Tanuki-Anime

Oto ogromne miasto, nieskończone, obejmujące swoimi poziomami cały świat. Nie, nie cały świat. Cały świat to miasto. Nie da się określić, gdzie jest góra i dół, wszystko jest względne. Miasto, zamieszkane przez tysiące stworzeń, umiera. Lecz jeszcze długo na gruzach starej cywilizacji życie będzie walczyć o przetrwanie. Oto rzeczywistość Blame!

Głównym bohaterem opowieści jest Killy, młody mężczyzna, poszukujący „genów sieciowych”. Killy jest niezwykły: odporny na większość „środków przymusu bezpośredniego”, sam dzierży broń o niesamowitej sile rażenia. Małomówny, skryty. I zaskakująco ludzki.

Z góry ostrzegam – oglądanie tego anime bez znajomości mangi (pod tym samym tytułem) mija się z celem. Twórcy w sześciu króciutkich epizodach zawarli streszczenie całej historii. Trzydzieści kilka minut to trochę za mało, by zawrzeć w sobie dziesięciotomową mangę o rozbudowanej fabule. Tym niemniej osoby znające Blame! z wydania papierowego będą zadowolone. Seria, choć krótka, dysponowała całkiem sporym budżetem. Animacja jest płynna, kolory odpowiednio nasycone, a projekty postaci nie są udziwnione. W grafice więc same plusy.

Również ścieżka dźwiękowa nie pozostawia miejsca na narzekania. Ponownie daje o sobie znać wysoki budżet. Urzeka brak popowej papki – wydarzenia na ekranie wspaniale ilustruje miły dla ucha rock. Muzyka odgrywa w Blame! ważną rolę, biorąc pod uwagę bardzo skromnie dozowane dialogi. Ponownie same plusy.

Fabuła… Nie oszukujmy sie. Pół godziny nie wystarczyło na ukazanie chociażby ułamka złożoności oryginalnej historii. Tu minus, jeśli ktoś spodziewał się rozmachu na miarę mangi.

Blame! w wersji animowanej skierowane jest tylko i wyłącznie do zagorzałych fanów. Tylko oni docenią to dzieło w należyty sposób. Inni zaś będą mieli wrażenie, że oglądają AMV.