
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 7/10 | grafika: 5/10 |
fabuła: 7/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry




Top 10
Barman
- Bartender
- バーテンダー

A teraz coś z zupełnie innej beczki (butelki, kieliszka?) – barman jako przewodnik duchowy w nietypowej serii obyczajowej.
Recenzja / Opis
„Usiądźcie i opowiedzcie mi o swoich problemach” – zdaje się mówić spojrzenie Ryuu Sasakury, barmana lokalu Eden Hall. Jego praca nigdy nie ogranicza się do mieszania choćby i najwykwintniejszych trunków – Ryuu uważnie obserwuje swoich klientów, wysłuchuje ich zwierzeń, rozmawia, by w końcu napełnić szklankę i podać jednego, wyjątkowego drinka. „Boski Kieliszek” – geniusz, który do mistrzostwa opanował nie tylko barmański fach, ale też umiejętność czytania i rozumienia ludzkich emocji – potrafi bowiem dopasować zamówienie do klienta tak, aby napój – z odpowiednim komentarzem – pomógł mu w konfrontacji z problemami codziennego życia. Innymi słowy, przez alkohol do duchowej odnowy. Brzmi dziwacznie? Pomysł twórców Bartendera – barman‑mistyk‑terapeuta, serwujący drinki‑metafory w niemalże magicznej otoczce, był cokolwiek ryzykowny i wielu zapewne nie przypadnie do gustu, zaowocował jednak powstaniem naprawdę nietypowego tytułu.
Trudno w Bartenderze mówić o fabule – to epizodyczna seria, pozbawiona głównego wątku. Przez jedenaście odcinków w Eden Hall pojawiają się kolejni szukający odpoczynku goście, którym Sasakura pomaga znaleźć rozwiązanie życiowych problemów, a ich zwierzenia to w większości nieskomplikowane, pozbawione głębszego znaczenia i pretensji do bycia „ambitnymi” historie. Trudno uznać je za fascynujące: wypalony reżyser, zestresowana pracująca kobieta, starszy pan tęskniący za Japonią z dawnych czasów – postaci, z którymi będziemy mieć do czynienia, znudzą zapewne wielu widzów. O ile jednak fabuła do odkrywczych nie należy, sposób jej przedstawienia – jak na anime – zaskakuje oryginalnością. Jeśli chodzi o narrację, japońskie seriale animowane rzadko stać na większe niż niechronologiczne „poszatkowanie” historii odstępstwo od najbardziej typowych z możliwych sposobów pokazywania wydarzeń. Bartender natomiast oferuje raczej niespotykany styl, który z początku, przez obecność narratora i przerywające akcję wypowiedzi bohaterów kierowane w stronę widza, kojarzyć może się z filmem dokumentalnym. Później jednak monologi stają się bardziej teatralne, a postaci, które w danym odcinku nie prowadzą rozmowy z Sasakurą, występują w roli swego rodzaju chóru, komentującego wydarzenia i zachowanie gościa „Boskiego Kieliszka”. Jakby tego było mało, autorzy szczególnie upodobali sobie pomysł „opowieści w opowieści”: często treść odcinka to w dużej mierze historie związane z markami alkoholów (o czym wspomnę jeszcze później), które Ryuu teoretycznie przybliża odwiedzającemu Eden Hall, ale tak naprawdę to widz jest ich adresatem. Sprawia to ciekawe wrażenie, a przy tym odrealnia serię i przede wszystkim podkreśla dystans autorów do wykreowanej przez nich fikcji, przez co trudno zarzucić Bartenderowi zbytnią prostotę. Z drugiej strony, swego rodzaju magiczno‑mistyczny klimat, jaki próbuje się tu wytworzyć, nie podziała niestety na każdego widza. Ci, którzy sięgną po ten tytuł, powinni być przygotowani na bardzo spokojny, pozbawiony większych emocji seans – serię nazwałbym, choć może brzmieć to dziwnie, „anime relaksacyjnym”, to rzecz odprężająca i uspokajająca, a dla niektórych – zapewne śmiertelnie nudna. W Eden Hall – mawia Sasakura – serwujemy drinki, które pomagają zmęczonym gościom dojść do siebie – i jak zwykle, choć teoretycznie wypowiada te słowa w stronę klienta, ich adresatem są tak naprawdę oglądający Bartendera.
Najważniejszym punktem programu nie są jednak ludzkie dramaty – jest nim alkohol. Umieszczenie go w centrum zainteresowania i próby nadania mu magicznej otoczki, uczynienia z niego swego rodzaju metafory dylematów gościa, z początku wydawały mi się zwyczajnie głupie, ale trzeba przyznać, że autorom udało się wprowadzić swoje założenia w życie z niezłym skutkiem. O każdym drinku i o jego składnikach Sasakura ma coś do powiedzenia – czasem są to proste fakty, czasem dłuższe historie. Zaskakuje zagranie twórców w jednym z pierwszych odcinków, w którym klient Eden Hall stwierdza bez ogródek, że opowieści te, jak powszechnie wiadomo, to zwyczajne konfabulacje, chwyt marketingowy, mający zainteresować kupującego produktem – a widza, jak możemy się domyślić, choć nikt nie mówi tego wprost, serią. Podkreślanie – raczej nienachalne – że to, co oglądamy, to fikcja, mogłoby irytować i robić wrażenie pretensjonalnego zabiegu, ale tutaj zgrabnie dopasowuje się do prób oczarowania widza „magią” drinków, nabierających w Bartenderze dziwnego, metaforycznego charakteru. Historia marki alkoholu, smak czy sposób przyrządzenia wiążą się z problemami gościa i udzielanymi przez Sasakurę życiowymi poradami (które, jeśli nie nabierze się sugerowanego przez twórców dystansu, mogą się jednak wydać trochę banalne) w zaskakująco sensowny sposób – choć po pierwszym odcinku nie wierzyłem, że za każdym razem będzie to miało ręce i nogi. Rzeczywiście, zdarzają się pomysły mniej udane, ale ogólnie seria nie schodzi poniżej pewnego poziomu i nie zdarzył się odcinek, który uznałbym za naprawdę idiotyczny. Jedyna uwaga, jaką mam w tej kwestii to to, że można odnieść wrażenie, iż serię stworzył ktoś, kto alkohole widzi raczej z perspektywy ekskluzywnego, drogiego lokalu, a rzadko, o ile w ogóle, styka się z takim sposobem picia, z jakim często mamy do czynienia w Polsce… Ujmijmy to tak – osobie, która wpadła na pomysł mówienia o naszej starej, poczciwej wódce jako o magicznym, orzeźwiającym nektarze, chyba brak doświadczeń z czymś, co moglibyśmy określić mianem tradycyjnego wschodnioeuropejskiego modelu spożywania alkoholu. A zwłaszcza z jego skutkami ubocznymi „dzień po”.
Trzecim, po nietypowej narracji i kluczowej roli drinków, elementem „magii” Bartendera jest sam Ryuu Sasakura – genialny barman, iluzjonista i terapeuta w jednym. Właściwie to jedyna naprawdę interesująca postać tej serii, ale przyznam, że twórcom udało się pokazać go w wyjątkowo ciekawy sposób. Z jednej strony, zachowanie Ryuu bywa bardzo naturalne i czasem można pomyśleć, że to zupełnie nieskomplikowany charakter, prosty, pozytywnie nastawiony do świata i otoczenia młody chłopak. Ale jednocześnie od samego początku przedstawia się go jako swego rodzaju czarodzieja, geniusza, który rzadko zdradza ludzkie słabości – a nawet kiedy już to robi, zostają one pokazane w taki sposób, że nie zaprzeczają „nadludzkiemu” wizerunkowi barowego bóstwa. Nie poznajemy przeszłości Sasakury, jego bliskich, rodziny, przyjaciół – to postać zupełnie oderwana od rzeczywistości, nie pojawiająca się poza Eden Hall. Opowieści o drinkach, zdradzające sporą wiedzę, i porady, wygłaszane tonem raczej przyjaciela niż kaznodziei, sprawiły z kolei, że chwilami przypominał mi bardziej przyjazną i otwartą, ale jednocześnie mniej ludzką – bo nieco zbyt wyidealizowaną – wersję Ginko z Mushishi.
Oprawa graficzna, choć w tym przypadku jest kwestią drugorzędną, niestety pozostawia wiele do życzenia. Tła bywają brzydkie, zwłaszcza w miejscach, w których do ich wykonania użyto grafiki trójwymiarowej, a postaci chwilami narysowane są niestarannie. Animacja nie zachwyca i gdyby nie to, że rzadko jest potrzebna – bądź co bądź, większość „akcji” w Bartenderze sprowadza się do dialogów przy barze – robiłaby okropne wrażenie. To zrozumiałe, że w serii tego typu nie można spodziewać się fajerwerków, ale tutaj zdarzają się momenty, w których nawet twarze na pierwszym planie wyglądają wyjątkowo źle.
Muzyka idealnie wpasowuje się w nastrój serii – w większości składa się z jazzujących melodii i fortepianowych, często lirycznych utworów. Przyjemny, na przemian wyluzowany i melancholijny klimat ścieżki dźwiękowej to dokładnie to, czego oczekiwałem w tej kwestii po Bartenderze. Relaksująca i nadająca się do odsłuchania niezależnie od anime, zapewne otrzymałaby bardzo wysoką notę, gdyby nie opening i ending – urocze, ładnie skomponowane piosenki wykonują panie, którym natura poskąpiła niestety umiejętności wokalnych, co słychać zwłaszcza w czołówce i co nie nastraja pozytywnie do serii.
Każdy, kto od tego, co ogląda, wymaga szybkiej, efektownej akcji albo zakręconej fabuły, do Bartendera niech bez kija nie podchodzi, bo seria uśpi, wynudzi i zirytuje wszystkich widzów, którzy nie lubią spokojnych, niespiesznych tytułów. Od siebie dodać mogę, że nie trzeba przyswajać całości naraz – sam oglądałem poszczególne odcinki na przestrzeni kilku miesięcy i w żaden sposób nie zakłóciło to mojego odbioru całości. Wyciszony, relaksujący – przynajmniej dla tych, dla których synonimem relaksu nie jest radosne obijanie się po pyskach – tytuł warto polecić tylko tym, którzy właśnie czegoś takiego szukają. Bez artystycznych pretensji, poważnej tematyki i dopracowanego scenariusza, Bartender zainteresuje jednak nielicznych. Zerknąć mogą też nastawieni na „oryginalność” widzowie, bo z pewnością to nietypowa seria – o ile nie odrzuci ich prosta, a momentami wręcz banalna fabuła i przesłanie. Pamiętajcie tylko, żeby nie potraktować zbyt poważnie pomysłu, że alkohol to uniwersalne remedium na wszystkie życiowe problemy…
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Palm Studio |
Autor: | Araki Jou, Kenji Nagatomo |
Projekt: | Hirotaka Kinoshita |
Reżyser: | Masaki Watanabe |
Scenariusz: | Yasuhiro Imagawa |
Muzyka: | Kaoruko Ootake |