Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,75

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 207
Średnia: 6,49
σ=2,05

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek, Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Devil Survivor 2 The Animation

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • デビルサバイバー2
Tytuły powiązane:
Gatunki: Dramat, Przygodowe
zrzutka

Co byś zrobił, gdyby w obliczu nieuchronnej śmierci zaproponowano Ci ocalenie życia? Czy choć przez chwilę zastanowiłbyś się nad ceną?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Postawiony przed takim wyborem Hibiki Kuze oraz dwójka jego znajomych, Io Nitta i Daichi Shijima, bez zastanowienia wybierają życie. Niestety inne osoby obecne w metrze podczas dziwnego trzęsienia ziemi nie mają tyle szczęścia – przywalone gruzami, stają się łatwym łupem dla demonów, które pojawiają się znikąd. Bohaterowie także skończyliby tragicznie, gdyby nie inne demony, przyzwane poprzez ich telefony komórkowe. Szybko okazuje się, że niespodziewana katastrofa dosięgła cały kraj, a tajemnicze istoty z metra jeszcze nie skończyły dzieła zniszczenia. Jedyną wskazówką, jaką posiada Hibiki, jest strona internetowa, którą pokazał mu Daichi, z filmami przedstawiającymi śmierć przyjaciół użytkownika. Istnieją jednak ludzie, dla których tragiczne wydarzenia nie są niespodzianką – tajna agencja rządowa (w skrócie JP) wkrótce dostrzega potencjał młodych bohaterów i postanawia ich zwerbować. W obliczu nadchodzącej apokalipsy, wiek i doświadczenie nie grają przecież roli…

Devil Survivor 2 The Animation to seria o ratowaniu wszystkich i wszystkiego, i o chronieniu, przede wszystkim o chronieniu. Trudno tego nie zauważyć, kiedy przynajmniej dziesięć razy na odcinek ktoś (najczęściej Hibiki) przyrzeka/oznajmia/wykrzykuje, że będzie chronił świat, bo ma moc i w związku z tym to jego obowiązek. Pytanie brzmi, dlaczego trup ściele się tak gęsto, skoro większość bohaterów to okazy troskliwości i empatii, na dodatek obdarzone tak fantastycznymi umiejętnościami (podobno)? Bez bicia przyznaję, że mam z tym anime poważny problem – okazało się, że jest w nim prawie każdy znienawidzony przeze mnie motyw, najczęściej w stężeniu przekraczającym wszelkie dopuszczalne normy. Inna sprawa, że zdałam sobie sprawę z naszej niekompatybilności dopiero w okolicy dziewiątego odcinka (tak, wiem, szybko…). W dużym skrócie: dostajemy mnóstwo zupełnie bezsensownych śmierci, nielogicznych poświęceń i wyborów, a to wszystko polane litrami gęstego melodramatu i doprawione worem pseudofilozoficznych monologów i dialogów.

Generalnie koncept wydaje się dość interesujący, ale wykonanie to zupełnie inna bajka. Siedmiodniowa próba ludzkości, która w tym czasie musi pokonać tajemnicze istoty zwane Septentrione lub zostanie wymazana, daje ogromne fabularne pole do popisu. Problem polega na tym, że kolejne działania podejmowane przez bohaterów wydają się koszmarnie nieprzemyślane i zamiast polepszać, pogarszają sytuację. Na przykład w pewnym momencie zapada decyzja o poświęceniu jednej z osób w imię przywołania potężnego demona. Osoba ta zostaje postawiona przed faktem dokonanym, a jej zgoda jest poniekąd wymuszona. Biorąc pod uwagę, że kontroluje ona silne istoty i może się przydać w kolejnych starciach, a zaistniałą sytuację przewidziano wiele lat temu, uśmiercenie jej wydaje się zwyczajnie głupie. Zasadniczo nie dociera do mnie, dlaczego mając informacje o nadejściu apokalipsy i znając jej dokładny przebieg, nie stworzono kilku planów awaryjnych ani nie przewidziano żadnej pomocy dla cywilów, po prostu pozwalając na rzeź. Po co, na bogów, walczyć z Septentrionami, skoro po tych siedmiu dniach i tak nie zostanie kamień na kamieniu? Niby coś tam twórcy potem tłumaczą, ale dla mnie całe założenie wydaje się błędne i właściwie sprowadza się do tego, że kto na końcu zostanie Aladynem z magiczną lampą w łapce, ten wygrywa, a że oprócz Aladyna i lampy nie będzie nic, jest nieistotnym drobiazgiem. Przepraszam, nie ogarniam idei, być może dlatego, że nie znam gry, a być może dlatego, że nie lubię durnych pomysłów i argument „bo tak” średnio do mnie przemawia.

Tyle teorii, acz praktyka też nie wypada dobrze. Chociaż osią fabuły są pojedynki z kolejnymi Septentrionami, bardzo szybko schodzą one na dalszy plan, przytłoczone konfliktem między Hibikim a Yamato Hotsuinem, dowódcą JP. Tenże konflikt objawia się między innymi tym, że panowie toczą w trakcie walki długie rozmowy (a wszystko wokoło wybucha, z przyjaciółmi włącznie), zamiast zostawić to na później, jak już ewentualnie świat przestanie się kończyć. Zadziwia mnie również, z jaką łatwością Yamato manipuluje bohaterami, którzy do agencji nie należą i na dobrą sprawę w każdej chwili mogą wyjść, trzaskając drzwiami (a wcześniej nawet dać kilku osobom, z Hotsuinem na czele, po mordzie, bo zdecydowanie zasłużyły). Poza tym, przyjaciel zaraz umrze, wiemy o tym, ale stoimy i patrzymy, bo po co ruszyć szanowne cztery litery i pomóc? Jak pomożemy, nie będzie dramatu, a Hibiki nie może funkcjonować bez odpowiedniej ilości traum. Podobnych kwiatków jest znacznie więcej, ale to nie one są największą wadą serii.

Pierwszym poważnym problemem jest brak sensownych wyjaśnień co, kto i dlaczego. Owszem, widz w odpowiednim momencie otrzymuje odpowiedź na pytanie, czym są Septentriony, ale już dlaczego niszczą ludzkość, nie. Warto przy okazji wyjaśnić, że ratowanie świata wygląda w Devil Survivor 2 The Animation dość specyficznie, podobnie jak i sama zagłada nie sprowadza się do czysto fizycznych zniszczeń. Nie chciałabym tu zdradzać zbyt wiele, ale odniosłam wrażenie, że scenariusz, który sprawdził się w przypadku gry, niekoniecznie wypadł przekonująco jako baza anime. Bardzo możliwe, że moje negatywne odczucia wynikają ze zbyt małej ilości informacji udzielanych przez twórców. Chodzi przede wszystkim o to, z jakiego powodu postanowiono zgładzić ludzi, a także o nagrodę, jaką otrzyma wybrany, który pokona demony. Nie wchodząc zbytnio w szczegóły – w zależności od wizji zwycięzcy, ludzkość wróci do normy lub zmieni się, niekoniecznie na lepsze. Skoro więc ostateczny kształt świata i tak zależy od ułomnych ludzi, i nie ma podstaw sądzić, że nagle ktoś stworzy społeczeństwo idealne, po jaką cholerę umożliwiać im popełnianie kolejnych błędów? Skoro po wszystkim i tak w jakimś stopniu wrócimy do punktu wyjścia, to albo wypadałoby rozwalić świat dokumentnie albo darować sobie próbę i zostawić cały ten bajzel, jak jest.

Drugim problemem są bohaterowie – pal licho, że schematyczni, ale przede wszystkim jednowymiarowi. Nie ma tu szarości, wszyscy są czarni lub biali, a na dodatek płascy i otoczeni grubym konturem. Naturalnie trzynaście odcinków to niezbyt dużo, ale da się jakoś zarysować charaktery postaci, przedstawić ich motywację, dodać każdemu cechę, która wyróżni go z tłumu. W przypadku Devil Survivor 2 The Animation nie zrobiono nic z wyżej wymienionych rzeczy, tym samym mordując jedyny potencjał serii. Bohaterowie nie są szczególnie głupi, ale po prostu nudni, nijacy i niewzbudzający żadnych emocji. Zupełną normą jest wprowadzenie do fabuły kogoś tylko po to, żeby w kolejnym lub nawet tym samym odcinku, można go było efektownie zabić. Postaci to pozbawione intelektu i instynktu samozachowawczego mięcho armatnie, zaprogramowane na wygłaszanie wzniosłych przemów. Notorycznym zagraniem twórców jest uśmiercenie osób z otoczenia Hibikiego lub urządzenia na jego oczach rzezi, tylko po to, żeby chłopak w przypływie żałości i smutku mógł popisać się kolejnym poziomem mocy. Wszystkich bohaterów da się określić góra dwoma przymiotnikami i naprawdę nie widzę sensu wymieniać tu z imienia i nazwiska pustych manekinów, którym nie wychodzi nawet jedyny cel życiowy, to jest chronienie innych.

Cóż, Hibiki jako protagonista serii jeszcze wpisuje się w pewne ramy, razem ze wszystkimi swoimi traumami i monologami. Po kilku odcinkach już nawet specjalnie nie irytuje, staje się za to obojętny widzowi. Największym rozczarowaniem anime okazuje się Yamato, który miał zadatki na postać intrygującą, pełną sprzeczności i niejednoznaczną. Niestety, skończył jako klasyczny czarny charakter, owładnięty pewnym marzeniem, co gorsza łatwy do rozgryzienia i przewidywalny w swych działaniach. Ale nie zabrakło przysłowiowego światełka w tunelu – jest nim tajemniczy Alcor, dziwny osobnik, który wydaje się doskonale znać Yamato i szybko zaczyna interesować się Hibikim. Jako jedyny wyraża jakieś bardziej skomplikowane emocje, dzieli się swoimi przemyśleniami i jest po prostu sympatyczny. To autentycznie jedyna postać w całym anime wzbudzająca ciepłe uczucia i przyciągająca widza swoją osobowością. To także jedyne źródło humoru, bo trudno za takie uznać Daichiego – wprowadzony na siłę standardowy element komediowy w postaci wesołkowatego przyjaciela głównego bohatera. Wracając jednak do Alcora – jak na ironię, to właśnie on przejawia największe zainteresowanie ludzkością i troskę o jej los, czego nie musi wykrzykiwać każdej napotkanej osobie w twarz. To widać w jego sposobie bycia, a biorąc pod uwagę, kim jest, w ogóle nie powinien się niczym przejmować, pozostając cichym obserwatorem.

Przejdźmy do nieco przyjemniejszych spraw, a mianowicie oprawy audiowizualnej. Graficznie serial prezentuje się dobrze, chociaż poziom poszczególnych odcinków bywa nierówny i w oczy rzuca się koszmarna grafika komputerowa. Projekty postaci są dość anorektyczne (acz wszystkie panie rysownicy hojnie obdarzyli w okolicach klatki piersiowej), ale staranne i różnorodne. Bywają jednak momenty (na szczęście rzadko), kiedy bohaterowie wyglądają jak kukły pozbawione jakichkolwiek szczegółów. Na uwagę zasługują również projekty demonów – zasadniczo jest to mieszanka mniej lub bardziej znanych istot z różnych kultur (i popkultur), wrzucona do jednego wora. Obok Ateny czy Cerbera znajdziemy tu także panteon hinduski, chiński czy japoński, a nawet istoty pokroju Kota w butach. Ich wygląd jest tak zróżnicowany, jak pochodzenie, dlatego obok dość klasycznych przestawień (na przykład Atena nawiązuje do słynnego posągu Ateny Partenos), możemy zobaczyć także demony przypominające pluszaki. Tła wyglądają dość efektownie, zwłaszcza że mamy do czynienia z krajobrazem miejskim po bitwie – postapokaliptyczne wizje robią duże wrażenie, które potęgują odpowiednie oświetlenia i muzyka. Najgorzej wypadły Septentriony, praktycznie całkowicie wygenerowane przez komputer. Kompletnym kuriozum okazał się pierwszy z nich, przypominający olbrzymiego loda rożka, który pęcznieje i wybucha. Serio, zginąć od eksplozji loda… Tak jakby kreatywność twórców wyczerpała się po rozrysowaniu demonów. Cóż, grafika komputerowa w ogóle jest najsłabszym elementem całej oprawy – brzydka i zupełnie niedopasowana do reszty, psuje ogólny efekt, przywodząc na myśl produkcje sprzed, bo ja wiem, dziesięciu lat. Na plus trzeba za to zaliczyć pojedynki – dynamiczne i z całkiem ładną choreografią – tutaj prym wiedzie jedna z walk z ostatniego odcinka.

Muzycznie jest w porządku, acz bez rewelacji. Ścieżka dźwiękowa wydaje się dobrze dopasowana – kolejne kompozycje sprawnie przechodzą od przeciętnej, będącej jedynie tłem elektroniki, przez dynamiczne utwory z dominantą gitary, po podniosłe filharmoniczne brzmienia. Co istotne, utwory nie wydają się przesadzone i źle dopasowane, w zależności od sytuacji na ekranie idealnie wpasowują się w tło lub budują napięcie, acz z pewnością nie jest to muzyka, którą z przyjemnością widz odsłucha po zakończeniu seansu. Bardzo miło zaskoczyły mnie czołówka oraz ending – Take Your Way Fukase oraz Be Song Riders to energiczne i dobrze zaśpiewane piosenki, na dodatek wzbogacone ciekawą animacją. Zwłaszcza ta druga zapada w pamięć ze swoim spokojnym początkiem i rockowym ciągiem dalszym (na dodatek panowie całkiem dobrze śpiewają po angielsku). W dziesiątym odcinku zamiast Be pojawia się urocza ballada Rin Oikawy Each and All, również warta przesłuchania. Całkiem nieźle spisali się seiyuu, wśród których usłyszymy takie sławy jak Takahiro Sakurai (Alcor), Jun’ichi Suwabe (Yamato), Hiroshi Kamiya (Hibiki) czy Daisuke Namikawa (Jungo, jeden z towarzyszy Hibikiego).

Devil Survivor 2 The Animation to jedno wielkie rozczarowanie, przede wszystkim fabularne. Twórcy zarżnęli absolutnie każdy obiecujący pomysł i zakończyli żałosnym przytupem z zachodem słońca i latającym pierzem. Kolejne działania bohaterów, a także zwroty akcji, można przewidzieć z łatwością, takoż finał staje się oczywisty mniej więcej w połowie anime, o ile nie wcześniej. Nie ma tu nic, co wyróżniałoby ten serial w tłumie podobnych, może poza olbrzymią liczbą nazw demonów (i nie tylko), zaczerpniętych, skąd tylko się da. Za jedyne plusy należy uznać Alcora oraz stronę techniczną anime, acz to zdecydowanie za mało, by marnować czas na trzynaście odcinków pompatycznych przemów o obowiązku i poświęceniu. Nawet nie chcę myśleć, jak w porównaniu ze „zwykłymi” widzami czują się fani gry, na podstawie której powstała seria. Cóż, nie pierwszy to i nie ostatni zmarnowany potencjał, mówi się trudno i szuka kolejnego anime do obejrzenia.

moshi_moshi, 3 sierpnia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Bridge
Autor: Atlus
Projekt: Hatsue Nakayama, Hiroyuki Kanbe, Suzuhito Yasuda
Reżyser: Seiji Kishi
Scenariusz: Makoto Uezu
Muzyka: Koutarou Nakagawa