Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

10/10
postaci: 10/10 grafika: 10/10
fabuła: 9/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,25

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 206
Średnia: 8,57
σ=1,24

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (fm)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

One Piece: Strong World

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 115 min
Tytuły alternatywne:
  • ワンピース ストロング ワールド
Gatunki: Dramat, Przygodowe
Widownia: Shounen; Postaci: Piraci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Supermoce
zrzutka

Piraci w najlepszym jak do tej pory filmowym wydaniu, czyli mamy Odę, mamy kasę na animację i nie zawahamy się ich użyć.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Chudi X

Recenzja / Opis

Latający pirat „Złoty Lew” Shiki, który dwadzieścia lat temu uciekł z Impel Down, odcinając sobie nogi i zastępując je stylowymi mieczykami, pojawił się ponownie, wywołując poruszenie wśród najwyższych rangą oficerów marynarki. Spłatał im spektakularnego psikusa i ponownie zniknął, zaśmiewając się szaleńczo. Pan, który włada mocą diabelskiego owocu lewitacji, zajęty był bowiem wprowadzaniem w życie pewnego planu – nie byle jakiego, a związanego z dobrze nam znanym morzem. Morzem, które samym swoim istnieniem – mimo opinii najsłabszego – zdaje się uwłaczać godności własnej Złotego Lwa. Ma więc Shiki ambicję, ma pomysł, zaopatrzył się w narzędzia, powoduje nim chęć zemsty i sytuacja mogłaby stać się dość nieciekawa dla East Blue, gdyby nie to, że po drodze zachciało mu się jeszcze cudzego nawigatora…

Załogę „Thousand Sunny”, sztuk dziewięć, niepokoją przybyłe wraz z gazetą wieści z East Blue, które stało się celem dziwnych ataków. Luffy i spółka nie zdążyli jeszcze tej informacji dobrze przyswoić, kiedy nad ich głowami pojawił się olbrzymi statek­‑wyspa, a wydarzenia zaczęły gnać na łeb, na szyję. Słomkowi piraci dzięki pani nawigator w porę zauważają, iż nadciąga straszliwy sztorm i uprzejmie powiadamiają o tym Lwa, kapitana owego latającego statku, aby i on zdołał się uratować. Shiki zaś, w podzięce za pomoc, zachwycony zdolnościami Nami, postanawia sobie dziewczynę przywłaszczyć (mam déjà vu), a resztę ferajny z Luffym na czele rzucić na pastwę dzikiego zwierza. W efekcie załoga „Sunny” zostaje podzielona na mniejsze grupki rozsiane po unoszących się w powietrzu dzięki mocy Shikiego olbrzymich wyspach, na których ewolucja fauny podreptała w intrygujących kierunkach. Rozpoczyna się walka o przetrwanie (dzikiego zwierza) i misja ratowania Nami (w wykonaniu Słomkowych Kapeluszy).

Tak zaczyna się dziesiąty z kolei, uznawany za kanoniczny, bo przy jego produkcji czuwał sam Eiichirou Oda, film ze świata One Piece. Trzeba przyznać, że twórcy przyłożyli się do swojej pracy. Oczywiście nie jest to dzieło szczególnie oryginalne ani wybitne fabularnie, ale przecież nie o to chodzi. Ważne jest, aby One Piece pozostał sobą – a z tego film wywiązuje się wręcz znakomicie. Wpisuje się gładko w fabułę serii telewizyjnej, dokładniej – w okres po opuszczeniu Thriller Bark, a przed wydarzeniami na archipelagu Sabaody, nie zmienia postaciom charakteru, nie tworzy cudów­‑niewidów, nie eksperymentuje, a daje po prostu wszystko to, co w One Piece najlepsze. Dostaniemy więc paskudny czarny charakter, któremu trzeba pokrzyżować plany, członka załogi, którego trzeba uratować, oraz walkę na poziomie, do którego przyzwyczaiła nas seria, tylko w skróconej wersji. Fabuła jest więc prościutka, nie ma tutaj nawet co porównywać do, powiedzmy, przygody w królestwie Alabasty (chociaż Luffy i tak zawsze sprowadza wszystko do jednego prostego rozwiązania – skopania tyłka temu, kto zalazł za skórę jego przyjaciołom). Niemniej jednak poprowadzenie w ciekawy sposób prostej opowieści już od dawna było mocną stroną tego tytułu (oczywiście poza niektórymi filmami i zapychaczami z serii telewizyjnej, ale to taktownie należałoby przemilczeć).

Znajdzie się jednak parę wad, raczej drobiazgów, scen lub zjawisk, które trudno wytłumaczyć nawet niesamowitością świata, w jakim toczą się wydarzenia lub po prostu takich, które mają niewiele sensu, jak chociażby Chopper wyczuwający w pokoju pełnym chemikaliów, że ktoś, kto się właśnie w nim pojawił, pachnie chemikaliami… Zastanawiające jest też, że załoga, mam tu na myśli przede wszystkim Robin i Nami, nie zareagowała na przedstawiającego się z imienia Shikiego, było nie było, chodzącej legendy. Powszechnie też wiadomo, że szczegóły i logiczność działania diabelskich owoców nie są dobrymi pomysłami na temat do roztrząsania. Można też przymknąć oko na potraktowanie po macoszemu paru wątków i mniej ważnych postaci, w końcu czas twórcy mieli ograniczony, a film i tak jest dość długi. Właśnie na karby tej długości należałoby złożyć wszelkie niedociągnięcia, potknięcia i przemilczenia, ostatecznie jest to też coś, co łatwo wybaczyć, szczególnie w świetle zapierającej dech w piersiach całości. Rozczarowała mnie praktycznie tylko jedna scena, banalna, przewidywalna i „wzruszająca”, jak z przypowiastki dla maluchów. Trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać.

Główni bohaterowie są tacy sami, więc wydawałoby się, że nie potrzeba już o nich pisać, ale należałoby zwrócić uwagę na fakt, że w tak krótkim czasie twórcom udało się oddać charakter postaci tak, iż autentycznie można było poczuć, że to ta sama osoba. Luffy na potrzeby filmu nie traci siły i nie staje się workiem treningowym dla jakichś przygodnych słabeuszy, jak to czasami ma miejsce, gdy w grę wchodzi własna inwencja twórcza scenarzystów. Jest tak silny, jak był w tym momencie serii, w który wpasowuje się Strong World, ponadto jest też tak samo radosny, tak samo lekkomyślny i dokładnie tak samo wściekły i nieustępliwy, gdy zranić jego przyjaciół. Reszta załogi, poza Nami, na której skupia się fabuła, czasu antenowego dostaje po równo, nie za dużo, ale też nie za mało, chyba każdy miał swoje pięć minut na pokazanie, że nie zardzewiał. Charaktery też pozostają niezmienione – Zoro nadal gubi się na prostej drodze i żre z Sanjim, ten ostatni ma w głowie tylko Nami i Robin, Usopp i Chopper robią za tchórzy z odważnym sercem, Brook się relaksuje, Franky ćwiczy swój umysł wynalazcy na przygodnych zwierzętach, a Robin wciela się w rolę Ann Darrow. Czy coś w tym stylu. Najwięcej, jak już było wspomniane, dostaniemy pani nawigator. Zasadniczo jest to ta sama postać, jednak – biorąc pod uwagę, ile było potrzeba, aby się w końcu złamała w odcinkach z Arlongiem – tutaj przedstawiono ją jako nieco słabszą psychicznie. Ale tylko odrobinę. Główny zły i jego dwaj pomagierzy to zaś najgorszy kabaret, jaki kiedykolwiek widziałam. Tercet amoralnych parszywców ubranych w szaty komików, wydurniających się, a między wygłupami planujących zagładę sporej części ludzkości. Sam Shiki jest legendarnym piratem i typowym antagonistą z One Piece, który poza byciem podlecem ma też własną historię i sporo korsarskiego charakteru. Ponadto włada mocą Fuwa Fuwa no Mi, czyli owocu, który pozwala mu na latanie i unoszenie w powietrzu każdego martwego przedmiotu, jeśli tylko uprzednio go dotknie.

Osobną kwestią są stroje bohaterów, nasza załoga bowiem występuje w kreacjach, w jakich jej do tej pory nie widywaliśmy. Przebierają się wszyscy, zmieniając nakrycia głowy, koszule, kamizelki, spodnie, majtki… Tak, nawet Franky pokazuje, że garderobę ma bardziej rozbudowaną, a tyłek też potrzebuje zmian. Co prawda niektóre elementy strojów są cokolwiek dziwaczne, a ich funkcjonalność pozostaje tajemnicą, ale powiew świeżości, jaki wprowadzają, zdecydowanie zalicza się na duży plus filmu. Do przebieranek Nami i Robin widz jest już przyzwyczajony, więc tu nie będzie zaskoczenia (ewentualnie zastanowić się można, czy ich ciuchy nie stały się przypadkiem jeszcze bardziej skąpe niż dotychczas), na zmianie stylu za to stanowczo zyskali Sanji, Brook, Usopp i Zoro. Owszem, w serii też zdarzało się im zakładać rozmaite ubrania, ale tutaj panowie wyglądają całkiem inaczej, ciekawiej, niektórzy bardziej męsko, niektórzy bardziej… egzotycznie i przyjemnością było studiowanie każdego nowego płachetka materiału. Wielka przebieranka na finał to zaś pokazowy przykład stylu i elegancji, w jakiej naszej załodze, o dziwo, do twarzy. Nie będę nawet wypominać sandałów i słomkowego kapelusza do garnituru, bo, wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi i szaleńczo błyskającym lampkom ostrzegawczym ogólnie pojętego gustu, to po prostu Luffy’emu pasuje.

Pamiętacie, jak jakość grafiki skacze z lepszej na gorszą w serii? Pamiętacie, jak wyglądała w niektórych momentach podczas historii walki z CP9, a jak w najlepszych scenach mających miejsce podczas walki w Marineford? Przypomnijcie sobie tę ostatnią, pomnóżcie jej jakość razy dwa, a otrzymacie coś, co jako tako oddaje klasę tego, co dostajemy w recenzowanym filmie. Animacja tutaj bowiem przewyższa nawet tę z najbardziej dopieszczonych fragmentów najnowszych odcinków serii telewizyjnej. Trudno powiedzieć, co bardziej zachwyca: animacja postaci czy tła. Wyspy, na których toczy się akcja, mają różne klimaty (wyłączmy logiczne myślenie i przez chwilę napawajmy się pięknem pejzaży), będziemy podziwiać zimowy krajobraz, przepyszną czerwień jesiennych liści czy wiosenne kwiaty, a wszystko oddane z taką pieczołowitością, że dla samej grafiki można ten film oglądać kilka razy. Zieleni tutaj nie da się opisać, ją trzeba zobaczyć, te listki, źdźbła traw czy światło przebijające się przez gęste konary drzew i padające na paprocie. Również budynki są porządnie i ładnie rysowane, z przykuwającymi uwagę wnętrzami, co w One Piece jest rzadkością. Czasami jednak graficy zapędzają się i w małej i biednej chałupce możemy zobaczyć piękny wielobarwny dywan, który nie dziwiłby swoją obecnością w pałacu. Kolory są soczyste i mocne, a wszelkie przedmioty wyglądają naprawdę jak rzeczy, których się używa, które można w każdej chwili poruszyć, a nie jak przylepione na stałe do tła niewyraźne bryły. Animacja także zachwyca. Potężne fale przewalające się podczas cyklonu, animowanie każdej mróweczki z osobna czy spektakularny aż do przesady Gear Second niech służą za przykłady i zaostrzają apetyt. Postaci mają lepszą koordynację ruchową, każdy najdrobniejszy gest wypada naturalnie, tak więc walczący bohaterowie stają się ucztą dla oczu. Scenę krótkiej konfrontacji Brooka z… pewnymi przeciwnikami uważam za najlepiej pokazaną walkę, w jakiej ta postać kiedykolwiek uczestniczyła, nawet jeśli to były tylko sekundy. Mieszane uczucia mam tylko w przypadku projektu Nami. Pani nawigator ma delikatniejsze rysy, szczuplejszą twarz, mniejsze, ale bardziej „typowe” oczy – z wyraźnie zaznaczonymi źrenicami i tęczówkami oraz odbijającym się w nich światłem, czyli takie, jakie mają tabuny innych panienek w anime. Wygląda przez to jak ładne, słodkie dziewczę, do czego z początku trudno było mi się przyzwyczaić.

Oprawa dźwiękowa zasługuje na wyróżnienie, a tym, co należałoby chyba docenić szczególnie, były odgłosy wydawane przez stworzenia zamieszkujące unoszone mocą Shikiego wyspy. Nie brzmiały one bowiem jak gaworzący do mikrofonu ludzie, ale jak autentyczne, potworne i niebezpieczne zwierzęta. Jeśli z ciemności nocy dobiegłby nas taki ryk, moglibyśmy mieć problem z zachowaniem naszego serca w klatce piersiowej. Muzyka jest charakterystyczna, wpadająca w ucho, trochę inna niż w serii, egzotyczna czy wręcz „dzika” (nie mylić z agresywnym łomotem), dynamiczna, szybka – w rytm fabuły i równie porywająca. Melodia na początku jest tego najlepszym przykładem. Nieco mniej ciekawie, ale nadal dobrze prezentuje się Fanfare Mr. Children, utwór towarzyszący napisom końcowym, ale to typ piosenki, która dopiero w miarę wsłuchiwania się w nią, zaczyna się podobać coraz bardziej.

Film umiejętnie nawiązuje do historii świata One Piece. Z Shikim wiąże się cała historia, w którą zamieszane było kilka znanych i ważnych osób, a z której jednak tutaj zobaczymy tylko bardzo krótkie migawki (więcej zostało przedstawione w Strong World – Episode 0). Jednak nawet one nadają filmowi spójności i wsparcia w formie rozległego tła historycznego. Odkrywają też niewielką kartę z życia pewnej osoby, którą można dołożyć do puzzli, z jakich cały czas składana jest przeszłość tego świata i jego mieszkańców (tak aktualnych jak i byłych). To właśnie jest jedna z tych rzeczy, które w tym tytule fascynują mnie najbardziej.

Melmothia, 26 czerwca 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Eiichirou Oda
Projekt: Eiichirou Oda
Reżyser: Munehisa Sakai
Scenariusz: Hirohiko Uesaka
Muzyka: Kouhei Tanaka, Shirou Hamaguchi