Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 8/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,50

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 76
Średnia: 5,42
σ=2,03

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

X-Men

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • エックスメン
zrzutka

X­‑Men, dzielni herosi walczący dla dobra świata, który traktuje ich ze strachem i nienawiścią. Przynudzają, ale miło się patrzy, jak biją ludzi.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: 616

Recenzja / Opis

Trzeci tytuł z tetralogii anime na bazie komiksów wydawnictwa Marvel Comics różni się nieco od pozostałych. Tak jak Iron Man i Wolverine skupiały się na najpopularniejszych i odnoszących największe sukcesy na srebrnym ekranie bohaterach wydawnictwa, ten tytuł skupia się na najpopularniejszej drużynie – X­‑Men.

X­‑Men zaistnieli w 1963 roku jako dzieło niezapomnianego duetu Stana Lee i Jacka Kirby'ego, którzy stoją za powstaniem większości gwiazd tego wydawnictwa. W komiksie tym przedstawili koncept ludzi posiadających wyjątkowy gen, dający każdemu z nich inne nadludzkie zdolności. Dla jednych te moce są darem, dla drugich – przekleństwem. Nie pomaga tu wcale fakt, że ludzie widzą mutantów głównie jako zagrożenie, jeśli nie gorzej. Profesor Charles Xavier, potężny telepata i wizjoner, zebrał grupkę mutantów pod swoim dachem, aby wyszkolić ich do walki o swoje marzenie – pokojowe współistnienie ludzi i mutantów – które jest nie na rękę pewnym osobistościom po obu stronach barykady. Seria nie należała do ulubionych dzieł Stana Lee i na jakiś czas została nawet zawieszona. Dopiero pod skrzydłami Chrisa Claremonta i Johna Byrne'a przemieniła się ona w jeden z filarów wydawnictwa. W ciągu pięćdziesięciu lat przygody drużyny pisała cała gama scenarzystów, od najlepszych po najgorszych w branży, a ona sama przeszła wiele przemian – przewinęło się przez nią więcej postaci niż jestem w stanie spamiętać, a jej rola zmieniała się od grupki nastolatków próbujących znaleźć sobie miejsce na świecie poprzez nieoficjalnych rzeczników między ludźmi a mutantami i wychowawców nowego pokolenia aż po opiekunów i obrońców własnego suwerennego państwa. X­‑Men doczekali się trzech odnoszących spore sukcesy seriali animowanych oraz całej gamy filmów. Dla wielu są symbolem wszystkich nierozumianych i uciskanych grup na świecie, od nastolatków aż po mniejszości narodowe, religijne i seksualne.

Anime garściami czerpie z bogatej historii tytułu. Już na samym początku zostajemy uraczeni przeniesieniem na ekran finału Dark Phoenix Saga, którą wielu uważa za najlepszą przygodę wydaną pod tym szyldem. Za sprawą manipulacji organizacji Hellfire Club, Jean Grey, drużynowa telepatka i telekinetyczka, zwróciła się przeciwko swoim towarzyszom, zmuszając swojego ukochanego, Scotta „Cyclopsa” Summersa, do zabicia jej. Po tym tragicznym wydarzeniu zespół został rozwiązany. Rok później do profesora Xaviera zgłaszają się rodzice młodej mutantki, Hisako Ichiki, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Charles zbiera z powrotem członków zespołu – Cyclopsa, Storm, Beasta i Wolverine'a – aby wysłać ich z misją odnalezienia dziewczyny. Bohaterowie bardzo szybko odkrywają powiązania ze sprawą organizacji U­‑Men, fanatycznego kultu, który porywa mutantów i wszczepia swoim członkom ich organy, by zyskać ich moce. Jest to jednak dopiero początek znacznie większej intrygi, powiązanej z sekretem skrywanym przez rodzinne miasteczko Hisako.

Fabuła czerpie garściami z komiksów i nie zawsze działa to na jej korzyść. Widz niezaznajomiony z pierwowzorem może czasami nie mieć pojęcia o rzeczach, do których odnoszą się bohaterowie. Nie jest na przykład zbyt jasno wyjaśnione, czemu w ogóle X­‑Men musieli zabić Jean, ani jakie zagrożenie ona stanowiła. Główny wątek fabularny jest niestety mało oryginalny i w dużej mierze oparty na dwóch popularnych wątkach z komiksów. Jeśli ktoś zna odpowiednie komiksy, błyskawicznie rozpozna, co takiego autorzy próbują przenieść na ekran, pozostali dostrzegą tylko prostą i mało oryginalną historię, która została powikłana grubo ponad potrzebę – kilka prostych wątków zostało zmieszanych w jeden, tworząc coś na wzór intrygi. Niestety ta intryga jest dziurawa jak stary but, a przewidzenie, w którą stronę się potoczy, nie powinno nikomu sprawić większych trudności.

Innym problemem, z jakim boryka się fabuła, są nieustanne ekspozycje. W dalszych odcinkach nie raz i nie dwa wszyscy stają, by zacząć wyjaśniać, co się dzieje, często powtarzając tę samą informację wielokrotnie. W efekcie widzimy X­‑Men, którzy stoją i wyjaśniają szczegółowo, jaki jest plan złoczyńcy, tylko po to, żeby odcinek później tenże złoczyńca mógł ponownie wyjaśnić, jaki jest jego plan, nie pomijając rzecz jasna najdrobniejszego szczegółu. To wymuszone przedłużanie, mające na celu zapełnienie czasu antenowego, wypada sztucznie i bardzo szybko zaczyna denerwować.

Wiele wątków zostaje wprowadzonych tylko po to, żeby zostać szybko zapomniane – na samym początku X­‑Men robili wielki problem z faktu, że muszą zabić przeciwnika, a potem bez mrugnięcia oka mordowali kolejnych wrogów. Wątek negatywnego skutku używania mocy przez Storm znika równie szybko, jak się pojawia – jeden raz była wyczerpana po przywołaniu pioruna, Beast wspomniał, że powinna się oszczędzać z powodów, o których dobrze wie, ale po kilku odcinkach zaczęła nimi miotać na prawo i lewo bez żadnych konsekwencji, a tamta wymiana zdań nie doczekała się nigdy kontynuacji. Inne wątki pojawiają się za to bez wcześniejszej zapowiedzi, która byłaby wskazana, przez co wyglądają, jakby wzięły się z powietrza. Jedynym pomniejszym motywem, który zostaje sprawnie wprowadzony i należycie się rozwija, by odegrać swoją rolę i jednocześnie wzmocnić wątek główny, jest ten dotyczący choroby wywołującej u mutantów wystąpienie drugorzędnych mocy oraz transformacje w oszalałe potwory – to element oryginalny, niepochodzący z komiksowej wersji, który doskonale wpasowuje się w całość. To ten wątek będę najlepiej wspominał z seansu, ponieważ do niego się autorzy przyłożyli. Udały się też walki – są dopracowane i pełne dynamiki, przez co w każdym odcinku wyczekiwałem ich najbardziej. Były najbardziej emocjonującym elementem tego anime i należy się za nie autorom pochwała. Cała reszta jednak sprawia, że w zasadzie mało skomplikowana fabuła zmienia się w coś, co pod wieloma względami przypomina rozgotowany makaron – nie trzyma się kupy, jest poplątane na potęgę i potwornie się ciągnie.

Jeśli chodzi o bohaterów, główny nacisk został położony na Cyclopsa, Hisako oraz jej nauczycielkę, Emmę Frost. Reszta istnieje tylko jako dodatki. Wolverine jest tu właściwie tylko po to, żeby rzucać zabawnymi tekstami i być twardzielem. Wypada nieco lepiej, kiedy się przyjmie, że za tą fasadą próbuje ukryć, jak się na nim odcisnęły wydarzenia z jego własnego anime, ale nie można przecież wymagać od widza, żeby oglądał anime, znając kompletnie inny tytuł, nawet jeśli są one powiązane (chyba że to bezpośrednia kontynuacja). Widzowi, który nie oglądał Wolverine albo zwyczajnie „nie kupuje” tego tłumaczenia, Logan wyda się płytkim bohaterem, który jest tu tylko dlatego, że jest popularny. Beast zajmuje się wyjaśnianiem różnych naukowych rzeczy, ale jego jedynym wartym zapamiętania dokonaniem jest wyhodowanie ośmiornicy, która umiała mówić. Podobnie sprawa ma się z Charlesem Xavierem, który wypada potwornie nijako, co jest zdecydowaną wadą, biorąc pod uwagę, jak silne są jego powiązania z głównym wątkiem. Charles robi to, co każe mu fabuła, i jest wykorzystywany, by popychać ją do przodu, ale nie pokazuje nigdy żadnej osobistej strony, nie widzimy, co on naprawdę myśli i czuje, a nawet jeśli, wypada to nieszczerze i sztucznie. Storm jest seksowna i to wszystko, co można o niej powiedzieć. Nie wnosi nic do fabuły, jej wątek został ucięty, jest użyteczna w walkach, ale gdyby zastąpić ją kimś innym, to pewnie nic by się nie stało, a jej wkład w dynamikę zespołu jest praktycznie zerowy. O ile ten, kto zna oryginalne wersje Beasta, Xaviera i Wolverine'a, rozpozna ich w animowanych wcieleniach, o tyle Storm jest przy komiksowym pierwowzorze jak mżawka przy huraganie.

Cyclops jest potworną postacią. Większość czasu spędza, użalając się nad sobą z powodu śmierci Jean albo zachowując się po chamsku wobec wszystkich wokoło. Rozumiem jego sytuację, rozumiem, że zżera go poczucie winy i rozumiem, że ma powody, by w siebie wątpić. Ale co z tego, skoro wypada absolutnie nieprzekonująco? Widzimy go, jak łazi przybity, ale jest to przedstawione w taki sposób, że nie potrafię czuć do niego żadnej empatii ani współczucia. Jego postawa sprawia, że naprawdę trudno go lubić, bo waha się od bicia się w pierś za to, co się stało, do wyładowywania się na każdym, kto się nawinie, w konsekwencji zachowując się jak dziecko. Trudno jest go zaakceptować jako lidera czy jako obiekt współczucia, bo na ekranie widzimy wielkiego niesympatycznego buca – zamiast mu współczuć, jak powinienem, chcę go udusić.

Z Hisako problem jest inny – autorzy w ogóle nie zadali sobie trudu sprawdzenia, jaki powinna mieć charakter. W komiksach jest to stosunkowo nowa postać, została wprowadzona do świata X­‑Men w 2004 roku, ale jej wcielenie z anime w ogóle nie przypomina komiksowego pierwowzoru. Dziwi mnie, że autorzy potrafili w miarę wiernie oddać charaktery bohaterów poprzednich anime z cyklu i przynajmniej starali się zrobić to samo z X­‑Men, a przy Hisako zdecydowali się zaszaleć. Dziewczyna przez większość czasu zachowuje się jak wyjęta z zupełnie innego anime, będąc, przynajmniej w założeniu autorów, uroczo nieśmiała i niepewna siebie, co oczywiście ma na celu przyciągnięcie przed ekrany fanów tak zwanego moé. Uważam za smutny fakt, że najwidoczniej anime z tetralogii Marvela radzą sobie tak źle, iż twórcy postanowili się uciec do przerabiania postaci tak, by zwabiły przed ekrany więcej widzów, bazując na tym, co jest w tej chwili najbardziej popularne. Nie rozumiem też, jaki to ma sens w wypadku tej produkcji. Odrzuca to fanów komiksu, którym może się nie spodobać taka drastyczna zmiana postaci i nie służy też głównemu celowi tego cyklu – przyciągnięcia nowej grupy odbiorców do komiksów Marvela. Widzowie, którzy polubią tę Hisako, raczej nie będą zadowoleni z wersji, jaką zobaczą w komiksie i jest większe prawdopodobieństwo, że zrezygnują z lektury. Co gorsza są chwile, gdy Hisako wyłamuje się z narzuconej roli, problem jednak polega na tym, że w większości wypadków nie dodaje to więcej głębi jej charakterowi, niejednokrotnie wygląda na wymuszone, albo wręcz jest nie na miejscu i generalnie pokazuje, że twórcy nie mogli się do końca zdecydować, co właściwie chcą z nią zrobić.

Podobnie wygląda problem z Emmą Frost, którą autorzy dosłownie postawili na głowie. W komiksowej Emmie czytelnik widzi głównie cyniczną i wyrachowaną kobietę, która nie pozwala, by uczucia wchodziły w drogę chłodnemu racjonalizmowi. Emma z anime jest jej dokładnym przeciwieństwem, robi to, co jej dyktują emocje, jest o wiele bardziej otwarta niż jej pierwowzór i nie ma się wrażenia, że uważa się za lepszą od wszystkich. Mógłbym to przeboleć, mówiąc szczerze, gdyby nie to, że staje się przez to całkowicie nijaka. Nie ma żadnych interesujących cech charakteru swego pierwowzoru, a większość czasu spędza tak potwornie poważna, że zachowuje się jakby połknęła kij od szczotki. Rozwój jej relacji ze Scottem jest drewniany – konflikt między facetem obwiniającym kogoś o śmierć kobiety jego życia, a oskarżoną osobą, próbującą dowieść swojej niewinności, nie powinien sprawiać, że miałbym ochotę udać się w objęcia Morfeusza, a oglądając tych dwoje, walczyłem o zachowanie przytomności. Koniec końców Emma jest tak płytką postacią, że gdyby nie skupiająca się na niej część fabuły, byłaby jeszcze mniej potrzebna niż Storm.

Złoczyńcy i postaci poboczne są nakreślone pobieżnie i każdą z nich, czy to sojusznika, czy przeciwnika, mógłbym opisać jednym zdaniem, używając do dziesięciu słów. Wszyscy są też jasno podzieleni na dobrych i złych, a jedyna postać reprezentująca pewną dwuznaczność moralną jest jednowymiarowa, natomiast jej czyny niejednokrotnie są nielogiczne, przez co wydaje się wręcz wcieleniem chodzącej głupoty. Wszystkich wydarzeń mających miejsce przez jej działanie można by było uniknąć, gdyby pomyślała przez chwilę i zachowała się jak dorosła osoba, a nie jak spanikowane dziecko. Na plus mogę zaliczyć tylko U­‑Men, którzy byli bardziej żartem niż poważnym przeciwnikiem, a anime robi z nich strasznych i niebezpiecznych antagonistów, co jest znaczną poprawą. Koniec końców postacie są nie tyle złe, co nudne – nie ma tu nikogo, kogo można by nie tylko polubić, ale chociażby cokolwiek do niego albo do niej poczuć. Każda postać ruszyła mnie tyle, co papierowa kukiełka.

Także muzyka nie wyłamuje się ponad ustanowiony przez poprzedników poziom. Oznacza to, że dobrze dopasowuje się do sytuacji, ale nie zapada w pamięć. O tym, jak mało jest interesująca, niech świadczy fakt, że najlepiej ze wszystkich utworów zapamiętałem opening do Wolverine, który przygrywa nam raz, gdy Logan pojedynkuje się z jednym z przeciwników.

Grafika to najlepsza strona tego anime – widać tu niesamowitą poprawę względem poprzednich dwóch tytułów. Postacie są o wiele bardziej dopracowane i wyróżniające się, tła bardziej imponujące, a wszelakie potwory, którym X­‑Men stawiają czoła, to istne cuda – autorzy włożyli wiele pracy, by każdego z nich uczynić strasznym i odrażającym, a przy tym bardzo oryginalnym. Całość ma świetny, mroczny klimat, który zdecydowanie poprawia odbiór anime. Podoba mi się też zmiana wyglądu Wolverine'a na bliższy jego pierwowzorowi. Jeśli porównać go z wersją z jego własnego anime, można przypomnieć sobie oryginalne komiksy, nad którymi często pracują różni rysownicy, przez co ta sama postać w każdym wygląda inaczej.

To anime sprawia mi problem. Naprawdę miałem nadzieję, że będzie utrzymywać poziom wyznaczony przez Wolverine, o ile nie będzie lepsze, tymczasem jest mu bliżej do Iron Mana, ponieważ na każdą dobrą decyzję przypada tu co najmniej jedna wpadka. Nie wiem, komu je polecić – chyba tylko mało wymagającym amatorom prostej rozrywki, którzy mogą przeboleć kiepską fabułę i cieszyć się świetnymi walkami w przyjemnej dla oka oprawie graficznej. Ale nie sądzę, by ich ono zainteresowało, kiedy jest tyle o wiele lepszych tytułów. O tym, jakim X­‑Men było rozczarowaniem, niech świadczy fakt, że spotkałem się ze świadectwami ludzi, których zainteresował pierwszy odcinek, nawet jeśli zazwyczaj nie przepadają za anime. Większość z nich porzuciła tytuł bardzo szybko i poszła oglądać Tiger & Bunny.

616, 9 lipca 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Marvel Comics
Projekt: Ai Yokoyama, Kazuhiro Miwa, Takashi Okazaki
Reżyser: Fuminori Kizaki
Scenariusz: Mitsutaka Hirota
Muzyka: Tetsuya Takahashi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o X-Men na forum Kotatsu Nieoficjalny pl