control to typowy bishounen – zarozumiały, ale za to miły, zdolny i utalentowany. Follow i Peace to najlepsi przyjaciele, różni jak Flip i Flap. Follow to dobroduszny dowcipniś, który używa supermocy głównie do płatania figli. Peace zaś jest podejrzliwy, poważny, kocha wędkarstwo, ciszę i spokój. Potrafi stworzyć każdą broń palną, ale zwykle z niej nie korzysta bo z natury jest pacyfistą. Natomiast Synchro to emocjonalny chłopak, który nade wszystko kocha swoich bliskich.

Oczywiście żadni wojownicy w mundur… kombinezonach nie obyliby się bez swojego Królestwa Ciemności. O antagoniście z drugiej serii nie mogę nic powiedzieć, bo to, kim jest Beagle, wyjaśnia się dopiero na końcu. Wrogów z pierwszej serii na pierwszy rzut oka można uznać za typowych zbirów spod ciemnej gwiazdy, ale z upływem czasu widz zaczyna coraz bardziej ich lubić. Grosser ma ambicje i żądzę władzy mniej więcej na poziomie Balladyny, ale czy aby na pewno nie ma też serca…? Jeśli chodzi o jego sługi – Corruptorów (poznacie ich po czerwonych okularach), to… prędzej zrobią dziesięć krzywd sobie niż jedną Correctorom. War Wolf (w hiszpańskiej wersji Lobo Guerrero) to wybuchowy wilkołak nazywany przez Yui „Pieseczkiem”. Virus to klasyczny Geniusz Zła o wygórowanych ambicjach i wysokim IQ (ale czy to wystarczy, by wygrać? Oj, raczej nie…). Jaggy to mól książkowy, który często czyta w nieodpowiednich momentach i zawsze ma gotowy plan (który zwykle spala na panewce). Ostatnią antagonistką jest Freeze, tsundere, która powinna grać w Jasiu Fasoli, bo przez gapiostwo i szalone pomysły sieje większe zniszczenie niż cała służba Ciela z Kuroshitsuji razem wzięta! I jak myślicie, która drużyna ma tutaj bardziej przerąbane?

Poza tym pojawiają się jeszcze: profesor Inukai – Główny Doradca (choć nie każda jego decyzja przypadła mi do gustu), zwariowana nauczycielka, koledzy szkolni Yui oraz Shun Tojo – jej sąsiad (tylko jego nie udało mi się polubić, bo on jeden wydaje się nudny). Warto też wspomnieć o tacie głównej bohaterki, który zawsze na pierwszym miejscu stawia dobro córki, a przy tym jest ciut szalony. W tle przewijają się też trzy szare eminencje, z których jedna będzie kluczem do zagadki, druga sprzymierzeńcem, a trzecia będzie snuć intrygi za plecami naszych bohaterów… Zapytam jeszcze raz: jak tu, do jasnej Anielki, przynajmniej kilku spośród bohaterów nie polubić?! Może wy wiecie, bo ja nie mam bladego pojęcia.

Fabuła rozwija się dość sprawnie i szybko, choć bardzo epizodycznie (walki typu „zbrodnia tygodnia”). Pierwsze dwanaście odcinków przedstawia nam bohaterów i ich zdolności, odcinek trzynasty to retrospekcja, a resztę pierwszej serii zajmuje rozwinięcie głównych wątków i walka z Corruptorami. W drugim sezonie akcja biegnie znacznie wolniej i zaczyna się dłużyć (zwłaszcza wątek z Corrector Ai). Obie serie potrafią jednak zaskoczyć widza. W fabule znajdzie się parę nieoczekiwanych scen i nagłych zwrotów akcji. Prawie każdy odcinek rozgrywa się w innym sektorze ComNetu – dzięki temu zmienia się miejsce akcji, epoka, a także role, w jakie wcielają się bohaterowie. Będzie więc feudalna Japonia, będzie kosmos, średniowiecze, Dziki Zachód itp. Ta różnorodność sprawia, że ComNet staje się barwny, a misje Correctorów ciekawe. W obu sezonach postacie od początku mają postawione parę pytań, na które odpowiedzi szukają przez całą serię. Całość została podana w sympatycznej, ciepłej, pogodnej i optymistycznej atmosferze. Jest tu bardzo dużo humoru i uśmiechu, a słodycz pojawia się w odpowiednich dawkach, nie musimy się więc obawiać kilometrowej warstwy lukru i infantylizmu rodem z Klubu Winx. Ciepło tego serialu jest łagodne i przyjemne, choć pojawią się też poważniejsze wątki, takie jak rozstanie lub utrata kogoś ważnego, potrzeba bliskości, a nawet (epizodycznie) inwalidztwo czy ekologia. W dużej mierze seria podkreśla, jak ważne są wybaczenie, poświęcenie, bycie razem i przede wszystkim przyjaźń (bohaterki W.I.T.C.H. byłyby zachwycone tym anime). O wątku z resocjalizacją przestępców powiem krótko – dawno nie widziałam tak dobrze pokazanych scen z życia byłych kryminalistów. Wszyscy trafili do mojego prywatnego rankingu ulubieńców. W bitwach widzimy mieszankę wszystkich możliwych stylów i broni: magię, supermoce, miecze laserowe, pistolety, a nawet sprzęt wyglądający jak zakupiony od Kojota ze Strusia Pędziwiatra. Mimo to nie ma tu nawet ociupinki przemocy i krwi. Podobnie jest z ecchi. Nawet w (trzymajcie się krzeseł!) odcinku plażowym nie ma zbliżeń na… wiecie co. O podtekstach yuri i yaoi również możemy zapomnieć, bo relacje między postaciami tej samej płci są jasno określone jako przyjaźń.

W anime zerwano też z pewnymi elementami typowymi dla serii magical girls. I.R., zamiast tradycyjnie przyjść do Yui i powiedzieć: „Ej ty! Zostałaś wojowniczką o miłość i sprawiedliwość”, najpierw przedstawia jej problem, potem prosi ją o pomoc (tak, grzecznie prosi!), a nawet (!) pozwala wybrać strój do transformacji. Brak tu również popularnego dla mahou shoujo motywu buntu i narzekania typu: „Ja nie chcę ratować świata, chce być normalną dziewczyną!”. Słodziutkie gadżety, róż i lukier zastąpiono kilotonami humoru. Warto dodać, że przeciwnicy Correctorów to w większości zwykli kryminaliści, a nie tradycyjne demony.

Humor zręcznie balansuje pomiędzy komedią a parodią, momentami zahaczając o absurd. Jest go tak dużo, że każdy widz powinien znaleźć coś dla siebie. Gdyby porównać to anime do Morza Martwego, ilość żartów sytuacyjnych i słownych byłaby proporcjonalna do ilości soli, a ilość żartów pikantnych, wulgarnych czy toaletowych do liczby ryb. Co chwila ktoś się potyka, ktoś się przewraca, ktoś biega w kółko przerażony, ponieważ postaci mają talent do pakowania się w kłopoty, którego nie powstydziłby się Harry Potter. Dostajemy też sporą dawkę gagów, pomyłek informatycznych Yui, żartów Followa, wpadek Freeze (zwłaszcza w drugiej serii), co odcinek zabawną yonkomę itp. Dowiadujemy się również, ile razy można bezskutecznie polować na malutkie dziecko, dlaczego instrukcji obsługi broni nie należy czytać w środku walki, co może zdziałać samuraj przeciwko kowbojom, jak zaprzyjaźnić się z kobietą, która pragnie cię zabić, do czego prowadzi przemęczenie, co można zrobić z wiadrem, które spadło kumplowi na głowę, i moje ulubione: dlaczego podczas podrywu oczy trzeba mieć szeroko otwarte! Resztę musicie zobaczycie sami.

Wątki romantyczne, które często w tytułach z gatunku mahou shoujo znajdują się na pierwszym planie, tutaj trafiły najwyżej na trzeci. Yui przez pierwszą serię stara się zbliżyć do Shuna (z naciskiem na „stara”)… Zresztą, jaki Shun, skoro cały fandom (włącznie ze mną) uważa, że powinna być z Synchro. Nie ma w tym nic dziwnego, bo widać, że dla Synchro Yui znaczy dużo więcej niż dla Shuna. W tle mamy też romanse kolegów Yui: Haruny i Takashiego, oraz (powiedzmy…) Controla i Ante. W drugiej serii zaczyna jeszcze iskrzyć pomiędzy pewną dwójką przyjaciół i może nie jest to romantyczne, ale za to słodkie. Zgadnijcie sami, o kogo chodzi. Ogólnie wątki miłosne prezentują się dobrze, choć można by bardziej je rozwinąć. Pod koniec seansu pozostaje wrażenie, że twórcy nie postawili paru kropek nad i.

Zapewne czytelnicy, którzy lubią oglądać też europejskie animacje, zdążyli już zauważyć spore podobieństwo do powstałego cztery lata później francuskiego serialu Kod Lyoko. To podobieństwo z czasem staje się coraz wyraźniejsze. Ktoś tu chyba inspirował się przygodami Yui i spółki…

Do oceny muzyki wystarczą dwa słowa: Kenji Kawai. Wszystkie utwory są niesamowicie nastrojowe i świetnie dobrane, zwłaszcza Kujira no Uta. Pierwszy opening, Eien to iu basho, i ending Mirai przypominają wiesze miłosne i są wspaniałe. Można ich słuchać w nieskończoność. Mirai to jeden z najlepszych endingów, jakie kiedykolwiek słyszałam (a słyszałam sporo). W drugiej serii usłyszymy zaś Tori ni Naru Toki i Requiem. Pierwszy utwór jest szybki i pasuje do science­‑fiction, drugi brzmi jak kołysanka. Cała ścieżka dźwiękowa jest przyjemna dla ucha, w tym muzyka ze scen transformacji i ataków. Polecam też równie genialne wersje hiszpańską, koreańską oraz włoską, a także słuchanie tej muzyki w słuchawkach.

Niestety chwilami zdarzają się poważne deformacje twarzy czy sylwetek i uproszczenia, które mogą razić. Szczytem jest obrazek z pierwszego endingu, z twarzami Correctorów, na którym tylko Yui wyszła ładnie (ze względu na muzykę radzę zamknąć oczy i cieszyć uszy). Kreska poprawia się trochę w drugiej serii. W grafice dominują jasne barwy, użyto za to bardzo mało różu. Gdy pierwszy raz zobaczyłam to anime, pomyślałam, że kolory są jakby wyblakłe i nie pasują do siebie. Z drugiej strony taki dobór barw nadaje postaciom większą indywidualność. Dużo widzieliście rudych bohaterek z niebieską skórą, poza Sasetką ze Smurfów? Projekty głównych bohaterów są ładne i wyróżniają się z mnogości innych postaci rysunkowych. Kostiumy magical girls też wyszły ładnie, przywodzą na myśl wróżkę, anioła i strój meido. Do tego dochodzą jeszcze cztery inne stroje do mocy żywiołów oraz „wyższe” transformacje, a finałowa przemiana jest po prostu prześliczna i warta nagrody. Plusik można też dać za śmieszne miny bohaterów. Tła ze świata realnego, wirtualne miejsca i maszyny są przeważnie dopracowane, a przestrzeń ComNetu przypomina usiane błyszczącymi planetami niebo w kolorze fuksji. Należy jednak pamiętać, że anime emitowano w latach 1999­‑2000, nie powinny więc nas zdziwić na przykład dyskietki. Seiyuu i udźwiękowienie są w porządku.

Corrector Yui to seria dobra i godna polecenia. Sympatyczne postaci, przemysłowe ilości humoru, delikatny urok i piękna muzyka rekompensują widzowi braki w fabule oraz problemy z grafiką. Za każdym razem, gdy wpisuję ten tytuł w Google, widzę jakiś nowy fanart, co oznacza, że anime wciąż przyciąga nowych fanów. Polecić je mogę przede wszystkim miłośnikom komedii i ciekawych postaci, a także amatorom ciepłych tytułów à la Ruchomy zamek Hauru. Dla wielbicieli Kodu Lyoko – pozycja obowiązkowa! Równie przyjemnie czas przy Corrector Yui spędzą fani mahou shoujo i science­‑fiction. Oceny większości fanów wahają się pomiędzy „dobre” a „bardzo dobre”, ale że seria trafiła w mój gust, moja ocena podskoczyła o gwiazdkę. Mnie Corrector Yui urzekła i rozbawiła, czego wam również życzę.

Donia, 22 sierpnia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Nippon Animation
Autor: Kia Asamiya
Projekt: Fumie Muroi
Reżyser: Yuuji Mutou
Scenariusz: Katsuyuki Sumisawa
Muzyka: Kenji Kawai