Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10| grafika: 9/10 | |
| fabuła: 7/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Kadry
Top 10
City the Animation
- City (Komiks)
Czy można stworzyć anime, którego postacie, fabuła i humor służą przede wszystkim radosnej twórczości zdolnego studia? Przypadek City the Animation dowodzi, że nie tylko można, ale wręcz trzeba.
Recenzja / Opis
Zacznę nieco bardziej refleksyjnie. Czasami po opublikowaniu tekstu otrzymuję komentarze, że trochę za mało uwagi poświęcam oprawie audiowizualnej lub przeciwnie – zdecydowanie za bardzo uzależniam ostateczną ocenę od spraw technicznych. Zważywszy na to, jak specyficzną materią jest dziesiąta muza, tego typu wiadomości wcale mnie nie dziwią. Lubię powtarzać, że film i animacja to sztuka oscylująca gdzieś na granicy malarstwa i literatury. Krótko mówiąc – wybitny film powinien zachwycać zarówno fabułą, jak i oprawą. Jednak rzeczą trudną (a może wręcz niemożliwą) jest wyznaczyć złoty środek, gdzie treść i obraz podadzą sobie ręce na równych prawach. Kwiat granatu to wspaniały przykład kinematografii cudownej technicznie, pełnej wybitnych zdjęć i rozkosznej muzyki, ale historia jest raczej szczątkowa. Killer Juliusza Machulskiego to błyskotliwa komedia ze sławnymi kreacjami i tekstami, które weszły do języka powszedniego. Jednak od strony technicznej jest to obraz najwyżej średni (poza muzyką). Chyba nie będzie zbyt kontrowersyjne, gdy napiszę, że ten pierwszy film jest bardziej „malarski”, a ten drugi „literacki”. Czy któreś z tych rozwiązań jest lepsze lub gorsze? Moim zdaniem nie, choć to już rzecz mocno subiektywna.
Po co ten przydługi wstęp? Aby wytłumaczyć specyficzną pozycję omawianego dziś serialu, który ewidentnie stoi po tej „malarskiej” stronie. Co więcej, anime uderza w nietypowe tony. Gdy myślę o japońskiej animacji skupionej na rozkoszach wizualnych, to najczęściej przychodzi mi do głowy albo imponujący rozmachem przygodowy shounen, albo animacja eksperymentalna, przeznaczona dla wąskiego grona. Tym razem zdecydowano się jednak na komedię, czyli gatunek, który bardziej kojarzę z błyskotliwymi dialogami niż wybitną oprawą.
Już samo wymyślenie jak streścić fabułę City the Animation stanowi niemałe wyzwanie. Chyba najprościej będzie stwierdzić, że przez trzynaście odcinków jesteśmy świadkami perypetii obywateli tytułowego miasteczka, gdzie trudno wyznaczyć najistotniejszą osobę tej społeczności. Jako centralny element serialu najłatwiej wskazać knajpę Tsurubishiego Makabe. Właściciel to nie tylko istotna postać w tej opowieści, ale też ojciec dwójki dzieci, które także są ważnymi bohaterami (matka para się archeologią i nie występuje w serialu, gdyż podróżuje po całym świecie). Jego syn Tatewaku uczęszcza do lokalnego liceum i marzy mu się zdobyć serce koleżanki z klasy, Riko Izumi (choć ta zdaje się nie dostrzegać ani jego, ani innych adoratorów zachwyconych jej życzliwym usposobieniem). Z kolei córka Matsuri to pogodna gimnazjalistka, która większość czasu spędza ze swoją najlepszą przyjaciółką Ecchan, mistrzynią w wymyślaniu absurdalnych i kreatywnych konceptów. Wśród restauracyjnej socjety koniecznie trzeba wyróżnić Midori Nagumo, dorabiającą w restauracji studentkę. W zasadzie, gdybym miał wskazać bohaterkę, z którą spędzamy najwięcej czasu antenowego, to może nawet byłaby to ona. Energiczna i choleryczna młoda kobieta, która wraz ze współlokatorkami co rusz wymyśla nowe sposoby na dorobienie do miesięcznej pensji – od konkursu fotograficznego, przez lokalne zawody, kończąc na zdobyciu statusu internetowej gwiazdy.
W tym barwnym tyglu znajdziemy cały korowód ciekawych postaci. Wypalonego zawodowo mangakę, aktora i reżysera w jednej osobie, cwanego fryzjera, który w nietypowy sposób dorabia sobie, strzygąc klientów za darmo (wiem, brzmi bezsensownie, ale jest w tym logika), nieco oderwaną od rzeczywistości milionerkę oraz jej bezwzględnie oddanego kamerdynera i tak dalej. Choć z czasem robi się naprawdę gęsto, w ogólnym rozrachunku mieszkańcy miasta to bardzo sympatyczne, ale jednowymiarowe karykatury. Każdego bohatera można wyczerpująco opisać zdaniem lub dwoma, zaledwie nieliczni wyciągają coś ze swoich przygód i nawet uproszczone projekty postaci sugerują, że nie są niczym więcej jak tylko sługami większej sprawy, czyli popisu rysowników studia.
Na szczęście fabułę potraktowano nieco mniej pretekstowo. Pozornie niepowiązane skecze zaczynają łączyć się w całość, zaś im bliżej finału, tym bardziej siatka zależności zaczyna być oczywista. Co więcej, to wszystko ładnie eksponuje motyw „miasta‑protagonisty”, niczym w klasycznej literaturze (Ulica nadbrzeżna, Miasto bohater), gdzie to miejsce, a nie konkretni ludzie, stanowi o prowadzeniu narracji. Oczywiście, zanim ktokolwiek podniesie zarzut, że przesadzam, od razu wyjaśniam – to nie jest poziom ambitnej i najeżonej symbolami opowieści rodem z kina offowego, tylko dobrze rozpisana seria skeczy pełna wzajemnych powiązań. Wyśmienicie skonstruowana, choć stanowiąca jedynie płaszczyznę dla humoresek wszelkiej maści.
Podsumowując, zarówno bohaterowie, jak i historia stanowią uroczą i przemyślaną mozaikę rozmaitych anegdot, acz wszelkie intrygi i detale psychologiczne podporządkowały się bezwzględnie wyobraźni pracowników studia, by uraczyć nas imponującą graficznie komedią… W tym momencie każdy musi sobie zadać pytanie – „czy to źle?” Według mnie, jeżeli serial od samego początku uczciwie stawia sprawę, co jest dla niego najważniejsze, to wszystko gra. Natomiast mogę uwierzyć, że dla wielu będzie to przeszkoda nie do pokonania. Tak jak lubię City the Animation, tak jestem równie mocno przekonany, że dla wielu to anime będzie chaosem bez ładu i składu.
City the Animation cechuje pozornie prosta kreska, z szalenie podobnymi do siebie postaciami nakreślonymi charakterystycznym, grubym konturem. Jednak wielkim błędem byłoby uznać tę animację za „brzydką” lub „niedopracowaną”. Po pierwsze, serial dysponuje swoim własnym stylem, świetnie zgrywającym się z burleską na ekranie. Żarty są nieraz absurdalne, nieraz oparte na kuriozalnych nieporozumieniach czy nieroztropności bohaterów. Te często dziwaczne przekomarzania łączą się niewiarygodnie płynną animacją, pełną charakternych, przerysowanych reakcji postaci i całą masą abstrakcyjnych, kreatywnych rysunków. Choć mieszkańcy miasta prezentują się z pozoru wręcz banalnie, niczym z japońskich podręczników (także tych dla cudzoziemców, ktoś kojarzy jeszcze książkę GENKI?) lub tabliczek informacyjnych w licznych miejscach w Kraju Kwitnącej Wiśni, mnogość konceptów i graficznych rozwiązań imponuje mi od pierwszego do mistrzowskiego ostatniego odcinka. Skoro wspomniałem o podręcznikach, dialogi w wielu scenach przypominają te z książek do nauki japońskiego – ogromna liczba powtórzeń, nietypowych gier słownych, a nawet mini‑skeczy z zaskakującymi, choć mało życiowymi puentami (przy żarcie z gonitwą konną mało nie zleciałem z krzesła, tak się śmiałem).
Humoreski słowne i małe, zabawne konflikty przeplatają się ze slapstickową burleską, nieraz wybitnie zrealizowaną. Choć mieliśmy w tym roku kilka rewelacyjnie narysowanych anime, to pościg Midori za tajemniczym zwierzęciem, które gwizdnęło jej naszyjnik, spokojnie wchodzi do ścisłej czołówki najbardziej imponujących wizualnie scen tego roku. Takiej realizacji oczekiwałbym od najlepszych shounenów i bitewnych isekajów. Co więcej, grafika dzieli i rządzi również w kwestii najprostszych wydarzeń. Nie policzę nawet, ile razy trywialny epizod doczekał się imponującej oprawy. Już w pierwszym odcinku jesteśmy świadkami, jak jedna z bohaterek „wciąga” aromat atramentu, który przywołuje nostalgiczne wspomnienia. Swoją kreatywnością sama ta sekwencja wystarczyłaby gorszemu serialowi na cały odcinek. Co więcej, humor w rysunku nie ogranicza się tylko do skojarzeń i abstrakcji, ale i do najprostszych codziennych wydarzeń. Na przykład, kiedy w normalnym anime ktoś chce uniknąć zderzenia z innym przechodniem, to po prostu odsuwa się i go omija. Lecz nie w City the Animation – tu bohater jest w stanie wykonać potrójne salto w powietrzu, demonstrując nieznane mu wcześniej umiejętności kaskaderskie, byleby się z kimś nie zetknąć. Gdyby ten serial dostał oprawę typowego anime, pewnie by mi to przeszkadzało, ale w tym konkretnym uniwersum daje to wspaniałe rezultaty.
A co, jeśli mamy odcinek, w którym kilka osób zmierza niezależnie od siebie do jednego miejsca? Cóż, w zwykłej japońskiej animacji mielibyśmy kilka osobnych wątków podzielonych za pomocą cięć montażowych na kilka sekwencji, które w końcu połączyłyby się w całość. W City the Animation nie ograniczają się do tak prostych rozwiązań – tutaj możemy mieć długą scenę z kadrem podzielonym na kilka mniejszych i w każdym z nich równolegle prowadzona jest narracja.
Poza brawurowym animowaniem całości i niewiarygodną kreatywnością w tworzeniu scen muszę dodać, że serial dysponuje ogromną ilością pozornie uproszczonych lokacji i świetnym blokowaniem. Nie wspomniałem jeszcze o estetyce samego miasta, a to też rzecz specyficzna. Ponownie – zamiast klasycznego miasteczka mamy klimaty przypominające stare bajki (ktoś jeszcze pamięta taką wieczorynkę jak Wesoły świat Richarda Scarry’ego?). Taka oprawa połączona ze stosunkowo niepoważnym humorem i brakiem mocniej zarysowanych konfliktów bardzo ładnie podbija ogólne wrażenie „niewinności” całego projektu. Tu warto dodać, że tym razem wybitnie żałuję, że platforma Prime Video nie zadbała o dubbing, bowiem to pierwsze anime od dobrych kilku lat, które według mnie świetnie nadaje się na tak zwane „kino familijne”. Owszem, raz albo dwa pojawi się może minimalnie sprośny żart, jest jedna trochę mroczniejsza scena, ale każdy potencjalny „trudniejszy” wątek prawie od razu obraca się w niewinny żart. Zresztą, nie będę tu odgrywał hipokryty, w końcu wychowałem się na kreskówkach, gdzie grupa nastolatków i pies uciekali przed kosmicznym banshee albo główny bohater niczym u Bergmana gra w szachy z kostuchą, nie mówiąc o tym, co nieraz serwowały starsze anime emitowane w polskiej telewizji w tak zwanym prime time. I koniec końców jestem prawie normalną osobą.
Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić w kwestii oprawy, to przyznać muszę, że w czasie seansu natrafiłem na informację o istnieniu podobnego anime sprzed lat, Nichijou. O ile uważam, że te dwie serie różnią się wystarczająco mocno, bym nie nazwał nowszego tytułu plagiatem (choćby dlatego, że nowa seria skupia się na postaciach z różnych pokoleń), o tyle podobieństwa są znaczne. Z tego powodu wstrzymuję się od najwyższej oceny za grafikę i nieco obniżam ostateczną notę. Jednak w moim odczuciu nawet jeśli City the Animation korzysta z pewnych rozwiązań poprzednika, to realizuje je zwyczajnie lepiej.
Muzyka może nie prezentuje się aż tak wyjątkowo jak rysunek, jednak trzyma bardzo wysoki poziom. Od dwóch wyśmienicie dopasowanych piosenek, przez świetną ścieżkę dźwiękową w trakcie trwania odcinków, kończąc na muzycznej uczcie ostatniego epizodu (ale o tym sza!). Co do seiyuu, to skłamałbym, twierdząc, że któryś stworzył kreację wybitną, natomiast ewidentnie czują vis comica projektu i podejrzewam, iż w trakcie nagrywania musieli się świetnie bawić.
Być może zwróciliście uwagę na to, że w tekście pojawiają się odmienione na wiele przypadków słowa „specyficzny” lub „nietypowy”. Nie będę ukrywać – lista ludzi, którym ten serial się nie spodoba, jest zdecydowanie dłuższa od tych, którym to anime mógłbym zarekomendować. Przede wszystkim polecam je miłośnikom komedii, interesujących projektów graficznych i, zważywszy na sielską atmosferę, myślę, że amatorzy lekkich serii obyczajowych powinni spróbować. Jeżeli kiedyś doczekamy się dubbingu, to może sprawdzić się jako kino dla całej rodziny. Jednak doskonale rozumiem skrajnie subiektywny element scenariusza, jakim jest poczucie humoru i nie wątpię, że ogromna rzesza amatorów japońskiej animacji zwyczajnie się od tego tytułu odbije. Przyznaję, sam potrzebowałem kilku odcinków, by specyficzny klimat serii mnie urzekł i początkowo kontynuowałem seans wyłącznie dla wyśmienitej oprawy technicznej. W pierwszych szkicach myślą przewodnią recenzji było „komedia, która nie śmieszy, jednak jak wyśmienicie narysowana”. Zresztą nie wspomniałem o jeszcze jednym istotnym zagadnieniu – styl graficzny też jest na swój sposób kontrowersyjny. Cały tekst mocno zachwalam grafikę, lecz jej klasę wyznacza pomysłowość i staranność ekipy w dbaniu o intrygujące kompozycje, a nie „wysokobudżetowy” styl na miarę rokokowego pałacu, z jakim często kojarzy się ładna warstwa techniczna. To wszystko, w połączeniu z prostymi bohaterami i skeczowym charakterem fabuły, na pewno nie pomoże serialowi zjednać szerokich mas.
Jeśli seria na samym początku was nie przekona, to czy warto ją kontynuować? Cóż, wracamy do początku recenzji – ja lubię dobrze zrealizowane kino „malarskie”, więc nawet gdybym nie polubił strony komediowej i bohaterów, to i tak byłbym kontent. Natomiast na pytanie, które zalety w kinematografii są dla was kluczowe, musicie odpowiedzieć sobie sami. Mimo wszystko polecam spróbować, przynajmniej ten jeden odcinek. Czego by nie mówić, jest to na pewno seria wyróżniająca się, a to już spory plus.
Twórcy
| Rodzaj | Nazwiska |
|---|---|
| Studio: | Kyoto Animation |
| Autor: | Keiichi Arawi |
| Projekt: | Tamami Tokuyama |
| Reżyser: | Taichi Ishidate |
| Muzyka: | Piranhans |

