Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 6/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 38
Średnia: 7,61
σ=1,31

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Mai Mai Shinko to Sennen no Mahou

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 95 min
Tytuły alternatywne:
  • Mai Mai Miracle
  • マイマイ新子と千年の魔法
Postaci: Dzieci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość, Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Świat realny i świat dziecięcej wyobraźni przeplatają się swobodnie w obsypanym nagrodami filmie studia Madhouse.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: moshi_moshi

Recenzja / Opis

Połowa lat pięćdziesiątych XX wieku, rejon Mitajiri na południowym zachodzie Japonii. Na miejscu niewielkiego obecnie miasta, otoczonego niekończącymi się polami, tysiąc lat wcześniej wznosiła się Kokuga, stolica prowincji Suou, zawdzięczająca bogactwo ośrodkom wytapiania żelaza i licznym kuźniom. Pozostałości tamtych czasów – brukowane drogi, mała rzeczka zakręcająca pod kątem prostym – fascynują dziewięcioletnią Shinko, pilnie słuchającą opowieści dziadka, emerytowanego nauczyciela. Dziewczynka jest całkowicie pewna, że jej rodzinna okolica jest miejscem magicznym, przepełnionym tytułową „tysiącletnią magią”, z którą naszą małą bohaterkę ma łączyć nieposłuszny „wicherek” na głowie, tytułowe maimai. Kiedy w klasie pojawia się nowa uczennica, przybyła z Tokio Kiiko, Shimizu jako pierwsza postanawia się z nią zaprzyjaźnić. Choć dziewczynki bardzo różnią się temperamentem, szybko nawiązuje się między nimi nić porozumienia, a Kiiko „zaraża się” pasją Shinko i jej zwyczajem barwnego wyobrażania sobie świata z przeszłości.

Fabułę tego filmu bardzo trudno jest przybliżyć, ponieważ składa się na nią bardzo wiele elementów, brak natomiast wyraźnego motywu przewodniego. Część akcji dzieje się tysiąc lat w przeszłości, w czasach rówieśniczki bohaterek, Nagiko, będącej córką nowego namiestnika prowincji Suou (warto wspomnieć, że te wątki zahaczają luźno o jedenastowieczny zbiór Makura no Soushi autorstwa Sei Shounagon, której prawdziwe imię mogło brzmieć właśnie Nagiko). Kiedy jednak wydaje się, że główną osią fabuły będą paralelne historie z teraźniejszości i przeszłości, przerzucamy się na śledzenie codziennego życia bohaterek, a także mniejszych i większych perypetii, w jakie wplątują się wraz z grupą kolegów. Wreszcie finałowe, poważniejsze wątki, wprowadzają nieoczekiwanie dramatyzm i stawiają pod znakiem zapytania „magię”, w którą wierzy Shinko, tym samym popychając ją o krok bliżej w stronę dorosłości.

Wszystkiego razem jest naprawdę dużo jak na zaledwie półtorej godziny i nie wiem, czy to nie jest jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy japońskiemu filmowi wyszłoby na zdrowie wydłużenie czasu trwania. Problemem jest zapewne chęć upchnięcia rozmaitych wątków z fabularyzowanej autobiografii pisarki Nobuko Takagi, nawet za cenę maksymalnego ich skrócenia. Patrząc pod tym kątem, łatwo jest Mai Mai Shinko to Sennen no Mahou ocenić bardzo krytycznie – wspomniane wyżej dramatyczne wydarzenia nagle pojawiają się w fabule, wyciągając nieoczekiwanie na pierwszy plan mało znaczącą postać, zaś inne wątki, jak choćby ten dotyczący Kiiko i jej matki, zostają potraktowane bardzo pobieżnie i doczekują się tylko powierzchownej konkluzji, podobnie zresztą jak opowieść sprzed tysiąca lat. Jednocześnie – choć być może jest to tylko usprawiedliwianie nadmiernych „skrótów” scenariuszowych – pokazana tu historia może się wybronić także w obecnym kształcie. Ważne jest, że obserwujemy ją z perspektywy Shinko i (w mniejszym stopniu) innych dzieci: widzimy ich oczami nie tyle cały świat, ile jego wycinek. Z tego punktu widzenia nagłe nieszczęście to coś, co pojawia się nieoczekiwanie – i w gruncie rzeczy równie nieoczekiwanie znika, tak jak w prawdziwym życiu, nawet jeśli chwilowo wydaje się najważniejszą sprawą na świecie. Trzeba zresztą przyznać i napisać uczciwie, że film (od początku planowany także dla widzów zachodnich) jest pod tym względem i tak stosunkowo mało „japoński”. Jasne, podejmuje tematy poważniejsze niż amerykańskie, czy nawet europejskie produkcje dla dzieci, robi to jednak mimochodem, bez epatowania „okropnością świata” i bez pogrążania bohaterów w rozpaczy. Ostatecznie wydźwięk całości jest melancholijno­‑optymistyczny, to podróż sentymentalna w czasy dzieciństwa (bardzo kojarząca się z Powrotem do marzeń), pokazująca je z całą czułością i ciepłem, na jakie zasługują. Nie polecałabym może tego filmu dla małych dzieci, ale już te trochę starsze mogą docenić bogactwo wyobraźni bohaterek i urodę otaczającego je świata.

Warto zauważyć, że Shinko i Kiiko to do pewnego stopnia dzieci lokalnej „elity” – Kiiko jest córką lekarza, Shinko wnuczką nauczyciela i córką (jak się dowiadujemy) naukowca. To wszystko tłumaczy w naturalny sposób bardzo w gruncie rzeczy erudycyjny świat wyobraźni Shinko i jej szeroką wiedzę. Jednocześnie jednak widać wyraźnie, że bohaterki nie są w żaden sposób wyalienowane. Shinko doskonale dogaduje się z rówieśnikami, a bardziej introwertyczna Kiiko, mimo początkowych nieporozumień, także w końcu odnajduje się w grupie. Wszystkie dzieci, młodsze i starsze, są szalenie naturalne w reakcjach i zachowaniu – tu chyba upatrywałabym właśnie główną siłę filmu, bo wbrew pozorom niełatwo jest przedstawić na ekranie dzieciństwo, nie popadając przy tym w idealizowanie lub moralizatorstwo. Scenariusz sprawia jednak, że nie mamy okazji przyjrzeć się bohaterkom „z bliska” – tu szczególnie razi spłycenie i skrócenie wątku Kiiko, ale nawet zwątpienie Shinko w „tysiącletnią magię”, choć naturalne w zaistniałych okolicznościach, nie zostaje odpowiednio rozwinięte. Może to zresztą i dobrze – film balansuje w tym momencie na cienkiej granicy między dziełem udanym a pretensjonalnym i drążenie niektórych wątków mogłoby mu nie wyjść na dobre.

Studio Madhouse znane jest z tytułów o niebanalnej grafice i widać wyraźnie, że pod tym względem próbuje się popisać także i tutaj. Pierwsze wrażenie jest oczywiste – film natychmiast budzi skojarzenia z obrazami ze Studia Ghibli, także dzięki podobieństwu projektów postaci (choć tutaj są one ciut bardziej realistyczne). Jednakże to nie jest do końca ta klasa – Madhouse posłużył się w wielu miejscach generowanymi komputerowo obiektami, takimi jak drzewa, krzaki, czy elementy budynków, które nie zawsze udało się połączyć dobrze z tradycyjnie animowanymi postaciami. To zdecydowanie zgrzyta i za to obniżam ocenę. Jednocześnie jednak chciałabym docenić to, co warto – czyli zaskakująco dynamiczny montaż, wydobywający mnóstwo ruchu i energii nawet ze scen, które wydawałyby się całkowicie statyczne. Do tego dochodzą prawdziwe perełki w postaci ujęć łączących świat rzeczywisty i świat wyobraźni – genialne sceny z miastem „wyrastającym” pomiędzy polami lub dziecinnymi rysunkami przekształcającymi się w prawdziwych ludzi. Nie ma w tym nic z tandetnych efektów specjalnych, twórcom udała się rzecz niebagatelna – przekonujące oddanie dziecięcych fantazji i spojrzenia na świat.

Do odtwarzania głównych ról zaproszono raczej tradycyjnych aktorów i aktorki niż zawodowych seiyuu. Z jednej strony sprawia to, że słyszymy bardziej naturalne i nieznane wcześniej głosy, z drugiej część bohaterów – niestety łącznie z Shinko – brzmi troszeczkę za sztywno. Natomiast muzyka zachwyciła mnie od pierwszej chwili. Zazwyczaj recenzenci komplementują ścieżkę dźwiękową, pisząc, że stapia się ona z obrazem – tutaj jest inaczej. Muzyka jest wyraźnie słyszalna, czasem chóry niemalże zagłuszają dialogi, ale to z pewnością nie przeszkadza – pomaga budować atmosferę i wprowadza potrzebną magię. Zresztą w odpowiednich momentach wszelkie instrumenty cichną, pozostawiając tylko naturalne odgłosy tła, co dodatkowo podkreśla kontrast między światem jawy i marzeń. Efekt jest prześliczny – dawno tak się nie wsłuchiwałam w muzykę w anime.

Celowo w miarę możności starałam się unikać porównywania tego filmu do osiągnięć Studia Ghibli – chociaż skojarzenia (szczególnie z filmami Isao Takahaty) są oczywiste, wydaje mi się, że Sunao Katabuchi (który wcześniej reżyserował m.in. Arete Hime) znalazł tu własny ton i rytm. Mai Mai Shinko to Sennen no Mahou może zainteresować jeszcze z jednego powodu – uciekając od tematyki poważniejszej, takiej jak sytuacja polityczna czy społeczna, pokazuje fragment pieczołowicie odwzorowanego życia codziennego Japonii sprzed prawie sześćdziesięciu lat. Ogólna ocena tego filmu zależeć będzie jednak w głównej mierze od tego, jak oceni się opisane wyżej problemy i konstrukcję scenariusza. Jeśli dla kogoś brak głównego wątku i przeskoki tematyczne będą wadą kardynalną, zapewne skreśli ten film z oceną znacznie niższą od mojej. Jeśli po prostu da się ponieść jego magii i zaakceptuje takim, jaki jest – powinien zgodzić się ze mną i polecać ten film innym. Ja zaś na koniec przyznam, że po seansie byłam zielona z zazdrości: dlaczego u nas ktoś nie mógłby nakręcić takiego filmu? Polska sprzed tysiąca lat byłaby równie barwnym polem do popisu dla wyobraźni (dzieci lub twórców), jak Japonia…

Avellana, 26 stycznia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Nobuko Takagi
Projekt: Shigehito Tsuji
Reżyser: Sunao Katabuchi
Scenariusz: Sunao Katabuchi
Muzyka: Shuusei Murai