
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 6/10 | grafika: 8/10 |
fabuła: 7/10 | muzyka: 6/10 |
Ocena czytelników
Kadry




Top 10
Vigilante -Boku no Hero Academia Illegals-
- My Hero Academia: Vigilantes
- ヴィジランテ -僕のヒーローアカデミア ILLEGALS-
- Boku no Hero Academia
- Boku no Hero Academia [2016]
- Boku no Hero Academia [2017]
- Boku no Hero Academia [2018]
- Boku no Hero Academia [2019]
- Boku no Hero Academia [2021]
- Boku no Hero Academia [2022]
- Boku no Hero Academia [2024]
- Boku no Hero Academia: Ikinokore! Kesshi no Survival Kunren
- Boku no Hero Academia the Movie: Futari no Hero
- Boku no Hero Academia the Movie: Heroes:Rising
- Boku no Hero Academia the Movie: World Heroes' Mission
- Boku no Hero Academia the Movie: You're Next
- Boku no Hero Academia: Yuuei Heroes Battle
- My Hero Academia - Akademia Bohaterów (Komiks)
- My Hero Academia: Team-Up Missions (Komiks)
- Vigilante: My Hero Academia Illegals (Komiks)

Nawet w świecie pełnym supermocy nie każdy może zostać bohaterem. A przynajmniej nie każdy może otrzymać stosowne uprawnienia, by dokonywać bohaterskich czynów. Kameralna opowieść i powiew świeżości niezbędny w tej popularnej franczyzie.
Recenzja / Opis
Akcja Boku no Hero Academia rozgrywa się w uniwersum, gdzie 80% obywateli dysponuje supermocami. Jednak niekoniecznie są to umiejętności, które gwarantują potęgę i sławę. W jednej kamienicy może mieszkać osobnik obdarzony nadludzką siłą, drugi dysponować zdolnością telepatii, ale będzie też taki, który potrafi jedynie z niesamowitą szybkością pstrykać palcami, a jeszcze inny posiada zwyczajne zwierzęce rogi (czego najbardziej istotnym skutkiem będą niewybredne żarty na temat wierności partnera). Jak łatwo się domyślić, pojawienie się unikalnych talentów przetasowało piramidę społeczną, a na jej szczycie znaleźli się przedstawiciele nowej profesji, czyli „bohaterowie”. W dużym skrócie, pełnią oni funkcje policjantów, strażaków, ratowników, kierowników sztabów kryzysowych i tajnych agentów. Z tych ostatnich (oraz z komiksowych inspiracji) czerpią kryptonimy i nieraz ukrywają swoją prawdziwą tożsamość przed szerokimi masami.
Podczas gdy główna seria opowiada o elitarnej szkole dla przyszłych herosów oraz ich sławnych nauczycielach, omawiane dziś anime skupia się na mniej epickiej perspektywie. To historia o ludziach, którzy również chcą walczyć ze złem i być podporą społeczności, ale z różnych powodów nie doczekali się statusu bohatera. Poznajemy Kouichiego Haimawariego, studenta pierwszego roku, który potrafi lewitować nad ziemią z umiarkowaną prędkością zbliżoną do jazdy rowerem miejskim. Nie jest to może umiejętność elitarna, ale wystarczająca, by pomagać w codziennych sprawach mieszkańcom dzielnicy. Niestety, spokojną egzystencję obywateli coraz częściej zakłócają dziwne wydarzenia związane z napadami złoczyńców, a nawet praworządnych ludzi, którzy wpadają w niekontrolowany szał, zupełnie jakby ktoś zamieniał ich w bestie. Do licznych eskapad Kouichiego dołącza licealistka i lokalna idolka Kazuho „Pop☆Step” Haneyama (która potrafi przylepiać się do ścian i swobodnie skakać, niczym pchła) oraz zdecydowanie starszy od tej dwójki Iwao Oguro (wyśmienity wojownik, który imponuje przede wszystkim tężyzną fizyczną). Choć działają oni na pograniczu prawa i trudno ich nazwać zgranym tercetem, całej trójce przyjdzie współpracować dla dobra własnego i lokalnej społeczności.
Zanim omówię ten konkretny serial, chciałbym streścić moją opinię o „podstawowej” serii, czyli Boku no Hero Academia. Ten niezwykle popularny shounen doczekał się do tej pory aż siedmiu sezonów, dziesięciu odcinków specjalnych, a nawet czterech filmów. Chociaż rzadko sięgam po długie, rozbudowane anime, to akurat Boku no Hero Academia jest jedną z nielicznych serii, które przypadły mi do gustu i to z powodów rzadko wymienianych przy udanych przedstawicielach gatunku. Mianowicie, ta długa historia doczekała się bardzo spójnego uniwersum, gdzie poszczególne wątki i rozwiązania łączą się w niezwykle klarowny sposób. Przed rozpoczęciem prac nad fabułą mangaka musiał nieźle się nagłówkować, jak rozmaite elementy życia codziennego będą ewoluować wraz z pojawieniem się specjalnych mocy. Co ważne, ten świat (choć bardzo konserwatywny i z wyraźnym podziałem na dobro i zło) zawiera też mnóstwo odcieni szarości, odpowiednio splecionych ze współczesną japońską kulturą. By wymienić tylko kilka przykładów niuansów z Kraju Kwitnącej Wiśni – fabuła mocno akcentuje konieczność przestrzegania przepisów (adepci nie tylko uczą się ścieżki zamaskowanego mściciela, ale muszą też sprostać pisemnym egzaminom), zdecydowanie bardziej stawia się na współpracę kolektywu niż samotną walkę jednostek, zaś herosi nie tylko przynoszą „ład i nadzieję”, ale też użyczają swojego wizerunku zabawkom, kosmetykom i innym gadżetom. Krótko mówiąc – jest to Japonia wypełniona bohaterami i niezwykłymi mocami, ale wciąż Japonia ze swoimi nieraz dziwnymi, lecz spójnymi regułami.
O ile pierwsze sezony Boku no Hero Academia pochłonęły mnie bez reszty, o tyle gdzieś od piątej odsłony moje zainteresowanie spadło. Uniwersum wciąż prezentuje się dobrze, jednak formuła zaczyna się powoli wyczerpywać, a główna fabuła coraz wyraźniej zmierza do wielkiej konfrontacji. By uniknąć spojlerów, wspomnę jedynie, że w ostatnich sezonach wchodzimy w imponujące graficznie, ale średnio mnie angażujące bitki. Innymi słowy, z obyczajowego shounena przeszliśmy do typowego shounena, a na taką rozrywkę się nie pisałem. Nie zrozumcie mnie źle, serial wciąż nie schodzi poniżej solidnego poziomu, natomiast nigdy nie była to seria, która stała wybitnie oryginalnymi postaciami i nietuzinkową fabułą. A zatem po utracie świeżości według mnie najcenniejszego atutu gdzieś zniknęła ta magia.
Na szczęście w tym momencie pojawia się Vigilante, przypominając mi, za co polubiłem tę markę. Zmiana skali i powrót do bohaterów‑nowicjuszy zdecydowanie przysłużyły się serii. Wydaje mi się, że nie bez powodu dostajemy parę młodych ludzi z umiejętnościami typowymi dla szeroko rozumianych robaków – stawiam, że jest to nawiązanie do człowieka – pająka, czyli Spider‑mana. A czym się charakteryzuje sławny amerykański bohater? Jest „herosem z sąsiedztwa”, który zamiast borykania się z dylematami i problemami „większymi niż życie” stara się być zwyczajnym chłopakiem podobnym do swoich rówieśników z Nowego Jorku. Podobnie ma się sytuacja z Kouichim i Kazuho. Zaś fakt, że wspomaga ich daleki od filozoficznych mądrości agresywny facet w średnim wieku, podkreśla zwyczajność tej drużyny.
Czy postacie wymyślone przez autora mangi są interesujące? Szczerze mówiąc, nieszczególnie. Kouichi to typowy „zwyczajny” nastolatek, jakich mamy na pęczki w shounenach – uprzejmy, życzliwy, stonowany, nieco safandułowaty. Podobnie przewidywalna jest Kazuho, która z jednej strony robi za wiecznie uśmiechniętą idolkę, zaś z drugiej to zmęczona pogonią za marzeniami dziewczyna, zirytowana brakiem romantycznego zainteresowania ze strony Kouichiego. Jednak mnie ta prostota nie przeszkadza, choćby z powodu dość ironicznego spojrzenia na bohaterów – a przynajmniej trudno mi ich traktować w pełni poważnie, kiedy dowiadujemy się, w jakich okolicznościach się poznali. Do tego duetu dołącza Iwao, który w bardziej standardowych seriach robiłby za dzielnego mentora, lecz choć wywołuje w reszcie drużyny różne emocje, to słowa „szacunek” bym na tej liście nie zamieścił. W ogólnym rozrachunku to bardziej ekipa wyrzutków potraktowana z lekką nutą parodii niż typowy zestaw herosów z epickiego shounena.
Z postaciami drugoplanowymi bywa różnie. Na plus na pewno policzę Makoto Tsukauchi, dobrze wychowaną i przedsiębiorczą koleżankę Kouichiego ze studiów, która aktywnie uczestniczy w życiu bohaterów, choć w dość specyficzny sposób. Skoro wspomniałem o herosach, to cieszę się, że mangaka skutecznie oparł się pokusie grania na nostalgii i choć pojawia się kilka twarzy dobrze znanych z „głównej serii”, nie zapomniano, że to show należy do kogoś innego. Nieco problematyczny jest według mnie Captain Celebrity – sławnemu bohaterowi poświęcono cały odcinek na wprowadzenie i prezentuje się on raczej nudnawo. Na szczęście w następnych epizodach nie jest aż tak istotny i jako postać pojawiająca się dość sporadycznie spisuje się bardzo dobrze. Warto dodać, że o ile w całej marce wątki związane z amerykańskim komiksem pojawiają się regularnie, o tyle w Vigilante sprawiają wrażenie mocniej zaakcentowanych. Captain Celebrity stanowi apoteozę bohatera zza wielkiej wody ubraną w parodystyczny kostium, wyśmiewając przede wszystkim niesamowitą potrzebę amerykańskiego parcia naprzód i stawiania swojego ego na pierwszym miejscu (w zdecydowanej opozycji do japońskiej kultury, kierującej się przede wszystkim dobrem społeczeństwa).
Mój największy zgrzyt to czarny charakter, co stanowi dość niemiłą niespodziankę w tej marce. Do tej pory zdecydowana większość złoczyńców budziła we mnie sprzeciw moralny, ale jednocześnie posiadała pewną wrażliwość lub chociaż wieloznaczność. Dzięki temu, choć serial bardzo ładnie trzyma się podziału na dobro i zło w starym stylu, przynajmniej mogę zrozumieć perspektywę tej drugiej strony. Niestety, przez zdecydowaną większość sezonu główny przeciwnik jest jednowymiarowym bandytą, którego losy kompletnie mnie nie interesują. Przynajmniej dostaje ode mnie plusa za końcówkę, gdzie udało się namieszać w tym nudnym portrecie psychologicznym.
Do tego momentu nie wspomniałem o fabule jako takiej, przyznam jednak, że nie wydaje mi się to do końca potrzebne. Mamy początkujących herosów – młodych ludzi szukających swojego miejsca w życiu i zło do pokonania, dzięki któremu zapewne poprawią swój status społeczny i odnajdą siebie. Ot, archetyp bohaterskiej opowieści. Czynnikiem gwarantującym udany seans Boku no Hero Academia jest niezwykle spójny świat przedstawiony i rozważania na temat tego, co definiuje bycie bohaterem. W tym przypadku mamy do czynienia z ludźmi, których życie nie jest usłane różami, ale wciąż pracują nad tym, by los dał im drugą szansę – jeśli nie w postaci odznaki bohatera, to przynajmniej poukładanych relacji rodzinnych albo kariery muzycznej. W kwestii elementów, które nie do końca dobrze wypadają, zastanawiam się, czy manga od początku była planowana jako większy projekt. Gdzieś od dwóch trzecich anime wyraźnie zwalnia tempo – do tego momentu myślałem, że całość zamknie się w pierwszym sezonie. Być może wynika to z faktu, że choć autor oryginalnej serii, Kouhei Horikoshi, czuwał nad tym projektem, to manga Vigilante została stworzona przez Hideyukiego Furuhashiego i Bettena Courta. Zatem istnieje prawdopodobieństwo, że nowy duet czekał na zielone światło od redakcji i Horikoshiego do stworzenia dłuższej serii. Ponieważ całokształt prezentuje się dobrze, nie będę mocno utyskiwać na taką zmianę (zawsze dobrze mieć więcej sezonów serii rozrywkowej), jednak drobny zgrzyt w opowieści jest wyczuwalny.
W serialu wciąż jest istotny znany z głównej serii wątek praworządności. Kouichi i jego ekipa mogą pochwalić się dobrymi intencjami i działaniami, które przyczyniają się do poprawy sytuacji wielu osób. Nie zmienia to faktu, że co najmniej naginają przepisy i zasady ładu społecznego, stając się obiektem zainteresowania zarówno policji, jak i dziennikarzy, a nawet legalnych bohaterów. Nikt nie odpuszcza tej trójce tylko dlatego, że kierują nimi szlachetne pobudki. Jednakże strony zaangażowane potrafią odróżnić poważne przestępstwa od drobnego wykroczenia i sprawa nielegalnych bohaterów jest traktowana w sposób drugorzędny, ustępując miejsca groźniejszym zagrożeniom. To również dobry fundament dla kontynuacji (ogłoszono już prace nad sezonem drugim), gdzie samozwańczy stróże prawa mogą w przyszłości dogadać się z władzami. Nie ukrywam, chciałbym, żeby bohaterowie dobrze skończyli, a żeby w tym uniwersum doszło do powszechnego pojednania, główne postacie muszą dostać na to właściwy druk i pieczątkę.
Oprawa techniczna jest więcej niż dobra. Bardzo podoba mi się pomysł na kreskę, nieco zamerykanizowaną, z grubszym konturem i wprowadzanymi od czasu do czasu „dymkami” z efektami dźwiękowymi. Ta decyzja pomogła serialowi w dwójnasób – po pierwsze, choć styl jest podobny do Boku no Hero Academia, to jednak te drobne zabiegi podkreślają, że mamy do czynienia z innym tytułem. Po drugie, dość dobrze podbijają umowność całego przedsięwzięcia i nieco parodystyczny ton. Muzyka może już nie robi takiego wrażenia (poza całkiem zgrabną piosenką na końcu), ale trzyma całkiem przyzwoity poziom. W trzech głównych rolach wystąpiło dwoje stosunkowo świeżych artystów w branży, czyli Shuuichirou Umeda (Kazuhiko Nukumizu w Make Heroine ga Oosugiru!, Jougorou Kobato w Shoushimin Series) i Ikumi Hasegawa (Übel w Sousou no Frieren, Kotoha Tachibana w Wind Breaker) oraz wyspecjalizowany w rolach drugoplanowych Yasuhiro Mamiya (Magma w Doctor Stone, Dai Kurotsuki w Tsukiuta). To solidna ekipa i myślę, że poradzą sobie w następnych sezonach, choć według mnie nikt tu nie tworzy fenomenalnej kreacji. Aczkolwiek mam nadzieję, że sukces komercyjny pomoże im w karierze.
Jeżeli jesteście miłośnikami Boku no Hero Academia, to moim zdaniem możecie bez większych oporów zaznajomić się z tym tytułem. Jednak pamiętajcie, proszę, że jest to anime, któremu bliżej do pierwszych sezonów oryginalnej serii pod kątem charakterystyki postaci, zaś pod względem fabuły – do tych „środkowych” (kiedy walka ze złem zaczyna nabierać bardziej konkretnych kształtów). Z mojej strony to zdecydowanie zaleta, bo zwyczajnie miło wrócić do tego świata i nacieszyć się jego spójnymi regułami. Tym bardziej raduje mnie zapowiedź kolejnego sezonu i potencjalnych następnych.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | BONES |
Autor: | Betten Court, Hideyuki Furuhashi, Kouhei Horikoshi |
Projekt: | Takahiko Yoshida |
Reżyser: | Ken'ichi Suzuki |
Scenariusz: | Yousuke Kuroda |
Muzyka: | Shougo Yamashiro, Yuuki Furuhashi, Yuuki Hayashi |