Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 8/10 grafika: 5/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,80

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 281
Średnia: 6,64
σ=1,97

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Grisznak)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Princess Lover!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 12×25 min
Tytuły alternatywne:
  • プリンセスラバー!
Tytuły powiązane:
Gatunki: Komedia
Postaci: Meido, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Gra (bishoujo); Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Wielkie biusty
zrzutka

Piękna katastrofa, czyli nieudany mariaż świetnej komedii i marnego serialu sensacyjnego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Teppei był sobie zwykłym chłopakiem, którego rodzina egzystowała gdzieś na poziomie ciut niższym od przeciętnych Japończyków. Nie mając nic lepszego do roboty, nasz bohater poświęcał sporo czasu nauce szermierki, słysząc od rodziców, że tym, co najważniejsze, jest zdolność do pomagania innym. Pewnego dnia przyszło mu praktycznie wykorzystać posiadane talenty, gdy jadąc sobie drogą zauważył… karetę ściganą przez bandytów, mających ewidentnie podłe plany względem przewożonej w środku niewiasty. Nie myśląc wiele, chłopak rzucił się na ratunek, a dzięki pomocy zabójczo wręcz skutecznego lokaja, rozprawa z napastnikami okazała się prosta, no powiedzmy, gdyż upadek z wysokości kilkudziesięciu metrów miał pełne prawo skończyć się śmiertelnie. Obfity biust pięknej Charlotte Hazelrink (bo tak nazywała się nasza dama w tarapatach), na którym wylądował Teppei, zapewne nie złagodził upadku równie skutecznie, jak korony drzew, ale był na pewno miłą nagrodą dla bohatera.

Niestety, tego samego dnia chłopak otrzymał tragiczną wiadomość. Jego rodzice zginęli w wypadku. W związku z tym opiekę nad nim przejął dziadek, którego do tej pory Teppei nie miał okazji poznać. Dziadzio, jak się okazało, był nie byle kim, bo jednym z najbogatszych ludzi w Japonii, właścicielem potężnego koncernu. Nasz heros, który do tej pory niezbyt przepadał za ludźmi bogatymi, niespodziewanie stał się jednym z nich. Nie powiem, jest czego zazdrościć. W prezencie świeżo upieczony dziedzic otrzymał bowiem pokaźnych rozmiarów rezydencję pełną pokojówek, a także prikaz, że od tej pory musi nauczyć się żyć na poziomie, tak aby w stosownym momencie przejąć kontrolę nad firmą. Służba na każde skinienie, nauka w ekskluzywnej akademii dla młodych i bogatych, jazda do szkoły limuzyną, ba, nawet narzeczona (klon Saber z Fate/Stay Night, ale to szczegół) – pełen serwis, można by rzec. W szkole zaś – stado dziewcząt (i nie tylko…) patrzących na bohatera z co najmniej zaciekawieniem. I ta śliczna Szarlotka… ech, słodka dekadencjo…

Princess Lover! zapowiadało się na jedną z najlepszych serii biednego bądź co bądź jeśli chodzi o dobre tytuły roku 2009. Po pierwszych kilku odcinkach gotów byłem w ciemno dać serii dziewiątkę albo co najmniej mocną ósemkę, przekonany, że oto wreszcie my, faceci, doczekaliśmy się godnego odpowiednika Ouran High School Host Club. Szanse były. Kapitalny, nie wspinający się może na jakieś Himalaje subtelności, ale autentycznie zabawny humor, sprawnie nakreślone, wyraziste postaci, ecchi będące dodatkiem, a nie celem samym w sobie, i główny bohater – to mocne strony tej serii. Teppei na każdym niemal kroku łamie schemat typowego chłopaka z haremówek. Jest silny, wysportowany, wie, czego chce, a gdy coś zamierza, to osiąga to nie dzięki dobremu sercu, ale dzięki pracy i wysiłkowi. Nie jąka się na widok każdej poznanej dziewczyny, a raczej sam potrafi wprawić je w zakłopotanie. O ile Princess Lover! jest docelowo serią dla facetów, tak dla samego Teppeia mogą ją spokojnie oglądać i panie. Zakompleksieni chłoptasie, sięgający po haremówki po to, aby zobaczyć, jak gorsze od nich aberracje zdobywają serca dziewcząt, mogą sobie ten tytuł odpuścić (i pewnie to jest jedną z przyczyn dość umiarkowanej popularności tegoż anime).

Wspomniałem o postaciach – warto poświęcić im kilka słów. Głównego bohatera przedstawiłem wyżej. Wokół niego, jak to zwykle w takich produkcjach bywa, obracają się, niczym satelity, śliczne dziewoje. Na pierwszy plan wysuwa się tytułowa księżniczka, Charlotte. Mimo że rozmiarem miseczki mogłaby wpędzić w kompleksy Jennę Jameson, nie biust jest jej największym atutem. Szarlotka jest po prostu rozkoszna, to autentyczna arystokratka, traktująca świat niezbyt poważnie i we wszystkim doszukująca się zabawy. Jednym z jej ulubionych powiedzonek jest „żartowałam” i to dobrze oddaje jej nastawienie do życia. Naturalnie, nie jest to jej kompletny wizerunek. Zaraz po niej mamy Sylvię, narzeczoną Teppeia, pochodzącą z Europy (swoją drogą, wzięte z księżyca nazwy rzekomych europejskich państw brzmią jak te z XIX­‑wiecznych operetek). To charakterne dziewczę, szukające odpowiednio silnego dlań mężczyzny. Lata treningu szermierki czynią ją trudnym przeciwnikiem nawet dla głównego bohatera. Dalej jest Seika – przewodnicząca szkolnego klubu, która robi wszystko, aby pokazać światu, że Teppei jej się ani trochę nie podoba. Że jest inaczej, dodawać nie muszę, prawda? No i nieco w cieniu pozostaje Yuu, osobista pokojówka naszego herosa, z jednej strony świadoma różnic społecznych, z drugiej gotowa do pomocy w najtrudniejszych momentach.

Tak, mogło być dobrze. Świnie też mogłyby latać, a Pałac Kultury i Nauki stać w Bydgoszczy. Czułem, że ta seria zaczyna się zbyt dobrze. Miałem niestety rację. Gdzieś tak w okolicy ósmego odcinka zacząłem kręcić nosem, a z każdym kolejnym nabierałem przekonania, że coś tu jest bardzo nie tak. Udana komedia zaczęła zmieniać się bowiem w wysoce nieudany serial sensacyjny. Humor poszedł na spacer i nie wrócił, a jego miejsce zajęły wyjątkowo sztuczne i drętwe perory bohaterów, akcje, gonitwy i strzelaniny, wszystko rodem z mocno trzeciorzędnych produkcji, z których już dawno uszło powietrze. A ocena leciała w dół… Przyczyn tego było co najmniej kilka, a do ukarania winnych przydałoby mi się drzewo z mocnymi, suchymi gałęziami.

Na pierwszej gałęzi zawisłby pan od animacji. Niektórzy z moich znajomych recenzentów z perwersyjną wręcz przyjemnością wyszukują wszystkie możliwe wpadki techniczne w oglądanych filmach, ekscytując się tym, że gdzieś przez ułamek sekundy rzymskiemu legioniście widać trampki. Wychodzę z założenia, że póki takie buble nie rażą w oczy, nie ma co się nimi przejmować. Niestety, w Princess Lover! rażą i to mocno. Niedoróbek jest tu tak wiele, że nawet mi, totalnemu laikowi w dziedzinie ich wychwytywania, rzucały się one na oczy. Latające nie wiadomo gdzie i po co ręce i nogi to najczęstszy przykład, ale niestety nie jedyny. Zaraz obok zawisłby na konopnym sznurze pan od projektów postaci. Dobra, rozumiem, że Sylvia i Charlotte mają arbuzy w stanikach. Taka konwencja, niech będzie, buzujące hormonami małolaty, które na oczy nie widziały nagiej kobiety, muszą się czymś podniecić. Ale na litość, absolutnie nie rozumiem, po jakiego kija było smarować bohaterki wazeliną? Za każdym bowiem razem, gdy widzimy fragment nagiego ciała kobiecego, można się spodziewać takiej ilości „blików”, że oczy bolą. Trzecia gałąź zostałaby dla scenarzysty, który wymyślił ten kretyński (nie boję się użyć tego słowa) wątek sensacyjny pod koniec. Nie kryję, ostatnie cztery odcinki zwyczajnie przemęczyłem, zastanawiając się, czy ja naprawdę chcę to oglądać. Doceńcie mój trud, którego owocem jest ta recenzja.

Obejrzyjcie pierwszych sześć­‑siedem odcinków – te polecam w ciemno fanom animowanych komedii, tych bardziej konwencjonalnych i odległych od groteski i absurdu prezentowanych choćby przez produkcje studia SHAFT. Potem się zastanówcie. Fabuła i tak nie posuwa się do przodu, tymczasem bieda (a wszak to seria o bogaczach), jaka wali z tego anime wraz z kolejnymi odcinkami, jest wielka i żal bierze, iż tak udany pomysł można było tak spektakularnie spaprać. Dzięki niej Princess Lover! zostanie kolejnym smutnym dowodem na to, że mijający już powoli rok nie zapisze się w naszej pamięci niczym szczególnym (a patrząc na ilość tegorocznych odwołanych konwentów, powiedziałbym, że kryzys dotyczy w takim samym stopniu i fandomu). Szkoda, mogło być bardzo dobrze, wyszło jak zwykle, tylko bardziej.

Grisznak, 4 października 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GoHands
Autor: Ricotta
Projekt: Shingo Suzuki
Reżyser: Hiromichi Kanazawa
Scenariusz: Makoto Nakamura

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Princess Lover! na forum Kotatsu Nieoficjalny pl