Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 32
Średnia: 6,88
σ=1,36

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Tablis)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Brotherhood: Final Fantasy XV

Rodzaj produkcji: seria ONA (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 5 (12 min, 15 min, 14 min, 18 min, 12 min)
Tytuły alternatywne:
  • ブラザーフッド ファイナルファンタジーXV
Postaci: Księżniczki/książęta; Pierwowzór: Gra (RPG); Miejsce: Świat alternatywny
zrzutka

Reklamująca grę seria ONA, którą da się z przyjemnością oglądać?! Świat się kończy…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Bortak42

Recenzja / Opis

To się nie zapowiadało dobrze, oj nie.

Po pierwsze: równoległy prolog do gry Final Fantasy XV – film Gwardia Królewska – dobitnie udowodnił, że ludzie, którzy potrafią robić animowane wstawki do jRPG, i ludzie, którzy potrafią robić pełnometrażowe filmy, to nie są te same grupy ludzi. Square­‑Enix (a właściwie w tamtym okresie samo Square) już wcześniej próbowało swoich sił w branży filmowej, a efekt – Wojna Dusz dawał już podstawy do postawienia tej hipotezy, której Gwardia Królewska jest potwierdzeniem. Jakoś nigdy im nie szło, więc dlaczego nagle miałoby zacząć?

Po drugie: jeśli czegoś można być pewnym w przypadku studia A­‑1 Pictures, to że jeśli zamówi się u nich bezpłciowe i szablonowe anime, to się je dostanie. Square­‑Enix przynajmniej animatorów ma dobrych, i czego złego by o ich filmach nie mówić (a można wiele…), są one efektowne. Kooperacja z A­‑1 Pictures dała okazję, aby połączyć najgorsze elementy z obu światów. To bardzo miło, że Brotherhood można legalnie obejrzeć w sieci, i to z oficjalnymi angielskimi napisami, ale darmowość oznacza jedynie, że zysk korporacji musi kryć się gdzie indziej, w tym przypadku w promowaniu Final Fantasy XV. A­‑1 Pictures to idealni wykonawcy takiego wyrachowanego zlecenia.

Po trzecie: o ile Final Fantasy XV jest ogólnie chwalone, to w powszechnej opinii fabułę ma niedopracowaną. Początkowo ważne wątki znikają w próżni, a teoretycznie całkowicie opcjonalne dodatki, czyli Kingsglaive oraz Brotherhood, w praktyce są niezbędne, żeby cokolwiek zrozumieć. Był to zresztą jedyny powód, dla którego uniżenie się kłaniający recenzent w ogóle się zabrał za seans, jak się okazało z zaskakująco nieopłakanym skutkiem, czego jednak po pierwszym odcinku wywnioskować było nie sposób.

Po czwarte zaś i ostatnie: pierwszy odcinek zaczyna się sensownie, ale kończy tak, że można nabrać ochoty na rzucenie tego w diabły. W pierwszej połowie jest dobrze: czwórka pięknych chłopców jedzie przez krajobraz kojarzący się z amerykańską prerią i toczy niezobowiązujące rozmowy, podczas których poznajemy ich bliżej – ot, kino drogi w pełnej krasie i doskonały punkt wyjścia do dalszego rozwoju opowieści. Niestety, jednego z czwórki kompanów i protagonistę gry księcia Noctisa dopadają demony przeszłości w postaci… demona, którego spotkał w przeszłości. Bohaterowie najpierw bez większych trudności oraz bez krzty emocji u widza likwidują zrobotyzowane mięso armatnie, które blokuje im drogę, po czym Noctis i demon skaczą sobie do gardeł, w którym to momencie odcinek mało gustownie się kończy. Następny zaś zaczyna się w stylu „a teraz coś z kompletnie innej beczki”, czym wzbudził w chylącym głowę recenzencie ciąg myśli zaczynający się od: „Co do diabła?!”, a kończący na: „Aha, aby zobaczyć finał, pewnie trzeba kupić grę, na co ja tracę czas?”. Wniosek był mylny, po trzech odcinkach badających zawartość innych beczek w ostatnim fabuła jak gdyby nigdy nic wraca do tej sceny i kończy cały wątek, wzbudzając w pierwszej chwili nawet większą konfuzję, niż gdy nagle go porzuciła.

Środkowe epizody są o niebo lepsze. Każdy z nich zaczyna się od jakiegoś drobnego wydarzenia podczas podróży bohaterów, po czym cofa nas w przeszłość, by ukazać początki przyjaźni Noctica z jednym z trzech pozostałych kompanów. To sprytne, bo przedstawia zarówno początek relacji, jak i jej stan dzisiejszy, co naturalnie pobudza wyobraźnię do odtworzenia ciągu przyczynowo­‑skutkowego i gdybania, co mogło się dziać pomiędzy.

Najmilsze wrażenia wzbudza odcinek numer dwa – historia Prompto, przyjaciela Noctisa z czasów szkolnych. W tym przypadku nie tylko relacja z Noctisem, ale i charakter tego bohatera zmienia się znacząco, co pozwala go ujrzeć z nowej perspektywy. Historyjka jest banalna, co nie przeszkadza – młody grubasek Prompto znajduje rannego pieska, co w niespodziewany sposób zbliża go z Noctisem, który okazuje się powiązany z właścicielką zwierzaka. Jako chłopak nieśmiały, Prompto dochodzi do wniosku, że nadwaga czyni go niegodnym księcia, tak więc postanawia determinacją i codziennym wysiłkiem zbudować męski sześciopak. Niestety jego strategia jest fikcyjna – trenując bieganie jak on, można co najwyżej upodobnić swoją sylwetkę do kangura, a nie wyhodować sześciopak, o czym piszący z oddaniem wie co nieco z praktyki, niemniej opowieść wzbudza emocjonalny rezonans. Jest prosta, momentami może nieco naiwna, ale ogólnie nie jest głupia i unika przesłodzenia, a urok pięknych chłopców pozwala się przy niej dobrze bawić.

Następna z opowieści dotyczy Gladiolusa, kolejnego z czwórki przyjaciół, ale także oficjalnego ochroniarza Noctisa. Ponownie historia nie porywa oryginalnością – jego młodsza siostra Iris podczas wizyty w pałacu dostaje małpiego rozumu i biegnie za kotem na zatracenie. Noctis to zauważa i biegnie za nią, a jego zachowanie podczas awantury, którą to się kończy, poprawia zdanie Gladiolusa o młodym księciu. Akcja jest taka sobie, ale nie o nią chodzi, tylko przedstawienie postaci oraz ich interakcji. Może i to banał, ale zgrabnie zrealizowany.

Ostatnim z kompanów jest doradca Noctisa – Ignis, który w praktyce bardziej niż doradzaniem mu zajmuje się jego niańczeniem. Nie jest to łatwa robota, jako że Noctis to nadwrażliwiec ze skłonnościami do użalania się nad sobą. Na szczęście te cechy nie są rozwinięte w stopniu, który byłby irytujący dla widza, co więcej seria nie traktuje go bezrefleksyjnie, sugeruje bowiem, że dorastanie w arystokratycznym otoczeniu faktycznie mogło wpłynąć na spaczenie jego psychiki. Epizod jest nieco bezbarwny, bo Ignis wykazuje w stosunku do Noctisa anielską cierpliwość, ale drobne gesty, jakimi okazuje swoje oddanie, ładnie szkicują tę postać.

Cyzelujący te słowa przeżył spore zaskoczenie przy ostatnim odcinku, który okazał się kontynuować słabość finału pierwszego. Biją się i z grubsza tyle – tak to można podsumować, co średnio pasuje do głównej części serii, jakby nie patrzeć skupionej na sprawach obyczajowych. Walka pozwala dość dokładnie obejrzeć mechanikę gry przeniesioną na srebrny ekran, ale jest rozwleczona – krótki pojedynek zawarty w odcinku trzecim robi ogólnie lepsze wrażenie. Twórcy próbują za to zarysować relacje między Noctisem a jego ojcem – królem Regisem, co nie wypada źle, ale brakuje temu motywowi uwagi, jaką środkowe odcinki poświęcają bohaterom.

Całości pomaga stylistyka i projekty zaczerpnięte z gry – jest trochę fantasy i magii, trochę science­‑fiction, krajobrazy wyraźnie inspirowane amerykańskim interiorem, jak też typowo współczesna moda widoczna w stylu bohaterów, składają się na złożone i dopracowane tło dla wydarzeń. Tło, które się nie narzuca, i chyba dobrze. (Jeśli ktoś chce efektowności, jest w końcu Gwardia Królewska, której niewiele to pomogło). Muzyki nie ma za dużo, ale też ładnie nawiązuje do serii Final Fantasy i stawia na z klasą wykorzystany fortepian.

Dziw wielki bierze, że Brotherhood skończyło jako dobre anime. Sekretem zdaje się wzięcie prostego, nieprzekombinowanego pomysłu i jego zrealizowanie bez ekstrawagancji. Jedyne udziwnienie – czyli podział fabuły między pierwszym i ostatnim odcinkiem, to też najgorszy element serii, ale da się go przeżyć, bo początek przez pierwszą, podróżniczą połowę ogląda się bardzo sympatycznie, a końcówka serii jest jeszcze ciągnięta rozpędem całości. Jako przynęta do kupna Final Fantasy XV, Brotherhood działa okrutnie skutecznie – mamy drogę, samochód, mamy budzących sympatię pięknych chłopców i aż chce się z nimi spędzić jeszcze trochę czasu. Kłaniający się do stóp recenzent się złapał, ale i dla niezainteresowanych grą obejrzenie tych epizodów nie będzie stratą czasu.

Tablis, 5 stycznia 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Autor: Square Enix
Projekt: Akira Takada, Asami Komatsu, Kouta Michishita, Shin'ichi Kurita, Takushige Norita, Yuusuke Naora
Reżyser: Souichi Masui
Scenariusz: Yuniko Ayana
Muzyka: Susumu Akizuki, Yasuhisa Inoue