Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 5/10 grafika: 4/10
muzyka: 5/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 9
Średnia: 6,22
σ=1,99

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Otome Nadeshiko Koi Techou

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 10 min
Tytuły alternatywne:
  • Otome Nadeshiko Love Diary
  • 乙女なでしこ恋手帖
Widownia: Shoujo; Postaci: Artyści, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Realizm
zrzutka

Artysta malarz i jego zagorzała fanka w Japonii epoki Taishou. Tak, o tym na pewno jest powieść pod tym samym tytułem.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Blue_Bell

Recenzja / Opis

Chizuru pochodzi z wpływowej, choć niekoniecznie bogatej rodziny i zupełnie nie przypomina typowej panienki z dobrego domu. Bardzo interesuje ją twórczość nieszczególnie popularnego, ale utalentowanego malarza, Sougetsu Suzumoto, którego portrety młodych smutnych kobiet można podziwiać w jednym z czasopism dla dziewcząt. Sam artysta mimo usilnych prób przekonania go do rysowania weselszych obrazów uporczywie odmawia. Czy zadanie powierzone Chizuru przez ojca zmieni coś w życiu jej i Sougetsu?

Tego, niestety, nie dowie się nikt, kto nie sięgnie po pierwowzór, czyli dwutomową powieść Kunoe Miyamy, gdyż ta miniaturka nie jest jej streszczeniem, a jedynie wstępem do całej historii. Mistrzowie małej formy nawet w czasie dwa razy krótszym są w stanie zamknąć znacznie więcej treści, ale widocznie twórcy tej OAV od samego początku nie mieli zamiaru stworzyć tytułu samodzielnego, a jedynie animowaną reklamę. Problem polega na tym, że nawet w tej roli Otome Nadeshiko… się nie sprawdza. Nie należy wytykać tej produkcji braku konkretnej fabuły, która zapewne pojawia się później, w części obecnie istniejącej tylko na papierze. Główną wadą tego anime jest to, iż nie posiada ono atmosfery, która mogłaby wciągnąć potencjalnego czytelnika w świat powieści i sprawić, żeby ten, kto je obejrzy, był na tyle zainteresowany, by sięgnąć po pierwowzór. Niewykluczone, że sama książka jest ciekawą i przyjemną opowieścią o pierwszej miłości młodej damy w Japonii z początku XX wieku. Być może jest to subtelny i klimatyczny romans, ukazujący kiełkujące uczucie między artystą a jego fanką/muzą. Niestety, wszystko sprowadza się do czystego gdybania i szukania głębi tam, gdzie najprawdopodobniej jej nie ma. Nawet jeśli warto przeczytać powieść, to nie podejrzewam większości fanów gatunku o próby szukania kontaktu z oryginałem, gdyż nie jest to manga, którą mimo nieznajomości języka japońskiego można chociaż przejrzeć, a książka – w dodatku bardzo mało popularna wśród zagranicznych fanów. Przedstawione w zaledwie dziesięciu minutach zawiązanie akcji jest mało pomysłowe i raczej łatwo sobie dopowiedzieć ciąg dalszy, bazując na ogranych schematach gatunkowych, co tym bardziej stawia pod znakiem zapytania sięgnięcie po wersję papierową.

Teoretycznie zdanie lub dwa dałoby się napisać o samych bohaterach. Chizuru jest na pierwszy rzut oka w miarę pewną siebie nastolatką z głową na karku, w niczym nieprzypominającą arystokratycznej mimozy, którą mogłaby być jako panienka z dobrego domu i tytułowa yamato nadeshiko – idealna japońska dama. Natomiast jej idol, Sougetsu, jawi się jako ponury i nieprzystępny osobnik, najprawdopodobniej doprowadzony do obecnego stanu przez bolesną przeszłość. Tak przynajmniej sugeruje króciutka retrospekcja, ale z braku jakichkolwiek dodatkowych informacji trudno stwierdzić, jak poważny jest to przypadek. Końcówka sugeruje, że wymieniona wyżej dwójka będzie miała na siebie większy lub mniejszy wpływ, ale cóż z tego, skoro napisy końcowe pojawiają się, zanim zdążą zamienić chociażby słowo.

Nawet nie bardzo jest na co popatrzeć, bo wprawdzie nieruchome kadry prezentują się całkowicie przeciętnie i na pewno nie odrzucają, natomiast wprawione w ruch pozostawiają sporo do życzenia, boleśnie obnażając niewielki budżet tej produkcji. Pomijam już nawet statyczne ujęcia, których jest tu mnóstwo, ale animacja woła o pomstę do nieba. Bardziej dynamiczne sceny (co gorsza, pojawiające się już na samym początku) to przenikające się stopklatki, mające chyba zastąpić ruch. Potem jest nieco lepiej, bo bohaterowie mówią i poruszają się, nazwijmy to, normalnie, ale nadal szału nie ma. Zupełnie nie pasują do siebie rysowane tła i postaci, o komputerowo animowanych motylach już nawet nie wspominając. Na oprawę muzyczną składa się kilka króciutkich utworów klasycznych o różnym klimacie, ale jednakowo nijakich. Piosenek brak.

Przy tak niewielkiej liczbie sensownych romansów w formie animowanej, każda, nawet najmniejsza produkcja ma szansę zwrócić uwagę zagorzałego fana. Czasem, niestety, trafia się na takie reklamówki, które nie przedstawiają konkretnej historii, a jednocześnie marna z nich rekomendacja, czy to przez ogólną nudę i brak jakiegokolwiek punktu zaczepienia, czy z powodu słabej jakości technicznej. Czy oglądanie Otome Nadeshiko Koi Techou ma jakikolwiek sens? Bez wahania napiszę, że nie, bo mimo krótkiego czasu trwania nie jest w stanie się samo obronić i nie stanowi nawet porządnego wprowadzenia do historii. To tylko dziesięć minut, ale oglądanie tego anime jest kompletnie bezcelowe i naprawdę lepiej nie zawracać sobie głowy tak nijaką rzeczą.

Enevi, 15 maja 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Softgarage
Autor: Kunoe Miyama
Projekt: Rei Touma, Yuusuke Suzuki
Scenariusz: Junko Koumura