Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,83

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 44
Średnia: 7
σ=1,76

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Velg)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Moonlight Mile sezon 1 - Start

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 12×25 min
Tytuły alternatywne:
  • Moonlight Mile
  • Moonlight Mile: 1st Season - Lift Off
  • ムーンライトマイル
Widownia: Seinen; Rating: Nagość, Przemoc, Seks; Miejsce: Statki/Stacje kosmiczne; Czas: Przyszłość
zrzutka

Opowieść o ludzkim pragnieniu „pójścia dalej”. Nietypowe anime, które nie ustrzegło się kilku błędów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

„Kto dostanie się na Księżyc pierwszy?” – te słowa mogłyby posłużyć za streszczenie całej serii. Oto bowiem alpiniści Gorou Saruwatari i Jack „Lostman” Woodbridge poczynili na wierzchołku Mount Everest przysięgę, że pewnego dnia postawią stopę na Srebrnym Globie. Moonlight Mile koncentruje się na ich „wyścigu”, który jest motywem spajającym odcinki. Przestrzec trzeba entuzjastów filmów pokroju Gwiezdnych wojen – anime to traktuje tematykę lotów w kosmos dość rzetelnie. Nieważkość czy brak tlenu w próżni w tej serii nie są jedynie pustymi pojęciami. A cóż to oznacza? Otóż nieraz dane nam będzie obserwować bohatera poruszającego się pod wpływem bezwładności, lecz ani razu nie uświadczymy widowiskowych scen niszczenia pojazdów w próżni. W serii tej zresztą elementy „kosmicznej nawalanki” nie występują – nie należy więc oglądać Moonlight Mile, sugerując się widowiskowymi scenami z czołówki.

A co w takim razie występuje w tej serii? Zapewne zadajecie sobie teraz to pytanie. I moją rolą, jako recenzenta, jest na to pytanie odpowiedzieć. Obowiązek jest to niewdzięczny, ponieważ seria oferuje głównie sporą dawkę solidnej, realistycznej opowieści. Opowieści o dwóch ludziach, którzy postawili sobie za cel poznanie kosmosu i przez lata konsekwentnie dążyli do realizacji swych marzeń. Tak, przez lata – już drugi odcinek dzieli od pierwszego, „himalajskiego”, pięć lat. Posunąłbym się do stwierdzenia, że jest to jedna z nielicznych produkcji tego typu, gdzie bohaterowie swej pozycji nie dostają „z bożej łaski”, a muszą na nią zapracować. Odcinki są w większości półepizodyczne. Będziemy na przykład śledzić losy jednego z bohaterów podczas wojny w Zatoce Perskiej, czy innego, próbującego przejść testy, które mają dać mu szansę bycia astronautą. Ważne jest, że właściwie żaden z tych epizodów nie tworzy samodzielnej całości, a wszystkie opisują kolejne kroki bohaterów na drodze do gwiazd.

Niejako w tle pozostaje nietypowe źródło energii – odkryte na Księżycu złoża helu­‑3, będące ponoć odpowiedzią na problemy energetyczne Ziemi. W celu rozwinięcia technologii na poziom wystarczający do wykorzystania cennego surowca (Projekt Nexus) powołano organizację International Space Association, zrzeszającą przedstawicieli szesnastu państw. ISA, jako pracodawca głównych bohaterów, przewija się przez całą serię. Pojawiają się także knujący politycy Stanów Zjednoczonych, z Sekretarzem Obrony Gainsbourgiem na czele. ISA ma swoje cele, USA też ma swoje cele… Jednak trudno mi wskazać ich znaczenie dla fabuły. Co więcej, wyraźnie widać, iż pierwszy sezon jest jedynie wstępem. Na dobrą sprawę więcej rzeczy wymaga wyjaśnień aniżeli jest wyjaśnione – ale recenzent ma podstawy sądzić, że w drugiej serii kwestiom takim poświęci się więcej uwagi. Mam więc trudność z tym, jak traktować tę serię. Jeśli uznać ją za samodzielną całość, skrytykować można nierozwinięte wątki fabularne – ale w mojej opinii dużo lepiej jest potraktować ją jako porządny wstęp do serii drugiej. Niemniej w pewnym stopniu psuje to ocenę – gdyż nie dość, iż historia pozbawiona jest zakończenia, to przez całą serię nie dzieje się właściwie nic niespodziewanego.

Tu należy się słówko pochwały. Autor recenzji chyli głowę przed twórcami Moonlight Mile za ich niezwykłą pracowitość. Zabierając się za oglądanie, spodziewałem się radosnego bezsensu, głupich teorii spiskowych i pseudonauki na każdym kroku. Tymczasem autorzy wykazali się poszanowaniem zasad fizyki, nie naginali realiów społeczno­‑politycznych w nadmiernym stopniu, a konsekwencją w kreacji świata wpędziliby większość twórców w kompleksy. Cóż przez to rozumiem? Ano tyle, że pokazując historie rozgrywające się w kosmosie nie tworzono dziwactw, poprzestając na dobrodziejstwach oferowanych nam przez nasz własny świat. Nie wtrącano też Potężnych Organizacji Spiskowych, oszczędzono nam parodii islamu i ogólnej religijności… A kiedy jakiś element świata wypływał na wierzch, wprowadzano go z pewną znajomością tematu. Konsekwencja w budowie świata ujawnia się w szczegółach. Choć członkowie International Space Association nie są wymienieni, recenzent mógł kilkakrotnie podziwiać flagi państw uczestniczących w projekcie (widział je również na strojach astronautów). Cieszy też, iż bohaterowie są w pewien sposób zakorzenieni w naszym świecie – choćby Lostman (przez pewien czas żołnierz USA) walczy na Bliskim Wschodzie, a nie w jakimś Bogu ducha winnym kraiku, który Stanom Zjednoczonym się niczym nie naraził.

Bohaterów jednak muszę potraktować inaczej. Główne skrzypce grają wiecznie ponury, poważny i milczący Amerykanin Lostman i Japończyk Gorou Saruwatari, przedziwna hybryda człowieka odpowiedzialnego i człowieka rozrywkowego, który z odpowiedzialnością ma niewiele wspólnego. Obu łączy wyjątkowy hedonizm, o czym później. Prezentują oni równy, średni poziom. Nie wyróżniają się spośród grona innych, porządnie wykonanych postaci – co więcej, trudno mi się doszukać w kreacji Gorou tej konsekwencji, którą wykazywali twórcy przy tworzeniu świata. Przy okazji wspomnieć należy, że obaj są specjalistami najwyższej klasy, a ich nieomylność może irytować. Niemniej dobrze jest się do nich przyzwyczaić, zwłaszcza że lwią część serii będziemy śledzić Lostmana, zdobywającego w lotnictwie US NAVY umiejętności wymagane od pilota, i Gorou, astronautę i konstruktora, próbującego ułożyć sobie życie w ISA.

Nieco mniejszą rolę odgrywa niejaka Riyoko Ikeuchi. Ambitna kobieta pracująca, zza biurka śledząca – (a później wspomagająca) karierę Saruwatariego, jest moim zdaniem bardziej udaną postacią od swego partnera. Po prawdzie ona również nie może pochwalić się złożoną osobowością, lecz jest przynajmniej prezentowana dość konsekwentnie. Lepiej wypadają postacie epizodyczne. Dwóm Arabom, amerykańskiemu astronaucie, japońskiemu inżynierowi, dalej – przyjacielowi Lostmana o dziwnych koneksjach, politykom z USA oraz załodze stacji kosmicznej nie poświęcono nawet cząstki czasu antenowego, jaki dostała powyższa trójka, lecz prezentują oni dobry poziom. Co więcej, prawo, iż w przyrodzie nic nie ginie, obejmuje także ich – więc miłym zaskoczeniem było, że czarnoskóry astronauta Chris, widziany w trzecim odcinku, powrócił w odcinku dwunastym. Świadczy to o ciągłości serii – i postacie te traktuję jako prawdziwych aktorów teatrzyku, który na dobre rozpocznie się w drugiej serii.

Mówiąc o protagonistach, wspomniałem o „hedonizmie”. Ludzka rzecz, powiedzą niektórzy, więc o co recenzentowi chodzi…? Ano o to, że choćby skłonność Gorou do robienia striptizu w niczym nie przydaje mu osobowości. Wręcz przeciwnie – recenzenta ten tani chwyt zniechęcił skutecznie do owej postaci. Pokazywać można, ale niby po co? Powiązane to z treścią Moonlight Mile nie jest. To samo odnosi się do rytuału, który ponoć ma przynieść bohaterom szczęście. Zaraz, jakiego rytuału? Ano trzeba po prostu przespać się z jakąś kobietą. W sumie samą obecność takiego sposobu „zapewniania sobie szczęścia” bym zrozumiał – ale z jakiego niby powodu trzeba to prawie w każdym odcinku pokazywać? Rysowane ze szczegółami biusty naprawdę nie skłonią potencjalnej widowni do obejrzenia akurat tej serii – lecz pewno do kogoś za późno dotarło, iż konkurencji z ecchi i hentai to Moonlight Mile raczej nie wytrzyma…

Jeśli zresztą anime to miałoby przyciągnąć publiczność masową, to raczej rysowaniem rzeczy innych niż biusty. Rysunek stoi na bardzo wysokim poziomie – widać to już po czołówce, gdzie podziwiać można zarówno futurystyczny wygląd statków, jak i przepiękne wnętrze budowli, z freskami na suficie i ornamentami na ścianach. Po prostu miód, który niestety niekiedy psuje wygląd bohaterów. Ich twarze nie są źle narysowane – zdaniem recenzenta graficy zamierzali je narysować toporne. Ale oglądanie topornych twarzy (nawet przy dobrej kresce) ma to do siebie, że po pewnym czasie człowiekowi trzeba płacić, aby dalej chciał na nie patrzeć – choć może to kwestia indywidualnych preferencji. Szczęściem sprzęt techniczny i tła z natury rzeczy są tych defektów pozbawione.

Od strony muzycznej seria również prezentuje się dobrze, choć gorzej niż od wizualnej. Muzyka dobrze pasuje do nastroju serii – nieco niepokojący, a zarazem dynamiczny opening przypadł do gustu autorowi recenzji. Spokojny utwór kończący anime również jest niczego sobie, acz prezentuje się on znacznie gorzej aniżeli opening.

Czego więc należy się spodziewać po Moonlight Mile? Przede wszystkim nietypowej serii – która, choć operuje zdobyczami techniki, zachowuje w opowiadanej historii pewien realizm. Takiej, w której statki kosmiczne zmuszone są do posłuszeństwa prawom fizyki, a bohaterowie, choć kilkakrotnie ich wyczyny są niezwykłe, zasadniczo nie robią prawie niczego niemożliwego. Takie założenia to coś rzadkiego – i już dla samej odmiany można zaryzykować obejrzenie tego anime. Oczywiście są jeszcze inne przesłanki, takie jak: niesamowite dopracowanie szczegółów (na razie, gdyż drugiej serii nie widziałem), generalna logiczność działań bohaterów – acz pewna akcja z końcówki serii pozbawiła ją jednego punktu, wreszcie umiejętne prowadzenie fabuły oraz kreska. Inna sprawa, że pewnie niektórzy będą zgrzytać zębami przy akcentach takich, jak Gorou zrzucający z siebie ubranie (szczęściem, tego akurat nie pokazują – i tylko przychodzi nam wysłuchiwać tego osiłka) czy postać skonstruowana chyba tylko w celu pokazania akrobacji baletowych odtańczonych przez nagą kobietę…

Velg, 10 kwietnia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio Hibari
Autor: Yasuo Ootagaki
Projekt: Isao Sugimoto, Takao Takegami
Reżyser: Iku Suzuki
Scenariusz: Akinori Endou
Muzyka: Kan Sawada

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Moonlight Mile Sezon 1 + Dodatek specjalny BOX 5DVD Anime Gate 2010
1 Moonlight Mile sezon 1 vol. 1 Vision 2011
2 Moonlight Mile sezon 1 vol. 2 Vision 2011