x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: O związkach mażeńskich słów kilka...
Samo anime jest pozycją bardzo ciekawą i pomimo epizodycznej fabuły wcale nie nuży (tu podkreślam – nie nuży mnie; nie wydaje mi się, żeby Chouyaku Hyakunin Isshu miało szansę spodobać się wszystkim). Fajna odskocznia od innych tytułów tego sezonu.
Zdecydowanie warto się z tym zapoznać.
"Glory East Tokyo United!"
Świetna, genialna, kapitalna seria o piłce nożnej! Założenie fabularne zbyt odkrywcze nie jest – ot, mamy sobie bardzo słabą drużynę piłki nożnej, która właśnie trafia pod skrzydła kolejnego, zapowiadającego się obiecująco trenera. Nic nowego, ale za to jakie emocje!
Gra jest jak najbardziej zbliżona do rzeczywistych rozgrywek, jakie obserwujemy w telewizji, czyli zero niesamowitych popisów akrobatycznych, bramek zdobytych w dramatyczny sposób czy nagłego olśnienia drużyny. Nie. Piłkarze z East Tokyo United muszą przekonać się na własnej skórze, że droga do zwycięstwa okupiona jest krwią, potem, serią porażek i ciężkimi treningami nie tylko fizycznymi, ale również psychicznymi, bo, jak się okazuje, poza bardzo dobrą kondycją fizyczną trzeba także wyjść na murawę z odpowiednim nastawieniem – bez niego nie ma nawet co liczyć na wygraną, stąd kliknij: ukryte pierwsza bramka ETU padła dopiero w dwunastym odcinku. Cieszyłam się z niej chyba nie mniej niż zawodnicy. Skoro już jestem przy kadrze, to prawie każdego jej członka niesamowicie polubiłam, szczególnie Tsubakiego, Serę i, początkowo bardzo działającego na nerwy, Kurodę. Ale nawet oni są niczym przy trenerze! Tatsumi oficjalnie został moim bogiem wśród trenerów, sprawia wrażenie mającego wszystko głęboko i szeroko lekkoducha, ale w rzeczywistości to świetny strateg troszczący się o psychikę swoich podopiecznych i wykorzystujący najmocniej jak się da ich atuty i cały ukryty w nich potencjał. Warto wspomnieć tu też o jego seiyuu, który po raz kolejny doskonale się spisał, bardzo dobrze oddając charakter swojej postaci. Po raz kolejny udowodnił, że nie za nic jest jednym z moich ulubionych aktorów głosowych. ;) Najwięcej emocji zdecydowanie dostarczył mi mecz trwający chyba niemal sześć odcinków, w trakcie których zaczęłam już obgryzać moje sumiennie zapuszczane paznokcie. Radość z kliknij: ukryte bramki Sery prawie zwaliła mnie z krzesła.
Pozycja must see dla wielbicieli piłki nożnej! Gdyby tylko zechciano zekranizować dalsze wydarzenia z mangi, byłabym wniebowzięta.
Re: Zespół zgrany ;P
Trochę nie pykło.
Wcale nie takie straszne
Skoro Utaprinsom wystawiłam pięć oczek, czuję się wręcz zobligowana do tego, żeby Hiiro no Kakera podwyższyć ocenę końcową choć o jedno. Między innymi za to, że kliknij: ukryte potencjalny kandydat na ukochanego Tamaki to nie ten, który jest dla niej najbardziej niemiły. ;)
Re: "The best house is the one you build in each other's hearts"
Proponowałabym dramat, romans i josei.
"The best house is the one you build in each other's hearts"
Cudowna, dojrzała opowieść, za którą serce nakazuje mi wystawić pełną dziesiątkę, ale rozum oponuje. Oponuje, ponieważ Sonata nie jest produkcją idealną – właściwie przypomina bardziej telenowelę niż wszystkie japońskie filmy animowane, które widziałam, co jednocześnie sprawia, że wyróżnia się na ich tle, lecz żeby docenić tę historię, trzeba naprawdę lubić romanse, bo to romans w najczystszej postaci. I tak mamy tutaj: częste zbiegi okoliczności – dwie postacie akurat spotykają się w tym samym miejscu; nieustannie lądującego w szpitalu Joon‑sanga; przeszłość, która jest przeszkodą na drodze do szczęścia – nie będę rzucać tutaj spoilerami, ale z tym rodzajem przeszkody spotkałam się już nie pierwszy raz, z tą jednak różnicą, że tutaj widz praktycznie od początku dostaje drobne wskazówki dotyczące prawdy i jeśli jest chociaż trochę skupiony, to nie powinien mieć problemów z połączeniem faktów, a samo kłamstwo jest moim zdaniem odpowiednio umotywowane.
Spodobało mi się to, że nikt nie był z gruntu zły – z początku myślałam, że matka Joon‑sanga i Chelin okażą się takimi osobami, ale dosyć szybko wyszło na jaw, jakie były w rzeczywistości. Relacje między postaciami zostały zbudowane naprawdę dobrze i piszę to, mając na myśli szczególnie początkową wręcz nienawiść Joon‑sanga i Kim Sang‑hyuka do siebie, która na przestrzeni tych dwudziestu sześciu odcinków zmieniła się w cieplejsze, prawie przyjacielskie uczucie. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała tutaj o parze głównych bohaterów – sam Joon‑sang czasami postępował według mnie niezrozumiale; zdarzyło mi się nawet pomyśleć, że zachował się w stosunku do Yu‑jin egoistycznie kliknij: ukryte (mówię tu o tym szybkim ślubie i króciutkim miesiącu miodowym, po którym ulotnił się bez słowa wyjaśnienia), ale lubię go mimo wszystko za jego uczuciowość i dobre serce. Teraz pora na Yu‑jin, która bez wątpienia stała się moją ulubioną bohaterką ever. Od czasów licealnych w pierwszych odcinkach aż do ostatnich minut była kochającą, ale silną i rozsądną kobietą, która wiedziała, czego chciała i starała się po to sięgnąć własnymi rękoma. Szczególnie pod koniec pokazała, że nie jest bierną księżniczką czekającą na swojego księcia i potrafi przejąć inicjatywę.
Winter Sonata dostarczyła mi wielu przeróżnych emocji i zajęła u mnie ważne miejsce – na pewno długo będę pamiętać przeuroczą scenę lepienia bałwanów, wzruszającą modlitwę Joon‑sanga w kościele oraz wydarzenia w bazylice i powiązaną z nią piękną historię Claude’a i Joan. Nie wiem, komu powinnam Zimową Sonatę polecić, bo jest to z pewnością rzecz specyficzna w porównaniu z tym, do czego przyzwyczaił nas japoński przemysł animowany. Jeśli ktoś oglądał kiedyś chociaż jedną telenowelę i nie zgrzytał zębami, niech śmiało próbuje, może akurat opowieść do niego przemówi. Ja sama przez kilka pierwszych sekund zastanawiałam się, czy to aby dobry wybór na spożytkowanie około jedenastu godzin życia, ale na szczęście piękny i melancholijny opening podpowiedział, że to musi być coś dla mnie.
Pisząc komentarz, w międzyczasie oglądałam ostatni odcinek i zalewałam się łzami, ale tak to właśnie wygląda, kiedy jest się głupią dziewczyną o zbyt rozwiniętej empatii i wrodzonej wrażliwości. Wystawiam ocenę na gorąco, wciąż pod wpływem emocji - Sonata obiektywnie z pewnością na dziesiątkę nie zasługuje, ale ja przecież jestem głupią dziewczyną.
Kopara opadła mi do podłogi i to bynajmniej nie z zachwytu. ;)
Ale że to w końcu KyoAni, wierzę w ich wyjście na prostą, więc cierpliwie poczekam.
Podobało się :)
Polecam wszystkim wielbicielom romansów.
Tylko że to już zależy od gustu, opening drugiego sezonu jest według mnie lepszy – prawda, może trochę statyczny, porównując go do pierwszego, ale utwór wpadł mi bardziej w ucho, a i całość ma nieco mroczniejszy klimat. Mnie to odpowiada.
Oby tak dalej, bo zaczęło się świetnie.
A, mała uwaga do dziewczyn – jeśli nie macie poczucia humoru lub nie tolerujecie żartów z płci pięknej, strzeżcie się tego anime, bo dziewczyny są tu przedstawione okropnie. :P
Re: Nie taki diabeł straszny
Jako zagorzała fanka romansów jestem naprawdę poruszona.
Re: potwierdzenie reguły...
Re: Jedno z najgorszych...
Re: Na finiszu
Tego, czy faktycznie tak skończyła, nie jestem wcale taka pewna, chociaż mogę się mylić. Nadal nie opuszcza mnie przeczucie, że pod koniec sensei okaże się ważnym elementem tej całej zagadki, ale tu też mogę się mylić xD
Ładunek emocjonalny jest, ale w kontynuacji. Polecam mimo wszystko obejrzeć, skoro już zapoznałeś się z Clannadem. After Story pod względem wyciskania łez jest lepsze, a i wiele osób twierdzi, że Clannad to dopiero wprowadzenie do prawdziwej historii, jaka rozgrywa się w AS.
Re: sa-ka-ki-ba-ra-kun...
Można było się spodziewać, że teraz wszyscy będą próbowali nawzajem się wymordować, ale czemu właścicielka zajazdu też lata za nimi z tasakiem?
I teraz mają skutki tego, że rozpowszechnili informacje o taśmie, ogólna psychoza, paranoja i prezentacja stu sposobów na uśmiercenie człowieka. Chłopak spadł z drugiego piętra, ale chwilę później wstał i wrócił do zajazdu (wtf?), poza dziewczyny po upadku z okna też niczego sobie, takie coś jest w ogóle możliwe? No i Mei na koniec poszła pozbyć się naszego Anothera. Przykro mi to mówić, ale coś się w anime zepsuło, to już nie to samo, co wcześniej. Rozumiem, że strach popycha ludzi do okropnych i nieprzemyślanych czynów, ale zachowanie Takako tak jakby trochę przejaskrawione moim zdaniem… Chyba po ostatnim odcinku przeczytam mangę.
Zamaskowano całość. Nie zamierzam się bawić w wycinanki.
Moderacja