
Komentarze
End of Evangelion
- Re: Dzieło i basta : Anonim : 8.08.2016 23:57:26
- Re: Dzieło i basta : Zachajv : 8.08.2016 18:51:19
- Dzieło i basta : Unruh : 8.08.2016 16:45:15
- komentarz : Kenavru : 2.11.2015 18:04:29
- komentarz : mk : 2.11.2015 01:26:16
- Źle : Agatex : 14.08.2015 01:50:21
- Re: O fali krytyki słów kilka : kabX : 15.12.2013 22:05:49
- Re: O fali krytyki słów kilka : BlaXk Magic Mushroom : 20.11.2013 13:49:03
- O fali krytyki słów kilka : KabX : 20.11.2013 01:01:52
- komentarz : ASMITHA : 20.06.2013 15:28:26
Dzieło i basta
Glowny bohater to ciota, Rei zostala slabo przedstawiona, Asuke tez pod koniec olewaja. Ojczulek Shinjego to zimny dran ktorego zachowanie probuja na sile usprawiedliwac do samego konca. Wiekszosc fabuly albo pod koniec zostanie porzucona albo totalnie staje sie bez sensu. Motywy antagonistow… nawet nie wiem co powiedziec. W dodatku jesli cos mnie zmusza do zajrzenia do wikipedii by zrozumiec fabule (a ta i tak milczy jak zakleta), to nie sadze zeby to bylo dobrze napisane.
A ja jeszcze nie zaczalem narzekac. Czy tak naprawde ciezko byloby usunac nieopowiedzenia w fabule, rozwinac postacie i dac satysfakcjonujace zakonczenia? Serial sie konczy cholernym klaskaniem, film sie konczy jak nasz herosek dusi Asuke a ta na to 'How disgusting'. No fajnie Asuka, prawidlowa reakcja na totalna apokalipse i nieudana probe zabicia ciebie, sam bym nie zachowal sie lepiej. Jak kogos mialbym wogole namowic na obejrzenie tego filmu?
„Eww, synu ten emo‑dewiant masturbuje sie nad cialem swojej kolezanki w pierwszej minucie i ty smiesz mi mowic, ze to jest najlepsze co wymyslili Japonczycy?”
„Eee… druga polowa jest lepsza.”
„Serio? A jak sie zaczyna?”
"...Ojciec Shinjego tarmosi piersi Rei gdy…”
„OKEJ WYBACZ, ZE SPYTALEM”
Do tego dochodza najnowsze filmy kinowe ktore z tego co slyszalem jeszcze bardziej komplikuja wszystko (I mowiac wszystko wiem co mowie) i probuja zarobic na odgrzewanym kotlecie. Hideaki, plis.
OCH TY NIE ROZUMIESZ SZTUKI, TO PO PROSTU DLA CIEBIE ZBYT GLEBOKIE. Blah, blah, blah te samo narzekanie fanow od lat, ktorzy bronia polanego wizualnym lukrem totalnego balaganu. Ja was troszeczke rozumiem, ja tez lubie niekomfortowe obrazy czy religijne odniesienia, tutaj w Evangelionie to najwiekszy plus. Przestancie tylko dorabiac do tego zbedna filozofie i biadolic jakie to epickie arcydzielo a bedziemy kwita.
Ogladalem ostatnio po raz drugi Triguna. Tez ma chrzescijanskie nawiazania, tez jest kultowy, moze jest mniej imponujacy pod wzgledem wizualnym, ale scenarzysci przynajmniej potrafili zapewnic dobry wstep i rozwiniecie, satysfakcjonujace zakonczenie, ciekawe postacie i po prostu frajde z ogladania. Wezcie sie lepiej za to, lepiej wyjdziecie. Jak chcecie czegos filozoficznego to poczytajcie grecka filozofie np. „Plato”, tez lepiej wyjdziecie. Ale jesli oczekujecie od NGE nie wiadomo jakich fajerwerkow – nie ten adres kiddo. No chyba, ze macie depresje – cos sadze, ze tego typu ludzie byli grupa docelowa.
Źle
Do filmu postanowiono zmienić parę rzeczy. Przede wszystkim zmieniono analizę bohaterów na bełkot psychologiczny, Shinj ukazano jako emo do kwadratu, Aske – powaloną wariatkę, a Rei..
dobra, spasuje bo tego nie da się opisać ani zrozumieć.
Do tego dodano całe TONY flaków i wybuchających ciał. Element który wywoływał niepokój teraz powoduje niestrawność. kliknij: ukryte Mam na myśli głownie tę scenę gdy Eva zostaje „ukrzyżowana”, seryjne Evy dostają (wielu?) twarzy, Rei wybucha fragment głowy, Shinji jedyny raz w filmie zachowuje się odpowiednio do sytuacji i krzyczy jak opętany a w tle gra muzyczka. Dodatkowo o ile serii przedstawiono nagość to zawsze była ona częściowo ocenzurowana a tu chyba się spieszono i suma sumarum zapomniano o tym pare(naćsie) razy.
To było zwyczajnie chore. W filmie widziała sceny które były nie tylko całkowicie bezsensowne ale też obrzydliwe. . O ile kinówkę Gunadma 00 mogłam wyśmiać to o tyle na to już nie mam siły.
O fali krytyki słów kilka
-Anime te powstało jakiś czas temu. Sam oglądnąłem serię telewizyjną jakieś dwanaście lat temu będąc w wieku głównych bohaterów, co w dużej mierze pozwoliło mi lepiej utożsamić się z przesłaniem serii. Były to czasy gdzie, żeby sięgnąć po odcinek należało spędzić czas w kafejce internetowej. Odcinek taki oglądało się jakoś raz na tydzień lub dwa. Warto też zaznaczyć, iż jakość obrazu nie należała do najlepszych (lekko mówiąc) a i angielskie napisy również stanowiły wówczas pewną barierę w zrozumieniu dość i tak już skomplikowanej serii. Rynek mangi i anime nie był tak wypchany jak mamy to okazję obserwować na dziś dzień – była to jedna z nielicznych dojrzałych serii dostępnych. Serial dodam nad wyraz oryginalny i wciągający. Było sporo czasu, żeby się zastanowić nad każdym odcinkiem i samemu poszukać odpowiedzi na dręczące nas pytania. Teraz w jednym sezonie jesiennym wychodzi z 30 nowych tytułów anime a dzięki szybkiemu łączu internetowemu (bądź zakupionym produktom) możemy oglądnąć całą serię w dzień i po sprawię. Zazwyczaj bez większych refleksji sięgając po nowy tytuł. Sądzę (choć mogę się mylić), iż tak Evangeliona oglądać się nie powinno. Dochodzimy w tym momencie do drugiego zagadnienia.
- Tajemnice, niedopowiedzenia i często tzw. pseudo naukowo‑religijny bełkot. Poza głównym wątkiem fabularnym i często krytykowanym/chwalonym procesem rozwoju postaci, Evangelion posiada jeszcze jedną warstwę. Otóż seria ta jest pełna sekretów i niedopowiedzeń. Niczym osobne arcydzieło literackie dział ten jest skrycie wpleciony na przestrzeni całego anime. I teraz uwaga: nie każdy to lubi i ma zamiar się temu bliżej przyglądać. Należałoby jednak docenić trud jaki włożyli autorzy przy tworzeniu tej często ‘hejtowanej’ otoczki. Odniesienia te sięgają dość głęboko do różnych legend i wierzeń, ale w ostateczności uważa się, iż wszystko to tworzy spójną całość i przy odpowiednim wysileniu naszych szarych komórek możemy dojść do zrozumienia co ostatecznie autor zamierzał nam przedstawić. Dla wielu może się to wydawać śmieszne, ale jest to jeden z głównych powodów dla którego to anime nadal „żyje”. Po upływie wielu lat dyskusje wciąż trwają, a na każdą tajemnicę i niedopowiedzenie napisano długie referaty. Możliwość odkrywania tych tajemnic, własne interpretacje, wymiana poglądów stanowią fundament kultu Evangeliona (zaznaczę jeszcze, iż można oczywiście czerpać przyjemność z serii bez konieczności wnikania w jej, nazwijmy to drugą warstwę). Krytyczne reakcje ludzi na te zjawiska są jednak całkowicie zrozumiałe. Sam zetknąłem się z niejednym anime, które próbowało aplikować podobne metody, jednak często nie przypadło mi to do gustu. Być może jestem na to za stary, może mi się już to przejadło, a być może było to nieraz zrobione nieudolnie i nachalnie. Pomimo tego, niedawno sięgając po nowe filmy Rebuild i odpalając forum dyskusyjne, znowu uświadomiłem sobie ile frajdy może mi przynieść odkrywanie zagadek stawianych przed nami w tej serii.
Podsumowując: na kult serii należy spojrzeć przez pryzmat czasu. Wiele świetnych serii które mogliście widzieć przed Evangelionem mogło właśnie na nim bazować. Kluczowym elementem do wciągnięcia się w serial jest ciekawość. Należy poświęcić trochę (pojęcie względne) swojego czasu. Prawdziwa zabawa z Evangelionem zaczyna się po skończeniu filmu End of Evangelion. Niemniej jednak osobiście uważam, że anime posiada również naprawdę udaną fabułę i rzeszę bohaterów, których można polubić. Wracając do samego filmu: jest to moment w którym krzyżują się wspomniane dwa plany – stąd tyle kontrowersji. Tutaj potrzeba czegoś więcej od widza niż bierne oglądnięcie serii TV. Mam nadzieję, że to kiedyś znajdziecie – może nie w tym anime, ale niech to będzie to coś co nie pozwoli Wam spokojnie zostawić tematu przez najbliższe kilkanaście lat tak jak to było w moim przypadku z Evangelionem.
Zbędne, przykre, irytujące...
Podchodziłem do tego filmu z pewną dozą niepewności. Może dlatego, że Death and Rebirth, który obejrzałem wcześniej był w zasadzie skrótem całego anime z dziwną 30 minutową sekwencją na końcu (i niezłym, choć całkiem nonsensownym motywem kwartetu), a może z powodu poczucia satysfakcji jakie dało mi zakończenie NGE. Satysfakcji i zamknięcia, a więc już na starcie End of Evangelion wydał mi się zbędny.
Zbędny, gdyż natura zakończenia serii tv nie bardzo dawała jakieś możliwości do kontynuacji, byłem więc trochę zaciekawiony. Jakież było może przerażenie, gdy zorientowałem się, że ten film żadną kontynuacją nie jest i być nie zamierza! Jest za to alternatywną, uboższą i zupełnie pozbawioną sensu oraz treści wersją kilku ostatnich odcinków.
No dobrze, ale w czym problem? Primo, w bezpośredniości. Jeśli NGE wyrażało swoją treść subtelną sugestią to End jest to bulu konkretny i łopatologiczny. Jest to oczywiście łopatologia polana metafizycznym sosem z paroma symbolami‑skwarkami, który może co mniej śmiałych widzów wpędzić w przekonanie, że nie będą w stanie czegoś zrozumieć czy zinterpretować. Ależ bzdura!
Cytując skrótowy opis z MAL’a
To całkiem niezłe streszczenie treści filmu… tyle, że to nie jest żadne streszczenie – to właśnie cała treść EoE. Kiedy NGE opowiada o przeżyciach Shinjiego oraz potrafi całe odcinki wykorzystać na przedstawianie stanu umysłu głównego bohatera (kiedyś zasłyszałem stwierdzenie, że młody Ikari jest jednym z najbardziej głównych bohaterów w anime) w świetnym zakończeniu posuwając się nawet to odrzucenia wszystkich zbędnych elementów tła (aniołów, modeli EVA, projektu dopełnienia ludzkości i reszty pseudo religijnych/filozoficznych/naukowych bredni), na rzecz prawdziwego tematu NGE – walki z depresją, to End skupia się po całości na całym tym kartonowym tle i sosie, który znaczenia ze względu na swoją naturę i funkcję pozbawiony być musi.
Przyszło mi do głowy ciekawe porównanie… To trochę tak, jakby Prus napisał “właściwe” zakończenie Lalki w którym Wokulski pracując z profesorem Geistem odkrywają nareszcie metal lżejszy od powietrza i prowadzą ludzkość ku świetlanej (steampunkowej ;)) przyszłości. A imperium finansowe Stanisława staje się podwaliną pod pokojowe odzyskanie ojczyzny.
Podsumowując jednym zdaniem:
Drażni mnie tworzenie “zakończenia”, które z nieistotnych elementów tła i paru klimatycznych smaczków tworzy główny wątek serii, szczególnie jeśli ten wątek to pompatyczne zbawienie ludzkości.
End of Evangelion
Smutek
Dla jasności – nie jest to jakaś prowokacja religijna, po prostu jakoś tak wyszło.
Jak uwielbiam Enda, to cieszę się, że stanowi on całość z ostatnimi odcinkami TV. Bez nich jest on o wiele płytszy (wiem to z własnego doświadczenia – za pierwszym razem pominąłem dwa ostatnie odcinki tv, jak ktoś mi poradził, i przeszedłem do Enda. BŁĄD)
End to w moim prywatnym rankingu zdecydowanie najciekawsza i najpiękniejsza wizja końca świata, a uczucia bohaterów są tak namacalne, że pod koniec oglądania zawsze mam równie zlasowaną minę, jak Shinji.
kliknij: ukryte Trochę żałuję, że twórcy zrezygnowali ze zrealizowania alternatywnego zakończenia z ręką Rei, nawet w ramach dodatku. Jest to tak chore, piękne i przygnębiające, że aż żal mnie ściska, że skończyło się tylko na planach…a koniec końców dostaliśmy duszoną Asukę.
Skupmy się jednak na EoE, czyli dołów naszej emoszotki ciąg dalszy. Tak, jego wieczne monologi i wizyty w surrealistycznym świecie to coś, czego nie mogłem zdzierżyć w tym anime. I proszę mi tutaj nie zarzucać, że nie rozumiem jego problemów, bo rozumiem, tylko twórcy zafundowali nam je w bardzo ciężkostrawny sposób.
Ale nie tylko doły Shinjiego zostały zaserwowane w taki sposób. O nie, autorzy popadali w przesadę praktycznie wszędzie gdzie się da. Nie wiem, jaki był w tym cel. Może chcieli, żeby ten tytuł wydał się jeszcze bardziej głęboki? Nie wnikam. Bardziej jest istotne, co z tego wyszło: pseudofilozoficzny bełkot. Ja wiem, jaki twórcy mieli cel, ale dało się to opowiedzieć łatwiej, przystępniej i bez takich nakładów zbędnych emocji targającymi bohaterami.
I tak na koniec: nigdy nie rozumiałem kultu NGE a z upływem lat nie ulega to żadnej zmianie. Szczególnie że seria telewizyjna wypada średnio w porównaniu do mangi, której również za jakąś wybitną nie uwazam.
...
wut
ogolnie tv + film oceniam pozytywnie i nie uwazam zeby to byl czas stracony. warto jeszcze wspomniec o muzyce bo byla genialna.
Wrażenie
Wizja relacji międzyludzkich.
Podchodziłam do Evy bardzo nieufnie, jednak całość zaskakująco mi się spodobała. Nie stanę się z pewnością fanką, ale i nie mogę się zgodzić z jednoznacznie negatywnymi opiniami.
Dla mnie Evangelion jest przede wszystkim przedstawieniem poglądów jego autora, dość pesymistyczną wizją relacji międzyludzkich, niepozbawioną jednak okruchu nadziei. To próba poradzenia sobie z problemem, dlaczego ludzie pragną bliskości, chociaż powoduje ona cierpienie, i na odwrót: czemu się nawzajem krzywdzą, skoro chcą jedynie akceptacji i miłości. Oddaje dystans pomiędzy ludźmi i niemożność porozumienia. Z drugiej strony odpowiada, że ten mechanizm posiadania emocjonalnej „bariery” pomaga nam zachować indywidualność i zbudować własną osobowość, gdyż bez tego istnielibyśmy jedynie jako wyobrażenie innych, nie jako prawdziwi „my”. W taki sposób odczytuję główne przesłanie twórcy. Nie jest to moja wizja świata – choć sama nie wiem, czy ten sposób interpretacji nie jest dowodem, że jednak tak myślę. W końcu każdy ma inne przemyślenia po Evangelionie.
Co do szalenie erudycyjnego poprzedniego komentarza, chciałabym się odnieść do jednego zdania (na resztę nie mam czasu i mi się nie chce):
Nie zgadzam się z opinią, że Evengelion odwołuje się do tej mistyki. Owszem, używa aluzyjnych nazw i symboli, ale nie mają one znaczenia dla fabuły i interpretacji. Myślę, że jest wręcz przeciwnie: im bardziej ktoś się zna na kulturze chrześcijańskiej czy judaistycznej, tym bardziej nieadekwatne i powierzchowne ich użycie może denerwować. A jeśli ktoś dopiero przy okazji tej serii dowie się o istnieniu opowieści o Lilith, czy włóczni Longinusa – to Evangelion może mu się wydać bardziej skomplikowany czy uduchowiony niż jest w rzeczywistości. Dla mnie jest to tylko dekoracja.
Gdybym miała już podać jakąś funkcję naddaną symboliki używanej w Evangelionie, powiedziałabym, że jest to sugestia wobec widza, żeby nie odbierał przedstawionej historii dosłownie, jako kolejnego anime o mechach i dzieciach ratujących świat (choć przyznam, że do dwudziestego‑któregoś odcinka Evangelion sprawdza się i pod tym względem), tylko przenosi go na plan bardziej metaforyczny.
No i wszystko fajnie, tylko odzywa się moja minimalistyczna dusza: za dużo tego! Różnorakie odwołanie kulturowe są w Evangelionie wpychanie są dosłownie wszędzie, powodując wrażenie natłoku i bełkotu.
Co do samego EoE: z pewnością jest mocny, fantasmagoryczne i turpistyczne wizje z drugiej części naprawdę oddziałują na wyobraźnie i emocje, zapadając w pamięć.
A jedną z największych zalet całości serii jest to, że wymaga od oglądającego skupienia i uwagi, żeby wyłapać aluzje zawarte w niedopowiedzeniach i zauważyć pewne szczegóły, bez których Evangelion staje się jeszcze bardziej niezrozumiały.
co nowego
problemem jest to, że, przynajmniej ja, nie mam równie dobrze rozwiniętego aparatu czytania kultury WSCHODU co ZACHODU. A w tym anime się to wszystko miesza: a raczej myślenie Wschodnie filtruje znaki Zachodnie. dochodzi do kompilacji: tutaj leży jedno z źródeł problemów interpretacyjnych.
kolejna sprawa: prawda jest taka, że żeby zrozumieć fabułę, trzeba mieć, moim zdaniem DOBRE zorientowanie w dość dużej tradycji symboli biblijnych, judaistycznych, chrześcijańskich, gnozy itp.
i jeszcze ważna rzecz, omawiana wielokrotnie: psychologia, a bardziej nawet psychoanaliza. i tutaj zwracam uwagę NIE TYLKO na Freuda, fundatora: wielokrotnie lepszym narzędziem, by zrozumieć intencje, zrozumieć pewne przesłanki do interpretacji w duchu psychoanalizy, byłby Lacan. poza tym tradycja filozofii: nakierowanie się na problem człowieka, Śmierci, Bytu‑Niebytu, Bycia… dużo jest tego. Projekt Dopełnienia Ludzkości jest niezwykle obfity w każdy kolejny symbol: jest to np. arcy Heglowskie, jednak zarazem Heideggerowskie itp.
niestety, muszę przyznać, że bez naprawdę duże zaplecza wiedzy i intuicji interpretacji w duchu różnych elementów owej wiedzy: zobaczymy mniej pełny obraz, lub w ogóle bełkot.
nie oznacza to wcale, że można w pełni zrozumieć EoE. każdy symbol jest dwuznaczny. wystarczy sobie zrobić jakiś punkt wyjścia np.
jeśli uznamy, że Projekt Dopełnienia Ludzkości jest wielkim spełnieniem „dopełnienia ludzkości” jako wyeliminowanie błędu w ich konstrukcji, w konstrukcji pojedynczych ludzi: tym błędem zaś jest „nie umieranie”, w takim sensie, że zamiast jak w stanie pierwotnej Negatywności – coś powstaje by zaraz zniknąć, powstaje życie by zaraz umrzeć, błąd polega na tworzeniu długie, sztucznego wybiegu „utrzymania się przy życiu”... Projekt wtedy oznaczałby powrót do stanu niewyróżnialnej Negatywności: gdzie nie ma indywidualnych żyć, jest jeden stan wszech‑jedno‑śmierci. życie jako błąd (ta wada, to wybrakowanie człowieka) zostaje w zupełności zanegowane: ma to swoje poparcie w niektórych gnozach, częściowo w interpretacjach takich filozofów jak Lacan, Heidegger, Hegel czytany przez Kojeva…
tak naprawdę, dla mnie, i wielu innych, EoE i cała seria jest niezwykle bogata w budowaniu całych systemów interpretacyjnych: od szczegółów, gdzie np. analiza bodajże 12 anioła jak „cienia czegoś co nie istnieje” i zagłębianie się w ten wątek do generalnych tez, jak np. wyżej przeze mnie nakreślona.
dla mnie fabuły nie da się oceniać: dostarcza niezwykłą liczbę bodźców do intelektualnej zabawy.
a jakie są efekty? np. mając pewien aparat pojęciowy i interpretując całą serię i EoE, można doznać ciekawego interpretowania końca, sceny na plaży:
na brzegu Otchłani zdecydowani na błąd: w błędzie który jednak ma swoje racje.
zachęcam do „otwartości” wobec tego anime i podejścia bardzo „inteligentnego” :)
Nie polecam czytania recenzji przed obejrzeniem filmu!
Lubie rzeczy, które mogą mieć wiele znaczeń i należy je interpretować samodzielnie – NGE jest właśnie czymś takim.
Recenzja jest dobra, gdy czyta się ją na etapie przemyśleń po zakończeniu seansu.
Jedno z drugim zlane
Zamaskowano spoiler. Moderacja
krótko i na temat..
End Of Evangelion
Idealnie pasuje do serii, nawet muzyka w pewnej części pozostała ta sama. A sam utwór Kom susser Tod grany podczas… wiadomo czego jest kultowy.
Gdy pierwszy raz skończyłem oglądać EoE przez pewien czas siedziałem wciąż w jednym miejscu i przez chyba 10 minut dalej myślałem o tym filmie.
Grafika jest jeszcze lepsza niż w serialu i zasługuje na ocenę, jaką dostała.
4,5 gwiazdki. Polecam.
Dobra recenzja
Fanatyzm :P
Dla mnie film był godnym zakończeniem alternatywnym dla serii. Fabuła serii i fabuła filmu nie gryzły się ze sobą, a to jest bardzo ważne. Oglądając serię takiego zakończenia oczekiwałem (dali mi niestety trochę za dużo traumy, która przytłoczyła troszkę za bardzo w końcówce). W pełni mnie ono satysfakcjonuje. Chociaż nie, nie satysfakcjonuje mnie w pełni. To zbyt duże słowa.
Jest ono dobre, ale w pewnych momentach autor popada w znany każdemu z serii „przesadyzm”. Scena w szpitalu – przesadystyczna.
Rei – przesadystyczna (dokładniej wyobrażenie Rei jako upośledzonej).
Asuka – przesłodzona miłość do matki, a takiej Asuki nie poznaliśmy w serii. Bardziej Asukę, która uczucia posiadała, ale bardzo głęboko ukryte.
Shinji – jeszcze bardziej beczący i nagle taki potrzebujący Asuki. Hmm… to było trochę dziwne.
Tak patrzyłby na to człowiek, który nie jest fanatykiem EVY. Ja patrzę po mojemu, ale tak wygląda mój obiektywny pogląd na film i tego będę się trzymać.
================================================
Teraz kilka zdań na temat tego rzekomego skalpowania :P :
Nie zbiera się skalpów ludzi, którzy mają swój pogląd na NGE i w ten czy inny sposób ją docenią (za ścieżkę dźwiękową, za postaci, za fabułę), bo nie docenić NGE za jakikolwiek element to zbrodnia, która skalpowaniem karana być powinna ;)
Tu trochę prywatnej wycieczki do jednego z panów recenzentów. Nie zawiera wulgaryzmów, nie jest obraźliwa, ale wskazuje na brak wyraźnej różnicy (na konkretnym podanym przykładzie) między fanatykiem NGE a przeciwnikiem :) Lekturę polecam tylko zainteresowanym.
kliknij: ukryte Ot, wystarczy poczytać takie recki uprzedzonego do NGE wa‑totema, który pod niebiosa wychwala anime dobrej klasy (nie było w nim nic tak nieprzeciętnie nadzwyczajnego, aby opisywać to w samych superlatywach), a swoją recenzję oparł na jechaniu po Evangelionie (nie będę musiał chyba przytaczać w którym anime itd).
Więc skoro fanatykom EVAngelion brakuje obiektywizmu, to co powiecie na masy takich wa‑totemów, które nawet recki nie potrafią napisać, bo recka oparta na jechaniu po innym anime to za przeproszeniem jest gów… nie recka.