Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 5
Średnia: 7,2
σ=0,98

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Cosmo Warrior Zero

zrzutka

Kapitan Warrius Zero. Jedyny człowiek, który może powstrzymać legendarnego pirata, Harlocka.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

W odległej przyszłości postęp technologiczny pozwala ludziom uwolnić się od nieuchronności śmierci i przystosować się do warunków panujących nawet na najbardziej niegościnnych planetach. Czy jednak życie wieczne warte jest zmechanizowanego ciała, sprawiającego, że jego właściciel stopniowo traci człowieczeństwo, zapominając o uczuciach i zmieniając się w perfekcyjną maszynę? Nie wszyscy decydują się na taki krok. Szybko też zaczynają narastać konflikty pomiędzy oboma „rodzajami” ludzi, coraz mniej ich łączy, a coraz więcej dzieli. W końcu wszelka współpraca staje się niemożliwa i wybucha wojna.

Akcja rozpoczyna się niedługo po podpisaniu traktatu pokojowego, kończącego wojnę pomiędzy Ziemią a mechanicznymi ludźmi. Trudno jednak mówić o równych prawach – mechaniczni ludzie mają znaczną przewagę i tak naprawdę to oni dyktują warunki. Nadal też po obu stronach nie brakuje niezadowolonych z obecnego stanu rzeczy.

Kapitan Warrius Zero nie ma już po co wracać na spustoszoną Ziemię, gdzie zginęła też i jego rodzina. Pozostaje w armii, obecnie blisko współpracującej z siłami mechanicznych ludzi. Pewnego dnia dostaje rozkaz, który odmienia jego dotychczasowe życie: ma odnaleźć i pojmać, żywego lub martwego, kapitana Harlocka, najbardziej niebezpiecznego spośród piratów. Armia jest szczodra – Zero otrzymuje z powrotem swój wspaniały okręt z czasów wojny, „Karyu”, może też zachować dawnych oficerów. Ale misja nie będzie prosta. Harlock uchodzi za niepokonanego wojownika, a na pokładzie „Karyu”, gdzie obok siebie muszą pracować ludzie żywi i mechaniczni, co i raz dochodzi do konfliktów…

Dziwaczny, lekceważący sobie obowiązujące obecnie trendy świat, który najbliżej ma do starych serii typu Star Trek, ostentacyjnie i świadomie łamie prawa fizyki. Bohaterowie także są mocno niedzisiejsi – moda na twardych „prawdziwych mężczyzn” i uwodzicielskie dojrzałe kobiety dawno przeminęła, a nieobecność choćby jednego nastolatka w załodze jest po prostu niedopuszczalna. Taka „retro space opera” jest gatunkiem bardzo niszowym i ma niewielką, ale wierną grupę amatorów, dla których Leiji Matsumoto jest jednym z geniuszów anime. Cosmo Warrior Zero uchodzi wśród fanów twórczości tego autora za jeden z najsłabszych tytułów, osadzonych w uniwersum Kapitana Harlocka i Galaxy Express 999. Ja także podchodziłam do niego ostrożnie, mając w pamięci naprawdę nieudaną Gun Frontier, czy bardzo słaby Galaxy Express 999: Eternal Fantasy. Okazało się jednak, że mam do czynienia z produkcją naprawdę przyzwoitą.

Akcja rozgrywa się stosunkowo dawno – na długo przed wydarzeniami z Galaxy Express 999. Przypuszczam, że „wcześniej” od niego lokuje się tylko Maetel Legend, a także Arcadia of My Youth (Gun Frontier tu nie liczę, jako zbyt odrębnej). Trzeba jednak pamiętać, że mówimy tu o Leijim Matsumoto. Rozliczne „tytuły powiązane” można w miarę pewnie umieścić na osi czasowej względem siebie, ale nie tworzą one spójnej całości. Nie dlatego, że autorowi zabrakło cierpliwości i zostawił ordynarne dziury w fabule – to całkowicie świadomy i celowy zabieg, do którego osoby znające jego twórczość są już na pewno przyzwyczajone.

Pojawiają się tu prawie wszystkie postaci, charakterystyczne dla tego świata. Kapitan Harlock jest tu stosunkowo młody i nie nosi jeszcze opaski na prawym oku. Jego statek, „Arcadia”, jest dopiero w planach jego przyjaciela Tochiro, a tymczasem pilotuje on niemal identyczny z wyglądu „Death Shadow”. Emeraldas ma oczywiście swoją „Queen Emeraldas”, która jednak jest tu określona jako statek słabo uzbrojony (co stoi w jawnej sprzeczności z innymi seriami). Pojawia się też przelotnie wieczna podróżniczka Maetel, ubrana w błękit, który dopiero zamierza zamienić na czerń. Tym razem jednak to nie oni są tu głównymi bohaterami.

Wysunięcie na pierwszy plan Warriusa Zero (tak, to nazwisko można było chyba lepiej przemyśleć), jego załogi i statku, jest właśnie tym zabiegiem, który był najgoręcej krytykowany. Pod wieloma względami Zero stanowi odbicie Harlocka – honorowy i bezkompromisowy, dzieli z nim wiele cech charakteru (o wyglądzie nie wspominając, ale to już kwestia kreski). Co więcej, załoga mostka „Karyu” niebezpiecznie przypomina tę z większości opowieści o Harlocku: mamy tu piękną kobietę, zapalczywego młodego oficera, a nawet kartoflowatego kurdupla, obsługującego główne działo. Z kolei z załogi Harlocka pokazywany jest tylko jego pierwszy oficer, natomiast samego słynnego pirata autor wyraźnie starał się trochę odbrązowić i uczynić nieco bardziej ludzkim (kolejna rzecz, która nie spodobała się fanom).

Moim zdaniem jednak jedno i drugie miało uzasadniony fabularnie sens. Harlock jest tu o wiele młodszy niż w innych częściach cyklu – ma więc prawo zachowywać się trochę swobodniej (nawet jeśli chwilami trochę mi to nie pasowało do utrwalonego w mojej pamięci obrazu). Z kolei wprowadzenie postaci kapitana Zero i „Karyu” pozwoliło na umieszczenie na jednym statku obu ras – Ziemian i mechanicznych ludzi, co byłoby niemożliwe na żadnym ze statków Harlocka. Dla znawców dzieł Leijiego Matsumoto zaznaczę, że to jest chyba jakiś punkt zwrotny w jego twórczości. Po raz pierwszy bowiem mechaniczni ludzie nie występują w roli tylko i wyłącznie pozbawionych uczuć potworów, pragnących zmieść życie organiczne z całego Wszechświata. Oczywiście, wcześniej też zdarzały się wyjątki – ale były to właśnie wyjątki, pojedyncze jednostki, najczęściej takie, które mimo mechanizacji „zachowały ludzkie serce”. Tutaj mechaniczni ludzie zostają zrównani z żywymi i motyw współpracy i wzajemnego zrozumienia (nawet jeśli niezbyt oryginalny) jest głównym przesłaniem tej serii. Polityczna poprawność przełomu wieków, czy może dojrzałość artysty, który przestał dzielić świat na czarne i białe? Mimo wszystko jednak „Główny Zły” jest postacią w zasadzie jednolicie czarną.

Fabuła jest równie staroświecka, jak reszta elementów. Bohater musi odkryć, kto jest prawdziwym wrogiem i zmierzyć się z nim, po drodze przekonując skłóconą załogę do wspólnej pracy. Nie ma tu miejsca na żadne niespodziewane zwroty akcji, przypuszczam jednak, że widzowie, którzy przebrną przez pierwszy odcinek, nawet nie będą się ich spodziewać. Stosunkowo słabo uzasadniony jest sam finał – jak z kapelusza zostaje wyciągnięta jakaś planeta, która ma być „ostatnią nadzieją ludzkości” i której w związku z tym należy bronić za wszelką cenę. Dlaczego właśnie tej? Cóż, odpowiedź po części można znaleźć w Galaxy Express 999: Eternal Fantasy, ale z pewnością nie pojawia się ona tutaj.

Animacje komputerowe są obecne, ale na szczęście nie dominują scen z udziałem statków – dlatego całość wypada całkiem efektownie. Kreska jest typowa dla Matsumoto, czyli opiera się na dosłownie kilku typach fizycznych dla głównych bohaterów, którzy z tego powodu wyglądają jak jedna rodzina. Trzeba też być przygotowanym na to, że w rolach drugoplanowych możemy zobaczyć kartoflowate pokraki, charakterystyczne raczej dla projektów z lat 70. Statek Zero, „Karyu”, wygląda w miarę normalnie, „Death Shadow”, jak wspominałam, jest niemal identyczny z „Arcadią”, ale zdecydowanie mniej wycyzelowany, natomiast „Queen Emeraldas” w tym wydaniu mniej przypomina sterowiec, a bardziej – srebrzysty bolid. Muzyka jest dopasowana ładnie do klimatu serii, ale nie wyróżnia się jakoś szczególnie – nie sądzę, by było warto jej słuchać oddzielnie.

Cosmo Warrior Zero nie jest pozycją, która musi się każdemu spodobać. Powtarzam: to anime bardzo niszowe, skierowane do wąskiej grupy odbiorców. Jeśli jednak ktoś zna i lubi inne tytuły z tego cyklu, czas poświęcony tej produkcji nie będzie dla niego stracony. Czy polecałabym go „na początek”? Cóż, jest zdecydowanie mniej hermetyczny od większości produkcji z tego uniwersum i nie wymaga w zasadzie ich znajomości, więc ma szanse przemówić także do widzów spoza wąskiego grona fanów Matsumoto. Ja chyba jednak poleciłabym na pierwszy ogień film Galaxy Express 999 albo trzynastoodcinkową OAV Capitan Harlock: Endless Odyssey.

Avellana, 15 lutego 2006

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Enoki Films, Vega Entertainment
Autor: Leiji Matsumoto
Projekt: Katsumi Itabashi, Katsuyuki Tamura, Keisuke Masunaga
Reżyser: Kazuyoshi Yokota
Scenariusz: Mugi Kamio, Nobuyuki Fujimoto