Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 7/10 grafika: 9/10
muzyka: 10/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 9,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 18
Średnia: 7,44
σ=0,96

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hakuchou no Mizuumi

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 1981
Czas trwania: 75 min
Tytuły alternatywne:
  • Sekai Meisaku Douwa: Hakuchou no Mizuumi
  • Swan Lake
  • 白鳥の湖
Gatunki: Fantasy, Romans
zrzutka

Jedna z wielu adaptacji Jeziora łabędziego i przykład na to, że dobrze podana klasyka nie starzeje się nigdy.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: moshi_moshi

Recenzja / Opis

Co prawda, tym razem nie mamy do czynienia z wierną adaptacją chyba najsłynniejszego baletu Czajkowskiego, a raczej wariacją na jego temat, ale ogólny zarys opowieści jest ten sam. Piękna księżniczka Odetta zostaje zaklęta w łabędzia przez zazdrosnego czarnoksiężnika Rotbartha. Pewnego dnia nad jezioro przybywa książę Zygfryd wraz z towarzyszami. Kiedy jeden z nich próbuje upolować wspaniałego ptaka z koroną na głowie, czujny czarownik zamienia zuchwalca w głaz. Młody książę, będąc zaintrygowany łabędziem i chcąc pomóc przyjacielowi, na drugi dzień znowu wybiera się nad wodę i kiedy zapada zmierzch, podąża za tajemniczym ptakiem. Kiedy ten dociera do ponurego zamczyska, zamienia się w niezwykłej urody dziewczynę, która po zauważeniu Zygfryda opowiada mu swoją historię. Zachwycony jej urodą i wzruszony opowieścią młodzieniec obiecuje pomoc, ale jednocześnie prosi, by Odetta przybyła na bal, który wydaje jego matka następnego dnia…

Zarówno oryginał, jak i adaptacja nie należą do skomplikowanych historii, ponieważ w tym przypadku ważniejszy jest klimat i emocje. Chociaż wersja japońska została bardzo złagodzona, zarówno pod względem mroczności, jak i dramatyzmu, nie sposób odmówić jej uroku. Gdybym miała do czegoś porównać tę produkcję, zapewne byłyby to dzieła Disneya, oczywiście te wczesne. Reżyser, Koro Yabuki, znakomicie rozgrywa poszczególne sceny, gładko przechodząc od momentów komediowych do romantycznych i dramatycznych. Absolutnie nie czuć tu sztuczności czy przesadnej patetyczności. Postaci jak i ich zachowania wypadają niezwykle naturalnie, dzięki czemu historia, chociaż prosta, wydaje się bardzo ekscytująca i wciągająca. Widowisko angażuje widza emocjonalnie, sprawiając, że kibicuje on bohaterom całkowicie nierealnym i baśniowym. Jest w tym filmie coś dziecięco naiwnego, co chwyta za serce i nie puszcza do ostatnich sekund.

Rozwodzenie się na fabułą nie bardzo ma sens, ponieważ osoby zaznajomione z oryginałem nie będą miały problemu z odgadnięciem, co się stanie za chwilę. Zresztą nawet bez jego znajomości bardzo łatwo przewidzieć, jak skończy się każda kolejna scena. Jedynym zaskoczeniem może być finał, który chyba na potrzeby młodszej widowni zamieniono na klasyczny happy end, co wyszło całej produkcji na dobre. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy nie mam żadnych zastrzeżeń do twórczości własnej scenarzysty. Dzięki prostemu zabiegowi, tragiczna historia miłości dwojga młodych ludzi wyewoluowała w piękną baśń dla osób w każdym wieku.

Porównałam wcześniej ten film do dzieł Disneya i zdecydowanie coś w tym jest. Charaktery postaci, wyraźny podział na dobro i zło (który w późniejszych produkcjach japońskich nie jest już taki jednoznaczny), duże natężenie emocji itd. Jest jednak coś, co odróżnia od siebie te opowieści, a mianowicie czarne charaktery. Anime przyzwyczaiło mnie do kilku rodzajów adwersarzy głównych bohaterów (w pewnym uproszczeniu): szalonych głupców, mających żal do świata zgorzkniałych samotników i klasycznych, wrednych skurczybyków, których nie da się polubić. Od reszty świata odróżnia ich to, że z wyjątkiem tej pierwszej kategorii, nigdy nie są pokazywani jako „pocieszni”. Owszem, mogą być na swój sposób uroczy, zabawni, ale rzadko kiedy okazują się tak nieudolni i rozmamłani, że w ostatecznym rozrachunku nikt nie traktuje ich poważnie. Przez jakiś czas takie postacie występowały u Disneya, któremu zwłaszcza złe królowe i wiedźmy wychodziły fantastycznie – były fascynujące i przerażające jednocześnie. Ale im późniejszy film, tym czarny charakter „łagodniejszy”. Sekai Meisaku Douwa: Hakuchou no Mizuumi skorzystało właśnie z tego współczesnego schematu disnejowskiego, czym totalnie mnie zaskoczyło. W oryginale Rotbarth to zły duch, postać straszna i znienawidzona, zepsuta do szpiku kości. Tutaj bywa nawet elementem komediowym, który może być okrutny, ale zasadniczo nie wzbudza żadnej grozy. Można nawet posunąć się do stwierdzenia, że jest tylko narzędziem w rękach swojej córki Odille.

Rozkładanie na czynniki pierwsze charakterów postaci także nie jest najlepszym pomysłem. Mamy do czynienia z baśnią, więc bohaterowie są nierealni, raczej jednowymiarowi i z góry przypisani do konkretnej strony konfliktu. W żaden sposób nie psuje to jednak ogólnego, pozytywnego wrażenia, ponieważ idealnie wpasowują się oni w przyjętą przez reżysera konwencję. Przy okazji warto pochwalić seiyuu, którzy spisali się znakomicie i tchnęli sporo życia w te śliczne schematy. Chyba najlepiej wypadła Youko Asagami jako Odille, frywolna, pewna siebie i podstępna córka czarnoksiężnika.

Musze przyznać, że to chyba właśnie strona techniczna tego widowiska najbardziej mnie kupiła. Jak na film z 1981 roku Sekai Meisaku Douwa: Hakuchou no Mizuumi prezentuje się bardzo dobrze. Oczywiście projekty postaci w niczym nie przypominają tych, które mamy okazję oglądać we współczesnych produkcjach, ale na pewno nie nazwałabym ich brzydkimi. Jedynym, do czego można się przyczepić i to bardzo na siłę, jest mała liczba detali, ale ogólną prostotę postaci nadrabiają płynnym sposobem poruszania się i całkiem niezłą mimiką twarzy. Dodatkowo bardzo widowiskowo wypadają tła: szczegółowe, bogate i utrzymane w impresjonistycznej kolorystyce, natychmiast przyciągają wzrok. Niewiele nowszych serii anime może poszczycić się krajobrazami wykonanymi z taką wirtuozerią i z przykrością muszę stwierdzić, że zrzutki nawet w połowie nie oddają graficznego uroku tego filmu. O muzyce nawet nie ma się co rozpisywać. Jezioro łabędzie to jeden z najpiękniejszych baletów, jakie kiedykolwiek powstały, a Czajkowski wielkim kompozytorem był! Koniec i kropka.

Jestem osobą, która do wszelkich adaptacji podchodzi jak pies do jeża. Tym razem moje obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione i nie żałuję nawet sekundy spędzonej przed ekranem. Ten film to znakomita wariacja na temat klasycznego przedstawienia, która dla młodszych widzów może stać się początkiem fascynacji baletem, a dla starszych być powrotem do dzieciństwa. Jak dla mnie jest to kawałek doskonałego kina familijnego, który spokojnie może konkurować z klasycznymi dziełami Disneya czy Miyazakiego. To jednocześnie przykład na to, że Japończycy jednak potrafią poradzić sobie (i nie zepsuć) z europejskimi wytworami kultury.

moshi_moshi, 3 czerwca 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Scenariusz: Hiroichi Fuse
Muzyka: Piotr Czajkowski