
Komentarze
Crystal Triangle
- Re: Zagęszczenie : Shinpuu : 15.04.2014 13:30:41
- Zagęszczenie : Atem : 12.01.2014 02:11:09
- To jest niemożliwe... : Shinpuu : 5.09.2013 10:43:09
- Re: Przewrotnie fajne 3/10 :) : Taur : 30.01.2013 11:08:13
- Przewrotnie fajne 3/10 :) : Sezonowy : 30.01.2013 09:15:42
- Te pościgi, te wybuchy! Te emocje! To przesłanie... : Schultz : 7.05.2012 13:34:30
- Te pościgi, te wybuchy! : BlaXk Magic Mushroom : 1.05.2012 21:16:19
- komentarz : Tyreus : 24.11.2009 01:04:52
- głupi tak, ale czy warto z tego powodu zobaczyć? : Oolong : 3.10.2009 09:42:09
- komentarz : Kica : 13.05.2009 18:21:15
Zagęszczenie
To prawda że twórcy chyba starali się upchnąć tam wszystko co się da zamiast skupić się na kilku kwestiach, ale pomijając nierozbudowane wątki to jest to całkiem znośny twór, banalny, sztampowy, do oglądnięcia gdy nie szukamy niczego poważnego.
Mogli bu obciąć liczbę wątków i pozostałe rozbudować to byłoby przyzwoicie, ale „Najgorsze anime wszechczasów” to zdecydowana przesada.
2,5‑3/10
Widziałem multum bardziej kretyńskich filmów z zachodu, to naprawdę nie jest złe patrząc na tamte.
To jest niemożliwe...
To anime jest dla japońskiej animacji tym, czym „The Room” Tommy'ego Wiseau dla filmów- produktem tak złym, że aż dobrym. Polecam seans jednego i drugiego, bo można przeżyć prawdziwe katharsis.
No i pośmiać z nieudolności osób odpowiedzialnych za produkcję….
To anime po prostu trzeba obejrzeć, by uwierzyć, że Japończycy są zdolni do wszystkiego…
Polecam! 1/10
Przewrotnie fajne 3/10 :)
To zaskakujące, jak przyjemnie można spędzić czas przed ekranem, jeśli w jednym filmie scenarzysta upchnie judaizm i buddyzm, KGB i CIA, śmigłowce szturmowe Mi‑24 i miecz Muramasy, wnuka Rasputina i kosmitów, archeologów i yakuzę. Gdyby ktoś kiedyś zdecydował się połączyć przygody Indiany Jonesa z Commando oraz Gwiezdnymi Wrotami, jak amen w pacierzu otrzymałby właśnie „Crystal Triangle”.
Oczywiście, pod względem wartości artystycznej film plasuje się niziutko, ale to nie zmienia faktu, że można się dobrze bawić w trakcie seansu. Pod jednym wszakże warunkiem: wybór takiej rozrywki musi być dokonany świadomie, podobnie jak w przypadku piątkowego wypadu do klubu ze striptizem; tu i tam narzekanie na niski poziom programu artystycznego byłoby rażącym nieporozumieniem.
Może i nie ma w „Crystal Triangle” skomplikowanej intrygi i oryginalnych bohaterów, może i scenariusz przypomina chaotyczną kompilację tanich komiksów sensacyjnych, której fabularnej realizacji podjąłby się co najwyżej Uwe Boll, ale właśnie dzięki temu znalazły się tu sceny, w których piękna kobieta z szelmowskim uśmiechem całuje lufę pistoletu swego partnera, a wnuk Rasputina naparza wszystkich i wszystko pociskami z granatnika przeciwpancernego. Tego nie obejrzysz ani w „Sword Art Online”, a już na pewno nie w „Moim przyjacielu Totoro”.
Do zestawu polecam dużą paczkę chipsów o smaku bekonowym, Piwo Kowboyskie (1,65 puszka) i obowiązkowo plakat z Samanthą Fox.
Te pościgi, te wybuchy! Te emocje! To przesłanie...
Ta wspaniała produkcja tak głęboko i długotrwale wpłynęła na moją psychikę, iż dopiero dziś jestem w stanie wypowiedzieć się na jej temat, choć obejrzałam ją już tydzień temu wraz z moim drogim bratem. Ten tydzień owocnie spędziłam na uporządkowywaniu wszelkich oszałamiających zwrotów fabularnych, rozgryzaniu niezwykle złożonej kreacji bohaterów, zastanawianiu się nad ponadczasowym przesłaniem…
A tak na serio…
Jak tu brać na serio produkcję tak wspaniale scharakteryzowaną w recenzji oraz w komentarzach? Jak brać na serio produkcję, w której kicz wylewa się z ekranu niczym biblijny potop, zalewając niczego niespodziewających się (albo przeciwnie, spodziewających się dokładnie tego) widzów? Jak brać na serio produkcję, w czasie oglądania której człowiek zachłystuje się colą i dławi chipsami ze śmiechu?!
Odpowiedź: tego nie da się brać na serio.
A co do ostatniej części tytułu:
Triangle – jest to z pewnością nawiązanie do oka opatrzności, symbolizującego Boga pilnującego ludzi. Wszak wyrazem owej opatrzności bożej było zostawianie dla ludzi przesłania będącego osią całej fabuły naszej wspaniałej produkcji (ewentualnie wyrazem opatrzności bożej są wszelkie recenzje i wyrażane w inny sposób opinie, zalecające trzymać się z daleka od tego jakże niezwykłego w swej kiczowatości anime).
Te pościgi, te wybuchy!
W poszukiwaniu tego jakże rzadkiego anime, swoistego ewenementu, wręcz objawienia przyszło mi przemierzać forbidden otchłanie ruskich torrentów, podejrzanych stron internetowych – i muszę przyznać że opłacało się.
Zgodnie z sugestią zawartą w recenzji uzbroiłem się w chipsy, odpowiedni trunek i… młodszą siostrę (z którą od czasu do czasu oglądam co głupsze anime np chivas 1‑2-3, czy CG). Seans zagwarantował niesamowitą wręcz śmiechawę. Trzeba przyznać że sam tytuł ma symboliczne znaczenie:
Forbidden a jakże, tworzenie tak bezsensownego, absurdalnie głupiego, kiczowatego anime powinno być zakazane. To delikatna sugestia od twórców, a może ten przekaz od samego Boga będący osią fabuły?
Apocalypse dokładnie, oglądając ten tytuł obserwujemy swoistą apokalipsę. Tajna organizacja rządząca Japonią, CIA, KGB (z wnukiem Rasputina na czele), prastara rasa z planety Nemesis oraz kawaii kapłanka tejże rasy oraz główny bohater – hybryda Jamesa Bonda, Indiany Jonesa, Goku z DBZ i Bóg wie czego jeszcze…
Crystal krystalicznie czysty idiotyzm, debilizm i co tam jeszcze chcecie.
Triangle cholera, nic mi do głowy nie przychodzi, tracę wenę…
Ach to końcowe przesłanie i jego porażająca głębia… będzie nad czym rozmyślać w czasie bezsennych nocy. Zaprawdę, parafrazując zakończenie Crystal Triangle, Kamishiro, główny bohater dźwiga ogromny ciężar na swoich barkach – jest głównym bohaterem najidiotyczniejszej produkcji w dziejach japońskiej animacji.
Do tego anime podszedłem z taką właśnie motywacją. Znając tak wybitne, w moim mniemaniu, serie jak „Texhnolyze” czy „Mushishi” potrzebowałem swojego rodzaju morza z którego poziomu w końcu byłbym w stanie dostrzec wysokość góry na której szczycie są m.in. te dwie produkcje. „Cristal Triangle” okazało się doskonałym morzem.
Możliwe, że autorzy właśnie tym kierowali się podczas dodawania do filmu kolejnych scen. Jeżeli tak to mamy tu do czynienia z dziełem całej masy altruistów którzy nawet nie zechcieli pozostać anonimowi i wszyscy z odwagą umieścili swoje nazwiska w napisach końcowych narażając się w ten sposób na ogólną nienawiść i prześladowania ze strony nieświadomych ich poświęcenia widzów.
Ogólnie rzecz biorąc było ciężko. Mimo całej masy akcji film był nudny jak flaki z olejem. Siedziałem te ok. 90 minut cały czas powtarzając sobie że to dla mojego dobra. Momentami rzeczywiście autorzy robili ukłon w nasza stronę pokazując scenę tak absurdalną, że na mojej twarzy na chwilę pojawiał się uśmiech powodujący przekładanie decyzji o spaleniu płyty na następne 5 minut.
Myślę, że każdy fan anime powinien wyrobić sobie takie dno dzięki któremu będzie w stanie bardziej doceniać te rzeczywiście dobre produkcje ciesząc się z rzeczy na które normalnie nie zwracałby uwagi, dlatego, tylko i wyłącznie z tego względu, polecam to anime wszystkim Otaku mającym zamiar jeszcze długo tkwić w swoich dotychczasowych zainteresowaniach.
głupi tak, ale czy warto z tego powodu zobaczyć?
to co je cechuje to właśnie napchanie w diabły wszystkich schematów z filmów przygodowych bez wyjaśniania czegokolwiek.
jednakże dzień wcześniej obejrzałem „rejected” don hertzfeldt'a. po jego filmikach w sumie nic mnie nie ruszy. tam to jest dopiero odjazd!