Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 6/10
fabuła: 3/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,33

Ocena czytelników

3/10
Głosów: 11
Średnia: 3,18
σ=1,47

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Bezimienny)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

MD Geist

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 1986
Czas trwania: 47 min
Tytuły alternatywne:
  • 装鬼兵MDガイスト
  • Most Dangerous GEIST
  • Soukihei M.D. Geist
Tytuły powiązane:
zrzutka

Tytuł uchodzący swego czasu za symbol chłamu. Na zniszczonej przez wojnę planecie Jerra po latach hibernacji budzi się Najbardziej Niebezpieczny Żołnierz: Geist. Nic dobrego z tego nie wyniknie…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

W dalekiej przyszłości ludzkość skolonizowała wiele planet. Podczas gdy osadnictwo na niektórych przebiegało pokojowo, na innych nasz gatunek nie potrafił wytrzymać bez walki. Jednym z tego typu światów była Jerra. Wojna trwająca wiele dziesięcioleci zmieniła to ongiś rajskie miejsce w morze ruin usłanych kośćmi poległych i wrakami pojazdów bojowych. W niemającym końca konflikcie użyto chyba każdej broni dającej się wyobrazić. Jedną z nich byli żołnierze elitarnych jednostek MDS (Most Dangerous Soldiers – najbardziej niebezpiecznych żołnierzy). Genetycznie zmodyfikowani nadludzie siali postrach tak w szeregach wroga, jak i we własnych.

Wiele lat po tym, jak na polu walki widziano ostatniego żołnierza MDS, na powierzchni Jerry rozbija się tajemniczy satelita. Jak się okazuje, w jego szczątkach znajduje się pogrążony w kriogenicznej hibernacji Geist – jeden z członków owianej złą sławą formacji. Przyjdzie mu jeszcze raz stanąć do walki, tym razem przeciwko innej superbroni ostatecznej zagłady, znanej jako Death Force, której jedynym celem jest zniszczenie wszelkiego życia na planecie.

MD Geist należy do swego rodzaju klasyków anime. Przed laty zdobył sobie bowiem dość wątpliwą i nieco już przebrzmiałą sławę arcydzieła szmiry. Od tego momentu jednak nawet w tej kategorii dokonał się duży postęp techniczny i w porównaniu z niektórymi współcześnie kręconymi anime tytuł wypada blado. Przez pierwszą połowę bowiem film da się całkiem dobrze oglądać. Do złudzenia przypomina dawne produkcje o komandosach typu Navy SEALs czy Universal Soldiers. Oto bowiem na zrujnowanej planecie (w scenografii widać bardzo wyraźne nawiązania do takich tytułów jak Terminator czy Screamers) ląduje odważny i twardy superżołnierz. Przez pewien czas walczy z gangami, później przyłącza się do oddziału wojskowego w prawej misji ratowania świata. W anime obecne są wszystkie elementy tak zwanych „filmów walki”, z cycatymi laskami włącznie. Drugą część filmu streścić można bardzo prosto. Oto jej skrót (uwaga na spoiler): OMG!!! WTH!? Gdzieś około 30. minuty wszystkim postaciom nagle odbija i podejmują próby pozabijania się bez ładu, składu i sensu. Twórcom scen, które następują później, należy jednak oddać sprawiedliwość i pochwalić za geniusz ujęcia psychologicznego bohaterów. W żadnym innym anime nie widziałem tak realistycznie oddanej wewnętrznej płycizny i braku logiki prawdziwych debili. Postacie bowiem nie dość, że nagle zaczynają walczyć bez powodu, to dopuszczają się też ciągu czynów, których nie uzasadnia żadna motywacja ani wcześniejszy zamiar. W końcu Geist robi, co robi, a widz patrzy na to z rozdziawioną gębą i oczom nie wierzy.

Zanim zacznę omawiać grafikę, chciałbym zwrócić uwagę na ważną rzecz. Omawiana seria OAV została nakręcona w roku 1986. Recenzja została jednak napisana na podstawie tak zwanej wersji reżyserskiej (w rzeczywistości czuwała nad nią już inna osoba), wydanej w 1996 roku. Do drugiego wydania dograno dodatkowe 5 minut materiału filmowego oraz podrasowano nieco grafikę. Z tego powodu, mimo że kreska trąci anachronizmem, anime ogląda się nadal całkiem przyjemnie. Na uwagę zasługują zwłaszcza bardzo dobre tła (oczywiście, jak na epokę), wyraźnie odróżniające się od współczesnych pustostanów obecnych w wielu produkcjach. Pamiętać należy jednak, że film ma swoje lata. Oznacza to, że mimo wszystko jest znacznie prostszy od dzisiejszych anime. Brakuje w nim charakterystycznych, dynamicznych scen oraz niekiedy przerysowanej widowiskowości i efektowności, z jakimi wielu osobom kojarzą się zapewne japońskie kreskówki. Niektórzy widzowie mogą wręcz czuć się zawiedzeni, choć wydaje mi się, że znajdą się i tacy, którym przypadnie do gustu umiarkowanie i relatywny realizm.

Śmieszyć natomiast mogą rekwizyty i kostiumy. Chodzi mi tu głównie o dziwaczne zbroje, które mnie osobiście kojarzyły się z gundamami, złożone chyba z wygrzebanych na śmietniku elementów strojów bandytów, nasuwające na myśl ni to punków, ni to obwiesi z Mad Maksa, ni to fetyszystów od BDSM. Do tego dochodzi zabawne uzbrojenie rodem z filmu klasy B, któremu skończył się budżet na atrapy karabinów, ale ktoś z ekipy załatwił sto metrów łańcucha krowiaka… Takie gadżety były oczywiście nieodzowne w produkcjach science­‑fiction lat osiemdziesiątych, dziś jednak stanowią elementy świata zbiorowej wyobraźni, który umarł wraz z kasetami VHS kupowanymi na bazarach. U współczesnego widza zamiast zachwytu wywołują uśmiech politowania. Oczywiście zawsze znajdą się też i fani retro, dla których ten archaizm będzie tylko dodatkową zaletą. Nie sądzę jednak, by było ich wielu.

O muzyce jak zwykle nie mam nic do powiedzenia. Przykro mi, słoń na ucho mi nadepnął. Niemniej wydaje się nie najgorzej dobrana, podobnie jak głosy postaci. Należy zauważyć, że ścieżka dźwiękowa jest dość archaiczna, co jednak trudno nazwać wadą. Po prostu dziś się już takiej nie stosuje. Od lat osiemdziesiątych zmieniły się zarówno gusta odbiorców, jak i moda panująca wśród twórców filmowych.

MD Geist jest starym, ale nadal jarym filmem akcji, osadzonym w konwencji science­‑fiction. Wprawdzie twórcom udała się rzecz niespotykana: zepsucie scenariusza w bezmyślnej strzelance, ale nawet w połączeniu z dość archaiczną stylistyką nie razi to na tyle, żeby zepsuć przyjemność oglądania. Prawdę mówiąc, podejrzewam, że typowy widz poczuje się bardziej zawiedziony brakiem graficznych fajerwerków i archaiczną kreską niż marną fabułą.

Zegarmistrz, 1 lipca 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Central Park Media
Projekt: Kouichi Oohata, Tsuneo Ninomiya
Reżyser: Hayato Ikeda, Kouichi Oohata
Scenariusz: Riku Sanjou
Muzyka: Yuuichi Takahashi