Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 16
Średnia: 7
σ=1,84

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Saint Seiya: Soul of Gold

zrzutka

„Życie po śmierci” złotych rycerzy i jeszcze jedna wizyta w Asgardzie, czyli całkiem udana produkcja z cyklu o przygodach rycerzy Zodiaku.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Po zbiorowym samobójstwie w finale drugiej serii Saint Seiya: Meiou Hades wydawało się, że złoci rycerze to temat zamknięty. Z drugiej strony, co jak co, ale ten tytuł słynie ze zmartwychwstań, więc chyba tylko naiwny mógł uznać, że więcej już złotej ekipy nie zobaczymy. Okazało się, że faktycznie, najpierw dostaliśmy serię The Lost Canvas o przygodach poprzedniej generacji (wśród nich znanego nam już dobrze Douko), a po kilku latach – zupełnie nową opowieść, której fabuła rozgrywa się niedługo po Meiou Hades.

Aiolia, złoty rycerz Lwa, budzi się w nieznanym mu miejscu. Ostatnim, co pamięta, jest jego śmierć, toteż nie bardzo rozumie, co się stało. Wtrącony do więzienia, spotyka tam kobietę imieniem Lyfia, od której dowiaduje się, że znalazł się w Asgardzie. Jak się okazało, w królestwie Odyna zaszły pewne zmiany – sam główny bóg gdzieś się zapodział, a pełniącą obowiązki jego rzeczniczki Hildę Polaris zastąpił bliżej nam do tej pory nieznany Andreas Dud… znaczy, Andreas Lise. Ów drań kokietuje wszystkich ładnymi słowami i miłymi gestami, ale ponoć knuje coś podłego, czemu Lyfia, służka Hildy, starała się zapobiec. Aiolia, mający poważniejsze problemy na głowie, początkowo zbywa prośby o pomoc milczeniem, jednak rycerska natura nie pozwala mu pozostawić damy w opresji, co prowadzi z kolei do walki ze sługami Andreasa. Cóż, przynajmniej w tym temacie nasz Lew nie ma wielu wątpliwości, bo do bitki zawsze był skory.

Szybko okazuje się, że w Asgardzie pojawili się także inni złoci rycerze. Ich podejście do nagłej rezurekcji jest różne. Jedni, jak Muu czy Shaka, próbują zrozumieć, co się stało. Inni, jak Aldebaran lub Maska Śmierci, po prostu cieszą się życiem, zostawiając główkowanie reszcie. A zło nie śpi, na dodatek dowiadujemy się, że zyskało sojuszników także wśród przebudzonych złotych rycerzy. Służący Andresowi Boscy Wojownicy to pierwsza liga i nawet dla najlepszych spośród obrońców Ateny mogą stanowić wyzwanie. Co więcej, niektórych z naszych bohaterów ścigają nie tylko asgardzcy wojowie, ale także demony z ich własnej przeszłości.

Saint Seiya: Soul of Gold to seria zrobiona dla starych fanów cyklu. Widzimy tu znane i lubiane postaci, które w większości poprzednich serii odgrywały role drugoplanowe, a teraz nareszcie dostały cały czas ekranowy tylko dla siebie. Całość napakowano odniesieniami do wydarzeń ze starych anime, a wisienką na torcie jest umiejscowienie akcji w Asgardzie – to notabene już trzecia historia, po części pierwszej serii telewizyjnej i drugim filmie kinowym, która toczy się w tym miejscu. W przypadku ważniejszych rycerzy dostajemy trochę wspomnień z ich życia (jak choćby kwestia Aiolii i Aiolosa), a nawet zamknięcie pewnych wątków, trwających od dawna (vide stosunek Aiolii do Shury). Bohaterowie są tacy jak zawsze, większych zmian w ich osobowościach nie odnotowałem. Miłą niespodzianką jest, podobnie jak w serii Meiou Hades, obecność w ich gronie Douko w jego „rycerskiej” postaci. A dodam, że to nie koniec listy bohaterów z dawnych serii, których tu zobaczymy…

Choć ekipa złotych rycerzy liczy dwunastu wojowników, fabuła na pierwszy plan wysuwa Aiolię, najmłodszego oraz najbardziej zapalczywego z nich i pewnie przez to najlepiej nadającego się na protagonistę. Ale nawet przy tym założeniu Aiolia różni się jednak od np. Seiyi – stara się myśleć, słucha starszych i mądrzejszych od siebie, a w sytuacjach beznadziejnych rezygnuje i szuka innego wyjścia, zamiast tłuc głową (albo meteorami Pegaza…) o ścianę. Rolą Lyfii jest chodzić za nim krok w krok i przypominać o tym, że nad Asgardem wisi zło – przynajmniej do czasu, bo widz szybko spostrzega, że ta postać coś ukrywa. Trzeba przyznać, że twórcom udało się tu zafundować widzom pewną niespodziankę.

Tradycyjnie w przypadku Saint Seiya trudno więcej powiedzieć na temat przeciwników – są podobierani tak, aby mocami pasowali do tych, z którymi walczą. Fabuła jako tako daje tło tylko niektórym z nich. Oczywiście nie należy oczekiwać tu czegoś odkrywczego, chyba tylko w przypadku Surta i jego relacji z Camusem dostajemy coś, co może jako tako widza zaskoczyć. A sam arcywróg? Cóż, nic specjalnego, przypomina nieco Hadesa. Przez większość czasu robi niewiele, siedzi, knuje, a potem trzeba się z nim długo naparzać, bo naturalnie okazuje się solidnie napakowany.

Być może trochę się nabijam, ale z drugiej strony obejrzałem tę serię całą i dobrze się bawiłem. Liczy ona tylko trzynaście odcinków, przez co jest zwięzła i konkretna. Walki w większości lecą szybko, bez przesadnych dłużyzn, choć oczywiście nie brak sytuacji, kiedy przed wymianą ciosów bohaterowie muszą wymienić się swoimi dramatami – na szczęście to bardziej wyjątki od reguły niż obowiązkowy element każdego pojedynku. Te mieszczą się generalnie w konwencji – łup, trzask, bum, płoń, mój Kosmosie, i po krzyku. Znamy to? Znamy. Lubimy? Pewnie tak. Dlatego mimo ewidentnej szablonowości, nie zawaham się nazwać Saint Seiya: Soul of Gold fajnym anime. Zwłaszcza że obsada składa się bez wyjątku z przepakowanych badassów, którzy świecą swoją wspaniałością jak reaktor atomowy. Już kiedy czytałem mangę Saint Seiya: Episode G, miałem nadzieję, że ktoś kiedyś zrobi anime skoncentrowane wyłącznie na złotych rycerzach.

Seria wychodziła jako ONA, co zapowiadało poniekąd, że wielkiego budżetu nie dostanie. Wraz z faktem, że kolejne odcinki pojawiały się co dwa tygodnie, niepokojąca wizja déjà vu z porażki pt. Sailor Moon Crystal stawała się całkiem realna. Owszem, anime na pewno nie może poszczycić się wymuskaną grafiką i jakością, którą pamiętamy z serii Meiou Hades czy The Lost Canvas. Ale nie jest też tak źle, na moje oko miejscami nawet dużo lepiej niż w serii telewizyjnej Saint Seiya Omega, która była wręcz kopalnią animacyjnych bubli. Tutaj wpadki zdarzają się relatywnie rzadko, natomiast miłe dla oka są projekty zbroi, zwłaszcza w ich ostatecznych formach. Projekty postaci zachowano bez większych zmian względem starszych serii – co mnie osobiście cieszy, gdyż ma to swój styl i klimat.

Opening uradował moje serce – jest to bowiem stare dobre Soldier Dream w nowym, ale wiernym tradycji wykonaniu (co cieszy tym bardziej, gdy porównamy go z nieudaną interpretacją Pegasus Fantasy, jaką zafundowano nam w Saint Seiya Omega czy engrishem z piosence z The Lost Canvas). W anime słyszymy zaś dużo podniosłej i klimatycznej muzyki, świetnie oddającej jego nastrój – cóż, zawsze uważałem, że jedną z największych zalet anime o rycerzach Zodiaku była oprawa dźwiękowa. Tradycyjnie endingiem jest wolniejszy i bardziej refleksyjny kawałek, choć patosu i mocy znanych choćby z Blue Dream mu jednak brakuje.

Nie mam do tej serii pretensji – dostałem dokładnie to, czego chciałem, i dobrze się przy tym bawiłem. Jeśli więc wciąż czujecie sympatię i jakiś sentyment (bo co tu kryć, on odgrywa wszak niebagatelną rolę) do historii o rycerzach zodiaku, to mogę z pewną dozą pewności założyć, że ta seria was nie zawiedzie, tak jak nie zawiodła mnie.

Grisznak, 31 października 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Bridge, Toei Animation
Autor: Masami Kurumada
Projekt: Fumitoshi Oizaki, Hideyuki Motohashi
Reżyser: Takeshi Furuta
Scenariusz: Toshimitsu Takeuchi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Saint Seiya: Soul of Gold - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl