Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 9/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 9,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 10
Średnia: 7,2
σ=2,27

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Gamer2002)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shin Mazinger Shougeki! Z-Hen

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 26×23 min
Tytuły alternatywne:
  • Mazinger Edition Z: The Impact!
  • 真マジンガー 衝撃!Z編
Widownia: Shounen; Pierwowzór: Manga; Inne: Mechy
zrzutka

Prawdziwe Mazingerowe uderzenie, czyli klasyka gatunku w zupełnie nowym ujęciu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: 616

Recenzja / Opis

Wszystko ma swój początek. Tak jak Superman jest ikoną zachodnich superbohaterów, tak stworzony w 1972 przez Go Nagaiego Mazinger Z jest ikoną japońskich mechów. Co prawda pierwszym wielkim robotem był powstały w 1956 Tetsujin 28­‑go, jednakże to właśnie Mazinger Z jako pierwszy był pilotowany przez człowieka. Tym człowiekiem był Kouji Kabuto, japoński student i wnuk genialnego doktora Juuzou Kabuto – twórcy niezwyciężonego superrobota Mazingera Z. Doktor Kabuto specjalnie uczynił swe dzieło tak potężne, aby dzięki niemu jego wnuk mógł prześcignąć ludzkość i stać się bogiem lub diabłem. Pomimo początkowych trudności Mazinger Z szybko okazał się przydatny, gdyż złowrogi doktor Hell rozpoczął swój plan podboju świata. Szalony naukowiec za pomocą Mechanicznych Bestii zaatakował pobliskie Laboratorium Fotonowe w celu pozyskania potrzebnej mu technologii. I tak Kouji wkroczył w nieustanny wir walki z siłami zła…

Mazinger Z był pierwszą częścią trylogii, do której należały także Great Mazinger oraz UFO Robot Grandizer. Każda z tych mang otrzymała adaptację anime, w której częściowo zmodyfikowano fabułę. Na przykład w anime Mazinger Z dowiadujemy się, że doktorzy Hell i Juuzou byli dawnymi współpracownikami, ale posiadający godne zaufania nazwisko (imię?) Hell raczył zdradzić doktora Kabuto. Juuzou zdołał jednak mu uciec i aby pokrzyżować przyszłe plany złego doktora, rozpoczął budowę wielkiego robota. Poza tym Mazinger posiadał i inne inkarnacje, takie jak osadzony w realiach bliższych fantasy God Mazinger albo też Mazinkaiser, w którym Kouji pilotuje jeszcze potężniejszego robota (jeśliście ciekawi, umożliwiającego mu prześcignięcie boga i diabła). Ponadto Mazinger Z, lub inna jego inkarnacja, pojawiał się w każdej części serii gier Super Robot Taisen, będącej crossoverem anime o wielkich robotach. Tam też właśnie po raz pierwszy pojawił się Mazinkaiser. W 2009 roku doczekaliśmy się ponownej adaptacji oryginalnej mangi w postaci anime Shin Mazinger Shougeki! Z­‑Hen. Jego reżyserem został Yasuhiro Imagawa, który reżyserował takie tytuły jak G Gundam, Giant Robo czy remake Tetsujin­‑28 z 2004 roku. Jego Shin Mazinger jest czymś więcej niż zwykłym powtórzeniem mangi, klasyczna historia została wzbogacona elementami pochodzącymi z jej pierwszej adaptacji i z innych dzieł Go Nagaiego, a także szaleństwem reżysera. W efekcie powstała nowa historia, która zainteresuje i zaskoczy także tych, którzy znają oryginał.

Zanim jeszcze skończy się ten przydługi wstęp, warto wspomnieć o sposobie, w jaki seria została wydana. Shin Mazinger posiada wersję telewizyjną oraz BD/DVD, a różnice między nimi nie ograniczają się jedynie do grafiki. W ramach polityki antypirackiej odcinki wersji telewizyjnej mają tylko 21 minut i wycięto z nich sceny, które można znaleźć jedynie w drugim wydaniu. Istnieje wersja emitowana na kanale Bandai Channel i zawierająca dodatkowe sceny, ale jedynie do odcinka 15 włącznie. Warto sięgnąć po wersję rozszerzoną gdyż zawiera ona wydłużone walki, wyjaśnienia i dodatkowe sceny z poszczególnymi postaciami.

Wbrew temu, czego można by oczekiwać po takim tytule, seria zawiera dość skomplikowaną fabułę. Widać to już w pierwszym odcinku, gdyż Imagawa lubi na wstępie wrzucać widza w wir niezrozumiałych wydarzeń. Ten odcinek stanowi zbiór scen z drugiej połowy serii i kwestia, czy był konieczny, jest dość kontrowersyjna. Osobiście uważam, że daje on znać starym i nowym fanom, że Shin Mazinger ich zaskoczy i należy spodziewać się niespodziewanego. Właściwy początek fabuły następuje w drugim odcinku i jest zgodny z mangą oraz pierwszą adaptacją. Kouji jest japońskim studentem żyjącym w mieście Atami razem z młodszym bratem Shirou i wychowującym ich dziadkiem Juuzou. Jednakże uruchomienie projektu zasilania miasta nową formą energii wynalezioną w pobliskim Laboratorium Fotonowym ściąga na nich wszystkich uwagę i siły doktora Hella. Zły doktor jednak nie wie, że Juuzou zbudował Mazingera Z, którego miał zamiar wręczyć swemu wnukowi, aby ten mógł prześcignąć ludzkość. I tak Kouji wkracza w nieustanny wir walki z siłami zła…

...Oraz w sieć knowań, intryg, tajemnic i zdrad. Bohater nie jest świadomy wielu mrocznych sekretów związanych z jego rodziną, Mazingerem, oraz wyprawą na wyspę Bardos jaką niegdyś odbył Juuzou razem z Hellem. Gdy tylko doktor Hell przekonuje się o potędze Mazingera Z, on i jego generałowie zaczynają snuć bardziej rozbudowane plany pokonania go. Biorą pod uwagę możliwość wykradnięcia Mazingera czy wzięcia na cel pilota, fakt, że nie może on być w więcej niż w jednym miejscu na raz, czy też inne sposoby manipulowania bohaterami. Nigdy też nie zostaje wysłany potwór tygodnia, diaboliczny naukowiec zawsze dba o to, by jego Mechaniczne Bestie miały przynajmniej przewagę liczebną. To, że Kouji jest klasycznym pilotem superrobota i do kolejnych problemów podchodzi czysto siłowo, wcale mu nie pomaga. Jedynym powodem, dla którego złoczyńcy nie wygrali od razu, gdy zaczęli myśleć, było to, że przeciwko nim swą własną rozgrywkę zaczęła prowadzić tajemnicza Tsubasa Nishikiori. Jest ona przywódczynią grupy przestępców i postacią z innego dzieła Go Nagaiego.

Seria zawiera też wątek mitologiczny, będący rozwinięciem oryginalnego wątku cywilizacji Mycene, głównych złych w Great Mazingerze. Byli oni przodkami Greków i zamieszkiwali wyspę Bardos strzeżoną przez olbrzymich wojowników, ale pewnego dnia wszyscy wyginęli. Co prawda nie ma co liczyć na nową mitologię Parandowskiego, gdyż z istotnych greckich bogów pojawiają się tylko Zeus i Hades, a Japończycy jak zwykle luźno podchodzą do wszelkich religii. Niemniej jest to całkiem szalone ujęcie mitów greckich służące jako siła napędowa fabuły.

Postacie, nie licząc paru wyjątków, są mało rozbudowane, ale każda z nich zapewni coś fajnego. Wszyscy bohaterowie, nawet najmniej znaczący, otrzymują moment dla siebie, kiedy to robią coś niesamowitego. Dzięki temu obsada łatwo da się polubić, a serię przyjemnie się ogląda. Kouji jest typowym głównym bohaterem serii tego typu, choć Shin Mazinger pozwolił sobie obdarzyć go dodatkowymi negatywnymi cechami w postaci skrywanej agresji oraz niepewności, która przerodziła się w arogancję. Miało to jednak tylko zapewnić mu początkowy rozwój i mimo to Kouji może wydawać się ostatecznie zbyt standardowy. Jest to bolączka, która pojawia się u takich bohaterów jak Kabuto czy Superman, którzy to właśnie są standardowi z założenia. Zaletą Koujiego jest jednak to, że nie ma sobie nic z emopilotów, którzy powstali dopiero po nim – stanowi ucieleśnienie bojowego nastawienia, bohaterskości i krzyczenia nazw ataków w kokpicie. Jednakże ci, którzy chcieliby bardziej nietypowych bohaterów w anime, będą również zadowoleni. Dla nich właśnie jest Tsubasa Nishikiori, czyli główna postać kobieca. Jest jedną z najlepszych postaci w serii i dla niej samej można tę produkcję obejrzeć. Jak wspominałem, Tsubasa pochodzi z innego dzieła Go Nagaiego: oryginalnie zadebiutowała w mandze Gakuen Taikutsu Otoko, gdzie była uczestniczką buntu uczniów przeciwko nauczycielom. Shin Mazinger użył jednak jej dorosłej, ponad trzydziestoletniej wersji z wątku postapokaliptycznej mangi Violence Jack. Imagawa wykorzystuje tę postać w bardzo przewrotny sposób i prawie każda informacja na temat jej roli w historii zdradza zwroty fabularne. Tsubasa Nishikiori jest pewną siebie, cwaną, twardą babą. Choć wspiera Koujiego w walce z dr. Hellem, nie jest w żadnym razie czystą i dobrą postacią, niejednokrotnie postępuje całkiem bezwzględnie, a momentami wręcz bezdusznie. Nawet jeśli czasem okazuje wątpliwości i poczucie winy za dawne czyny, nie pozwala, by ją to powstrzymywało przed osiągnięciem celu. Przez to nie jest postacią, która zbytnio się zmienia w trakcie serii, ale poznajemy z czasem jej historię, pokazującą, jak z niepewnej i uległej osoby stała się tym, kim jest obecnie. Dodanie Tsubasy do świata Mazingera wzbudziło sporo kontrowersji i przyznajmy to, kradnie ona część serii Koujiemu. Jednakże dzięki niej stary konflikt między dobrym pilotem robota a złym obłąkanym naukowcem nabrał nowego wymiaru, co wzbogaciło historię. Prawda jest też taka, że w żaden sposób nie umniejsza to roli Kabuto, który zawsze był bohaterem akcji i postępował w odpowiedni do tego sposób. Nishikiori jedynie wzięła leżącą odłogiem pozycję osoby dowodzącej na wojnie po stronie tych dobrych.

Są jeszcze trzy warte wymienienia postacie stojące po jasnej stronie mocy. Po pierwsze, Juuzou Kabuto, który jest świetnym szalonym naukowcem i również nie jest do końca czystym moralnie bohaterem. Drugim – inspektor Ankoku, którego rolę rozbudowano względem mangi, gdzie pojawił się w początkowych tomach, ale zniknął gdzieś w trakcie. Ostatni to nieudolny studencki gangster Boss, który jest czysto komediową postacią, ale potrafi być użyteczny, a nawet epicki. Podobała mi się jeszcze piątka ochroniarzy Tsubasy, każdego z miejsca polubiłem, nawet jeżeli ich rola ograniczyła się głównie do robienia niesamowitych rzeczy. Mniej ciekawie wypada Shirou, brat Koujiego: jest on niestety przeciętnym i typowym dla lat 70. dzieciakiem szwendającym się u boku bohaterów. Pojawia się jeszcze Sayaka, córka profesora Yumiego z Laboratorium Fotonowego, pilotująca własnego robota. Jest ona jednak przeciętną, od czasu do czasu przydatną bohaterką, która z czasem coraz bardziej lubi się z Koujim.

„Tym złym” zaś nie można odmówić niestandardowego wyglądu. Hell jest z wyglądu brodatym czarownikiem o demonicznej niebieskiej skórze. Sam nie mam pojęcia, dlaczego niebieskiej, gdyż pokazywano, że w przeszłości wyglądał normalniej, a jego wygląd zmienił się bez wyjaśnienia w jednej scenie. Służący mu graf Broken jest najlepszym pomysłem na złą postać w historii – nazistowskim oficerem zombi z odciętą gadającą głową. Na ich tle wicehrabia Pigman, będący ubranym w garnitur ciemnoskórym mężczyzną, wygląda tak normalnie, że aż odstaje od swoich towarzyszy. W zachowaniu doktor Hell jest standardowym antagonistą myślącym wyłącznie (?) kategoriami podbijania świata, a złowieszczy rechot ma opanowany do perfekcji. Broken nie odbiega zbytnio od Hella, jedynie Pigman stara się zachowywać uprzejmie, jak na złoczyńcę. Jednak między doktorem a jego generałami istnieje dość dziwna, niemal ojcowska więź. Czasami prawie można zapomnieć, że ma się do czynienia z bandą superzłoczyńców i widzi się synów kochających surowego, ale wyrozumiałego ojca. Prawie.

Najlepszą i najbardziej rozwiniętą postać w serii pozostawiłem na koniec. Jest to nie kto inny, jak baron Ashura, połączenie połówek ciał przedstawicieli rasy Mycene, kobiety i mężczyzny, wskrzeszonych przez doktora Hella. W oryginale był on klasycznym pomocnikiem głównego złego, dostającym po głowie jednocześnie od bohatera i od niezadowolonego z braku sukcesów szefa. Jednakże pokazana tutaj wersja barona zasłużyła na to, by trafić do kanonu złoczyńców, a reżyser był jeszcze bardziej przewrotny niż w przypadku Tsubasy. Istnieje powód, dla którego w środku serii Ashura w sposób nawiązujący do mangi Devilman dziękuje widzom za oglądanie jego historii i obiecuje nowy świat Mazingera, w którym to on odegra główną rolę. W Shin Mazinger poznamy jego poprzednie wcielenia, zobaczymy wzloty i upadki, obawy oraz traumę. Dane nam będzie obserwować, jak Ashura poznaje sekrety własnego pochodzenia i próbuje obejść nadane mu ograniczenia. Doprowadzi to wszystko do tego, że w końcu zobaczymy konflikt pomiędzy lojalnością wobec dawnych pobratymców a lojalnością wobec obecnego pana, któremu zawdzięcza życie.

Jak widać, Shin Mazinger jest tytułem szalonym i skomplikowanym, nie należy też myśleć, że można łatwo przewidzieć zakończenie. Imagawa dodatkowo lubi oszukiwać widza i mieszać sceny, na przemian pokazując jednocześnie dziejące się wydarzenia. Mimo to fabuła jest zrozumiała, ponieważ nie operuje na motywach „głębokich”. Nierzadko jeżeli dzieje się coś, czego jedna grupa bohaterów nie rozumie, dostajemy zaraz scenę rozmowy dotyczącą tych wydarzeń. Przydatny bywa też epicki wręcz narrator, który entuzjastycznie i dramatycznie tłumaczy, co się dzieje. Większość niespodzianek fabularnych nie bierze się zresztą znikąd, przy drugim oglądaniu można wyłapać szczegóły uprzedzające o nich. Na przykład w początkowych odcinkach warto zwrócić uwagę na to, że tylko jedna osoba miała problemy ze słuchem spowodowane przez eksplozję. Dotyczy to także takich elementów właściwych dla gatunku, jak nagłe sposoby na zwycięstwa bohaterów (z jednym czy dwoma wyjątkami).

Skoro jesteśmy już przy walkach robotów, choreografia wydaje się bardziej staroświecka i dość niewyszukana. Zwycięstwa opierają się głównie na sile Mazingera, czasem na pomysłowych zagraniach postaci. Nie mamy taktycznych starć, walki są zbiorem występujących w nich specjalnych ujęć, które mają wywrzeć na nas wrażenie. Jednakże te ujęcia są całkiem udane, a przeciwnicy różnorodni, jest więc to całkiem przyzwoity materiał dla typowej serii tego rodzaju. Poza tym w anime występują też walki bez udziału maszyn i także wyszły one twórcom nie najgorzej.

Grafika utrzymana jest w stylu lat 70., z oldschoolowa kreską, nietypową dla dzisiejszych produkcji zalewanych kawaii jednomordziem. Choć najbardziej różnorodne są projekty złoczyńców, zwykłe postacie też mają odmienne sylwetki, kształty twarzy i rysy. Podobnie jest z projektami maszyn, które są proste, ale różnorodne. Jednakże budżet ograniczał twórców. Shin Mazinger to seria, której powodzenie nie było pewne, więc Imagawa miał skromne środki. Dlatego też nie ma co liczyć na wyjątkową mimikę, a animacja jest z reguły średnia. Trzyma jednak stały poziom, a twórcy zachowali trochę pieniędzy na istotniejsze sceny czy odcinki.

Ścieżka muzyczna podzielona jest na dwie podstawowe kategorie: około jazzowo­‑barową oraz muzykę w wykonaniu orkiestry. Ta pierwsza składa się bardziej z mniej poważnych utworów, jak komediowy motyw barona Ashury. Zawiera też i szybsze kawałki, używane na przykład, gdy Kouji walczy z powodzeniem. Druga kategoria to utwory bardziej służące budowie napięcia i typowe motywy muzyczne megalomańskich niedobrych. Szczególnie spodobał mi się dramatyczny motyw arcyksięcia Gorgona, jednego z dawnych Mycene, a także utwór God Scrander. Jednakże mimo wszystko część utworów w obydwóch grupach jest do siebie podobna, a na ścieżce muzycznej jest niewiele pozycji wartych wyłapania. Usłyszymy jeszcze ze dwa czy trzy utwory zawierające chór, mające naśladować klimat antycznej Grecji. Pierwszym openingiem serii, pokazującym sceny z pierwszego odcinka, jest Kanjite Knight zespołu LAZY, napisany we współpracy z JAM Project. Oba zespoły stworzyły świetny utwór w klimacie serii, który jak ulał pasuje pod kluczowe zwycięstwa bohaterów. Drugim openingiem, posiadającym już własne animowane sceny, jest wykonywany już tylko przez JAM Project The Guardian. Jest on chyba jeszcze bardziej szalony i nawet bardziej mi się spodobał, choć obydwa openingi są równie dobre. Endingi mają tylko jedną prostą sekwencje animowaną, tylko za drugim razem puszczaną od tyłu. Pierwszym utworem jest Brand New World, śpiewany przez Natsuko Aso, który jest przeciętną j­‑popową pioseneczką. Znacznie lepszy i bardziej energiczny jest Tsuyokimono yo zespołu SKE48.

Kenji Akabane podłożył głos Koujiemu, w którego dawniej wcielał się Hiroya Ishimaru. Nowy aktor głosowy porządnie wykonał swą rolę, choć jest inny od oryginału, ale w końcu trudno to uznać za wadę. Ayumi Fujimura, znana między innymi z roli Audrey w Gundam Unicorn, była głosem Shirou. Grający w Baccano! Dallasa Genoarda Atsushi Imaruoka wcielił się w inspektora Ankoku i świetnie mu szło w roli gliniarza. Tsubasą była Miyuki Ichijou (Elizabeth Liati w Mars Daybreak), a jednym z jej ochroniarzy, Crossem, a także epickim narratorem był Tesshou Genda, który podkładał głosy takim postaciom, jak Umibozu z City Hunter, Optimus Prime (Transformers: Armada), czy tytułowy bohater OAV Violence Jack. Jak widać, nie muszę powtarzać, że jego narrator był epicki, a Cross też wypadł niczego sobie.

Cała ta recenzja była bardzo pochwalna, powinienem więc teraz wyjść ze skóry fanboya, aby powiedzieć o wadach innych niż kwestie budżetowe. Shin Maziger można zarzucić, że jest trochę przegadany, jeżeli więc ktoś chce tylko i wyłącznie akcji, może się rozczarować. Sposób prowadzenia fabuły przez Imagawę sprawia też, że można czasem się pogubić, jeżeli się nie uważa. Zwłaszcza pod koniec, gdyż twórcom bardzo zależało, byśmy nie mieli pojęcia, co się naprawdę dzieje z Ashurą. Jak wspominałem, z rozbudowanych postaci właściwie dostajemy tylko Tsubasę i Ashurę. Wprowadzone zmiany mogą odrzucić hardkorowych fanów oryginału, którzy woleliby dostać to samo, tylko w lepszej oprawie. Odcinek przed finałową bitwą częściowo poświęcony został przypomnieniu znanych nam już wydarzeń. W 26­‑odcinkowej serii nie jest to konieczne, a biorąc pod uwagę odcinek pierwszy, było to kompletnie zbędne. Prawdopodobnie ten odcinek powstał dla oszczędzenia budżetu.

Osobiście mimo wszystko uważam, że to bardzo dobra seria, która świetnie nadaje się jako wprowadzenie do gatunku. Shin Mazinger jest wierny początkom wielkich robotów i zawiera sporą ilość elementów, które późniejsze produkcje wykorzystywały, więc poznając go, poznajemy gatunek i jego historię. Jednocześnie Shin Mazinger zawiera sporą ilość elementów nietypowych dla takiej serii – zaskakującą fabułę, koncentrację na genezie konfliktu i odrzucenie często krytykowanej struktury fabularnej. Dzięki temu można się przekonać, że nawet najklasyczniejsze wielkie roboty da się umieścić w naprawdę niezłej historii. Także fani Go Nagaiego dostaną coś dla siebie. Nie licząc nawiązań do innych dzieł twórcy Mazingera i występujących gościnnie postaci, tacy widzowie będą zadowoleni z liczby Mechanicznych Bestii obecnych w serii. Fanów Mazingera Z ucieszy historia stojąca za jego powstaniem. Gratką dla nich będzie obecność Energera Z, będącego wczesnym i odrzuconym projektem Mazingera. Ci, którzy czytali mangę, wyłapią niejedną scenę wziętą prosto z kart komiksu.

Za to właśnie ta seria należy do moich ulubionych pozycji w swoim gatunku. Jest to tytuł dla wyjadaczy, jednocześnie jednak przystępny i interesujący dla nowej widowni. Pomimo braków budżetowych Shin Mazinger wciąż jest w stanie pokazać masę spektakularnych scen, a przy kresce z lat 70. średnia animacja aż tak bardzo nie przeszkadza. Jest to seria, po którą powinien sięgnąć każdy, kto lubi mechy, oldschool, szalone i absurdalne koncepty oraz celowo przeszarżowany dramatyzm. Ten tytuł może także zainteresować tych, którzy lubią proste, ale niesamowite postacie, zaskakujące scenariusze i niespodziewane zakończenia. Ostateczna nota ode mnie jest wysoka, ale jeżeli ktoś bierze pod uwagę budżet włożony w serię, może sobie odjąć od niej jedno oczko.

Gamer2002, 14 sierpnia 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Bee Media, CODE
Autor: Gou Nagai
Projekt: Shinji Takeuchi, Tsuyoshi Nonaka
Reżyser: Yasuhiro Imagawa
Scenariusz: Yasuhiro Imagawa
Muzyka: Akira Miyagawa