Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 9 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,22

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 308
Średnia: 7,82
σ=1,63

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Phantom ~Requiem for the Phantom~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 26×24 min
Postaci: Przestępcy; Pierwowzór: Gra (bishoujo); Miejsce: Ameryka; Czas: Współczesność; Inne: Harem
zrzutka

Nastoletni i natchnieni znowu w akcji, czyli drugie podejście do ekranizacji gry Phantom of the Inferno, tym razem w całości.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Nastoletni Reiji Azuma wybiera się w samotną podróż do Stanów Zjednoczonych, gdzie zupełnie przypadkiem staje się świadkiem morderstwa. Niewiele brakowało, a sam zginąłby z ręki młodej snajperki, Ein. Jednak jej opiekun, doktor Scythe, postanawia zrobić z chłopaka swojego drugiego królika doświadczalnego. Tym samym pozbawiony wspomnień Reiji staje przed wyborem: śmierć albo współpraca. Ponieważ wybrał to drugie, od tej pory będzie trenował pod okiem Ein, aby w przyszłości dołączyć do niej w realizowaniu zleceń organizacji Inferno i tworząc wraz z nią tajemniczy duet Phantom siać postrach w amerykańskim półświatku.

W 2004 roku fani gry Phantom of the Inferno zostali poczęstowani przystawką w postaci trzyodcinkowej OAV, która pokryła oryginalny materiał jedynie w 1/3. Wystarczyło jednak poczekać niecałe pięć lat, aby powstało anime z prawdziwego zdarzenia, którym zajęło się znane z podobnych klimatów studio Bee Train. Najważniejszą zaletą serii telewizyjnej jest to, że dokładnie oddaje treść gry (pomijając samo zakończenie) i dokładnie ukazuje poszczególne wątki, w OAV nawet nie poruszone. Scenariusz został wzbogacony, przedstawiono całą organizację i to, czym właściwie się zajmuje, wprowadzono nowe postaci, a co za tym idzie, inne historie, które dopełniają całość. Wręcz idealnie rozplanowano fabułę na dwadzieścia sześć odcinków, nie przeciągając sztucznie wydarzeń ani niepotrzebnie ich nie skracając. Z drugiej jednak strony seria powtarza błędy poprzedniczki, które wynikają z takiego, a nie innego pierwowzoru. Mimo wyjaśnień i dodatków pomysł nadal nie jest szczególnie oryginalny i raczej naciągany, chociaż w realiach anime i po zaakceptowaniu umowności świata przedstawionego można mówić o jako takim prawdopodobieństwie. Jest to kolejna seria, która mimo sensacyjnej otoczki, skupia się na problemach egzystencjalnych młodych zabójców. Nie jest to bowiem szczególnie porywająca historia, wypełniona po brzegi strzelaninami, a raczej śmiertelnie poważny dramat (prawie psychologiczny) z domieszką romansu. Akcja niespiesznie posuwa się do przodu i pomiędzy kolejnymi zwrotami zdecydowanie za bardzo próbuje wgłębiać się w psychikę i przeszłość bohaterów. Trudno też jakoś szczególnie wczuć się w historię i przeżywać kolejne wydarzenia razem z bohaterami, co w przypadku produkcji nastawionych bardziej na rozwój relacji między postaciami niż fabułę jest niezwykle istotne. Twórcy gry nie ustrzegli się jawnych zapożyczeń nie tylko z innych anime, ale też filmów sensacyjnych, z Leonem Zawodowcem na czele. Niestety, w porównaniu z dziełem Luca Bessona Phantomowi brakuje tego charakterystycznego ładunku emocjonalnego i klasy, z jaką przedstawiono wszystkie wydarzenia. W serii telewizyjnej wyraźniej również widać, że powstała ona w oparciu o grę randkową. Na scenę wkraczają nowe postaci, głównie panie, z którymi mniej lub bardziej związany będzie główny bohater. Wątek ten nie jest może aż tak wyraziście zarysowany (nie pada tu szczególnie dużo płomiennych wyznań), ale stanowi centralny element układanki i znacznie wpływa na poszczególne wydarzenia. Mimo schematyczności (tak, nic tutaj się tego nie ustrzegło), nie miałam wrażenia oglądania telenoweli sensacyjnej, choć momentami było blisko. Twórcy skupili się na tym, co najważniejsze i sprawnie rozwiązali kwestię haremu Reijiego raz bardziej zgodnie z grą, a raz mniej, doprowadzając tym samym do (prawie) satysfakcjonującego zakończenia (dużo zależy od tego, któremu związkowi się kibicuje – co ciekawe, wybrano akurat ten, który najbardziej mi pasował). Pomijając fakt, że nie wszyscy mogą być zadowoleni z samego epilogu (studio Bee Train wykazało się inwencją twórczą – nie, żeby mnie się pomysł nie spodobał, ale nie wszyscy będą zachwyceni) oraz powtarzalność i brak tej „iskry”, całość skomponowano całkiem zgrabnie.

Pojawienie się nowych postaci nie oznacza, że para naszych ulubionych morderców zostaje odsunięta na dalszy plan. Towarzyszymy im nie tylko w pracy, ale również przy monologach wewnętrznych, czy równie natchnionych dialogach. Zdecydowanie bardziej przypominają oni nieszczęśliwych, wrażliwych i skłonnych do refleksji romantyków niż wyprane z uczuć maszyny do zabijania. Z początku w przerwach między zleceniami swoimi wątpliwościami i problemami egzystencjalnymi częstuje nas główny bohater, którego „tylko” pozbawiono wspomnień. Jego towarzyszka jawi się natomiast jako beznamiętna lalka o pustym spojrzeniu gotowa wykonać każde polecenie swojego Mistrza, zabijająca bez zmrużenia oka, słowem – idealna zabójczyni. Z czasem jednak coś w niej pęka, również zaczyna mieć wątpliwości i dołącza do Reijiego w narzekaniu na los. Powracają wspomnienia, na szczęście nie tak natrętne, jak w OAV. Zanim jednak to następuje, jesteśmy świadkami kilku całkiem subtelnych scen pokazujących relacje tej dwójki. Światło dzienne ujrzeli również członkowie z Wielkiej Trójcy Inferno, z której najbliżej widzom przedstawiono niejaką Claudię McCunnen, bezpośrednią przełożoną Reijiego. Ta chodząca wiecznie z wyeksponowanym biustem manipulantka otrzymała w zestawie Przeszłość i Motywację, które może nie są szczególnie odkrywcze, ale czynią ją zdecydowanie najciekawszą postacią w całej historii. Do sensownych bohaterów można również zaliczyć Lizzie Garland i młodziutką Cal Devens, które w porównaniu do Reijiego i Ein nie snują rozbudowanych refleksji nad sensem/bezsensem własnej egzystencji. W pozostałych rolach występują m.in. boss narkotykowy, lubujący się w dziewiętnastowiecznej modzie, a także Scythe – od początku do końca zboczony i szalony naukowiec, dla którego najważniejsza jest „praca”. Im poświęcono najmniej uwagi, przez co trudno nawet określić ich charaktery. Odkrywanie osobowości bohaterów tej serii nie należy raczej do fascynujących zajęć, gdyż tak naprawdę nic ciekawego nie dostajemy. Widz może być pewien, że każdy (z małymi wyjątkami) ma tragiczną przeszłość lub w przyszłości czeka go coś, nad czym będzie można się pożalić. Refleksyjność postaci niekoniecznie dodaje im głębi, a raczej czyni je jeszcze bardziej przewidywalnymi. Zupełnie inaczej wyglądają sytuacje, w których dialogi są zbędne (te wypadają dobrze – jak w przypadku początkowych relacji Ein i Reijiego, tak i na końcu jest kilka takich scen – ale to za mało!). Prócz narzekania wyraźnie widać, że bohaterowie (przynajmniej główni) nie są jednoznacznie źli czy dobrzy (trudno być kryształowo czystym zabójcą…), popełniają błędy i potem za nie płacą (najlepszy przykład? Reiji w drugiej połowie serii), tylko… są wybitnie nieszczęśliwi i to mi najbardziej przeszkadzało w ich odbiorze. Jeśli zachowano by umiarkowane proporcje, zapewne byliby ciekawszymi charakterami. W oddaniu burzliwych emocji dobrze sprawili się seiyuu, z grona których najlepiej poradziła sobie Miyuki Sawashiro w roli Cal Devens (fani gry wiedzą o kogo chodzi). Z bardziej znanych nazwisk usłyszymy m.in. Souichiro Hoshiego, Ayę Hisakawę, Akeno Watanabe czy Ami Koshimizu. Wszyscy, czy to w mniejszych, czy większych rolach, zasługują na pochwałę.

W tym przypadku niemalże perełką okazuje się trudna do wyłowienia z tła muzyka. Utrzymana w klimatach pasujących do dramatu, nieco sentymentalna, bardzo nastrojowa, może być doceniona dopiero po wysłuchaniu w oderwaniu od obrazu. Nie brakuje spokojniejszych utworów na gitarę (Stranger in the Home), pianino (Kiyoraka na Kagayaki to Kibou) czy skrzypce (Hell of a Girl) – często łączy się owe instrumenty, tworząc bardzo udane duety, tria itd. Do scen akcji dopasowano odpowiednio dynamiczne, choć niekoniecznie oryginalne motywy z gościnnym udziałem elektroniki (Exctasy of Killing) i chórków (Perfect Game). Towarzyszą one kilku bardziej podniosłym momentom i zdecydowanie budują odpowiedni nastrój. Całość jednak trudno było mi wydobyć spomiędzy dialogów i wydarzeń, ale naprawdę warto wsłuchać się uważniej – nie są to może utwory szczególnie oryginalne, ale niezwykle nastrojowe. Do śpiewania zaprzęgnięto również seiyuu głównych bohaterów: Miyu Irino oraz Ayahi Takagaki. Na dwóch tzw. image albumach znalazły się cztery piosenki do melodii przewijających się w tle. Nie można powiedzieć, żeby aktorzy ci mieli wybitny talent wokalny, jednak utworów słucha się całkiem przyjemnie. Zdecydowanym plusem okazało się zatrudnienie Kokii przy produkcji tego anime. Wszystkie jej trzy piosenki (Karma, Insonnia i Transparent) mają w sobie tę charakterystyczną magię i pasują do ogólnego klimatu Phantoma. Trochę inna sytuacja jest w przypadku Ali Project, którego specyficzny styl trzeba po prostu lubić. Fanów zespołu mogę zapewnić, że zarówno Jigoku no Mon jak i Senritsu no Kodomotachi trzymają poziom znany z innych utworów i nie różnią się od nich jakoś szczególnie. Wszystkie animacje towarzyszące wykonano z pomysłem, jednak zdecydowanie najbardziej do gustu przypadł mi pierwszy opening (drugi może zaskoczyć niejednego widza, ale nie chcę psuć nikomu niespodzianki). Grafika utrzymuje równy poziom przez większość serii, owszem, zdarzają się momenty, kiedy widać spadek formy rysowników, ale ogólnie rzecz biorąc jest to całkiem solidna robota. Zaletą jest stonowana kolorystyka i w miarę szczegółowe tła. Postarano się o różnorodność krajobrazów: pustkowia, plaże, miasta – jest w czym wybierać, aczkolwiek szału nie ma. Znaczną zmianą na lepsze okazały się projekty postaci, uwspółcześnione, ale nadal rysowane prostą kreską i typowe dla anime, prezentują się jednak dobrze. Najbardziej poszczęściło się chyba Lizzie, która z umięśnionego babochłopa stała się ładną kobietą. Nadal jednak Japończycy nie wyglądają jak Japończycy, a Amerykanie to również dowolność stylów np. Kolumbijczyk o bladej cerze i fioletowych włosach… Tak, typowe. Niestety bywają chwile, gdy bohaterowie stają się kanciaści i bardzo nierówni. Czasem cała sylwetka, czasem twarz zostaje zdeformowana, widać to szczególnie przy oddaleniach. Animacja jest w miarę płynna, zwłaszcza podczas pojedynków (kilka ich jest), trochę gorzej wyglądają biegnące postaci, ale nie wygląda to aż tak źle. Sprawnie wpasowano w tło elementy 3D (pojazdy), które od czasu do czasu pojawiają się na ekranie. Grafika wygląda nieźle, choć nie olśniewa, biorąc pod uwagę rok produkcji.

Miłośnicy śmiertelnie poważnych dramatów z domieszką romansu powinni być zachwyceni, gdyż Requiem for the Phantom powinno spełnić ich wszystkie oczekiwania. Wystarczy nie zwracać uwagi na pewne schematy i nieścisłości, a zabawa powinna być przednia. Na seans mogą się skusić również fani innych produkcji Kouichiego Mashimo, warto jednak pamiętać, że fantomowe tajemnice są zdecydowanie bardziej „przyziemne” niż te z Noir czy Madlax, brak tu magii, chociaż klimat melancholii pozostał. Zawiodą się na pewno widzowie, którzy liczyli na sensację pokroju Black Lagoon, gdzie bohaterowie pociągają za spust bez refleksji nad okrucieństwem świata. Podsumowując, historia jest zdecydowanie przedramatyzowana i nieszczególnie oryginalna, nie ma co liczyć na karykaturalny obraz świata w stylu Michiko to Hatchin. Postaci są przewidywalne i raczej antypatyczne, więc trudno wczuć się w ich rolę, jednak przyznam, że w jednym przypadku autentycznie było mi żal, że wszystko musiało się tak skończyć (ale to wyjątek i klimat dobrze budował podkład muzyczny). Fani gry powinni być zachwyceni, gdyż twórcy pozostali wierni oryginałowi, ale z drugiej strony nie będzie elementu zaskoczenia. Tak właściwie ani na reżysera, ani na scenarzystów nie można narzekać, gdyż cały sztab produkcyjny dobrze wykonał swoje, a to, że ekranizowali taki, a nie inny materiał… Nie, żeby był zły, ale w scenariuszu zabrakło tego „czegoś”, co mogłoby porwać oglądającego. Anime to polecam zdecydowanie bardziej początkującym fanom anime, z uwzględnieniem wyżej wymienionych wskazań. Ci, którzy widzieli trochę więcej, łatwo wyłapią schematy gatunkowe i zapewne szybko się znudzą. Chociaż z drugiej strony, biorąc pod uwagę, jak niewiele powstało podobnych anime, Phantom wypada całkiem przyzwoicie i nawet wciąga, choć to jeszcze za mało, by określić go mianem bardzo dobrego kina.

Enevi, 3 października 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Bee Train
Autor: Nitroplus
Projekt: Kenji Teraoka, Minako Shiba, Mutsumi Sasaki, Tomoaki Kado, Yoshiaki Tsubata, Yoshimitsu Yamashita, Youko Kikuchi
Reżyser: Kouichi Mashimo
Scenariusz: Yousuke Kuroda
Muzyka: Hikaru Nanase

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Phantom ~Requiem for the Phantom~ na forum Kotatsu Nieoficjalny pl