
Komentarze
Kidou Senshi Z Gundam
- komentarz : ZSRRKnight : 16.02.2025 17:10:32
- Świetna recenzja : Imperial Navy Marauder Bombers : 2.11.2022 03:05:18
- Re: Zaklinam, niech mi ktoś powie, że... : . : 19.08.2018 12:44:51
- Zaklinam, niech mi ktoś powie, że... : wumulec : 19.08.2018 02:04:50
- Lepiej późno niż wcale : Kurubuntu : 23.06.2017 15:49:53
- raczej skrajne uczucia : kapplakk : 22.05.2013 18:06:45
- Re: Odradzam : Gamer2002 : 21.07.2011 19:51:21
- Odradzam : Sezonowy : 21.07.2011 15:22:45
- Re: Zeta : Broken Fang : 16.01.2011 20:44:19
- Re: Zeta : Gamer2002 : 16.01.2011 13:34:24
Oczywiście pierwszy Gundam poruszał podobne tematy, lecz miał jeszcze naleciałości klasycznego super robo i zapewne Tomino nie miał jeszcze aż tak dużej wolności do realizacji swojej wizji tak jak tutaj. A w ogóle Zeon już robił wcześniej za kosmicznych neo‑nazistów, ale Tytani zdecydowanie ich przebijają, choćby z tego względu, że ich zbrodnie wojenne są pokazywane na ekranie, a nie streszczane przez narratora. No i Zeon przynajmniej miał paru honorowych, porządnych bohaterów i oczywiście Chara, a Tytani w zasadzie w całości składają się z psychopatów, zimnych drani, morderców, zdrajców etc. Jeszcze dochodzi tutaj wątek Cyber‑Newtype'ów – oczywiście zarówno Four, jak i Rosammy były straszliwie irytujące, ale w sumie ma to swoje uzasadnienie i cel, biorąc pod uwagę źródło ich zachowań i charakterów. Ogólnie bardzo dużo w tym anime postaci kobiecych i ich jakość, a raczej stopień irytacji i frustracji, które wzbudzają podczas seansu jest bardzo zróżnicowana. W sumie to aż się zastanawiam, czy Tomino w ogóle nie rozumie/nie lubi kobiet i dlatego tak to właśnie wygląda w tej serii, czy też wręcz odwrotnie – rozumie kobiecą naturę tak dobrze, że potrafił stworzyć postaci, które dla męskiej części widowni są prawie nie do zniesienia właśnie ze względu na m.in. ich „kobiecość”. Cóż, prawda zapewne leży po środku i żadna ilość „zapachów kobiet”, czy korekcyjnych plaskaczy nie przyniesie jednoznacznych wniosków. Z tego wszystkiego to w sumie dobrze, że przynajmniej Reccoa kliknij: ukryte zginęła (Boże, co za okropna postać). A dla odmiany Sarę i Emmę mógłby spotkać odwrotny los, choć wiadomo: trup ściele się gęsto, przynajmniej w końcówce i parafrazując Kamille'a: „wszyscy [musieli] zginąć” – bo musi być dramatyzm i antyczna tragedia.
Fajnie też było znów zobaczyć Amuro i oczywiście wszystko, co związane z Charem było niezwykle ciekawe – no ale to w sumie twarz całej marki Gundam i niejako „główny bohater” tej pierwszej, głównej trylogii związanej z Universal Century, więc nic dziwnego, że to właśnie on, obok Kamille, jest najbardziej rozbudowanym i intrygującym bohaterem.
Tak czy owak seria bardzo mi się spodobała i zwracając na chwilę uwagę na nieco radośniejsze aspekty: wielkie roboty są bardzo cool
Świetna recenzja
Zaklinam, niech mi ktoś powie, że...
Lepiej późno niż wcale
raczej skrajne uczucia
Moje odczucia są bardzo podobne, choć na końcowej satysfakcji ciążą jednak liczne wady tej – trzeba przyznać – bardzo dobrej serii.
Zeta faktycznie zasługuje na uznanie, jeśli chodzi o następujące aspekty:
1. Bohaterowie oraz ich motywacje działań. Mamy tu konsekwentnych i wiernych ideałom herosów, ale także postaci bardzo dynamiczne – zwłaszcza te młodsze wiekiem, choć nie tylko. Ich problemy są prawdziwe i prawdziwe. Problematyka wojenna w kontekście uczuć i działań bohaterów została tu przedstawiona w naprawdę ciekawy i niebanalny, jak na tak starą serię, sposób. Świetny Char, świetny Kamille, dobry Scirocco.
2. Ciekawy scenariusz, wprowadzenie trzeciej strony konfliktu, pierwsze odcinki mogą zauroczyć fanów poprzedniej serii. Uwielbiam klimat UC.
3. Poważne rozwinięcie elementów przedstawionych w pierwszym Gundamie. Od początku widać sporą różnicę pomiędzy oryginalną serią a kontynuującą ją Zetą.
4. Mroczny, niebanalny klimat całości.
Niestety seria ma również poważne wady, które przez długi czas biorą górę nad zaletami i po skończeniu całości trudno o nich zapomnieć. Nie będę wspominał tu o naiwności pewnych rozwiązań i innych przywarach wynikających z wieku serii, takie rzeczy po prostu bierze się w ciemno sięgając po tego typu produkcję i trzeba być na nie przygotowanym, zwłaszcza mając w pamięci pierwszą serię i inne jej podobne. Pewne kwestie są jednak szczególnie rażące:
1. Bohaterowie. Pośród morza świetnych kreacji kilka całkowicie bezsensownych np. wprowadzenie na statek AEUG małych dzieci, których działania prowadzą do poważnych komplikacji wojennych, słaba i denerwująca Beltorchika, niby działająca konkretnie a tak na prawdę wepchnięta chyba na siłę kliknij: ukryte po to, aby Amuro miał z kim romansować (akcja z nieautoryzowanym przekazem TV to parodia) itp. Postaci te wprowadzają masę niepotrzebnych zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca w wojskowych czy pseudowojskowych organizacjach. AEUG to bardziej zbieranina partyzantów, a nie regularna armia, ale na litość – Bright powinien trzymać rygor na swoim statku, nie dopuszczać dzieci do hangaru z mechami, a pilotom nie pozwalać wylatywać w przestrzeń kosmiczną w ogień walki pod byle kaprysem. Taka sytuacja może się zdarzyć raz czy dwa, ale seryjne samowolki zbudowały obraz niekompetentnego kapitana Brighta, który za każdym razem kiedy ktoś za jego plecami odpala mecha robi głupią minę niczym tępy ojciec, który poraz kolejny w świeżo wypranej koszuli został obrzucony jagodami przez swojerozkapryszone dzieciaki.
2. Ciekawy scenariusz,pomimo swoich wielu zalet nie jest poprowadzony jak należy. Seria mocno skupia się na bohaterach, którym poświęca się sporo uwagi, zwłaszcza po stronie AEUG. I tu pojawia się problem – żaden z nich nie może zginąć. Przez to mamy niezliczoną ilość walk, które są całkowicie bezcelowe i bez jakichkolwiek rozstrzygnięć. Scenariusz okazuje się zatrważająco sztuczny, kiedy przez 46‑47 odcinków straty po stronie AEUG są niemal symboliczne, po czym kliknij: ukryte w finale następuje masowe uśmiercanie kolejnych postaci z kulminacją w postaci wysadzenia całego statku Henkenaprzez osamotnionego Yazana– wobec tych masowych masowych mordów sam Kamille z pewnością wystarczyłby. Gdyby skuteczność Tytanów była tak duża w pierwszych odcinkach, AEUG nie zdążyłoby choćby zacząć swoich działań, nie mówiąc o jakimkolwiek rozwinięciu skrzydeł. Dziwne jest też, ze Tytani zamiast tłamsić ważne ośrodki wsparcia (Karaba), odpuszczają kiedy tylko nie ma w pobliżu Kamille’a czy Chara.
3. Poważne rozwinięcie elementów przedstawionych w pierwszym Gundamie niestety nie okazało się regułą i powielono sporo błędów – wspominałem już o walkach, z których nic nie wynika (przerywanych przez nagły odwrót jednej ze stron). W każdym odcinku jest jakieś starcie zbrojne. Podobnie jak w pierwszym Gundamie Char uganiał się za Amuro nieskończoną ilość razy, tak tutaj kliknij: ukryte Jerid fanatycznie stara się zdjąć Kamille, często mając przewagę, ale oczywiście ciągle coś nie wychodzi. W pierwszym Gundamie mieliśmy White Base w ciągłej ucieczce przed masą wojsk Zeonu, tutaj praktycznie dwa statki klasy Argama przez całą serię stanowią wielki problem dla całej floty Tytanów. Pod tym względem wypadło to nawet gorzej niż w pierwszej serii, bo tam statek White Base był tylko tłem dla całej armii Federacji, a w Zecie okręty Brighta i Henkena to właściwy trzon całej armii.
Tak mniej więcej wyglądają moje najpoważniejsze zastrzeżenia, które – pomimo wysokiej oceny jaką wystawiłem serii – popsuły mi jednak w znacznym stopniu zabawę. Bo paradoksalnie największym problemem tej serii jest dla mnie… jej dobra opinia. Zeta jest generalnie bardzo chwalona (Lubisz Gundama? Sięgnij po Zetę! Pierwszy Gundam? Warto obejrzeć – ale po to, aby sięgnąć po Zetę!). Faktem jest, że Zeta jest nieporównywalnie lepsza od prequela – ale z drugiej strony, jest bardzo do niego podobna w kluczowych kwestiach. Dlatego obiecywałem sobie po niej więcej, niż realnie dostałem, niestety. Dla mnie różnica jakościowa pomiędzy poszczególnymi częściami trylogii: Gundam, Gundam Zeta i (potencjalnie, bo jeszcze nie widziałem, podobno dużo gorsze od Zety) Gundam ZZ jest sztucznie wyolbrzymiona. Podchodziłem do tej serii dwa razy – za pierwszym nie przebrnąłem nudnego środka. Prawdziwe „mięcho” to wprowadzenie i finał – a w środku seria rozczarowuje. Dlatego nie odpalam póki co ZZ, bo spodziewam się tam generalnie tego samego przez kolejne 50 odcinków – choć jestem szalenie ciekaw dalszego ciągu.
Pomimo wszystkich wad pod pewnymi względami Zeta niewątpliwie była serią przełomową i wciąż jest warta polecenia jako jeden z ważniejszych przedstawicieli gatunku, przewyższający w niektórych elementach najnowsze produkcje.
Odradzam
Film opowiada o wojnie, wojsku, starciach flot i pojedynkach mechów, ale jest przy tym tak niedorzeczny w kwestiach taktyki i fizyki, że aż śmiech ogarnia. Podobne podejście scenarzysty do kwestii militariów zwyczajnie, po ludzku boli. A fakt, że można z łatwością robić uniki przed wiązką laserową mknącą z prędkością światła, ale jest nie do pomyślenia, aby uniknąć wystrzelonej linki z kotwiczką unieruchamiającej kończyny mecha, zakrawa na kpinę ze zdrowego rozsądku.
Żeby było gorzej, dialogi są drewniane i sztuczne, niczym meble z Ikei. Do tego pełne pompatycznych słów i frazesów w rodzaju: „Przez takich jak ty trwa ta wojna i giną ludzie!”, po czym wypowiadający te słowa bez mrugnięcia okiem zabija kopę przeciwników i nawet brewka mu przy tym nie tyknie. W ogóle W trakcie walki przeciwnicy więcej czasu spędzają na gadaniu ze sobą, niż na strzelaniu.
Miłośnikom militariów, SF i zdrowego rozsądku szczerze odradzam oglądanie Gundam Zeta.
Zeta
kliknij: ukryte Końcówka tragiczna? Oczywiście, ale mi się zupełnie nie podobała. Zamiast uśmiercić głównego bohatera oni robią go niedorozwiniętym błaznem :P Mógł zginąć bohaterską śmiercią, ale tak? Meh… biedny Kamille. Jak mogli go tak poniżyć.
Wracając do śmierci bohaterów: czy ktoś jeszcze śmiał się jak opętany, gdy ten dureń Katz w końcu został zatopiony? :D Zupełnie niepotrzebny, niewzbudzający sympatii bohater według mnie. Powinni na samym początku dać mu klasycznego w tej serii „bitch slapa” i wysłać chłopaka do mamusi.
Zeta
The Best
For the glory of Haman Karn!