Komentarze
Shoujo Kakumei Utena
- komentarz : zakuro5 : 28.08.2018 11:13:00
- Re: Ech... : zakuro5 : 28.08.2018 11:05:02
- komentarz : Rinsey : 9.10.2017 23:25:26
- komentarz : trololo : 18.06.2015 23:35:50
- komentarz : Marilee : 18.06.2015 23:03:27
- komentarz : Marilee : 18.06.2015 23:02:13
- komentarz : Progeusz : 18.06.2015 16:31:06
- Re: Ech... : Hex : 20.04.2015 13:57:37
- Re: Ech... : Marilee : 20.04.2015 00:27:02
- Ech... : Hex : 19.04.2015 21:39:00
Utena jest… magiczna? Niesamowita? Jedyna w swoim rodzaju? Jednym z kamieni milowych animacji japońskiej? Nie będę się tu rozpisywać z moją interpretacją. Może wrócę do tego wątku za kilka lat, gdy obejrzę serię po raz drugi i trzeci. Póki co mam wrażenie, że przyjęłam do wiadomości pierwszą warstwę przekazu, może nadgryzłam nieco drugą, bo zostałam ostrzeżona, że do seansu należy podchodzić niezwykle uważnie. Na razie mogę napisać, że jestem niebywale poruszona i zachwycona historią o dorastaniu i bardzo wielu kształtach, jakie potrafią przybrać emocje ludzkie.
10‑ka.
Pierwszy odcinek zachwycił reżyserką i nie sposób było się od niego oderwać, ale już w czwartym ta padła na pysk. Ehh, Ikuhara. Powtarzające się sceny na szczęście są dawkowane odpowiednio, aby się nie przejść, a nawet wciąż potrafią się podobać, duża w tym zasługa chóru – nie mają jednak startu do SEIZON SENRYAKU z nowszego Penguindrum. O postaciach nie będę się jeszcze rozpisywał, ale są na plus. Co mnie najbardziej zaskoczyło, na tym etapie Utena wybija się przede wszystkim humorem, w tej kwestii prezentuje naprawdę wysoki poziom.
Ech...
Ocena: 6/10
rewolucyjna dekonstrukcja konwencji
Konia z rzędem (i rękę księżniczki!) temu, który pojął wszystkie zawiłości Uteny. Przyznaję, że wielu rzeczy nie zrozumiałam i z pewnością do serii za jakiś czas powrócę. Choć to może nie najważniejszy element fabuły, zagadkę stanowią dla mnie groteskowe do granic absurdu odcinki komediowe z Nanami w roli głównej – stado słoni z morderczyni intencjami, przemiana w krowę, znoszenie jajek… Czy to kolejna odsłona gry z konwencją, wyraz przynależnego postmodernizmowi czarnego humoru, czy może historia z drugim dnem? To właśnie tak bardzo irytuje i zarazem fascynuje w tym anime – które elementy świata przedstawionego istnieją tylko po to, by namieszać nam w głowach, wykpić konwencję, a które skrywają w sobie kolejne puzzle umożliwiające dopełnienie układanki przesłania? I czy w ogóle mamy tu do czynienia z przesłaniem w sensie klasycznego morału? kliknij: ukryte Księżniczka przecież przegrywa – nie dość, że jej własny książę okazuje się mglistą mrzonką, za którą pędziła przez całe życie, a która w żaden sposób nie dorosła do oczekiwanego ideału, to jeszcze sama nie była w stanie odegrać roli księcia. Pozornie nic się nie zmienia po odejściu Uteny – w rzeczywistości jednak Anthy zostaje ocalona, zrzeka się roli Różanej Oblubienicy. Wieczna księżniczka, której nie mógł uratować mityczny książę, zostaje ocalona przez Utenę właśnie. Może więc na tym polega zwycięstwo?
Fantastyczna jest sama forma, w której opowieść zostaje nam podana. Nieustanne nawiązania do teatru, czy to w postaci teatrzyku cieni, czy w postaci samej scenografii pełnej kadrów zamkniętych w ramkach (dosłownych, zdobionych różami lub w formie przenośnej w postaci wielkich okien, drzwi, bram etc.), podkreślają umowność fabuły, jej symboliczność i archetypiczność.
Projekty postaci, choć początkowo faktycznie wydawały się dziwne, archaiczne, wręcz nieestetyczne, szybko uznałam za kolejny doskonale dopracowany element świata przedstawionego. Niezwykle szczupłe sylwetki, włosy we wszystkich kolorach tęczy, ogromne oczy, skrajna „bizonowatość” bizonów, to ponownie przedstawienie koncepcji w krzywym zwierciadle.
Faktycznie, trudno w anime znaleźć bohatera, który wzbudza bezwzględną sympatię – jest oczywiście Utena, ale ta wydaje się tak naiwna, tak nieświadoma, tak niedopasowana do całej reszty postaci, że ciężko postrzegać ją jako integralną część tej dziwnej ekipy. Osobiście polubiłam Tougę, choć ciężko go nazwać bohaterem dającym się lubić. Oczywiście gdzieś tam w końcówce serii znów zagrano nam na nosie – kliknij: ukryte już‑już wydawało się, że Touga zostanie księciem na białym rumaku, który uratuje Utenę przed podstępnym Akio, jednak po seansie prawie całej serii, trudno byłoby mieć realne złudzenia w tej sprawie. Touga nie mógł uratować Uteny – zaprzepaściłoby to całą koncepcję tego anime.
Utenę cenię sobie również za jej „szkatułkowy” charakter – w pierwszych trzech częściach, w których rozgrywają się pojedynki, niemal co odcinek dostajemy nową historię i nowego bohatera. Całość nie zamyka się na opowieści o duelistach – dotyczy również osób z ich otoczenia. Pod tym względem najciekawsza wydaje się „Saga Czarnej Róży”. Co ważne te swoiste stand alone’y serii nie są pustymi zapychaczami – każde coś wnosi, każde w jakiś sposób porusza.
To naprawdę niezwykłe anime. Na pewno przeznaczone do wielokrotnego oglądania. Kolejny tytuł, który utwierdza mnie w przekonaniu, że Kunihiko Ikuhara to gwarancja niesamowitych, aczkolwiek pokręconych przeżyć ;)
I na koniec chciałam jeszcze dodać, że absolutnie powaliła mnie recenzja Uteny, autorstwa Avellany. Jeden z najlepszych tekstów, które czytałam na tym portalu. Precyzyjna, szczegółowa, przemyślana, obszerna – tak powinny wyglądać wszystkie recenzje.
Recenzja do kosza!
Umówmy się, jak się nie widziało serialu, to z suchego opisu wyłania się tylko stek bzdur: jakaś Różana Oblubienica, jakaś moc, która ma zrewolucjonizować świat – tożto samo w sobie brzmi jak czysty absurd!
Dopiero jak już pani recenzentka kończy nam strzeszczać fabułę w czterech opasłych akapitach (nie znoszę streszczania fabuły przez recenzentów – świadczy to o ich ograniczonych horyzontach, braku inwencji i pomysłu na recenzję… no i szaczunku dla widza, któremu odmawia się prawa, do samodzielnego poznawania recenzowanego dzieła) to pisze coś z sensem na temat samego anime i postaci. A potem, to już standardowe pierdu, pierdu o grafice, pierdu, pierdu o muzyce i koniec.
Recenzja ma oceniać dzieło, zachęcać do jego obejrzenia, lub wręcz przeciwnie, ostrzegać przed nim. A nie streszczeać dzieło, czy być jego nieudolną analizą.
Potencjalny widz, kiedy słyszy o jakimś tytule, to wchodzi na stronę przykładowo tanuki, żeby się dowiedzieć czy dobre i z grubsza o czym jest. Z GRUBSZA!!! Potencjalny widz nie chce czytać streszczenia, bo jak mu ktoś wszystko ze szczegółami opowie, to po co ma to jeszcze oglądać? Potencjalny widz nie potrzebuje także gruntownej analizy, bo dopóki nie obejrzy, to i tak nie zrozumie o czym jest mowa.
Potencjalny widz potrzebuje co najwyżej kilku wskazówek, kótre mu pozwolą lepiej zrozumieć film. Dobrze mu zwrócić uwagę na kilka szczegółów, które mogłyby mu umknąć w czasie seansu, gdyby nie uważał. A już na pewno potencjalnemu widzowi nie będzie chciało się czytać czyichś wypocin na 20.000 znaków! Coś, co ma 20.000 znaków nie jest recenzją, tylko czystą grafomanią! I niech się wreszczie tanuki zdecyduje, czy publikuje tu recenzje anime (i mangi) czy grafomańskie wypociny. Amen.
Żyjmy heroicznie
Początek właściwie wydawał mi się mało interesujący. Stopniowo przedstawiano głównych bohaterów, przy czym schematyczność odcinków aż biła w oczy, dopiero podczas drugiej części przestałam zwracać uwagę na to, że każdy odcinek przebiega w podobny sposób, bo zaczęło się robić mroczniej. Każda relacja, która początkowo wydawała się zwyczajna, z czasem zyskiwała na toksyczności. To, co z początku uważałam za wstawkę komediową lub coś czystego, w dalszych odcinkach nabierało ciemniejszych barw. Druga część anime skupiała się bardziej na mroczniejszej stronie ludzkiej natury, najczęściej wynikającej z nieszczęśliwej miłości. Trzecia część z kolei była tak niewulgarnie zmysłowa, że aż wbijała w fotel – tego nie uświadczyłam w żadnym anime. Nawet Utena – silna i szlachetna niczym wyśniony książę – w pewnym momencie uległa tej zmysłowości.
Z pozoru zwykła historia o poszukiwaniu własnego księcia na białym rumaku zmieniła się w opowieść o… właśnie, o czym? O dojrzewaniu, różnych, niekoniecznie zdrowych, rodzajach miłości? I tak samo jest z bohaterami. Oprócz Uteny nie ma tu postaci, które zdołałabym tak do końca polubić – pierwsze wrażenie jest w porządku, ale im dalej w las, tym ciężej nazwać je dobrymi. Każda z nich ma w sobie jakiś cień i o ile motywy Nanami łatwo wytłumaczyć, tak Touga daleki jest od bycia typowym, głównym męskim bohaterem shoujo i wbrew temu, co sądziłam na początku serii, bardziej niż jego polubiłam Saionjiego.
Akio to z kolei całkiem inna bajka, fascynuje i przeraża jednocześnie, ale jego też nie potrafię nazwać głównym złym. Bo w tej baśni właściwie nic nie jest takie, jakim się wcześniej wydawało.
Warto też zwrócić uwagę na symbole, bo pojawia się ich naprawdę wiele, a takie wyłapywanie ich – nie wiem, jak innym – mnie sprawiało przyjemność. Niektóre można interpretować na wiele sposobów, ale już na przykład tak nachalnie eksponowana wieża, w której rezyduje Akio, w jego arcu jest raczej jednoznaczna.
Bez żalu wystawiam dziesiątkę, mimo że wcześniej, podczas kilku pierwszych odcinków, zastanawiałam się, za co te wszystkie zachwyty. Teraz sama jestem zachwycona tą mroczną, surrealistyczną bajką. W dodatku mam pewność, że kiedyś będę wracała do niej nie raz, żeby zrozumieć wszystko, co się wydarzyło.
Nie mogę uwierzyć dlaczego nie trafiłam na to wcześniej! Miałam do czynienia z tyloma bezsensownymi tytułami, a Utene przegapiłam!
No ale lepiej późno niż później.
Na muzyke nie narzekam.
Sądzę też że kreska nadała klimatu, „teatru” jak ktoś tu wcześniej zauważył/(a) (ładna głębsza metafora ^^).
Fabuła jest wspaniała, ale postacie istny majstersztyk!
Nie mogę zrozumieć, NIE bardziej zaakceptować…Wtedy kiedy ona się z tym pożal się boże kliknij: ukryte księciem przespała Nie no…ZABIĆ JĄ! ALBO NIE, LEPIEJ JEGO!
Wiedziałam że tak to się skończy jak tylko się pojawił ale…szlak mnie trafia na samą myśl!
(A całą serie oglądałam ładnych pare razy!)
Troche mnie te zwiazki homoseksualne i kazirodcze w pierwszym momencie odepchnęły. Niby nie mam brata, ale tylko NIBY. Mam bardzo bliskiego kuzyna, ktory jest dla mnie jak brat. Więc chyba nie dziwota że mnie to troche (a chwilami bardzo) raziło.
Wierze jednak że tu owe związki miały ukryty sens (tu praktycznie WSZYSTKO coś w sobie kryje!).
Po wielokrotnym obejrzeniu musze powiedzieć że:
1. Zapewne po paru latach jak sobie odświeżę bd w stanie dostrzec więcej (bo wszystko to nawet nie marzę xD). Chodź z początku WYDAWAŁO mi się że widze wiele, wystarczyła rozmowa i wymiana wrażeń z przyjaciółką bym się zorientowała jak niewiele dostrzegłam
(A ta i tak twierdzi że to co widzi to tylko wierzchołek góry lodowej- i ciesz się tu swoimi spostrzeżeniami -,- ).
2. Wszystko co chciałam powiedzieć w bardzo jasny i wspaniały sposób przedstawiła Dżul ^^
(ja również chciałam się odwołać do „Tezeusza w labiryncie” xD )
Utena to dla mnie klasa sama w sobie!
Niestety nie mam w swoim słowniku słów by oddać jak bardzo cenie to anime.
Pozycja obowiązkowa!
Pozdrowienia ;D
Ps. Po obejrzeniu zaczęłam się zastanawiać czy chce odnaleźć swojego „księcia” xD
inna bajka
No właśnie, „inna bajka”. Odwrócony zamek – w zasadzie idealne podsumowanie graficzne. kliknij: ukryte Księciem jest młoda, piękna dziewczyna, w roli demsel in distress do ratowania dla księcia występuje stara wiedźma, a złym smokiem – nawiązującym do Lucyfera – jest, o zgrozo, jedyny 'prawdziwy' książę w tej historii.
Utena jest po prostu genialną konstrukcją. Każdy odcinek jest przemyślaną, odrębną całością i jednocześnie każdy z nich jest misternie dopracowanym elementem większej całości. Utena jest napisana po prostu diablo inteligentnie. Praktycznie nie padają zdania niepotrzebne. Słowa, obrazy, mają swoje znaczenie. Lub i wiele znaczeń – nieprzypadkowych, a pogłębiających zamysł. Oszczędność przy jednoczesnej, niebywałej trafności środków wyrazu daje miażdżący efekt.
A i tak zazwyczaj zakończenie każe spojrzeć na wszystko zupełnie inaczej – i to może największe mistrzostwo.
Jednocześnie występuje bardzo fajny kontrast; mianowicie z jednej strony te wyrafinowane puzzle w połączeniu z absurdalnym humorem tworzą tak silnie teatralny efekt, że chwilami czułam jakby bezpośredni kontakt z twórcami – wszystko znikało i to było jak gdybyśmy w środku opowiadanej historii zaczynali wspólnie się z niej śmiać – z tyko nam znanych nawiązań i przywar konkretnych 'osób'. Nie, nie tylko śmiać, po prostu mam wrażenie, że chwilami naprawdę twórcy zrzucali kostium opowieści i głosem aktorów przebijali się wprost do widza.
Bo właśnie, z drugiej strony, w gruncie rzeczy, mimo całej tej intelektualnej układanki – a może i dzięki niej – Utena to głęboko intymna opowieść. I do tej intymności podchodzi się tu z szacunkiem, dyskrecją i wyostrzoną, wyczuloną na niuanse wrażliwością. Także bliskość wzrasta w cichych, ciepłych scenach.
Tak, zgodzę się, że Utena jest w dużej mierze spojrzeniem na dorastanie, ale ewidentnie spojrzeniem dość daleko wstecz. To jest jak najbardziej dorosłe i w dorosłej formie rozliczenie z przeszłością, także z tym, na ile i w jaki sposób każdy z nas jest wciąż zdeformowany swoją dawną 'skorupką', jakie pozostały jej ślady.
Nadal nie lubię anime. Nie ukrywam, że również w Utenie kreska i momentami pewna konwencja mi przeszkadzają. No to co. Piękne, subtelne, wstrząsające, inteligentne – tak mogę podsumować tę opowieść i sposób jej prowadzenia. I uśmiecham się, jak widzę komentarze typu 'dla fanów anime pozycja obowiązkowa'.
Co to ma być?
Naprawdę godne uwagi
Sama historia o dziewczynie, która chciała zostać księciem jest ciekawa. Dochodzą do tego Różana Oblubienica, Koniec Świata i inne ciekawe wątki. Bardzo byłam ciekawa jak dalej potoczą się losy bohaterów. Nie zostałam rozczarowana, bo ostatni odcinek jak dla mnie był świetny. Trzymał w napięciu i nie pozostawił dużego niedosytu. Największą jednak zaletą moim zdaniem są postacie. Są stworzone w taki sposób, że na prawdę można niektóre znienawidzić. Ja osobiście nie znosiłam Tougi oraz Akio. Mimo tego byli oni potrzebni tej serii i potrzebni, aby zamieszać w głowie głównej bohaterki. Co do samej Uteny, bardzo polubiłam tą dziewczynę. Wydawała się najbardziej „normalna” spośród wszystkich postaci. Dobra robota twórców w przypadku Himemiyi, która niby sprawia wrażenie miłej osóbki, ale z jakiegoś powodu mocno irytuje, co na pewno było zamierzone. Jedyną rzeczą, do której mogłabym się tak naprawdę przyczepić były powtarzane w kółko sceny, ale nie jest to w porównaniu z satysfakcją jaką daje obejrzenie Uteny żadna wada.
Prawda jest taka, że o tym anime można by pisać i pisać. Dlatego chyba najlepiej zapoznać się z nim osobiście i wyrobić sobie opinię na jego temat. Ja oceniam je jak najbardziej pozytywnie.
Zakochalam sie
No i po ostatnim odcinku...
Dziś dojrzałem już nieco do „Czytania Tekstów” (a nie tylko „czytania tekstów”) i powyższe książki nie są dla mnie taką zagadką. I na Ciebie przyjdzie kolej Uteno! To nie jest coś, co można poznać w pełni za pierwszym obejrzeniem.
Rewolucyjne shoujo! ;)
Ponadto takiego nawarstwienia bohaterów o skłonnościach kazirodczych i biseksualnych nie spotkałem jeszcze nigdzie (ale nie twierdzę, że ktoś czegoś jeszcze bardziej ekstremalnego nie stworzył). Przypuszczam, że gdybym miał siostrę, to to anime byłoby dla mnie odrzucające. Ale że siostry nie posiadam, to miałem ubaw po pachy, wyobrażając sobie reakcje róznych bigotów i dewotek :)
Niestety jako facet mogłem się identyfikować wyłącznie z ... Uteną. kliknij: ukryte Co prawda miałem nadzieję, że na koniec Touga zachowa się jak prawdziwy mężcyzna i przyjdzie ukochanej z pomocą, ale że seria wbrew pozorom jest bardzo życiowa, to niestety tak się nie stało.Ja też kiedyś chciałem być dla kogoś księciem z bajki…
Utena jako mit współczesny
Tytuł mojego komentarza zainspirowany został lekturą książki „Tezeusz w labiryncie”. Autor tego dzieła wysuwa teorię, że archetypy i symbole zawarte w mitach, były zapisem podświadomości ludzi starożytnych i były przez nich intuicyjnie pojmowane, zaś dla ludzi współczesnych są one nie do odczytania. Podczas oglądania Uteny towarzyszyła mi myśl, że oto mam do czynienia z mitem współczesnym. Symbole, aluzje, typy osobowości i inne umowne rzeczy w tym anime są odczytywane przez widza w klarowny, choć nie zawsze dający się jasno wyrazić, sposób. Duża część akcji dzieje się tylko na poziomie psyche, zaś na planie rzeczywistym nie ma miejsca, gdyż jest stłumiona przez świadomość. Trzeba zaznaczyć, że to stłumienie nie ma wydźwięku wyłącznie pejoratywnego: nieujawniane emocje są zazwyczaj brudne, pierwotne, nieokiełznane i destrukcyjne. kliknij: ukryte Dlatego też ich wygrana nie jest możliwa, pozorny spokój, który zapanowuje na końcu jest tylko ułudą. Sama Utena zdaje się na początku nie mieć ukrytych pragnień, być tylko sobą samą i przez to zmieniać otoczenie. kliknij: ukryte Jednak na końcu to ona okazuje się być najbardziej wplątaną w grę podświadomości i to dla niej powrót do normalności okazuje się niemożliwy.
Wraz z rozwojem serii coraz bardziej sięgamy w podświadomość- bohaterów, a zarazem swoją. Stąd coraz większe natężenie podskórnego, wszechobecnego erotyzmu…witamy w świecie Freuda…
Jeśli mam dalej lecieć w ten pseudointeligenty komentarz, to wspomnę jeszcze, że postać Anthy kojarzyła mi się nieodparcie z tytułową bohaterką dramatu Gombrowicza „Iwona, księżniczka Burgundii”. Pomijając już tak oczywiste aspekty, jak uległe i apatyczne zachowanie, to rola jaką odgrywały jest bardzo podobna- stawały się lustrem otoczenia, które odkrywało najgorsze, najbardziej ukrywane cechy, a także – paradoksalnie- poprzez doprowadzoną do ostateczności bierność były katalizatorem wydarzeń. Na swój sposób symbolizują również erotyzm w stanie czystym, pozbawionym estetycznej otoczki.
Kończąc ten mętny wywód- zachęcam wszystkich do zgłębienia się w świat Uteny i odkrycia własnej interpretacji. A ode mnie- oczywiście- 10/10…
Heh.
I co tu napisać?
Utena pozostanie dla mnie anime idealnym, do którego wracam i tęsknię, ale ostrzegam, że nie każdemu może się spodobać.
nie dla każdego
słabe
moja ocena:
postacie 3
muzyka 2
kreska 3 /10
fabuła 3
ogólnie 5 (+2 za to ze nie należę do grupy docelowej)
I'm speechless!
„Utena” w pełni zasługuje na swą sławę. Kompletnie mnie oszołomiła swoim szalonym, surrealistycznym, mrocznym imaginarium. Oglądanie serii było jak jazda windą Mikage – coraz głębiej, coraz duszniej, coraz ciemniej. Ujął mnie mistrzowsko poprowadzony zabieg stopniowego zgęszczania atmosfery – tak subtelnie, tak płynnie, że człowiek sam nie wiedział kiedy spod niewinnej słodyczy różowo‑różanego sztafażu zaczęła wyłaniać się treść zupełnie już nie niewinna i nie słodka. Migotliwość – znaczeniowa, nastrojowa, wizualna – to chyba jedna z istotniejszych cech „Uteny” i bez wątpienia jedna z największych jej zalet.
Dawno już nie oglądałam niczego tak … fizycznie! „Utena” wchodzi nie tylko w umysł (na wszystkich jej smaczkach, zapętleniach sensu, intertekstualno‑postmodernistycznych smakowitościach można mózg zwichnąć), ale i w ciało. Łzy, ściskanie w dołku, motyle w brzuchu, gęsia skórka, ciarki przerażenia i wstrętu, dreszcze i wypieki na przemian – oto niepełna lista cielesnych sensacji, jakich doświadczyłam podczas seansu. Za wypieki odpowiadały tyleż zwroty akcji, co niesłychanie sensualna atmosfera (swoją drogą to nie wiem, czy gdzieś jeszcze widziałam tyle symboli fallicznych naraz! Był moment, że wszystko zaczęło mi się od tego symbolizmu kojarzyć… ;). Zwłaszcza Akio’s car arc poziomem erotycznego napięcia wgniatał niekiedy w fotel, nie popadając przy tym nigdy w wulgarność, co generalnie jest sztuką. Duszny klimat skutecznie wzmacniała oprawa muzyczna – tej części „Uteny” towarzyszą jedne z najbardziej ciemnych, zmysłowych motywów instrumentalnych, jakie dane mi było słyszeć. Owa „ilustracyjna”, nieprzeciętnie sugestywna muzyka nawet bardziej przypadła mi do gustu niż efektowne chóralne „kawałki” stanowiące tło transformacji i pojedynków.
Czy ja mówiłam, ze grafika na pierwszy rzut oka wydała mi się brzydka? Zaiste, chyba mnie Bóg opuścił! W tym momencie uznaję Utenę za niesłychanie atrakcyjną wizualnie serię. Nawet abstrahując od niepokojących surrealistycznych dekoracji, w jakich rozgrywają się jej wydarzenia. Po raz pierwszy chyba zwróciłam w anime uwagę na kompozycję kadrów na logikę ujęć, na montaż – efekt świadomego posługiwania się wszystkimi tymi środkami ekspresji (by wzmocnić napięcie emocjonalne, by dopełnić charakterystyki bohaterów, by spotęgować ciężar i wagę ujawnianych tajemnic) momentami zapierał dech w piersiach. Dodać do tego „efekty specjalne” w postaci obrazów w sepii czy tych stylizowanych na teatr cieni – i … po prostu brak mi słów!
Na koniec zostawiłam ochy i achy pod adresem postaci. Jak cała reszta elementów strukturalnych „Uteny” – są znakomite! Nawet te z drugiego planu. Nawet te, które pojawiają się i znikają po dwóch odcinkach kliknij: ukryte (Ruka!). Większość z nich cechuje smakowita, niepokojąca ambiwalencja, która jest cechą tyleż pożądaną, co rzadką w świecie artystycznej fikcji. Brawo! A już największe wyrazy uznania pod adresem … czołowego czarnego charakteru, którego diaboliczna natura została odmalowana tyleż przekonująco, co konsekwentnie. kliknij: ukryte Akio przeraża, budzi wstręt i fascynuje jednocześnie. Wzmianka o Lucyferze w odniesieniu do jego osoby nie stanowi jedynie ozdobnika, ale raczej istotny trop. Bo kliknij: ukryte szef akademii Othori to zaiste upadły anioł, uosobienie żywiołu zepsucia i genialny kłamca. Uwodziciel (we wszystkich tego słowa znaczeniach), szafarz obietnic bez pokrycia, kliknij: ukryte kreator iluzji o zniewalającej sile. To, co robi z Uteną, jak ją sobie owija wokół palca, jak ją mami i w końcu łamie… Odcinek ze słynnym monologiem i jego puenta po prostu roztrzaskały mnie wewnętrznie. Nienawidzę drania, ale jako postaci nie mogę mu odmówić charyzmy (jedyna rzecz, za jaką go lubię, to fakt, że przy nim Touga wydaje się naiwny i niewinny jak baranek ;).
Na koniec, przy okazji bohaterów „Uteny”, refleksja (jeszcze bardziej) osobista. Po „Saiunkoku Monogatari” myślałam, że arogancki, podły, zdradziecki płomiennowłosy piękniś manipulator mówiący kosmatym głosem Takehito Koyasu może być tylko jeden. Ha! W jakimże głębokim byłam błędzie!
a w e s o m e
10/10