Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 10/10 grafika: 5/10
fabuła: 10/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 16
Średnia: 7
σ=1,12

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Karo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Planet With

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • プラネット・ウィズ
Gatunki: Przygodowe
zrzutka

Kosmiczna inwazja, organizacja broniąca ludzkości, wielkie roboty i nastolatek na drodze zemsty. Ograny schemat w wyjątkowo autorskim wydaniu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Planet With to jeden z tych tytułów, o których trudno pisać w oderwaniu od autora. Satoshi Mizukami – pomysłodawca i kierownik projektu – nie jest legendą ani objawieniem branży, a jego nazwisko raczej nic nie mówi osobom spoza fandomu. Ma on jednak grupę fanów niezwykle oddanych, często darzących jego twórczość uwielbieniem i promujących ją przy każdej okazji. Uwagę zwraca też fakt, że choć wcześniej Mizukami znany był wyłącznie jako mangaka, tutaj otrzymał stanowisko scenarzysty i współreżysera nawet nie ekranizacji którejś z jego prac, ale serii oryginalnej, co w tym przemyśle jest nieczęstą sytuacją. Miłośnicy autora, od lat domagający się animowanej wersji Hoshi no Samidare, zamiast tego dostali więc zupełnie nową historię.

Nie wiem, co fani Mizukamiego widzą w jego twórczości, ale mnie podoba się swoboda, z jaką porusza on całkiem ambitne zagadnienia, nie popadając w górnolotne filozofowanie. Jak chyba każdy odbiorca kultury, lubię czasem poczuć się mądry i sięgnąć po coś skłaniającego do interpretacyjnego wysiłku. W przypadku anime zapewniających takie doznania nieraz mam wrażenie, że na rzecz elementów stymulujących intelektualnie poświęcone zostają te angażujące emocjonalnie. Texhnolyze, Ergo Proxy czy Mawaru Penguindrum cenię za przesłanie, które z równą przyjemnością zgłębiałbym, gdyby podane było w formie wiersza lub eseju. Alegoryczny dystans, jaki te serie narzucają, utrudnia mi bowiem uznanie ich za pełnoprawne utwory fabularne. Tymczasem Mizukami ma talent do łączenia składników efektownych i przystępnych z tymi wymagającymi nieco wnikliwości. Tak jak we wspomnianym Hoshi no Samidare dotykał kwestii przepracowywania traumy, akceptowania śmiertelności i dorastania do odpowiedzialności, a w późniejszym Spirit Circle – problematyki sprawiedliwości dziejowej, przeznaczenia i wolnej woli, tak w Planet With opowiada m.in. o konflikcie biologii z wychowaniem, istocie wojny i nauce przebaczania. Choć brzmi to pompatycznie i zagmatwanie, zapewniam, że scenarzysta kreśli te wątki z większym wyczuciem niż ja, obudowując je wartką intrygą, sympatycznymi postaciami oraz dużą dozą humoru, dzięki czemu przesłanie jest wręcz opcjonalne, a fabuła nawet traktowana powierzchownie pozostaje zrozumiała i zapewnia przyzwoitą rozrywkę. Lubi on też korzystać z ogranych konwencji gatunkowych, które traktuje przewrotnie, lecz bez ironicznej samoświadomości, pozwalającej zaszufladkować jego dzieła jako parodie czy dekonstrukcje.

W Planet With oglądamy, jak Ziemia zaatakowana zostaje przez międzyplanetarne ugrupowanie Nebula. Kiedy obrona militarna okazuje się bezsilna, do walki z najeźdźcami staje organizacja Grand Paladin, zrzeszająca osoby o silnych zdolnościach parapsychicznych, umożliwiających materializowanie broni w postaci wielkich robotów. Nie jest to jednak opowieść o nich. Głównym bohaterem jest bowiem nastoletni Souya Kuroi, który na skutek pewnych traumatycznych przejść cierpi na amnezję, a rodzinę zastępuje mu dwójka osobliwych opiekunów: ekstrawertyczna pokojówka Ginko oraz antropomorficzny kot, nazywany przez domowników Sensei. Niebawem nieprzypadkowe działania współlokatorów chłopaka sprawiają, że zostaje on bezpośrednio uwikłany w walkę pozaziemskich agresorów i obrońców ludzkości. Odzyskawszy dzięki temu część wspomnień, odkrywa, że to moce tych drugich winne są jego życiowej tragedii. Podejmuje więc zamiar dokonania brutalnej zemsty, przy czym wspólny wróg nie czyni go sprzymierzeńcem Obcych, mających cele bardziej złożone niż zbrojna inwazja.

Choć oś fabuły stanowi zemsta głównego bohatera, żaden z drugoplanowych wątków nie pozostaje przypadkowy ani potraktowany skrótowo. Na trzy strony konfliktu o zrozumiałych, ale niedających się pogodzić przekonaniach składa się więc czternaście postaci – każda mająca jasno zarysowaną przeszłość, zmieniające się w czasie motywacje oraz rolę do odegrania zarówno w fabule, jak i w końcowym przesłaniu. Prześledzimy tu przebieg międzyplanetarnego sporu, poznając historię, kulturę, sytuację polityczną, a nawet anatomię niejednej pozaziemskiej rasy. Wszystko w ramach trzech integralnych rozdziałów, zawierających m.in. kilka ideologicznie podbudowanych batalii, kilka obszernych retrospekcji oraz kilkuletni przeskok czasowy. Znając fabularne przewinienia współczesnych anime, chciałoby się napisać, że dwanaście odcinków to za mało na przedstawienie tak złożonej intrygi… i byłoby to karygodne przekłamanie. Jakbym bowiem nie analizował scenariusza Planet With, nie potrafię wskazać żadnych technicznych uchybień. Podczas oglądania ani razu nie pomyślałem, że metraż jest niewystarczający, że muszę sobie dopowiadać jakieś fakty albo że twórcy podają je w nienaturalny sposób; że którakolwiek postać jest zbędna lub że postępuje niezrozumiale czy sprzecznie z jej wcześniej ustalonym charakterem. Przy takim ogromie treści seria nie przytłacza też tempem i znajduje czas na niezobowiązujące gagi, momenty refleksji między emocjonującymi starciami, a także na ukazanie codziennego życia bohaterów, kreśląc ich relacje bardziej przekonująco niż wiele szkolnych romansów.

Imponujące, że seria o takim natężeniu atrakcji nie korzysta z wyszukanych chwytów narracyjnych. Nie uświadczymy tu zaburzeń chronologii, ukazywania zdarzeń z różnych punktów widzenia czy zawiłej symboliki, a okazjonalne gry z konwencją, takie jak np. schemat potwora tygodnia w pierwszych odcinkach, służą raczej żartobliwemu puszczaniu oka niż metafikcyjnym komentarzom. To w gruncie rzeczy dość szablonowa historia – z wyraźnym głównym wątkiem, jasnym motywem przewodnim i niemal klasyczną trójaktową strukturą. O jakości scenariusza świadczy nie oryginalność, a warsztatowa precyzja w kwestiach fundamentalnych. Zachowany jest więc idealny balans między sugerowaniem a mówieniem wprost, emocjonalne retrospekcje pojawiają się tylko w uzasadnionych momentach, pojedynki i sceny fanserwisowe grają razem z fabułą, a nie obok niej, natomiast reguły świata przedstawionego wykładane są pośrednio i w stopniu, w jakim jest to niezbędne. Planet With wykorzystuje swój metraż w sposób niespotykanie efektywny, szanując czas odbiorcy i nagradzając dociekliwość. Jedynym bardziej odczuwalnym, choć też raczej odtwórczym zabiegiem jest spora przewaga informacyjna, jaką większość postaci ma nad widzem. Przyczyny i ustalenia konfliktu znane bohaterom od początku, my odkrywamy w miarę jego eskalacji. Manewr ten, stosowany z umiarem pozwalającym uniknąć zbytniej dezorientacji, czyni opowieść nieprzewidywalną, a przy tym daje poczucie, że zwroty akcji nie biorą się znikąd i stanowią część przemyślanej kompozycji. Twórcy zresztą kilkukrotnie szydzą z fabularnego efekciarstwa i popkulturowej „spoilerofobii”, najpierw z komicznym brakiem subtelności sugerując jakiś przewrót, a gdy następuje, poprzez przejaskrawioną reżyserię udając, że miał być zaskoczeniem.

Ponieważ powyższe akapity brzmią aż nazbyt zachęcająco, trzeba zaznaczyć, że są tu też typowe dla tego autora elementy, które wielu widzów odstraszą. Wystarczy spojrzeć na przypadkowe kadry z prac Mizukamiego, aby przekonać się, że jego twórczość jest dziwna nawet jak na standardy mangi i anime. Pełno w niej surrealistycznych konceptów w rodzaju dryfujących na orbicie okołoziemskiej gigantycznych młotków, gadających jednorożców spełniających życzenia, zwiększających poziom mocy napojów wyskokowych czy statków kosmicznych o wyglądzie stada latających niemowlaków – zwykle wprowadzanych bez racjonalnej podbudowy i wyjaśnienia zasad działania. Niedoświadczony odbiorca może uznać je za niewarte zgłębiania wizualne cudactwa, natomiast odbiorca wyrobiony, ale nieznający stylu autora, potraktować je z dystansem i zacząć szukać ukrytych znaczeń. Żadna z tych strategii nie jest prawidłowa. O ile bowiem poszczególne składniki światów Mizukamiego na pierwszy rzut oka wyglądają absurdalnie, o tyle zawsze składają się na spójne, wiarygodne systemy, które trzeba traktować dosłownie. Japońska animacja przyzwyczaiła nas, że pozbawiony mimiki antropomorficzny kot nie musi być elementem komediowym, ale gdy taka postać ma rozbudowaną hierarchię wartości, a jej postawa moralna i poglądy społeczne stanowią filar fabuły, wymaga to większego niż zwykle zawieszenia niewiary. Za tą estetyką idzie ogólny ton opowieści. Choć w popkulturze ostatnich lat raczej niemodne są dzieła wyłącznie patetyczne i przygnębiające, to jednak powaga i komizm są zwykle wyraźnie rozgraniczane. W Planet With granica ta jest wyjątkowo cienka. Tutaj podczas wzniosłej kulminacji danego wątku potrafi paść infantylny gag, a pozornie nieistotne szkolne wygłupy mogą zawierać kluczowe informacje co do motywacji bohaterów. Ta rozbieżność treści i tonu w połączeniu z precyzyjnym scenariuszem, wymagającym jednakowej uwagi przy każdej scenie, na dłuższą metę może być mocno dezorientująca.

Kolejną kwestią jest umiarkowana tendencyjność przesłania. Jak pisałem na wstępie, Planet With, mimo ogranej konwencji i czytelnej intrygi podejmuje kilka zaskakująco ambitnych zagadnień. Po dokładniejszej analizie ukazany konflikt może służyć za pretekst do rozważania istotnych dylematów społecznych, natomiast postawy większości jego uczestników da się zarówno uzasadnić, jak i odnieść do zdefiniowanych postaw występujących w rzeczywistości. I choć Mizukami żadnego z tych światopoglądów nie demonizuje, to jednak sugeruje, które są słuszne, a które wynikają z niefortunnych życiowych okoliczności, braku silnej woli czy błędnego rozpoznania faktów i wymagają naprostowania. Dodając do tej sugestywności garść czytelnych metafor, takich jak np. utożsamianie pacyfizmu z wegetarianizmem, otrzymujemy miejscami ryzykowną mieszankę i nietrudno mi sobie wyobrazić, że ktoś o radykalnie konserwatywnych poglądach i skłonności do nadinterpretacji mógłby się tu doszukać jakichś treści propagandowych. Nie chodzi o to, że seria promuje wartości, których bym nie popierał (absolutnie nie!), ale o metodę przekazu. Mam dość roszczeniowy stosunek do dzieł kultury. Według mnie rolą autora jest dostarczenie utworu w skończonej formie, natomiast ustalenie tego, o czym dany utwór traktuje, należy wyłącznie do odbiorców. Tymczasem Planet With nie tylko kreśli obszar możliwych interpretacji, ale też proponuje moralną ocenę każdej z nich. To nie wada techniczna, a wyraźna cecha stylu, która mnie akurat nie przekonuje. Sięgając po którekolwiek dzieło Mizukamiego, trzeba być gotowym na to, że jest on bardzo świadomym twórcą i zawsze chce być uczestnikiem dyskusji, a nie tylko jej inicjatorem.

Gdybym jednak miał wytypować główny powód, dla którego tak dobrze napisana seria spotkała się z relatywnie niskim odzewem widowni, byłaby to oprawa wizualna. Przejdę od razu do sedna: Planet With ma jedne z brzydszych trójwymiarowych modeli, jakie widziałem w anime ostatnich lat. Niemal wszystkie nieożywione obiekty z mechami na czele to dokładnie ten rodzaj animacji, którego fani zgodnie nienawidzą, czyli toporne, błyszczące bryły niepodatne na odkształcenia między klatkami, często wypełniające większość kadru i niedające skupić uwagi na elementach wykonanych bardziej tradycyjnymi metodami. W obliczu powszechnej niechęci do serii wyglądających w ten sposób trudno doszukać się pozytywów, ale mimo to spróbuję. Przede wszystkim należy uwzględnić stylistykę i reżyserię, i zestawić je z cyklem produkcyjnym oraz mocami przerobowymi ekipy odpowiedzialnej za realizację. Projekty mechów są tu dalekie od typowych, a choreografie walk różnorodne i skomplikowane, z wieloma zbliżeniami, zmianami perspektywy czy zniszczeniami otoczenia, zatem przy cotygodniowej emisji wybrana technologia przypuszczalnie była najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście z punktu widzenia odbiorcy jest to mało satysfakcjonujące tłumaczenie. Takie studia jak Ufotable czy Orange przy użyciu podobnych technik tworzą równie złożone sekwencje z o niebo lepszym rezultatem, jednak skoro już oddaję się tego typu bezcelowym porównaniom, to równie łatwo mi sobie wyobrazić, że Planet With animowane bardziej czasochłonną metodą przy tych samych zasobach mogłoby wyglądać jeszcze gorzej. Sprawę nieco ratuje też fakt, że seria twardo trzyma się filmowej zasady nadrzędności opowieści nad widowiskiem. Każdy pojedynek to przede wszystkim emocjonujące starcie ideologii, a dopiero potem spektakl wizualny, więc w ferworze akcji da się zapomnieć o kiepskich efektach komputerowych, nawet gdy zajmują one cały ekran. Ostatecznie uważam więc, że grafika robi lepsze wrażenie podczas oglądania niż na przypadkowych kadrach, ale i tak jest to składowa, którą trzeba zaakceptować jako konieczny kompromis i nie sposób czerpać z niej estetycznej przyjemności.

Muzyka również mnie nie przekonała, choć to już bardziej kwestia preferencji. Na ścieżkę dźwiękową wyraźnie był tu pomysł. Odpowiedzialny za nią Kouhei Tanaka prawdopodobnie chciał wstrzelić się w konwencję i nawiązać do klasyków gatunku super robot, takich jak Astroganger, Mazinger Z czy trylogia Robot Romance. Słychać więc przede wszystkim podniosłe, zagrzewające do walki kompozycje z przewagą bębnów i instrumentów dętych, stosownie uwspółcześnione poprzez zwiększenie rozpiętości tonów, co przyjemnie wzbogaca brzmienie. Pod względem warsztatowym nie mam się do czego przyczepić, ale zabrakło różnorodności oraz autorskiego sznytu. Dopiero przesłuchując utwory po seansie, zorientowałem się, jak jest ich dużo, ponieważ tak mocno się zlewają – skoczne Nenkiri Gattai i dramatycznie vs Nebula Soldier dają się odróżnić tylko, gdy puszczane są po kolei i w oderwaniu od fabuły. Brak tu też jakiegoś chwytliwego motywu przewodniego, który tkwiłby w głowie, od razu kojarząc się z tytułem. Spore rozczarowanie, głównie dlatego, że Tanaka to jeden z bardziej doświadczonych kompozytorów w branży i właśnie takie wyraziste, utrzymane nawet w podobnej stylistyce melodie są w jego dorobku, choćby moje ulubione Exotic Manoeuvre z drugiego Top o Nerae!. Opening z generyczną pop­‑rockową piosenką One Unit bez skrupułów przewijałem, za to ending po każdym odcinku oglądałem kilka razy, choć też nie z powodu najwyżej poprawnego utworu Rainbow Planet, ale po to, aby nacieszyć się animacją, która minimalistycznymi środkami w ciągu półtorej minuty przekazuje więcej informacji o bohaterach, niż wiele anime jest w stanie zawrzeć w kilkunastu odcinkach, i dzięki tej kondensacji treści może stanowić wizytówkę serii.

Planet With to przede wszystkim produkcja dla fanów Mizukamiego. To oni będą wracać do niej z przyjemnością, odnajdując zalety, wady i konteksty, które ja pomijam. Ponieważ tej grupie serii rekomendować nie trzeba, wypada się zastanowić, czy nadaje się ona dla kogokolwiek innego. Zabrzmi to snobistycznie, ale nie będąc miłośnikiem autora, uważam, że każdy entuzjasta japońskiej popkultury powinien przynajmniej pobieżnie zapoznać się z którymś jego utworem, głównie ze względu na ich wyrazisty, niepodrabialny styl. Jeśli jednak ktoś lubi również mangi, na pierwszy ogień poleciłbym raczej Hoshi no Samidare, jako dzieło nie tylko popularniejsze, a tym samym dające większe pole do konfrontowania swojej opinii, ale też nieco bardziej konwencjonalne i nieprzytłaczające typowymi dla twórcy dziwactwami. W przypadku osób zainteresowanych tylko animacją, dla Planet With nie ma przystępniejszej alternatywy. Mimo to myślę, że warto rzucić okiem na pierwsze odcinki i sprawdzić, czy estetyka nie jest zbyt zniechęcająca. Bilans treści i metrażu jest tak korzystny, że seans nie powinien zostawić poczucia zmarnowanego czasu, natomiast fani autora są na tyle liczni i głośni, że w najgorszym razie można poćwiczyć formułowanie kontrargumentów, choćby na użytek mentalnych monologów. Jako osoba, która do niedawna o Mizukamim jedynie słyszała, a ostatnie tygodnie spędziła na poznawaniu jego twórczości, z pełną odpowiedzialnością poświadczam, że jest to aktywność co najmniej rozwijająca.

Karo, 21 czerwca 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Satoshi Mizukami
Projekt: Kazunori Iwakura, Mai Furuki, Tsuyoshi Isomoto, Yasuyoshi Uetsu, Yoshitsune Izuna
Reżyser: Youhei Suzuki
Scenariusz: Satoshi Mizukami
Muzyka: Kouhei Tanaka

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Planet With - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl