Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Komentarze

Versailles no Bara

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    xx 5.12.2022 23:22
    Nie rozumiem komentarzy o wyczuwalnym podziale na dwie części – to anime dość wcześnie pokazywało mroczniejsze przebłyski, później po prostu ostro przyspieszyło, żeby opowiedzieć całą mangę. Co serii wyszło na gorsze. Wydarzenia lecą na złamanie karku, zanim się zdąży zarejestrować jedno, już pędzi drugie. Cierpią na tym też bohaterowie – ot, taka Oscar staje się poważnie spłycona, podobnie jak jej relacja z Andre… co jest o tyle zabawne, że w anime Oscar jest postacią centralną w większym stopniu niż w mandze (przy ostatnim odcinku przewróciłam oczami). Momenty, które w mandze miały wagę i rozmach, tu nieraz wypadają tak sobie. Są wyjątki, oczywiście, taki na przykład Alain w anime jest ciekawszą postacią, ale nie równoważy to dla mnie braków, oj nie.

    Podobno Osamu Dezaki, kiedy przejął prace nad anime, dostał gotowe scenariusze i nic z tym nie mógł zrobić. Mogłoby to wyjaśnić, dlaczego jego wcześniejsze anime, Ace o Nerae, jest pod względem tempa fabuły i rozłożenia akcentów o niebo lepsze.

    Manga >>> anime, niechętne 7/10 zanim zacznę myśleć o tym, co się stało z paroma lepszymi scenami.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Tamago-chan 29.11.2015 23:47
    Niesamowita seria. Bardzo mi się podobała. Jednak warto było się z nią zapoznać, nie żałuję ani minuty spędzonej przy niej. Świetne postaci z Oscar na czele. Uwielbiam tę bohaterkę. Bardziej męska niż niejeden facet, ale jednocześnie posiadająca ogromne serce. Wspaniała postać, jedna z najlepszych jakie widziałam w anime. To tak naprawdę dla niej oglądałam i dzięki niej jestem tak bardzo z seansu zadowolona.
    Kreska jest leciwa, nie ma co dyskutować w tym temacie. Postacie są jednak dość ładne, a animacja mogłaby skopać tyłek niejednej produkcji ostatnich lat. Serio, myślałam że seria sprzed kilkudziesięciu lat będzie gorzej się prezentowała, ale animacja nie razi w oczy,nie przeszkadza, a to już jest sukces biorąc pod uwagę upływ czasu.
    Wiele razy się wzruszyłam, polubiłam bohaterów, a historyczne tło (nieważne jak bardzo podkolorowane) tylko sprawiło, że historię ogląda się z zapartym tchem.
    Wystawiłam serii 9/10, bo chwilami miałam wrażenie, że oglądam telenowelę (trochę za mało obchodziły mnie np. rozterki sercowe Antoniny, a zachowania bohaterów wydawały mi się zbyt teatralne), ale całokształt jest naprawdę kawałem dobrego anime i bardzo się cieszę, że się z tą serią zapoznałam.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Ameba 6.11.2015 21:57
    Cudo
    Jedno z najlepszych anime, jakie dano mi było oglądać. Postacie są naprawdę dobrze wykreowane, grafika nie wadzi (przynajmniej mnie, bo uwielbiam „starą” kreskę), a historia wciąga i nie przynudza. Popłakałam się na końcu, feelsy prosto w serce <///3
    Oscar i Andre są wręcz wspaniali, szkoda, że akurat tak skończyli. Wad nie stwierdzono, 10/10.
    Odpowiedz
  • Avatar
    R
    ingrid 2.12.2014 20:06
    "Historię piszą zwycięzcy"
    Ten komentarz był tu nie do końca na miejscu, ponieważ rewolucję francuską przegrano.
    Odpowiedz
  • Avatar
    R
    odpowiedzi: 2
    M. 23.11.2012 15:10
    Mam pytanie, czy w przyszłości zamierza ktoś recenzować jeszcze ten tytuł? Nie chodzi mi o niezgadzanie się z recenzją itp. i itd. (jak ostatnimi czasy można zauważyć na portalu) i wszczęcie długich bezsensownych dyskusji tylko o odświeżenie ludziom pamięci, przez nową rozbudowaną recenzję. Gdyż według mnie tytuł ten, w pełni zasługuje na przypomnienie. A nóż, znajdą się nowi wielbiciele…
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Marie Antoinette 22.05.2012 22:24
    Róża Wersalu
    Po zapoznaniu się z fenomenalną mangą, postanowiłam zaznajomić się z jej ekranizacją. I cóż rzec mogę? A no, na pewno to, że jest to bardzo dobre anime, a nawet wręcz świetne.

    Twórcy pozwolili sobie na swobodną adaptację fabuły, zachowując przy tym jej pierwotny sens. Niektórym postaciom taki zabieg wyszedł na dobre (m.in Alain czy Hrabina de Polignac), a innym trochę zaszkodził, w tym i głównym bohaterkom.
    Nie mogę się wyzbyć wrażenia, że Oscar w mandze i w anime, to dwie różne postacie. Wyjątek mogą stanowić ostatnie odcinki, ale jednak jakiś dziwny niesmak w tym pozostaje.
    Jeśli chodzi o Marię Antoninę, to jestem wielce rozżalona faktem, że nie poświęcono jej tyle czasu ile w mandze.  kliknij: ukryte 
    Bardzo podobała mi się kreacja Andre oraz Rosalie (choć pod tym podpunktem mogłabym wymienić jeszcze parę postaci), bo moim zdaniem, lepiej się ich zaadaptować już nie dało. Zwłaszcza ten pierwszy wprost chwytał za serce.
    Na pewno mogę to anime z czystym sercem polecić. Grafika oraz muzyka stoją na porządnym poziomie (choć mnie i tak bardziej spodobał się niemiecki opening, aniżeli japoński). Ktoś kto czuje się jakkolwiek zainteresowany tematem – niech sięga. Choć i tak będę go pewnie najpierw nakłaniać do zapoznania się z mangą ^^"

    Pierwsze anime, na którym się rozpłakałam… Poniżej 9 dostać nie może.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 14
    Oczko 2.05.2011 18:05
    Fenomenologia głodu
    Zacząć należałoby od tego, że nie posiadam sentymentalnych wspomnień związanych z VnB, nie oglądałam jej w latach młodzieńczych i tym samym żadne nostalgiczne doznania nie rzutowały na mój ostateczny odbiór. Sięgnęłam po tytuł głównie jako wielbicielka „Uteny”, ale też po prostu jako entuzjastka japońskiej sztuki rysunkowej, ciekawa historycznych początków konwencji shōjo. Moje wrażenia? Krytyczne i entuzjastyczne zarazem! VnB wielkim anime jest – bez wątpienia – co nie znaczy jednak, że jego oglądanie stanowi nieustające pasmo odbiorczej satysfakcji. Przede wszystkim nie sposób nie zauważyć wewnętrznego pęknięcia – nie! Otchłani raczej! – ziejącej mniej więcej pomiędzy 24 epizodem a resztą. I o ile o mojej ostatecznej pozytywnej ocenie decydują głównie niepodważalne walory rzeczonej „reszty”, o tyle oglądanie całości szacuję jako niezwykle cenne doświadczenie – swoisty powrót do źródeł poszerzający konkretyzacyjne horyzonty i pozwalający z większą świadomością patrzeć na produkcje współczesne.
    Ale po kolei.
    Oglądanie epizodów 1­‑24 przywiodło mi na myśl moje pierwsze zetknięcie z oryginalnymi obrazami Picassa, które widziałam kilka lat temu w wiedeńskiej „Albertinie”. Jego twórczość nigdy mnie specjalnie nie poruszała, jednakże nie sposób było nie poczuć pewnej dozy ekscytacji na widok prac bądź co bądź przełomowych dla sztuki nowoczesnej. Podobnie seans VnB., anime opartego na mandze Riyoko Ikedy, jednej z 24 nen gumi, spowodował u mnie ten sam dreszczyk podniecenia i głębokie poczucie obcowania z dziełem prawdziwie rewolucyjnym (gra słów niezamierzona ;). Fabuła wlokła się wprawdzie niemiłosiernie, drażniła mnie jednowymiarowość postaci – albo szlachetnych do szpiku kości, albo do cna zepsutych, i już naprawdę nie wiedziałam jak reagować na kolejne wybuchy demonicznego śmiechu demonicznych kobiecych bohaterek – uważam jednak, że WARTO BYŁO!
    Z trzech powodów:
    Po pierwsze, żeby wiedzieć, ze „Utena” zawdzięcza VnB coś więcej niż tylko główną bohaterkę ubraną w męski strój inspirowany żołnierskim uniformem. Róże, pojedynki, rewolucja, zabudowania szkolne z dziedzińcem przypominającym panoramę wersalską, nadmierna skłonność postaci do wymierzania sobie policzków….Tak, a do tego jeszcze mnóstwo nawiązań o charakterze ikonograficznym. Może to nadinterpretacja, ale niemal kwiknęłam z zachwytu, kiedy wypatrzyłam w 37 epizodzie VnB wiszący wieżyczką w dół zamek (no dobra, nie zamek, tylko rezydencję Oskar odbijającą się w wodzie i dlatego „do góry nogami”).
    Po drugie, żeby doświadczyć na własnej skórze niejako skoncentrowanej, pierwotnej shōjowatości – zwłaszcza w warstwie wizualnej. Niezliczone uczuciowe ekstazy i uniesienia wyrażane przez bezwstydnie kiczowate gwiazdki, bąbelki i migoczące tęczowe tła – wszystko użyte absolutnie „serio”, bez krzty ironii czy dystansu. Słodycz i melodramatyzm o niemal pastiszowej intensywności, kompletnie wyzbyte jednak pastiszowej intencji… to robi wrażenie! Tak rodziła się i krzepła formuła, którą teraz mogą sobie – tacy „Hości” na przykład – entuzjastycznie dekonstruować.
    No i po trzecie, najważniejsze, warto było się przemęczyć przez początek, żeby dotrzeć do epizodów 25­‑40 i zaznać całej masochistycznej przyjemności wynikającej z ich oglądania. Dlaczego masochistycznej? Bo to, co w nich najlepsze (w moim subiektywnym odczuciu), to mistrzowskie odmalowanie głodu, cierpienia, psychicznej dezintegracji i żałoby.
    Głód, łaknienie, frustracja zdają się stanowić emocjonalne i fabularne serce opowieści. Od głodu fizycznego, głodu chleba, który popycha paryskich mieszczan do desperackich czynów historycznych, po głód miłosny – rozpaczliwą tęsknotę do kochanej, acz z różnych względów niedostępnej, osoby – mogącą wyzwolić równie wielką gwałtowność. „Miłość to agonia” mówi Fersen a jego słowa służą za świetne podsumowanie większości znaczących relacji w VnB. Śmiertelne, dojmujące NIENASYCENIE dręczy wszak wszystkich głównych bohaterów: Antoninę, Fersena, Oskar, Andre, Rosalie, Girodella. Co więcej – wszyscy oni cierpią istne tantalowe męki, znajdując się niebezpiecznie blisko (a jednocześnie nieskończenie daleko) obiektów swojego uczucia (najczęściej jako element bolesnego emocjonalnego trójkąta: A kliknij: ukryte ). Gęsta siatka zakazanych, niezauważonych czy też po prostu nieodwzajemnionych afektów misternie ich oplata, łącząc się w prawdziwie gordyjski węzeł z różnymi rodzajami obowiązków i lojalności. Naprawdę zachwyca sprawność, z jaką w VnB stosuje się – że ją tak nazwę – „strategię przeciągania struny”. Autorzy (autorka) różnymi bolesnymi doświadczeniami doprowadzają poszczególne postaci na skraj emocjonalnego załamania, szaleństwa niemal (a wraz z nimi odbiorcę!), by przygotować grunt pod spektakularne wybuchy o bezbłędnej psychologicznej architektonice. Najpierw cierpienie w milczeniu, za maską opanowania i obojętności, wypieranie, tłumienie, odraczanie, wojna nerwów, kolejne ciosy, a na końcu BUM! – widowiskowa zapaść! Eksplozja! I to taka na miarę szturmu na Bastylię. Taka, która zostawia widza z uczuciem, jakby go ktoś kopnął w brzuch. Nie umiem znaleźć lepszego porównania dla stanu, w jaki wtrąciło mnie  kliknij: ukryte  Wrażenie było tym silniejsze, że cała scena fantastycznie gra z oczekiwaniami widza – z jego fabularną deprywacją, z jego głodem zdecydowanych rozstrzygnięć. Chcesz  kliknij: ukryte zdają się pytać twórcy. No to proszę bardzo. Tylko pamiętaj, że ostateczność to ostateczność, utrata kontroli to utrata kontroli, zaś namiętność i głód raz spuszczone ze smyczy to nieoswojone bestie (mające nota bene moc zmieniania biegu dziejów). Efekt? Porażający. Od razu widać, od kogo twórcy „Uteny” uczyli się techniki budowania napięcia, nagłych zmian nastroju oraz umiejętnego gmerania w ciemnych, pogranicznych stanach świadomości. Konstruowania postaci w trakcie tożsamościowej dezintegracji, „pękania”, wreszcie transformacji. No i jeszcze dyskursu na temat władzy, bo choć głównym tematem VnB pozostaje zmiana porządku władzy na poziomie polityczno­‑historycznym, prawdziwie intrygująca jest opowieść o dystrybucji władzy pomiędzy płciami – temat, który „Utena” wynosi do rangi naczelnego i eksploruje bezbłędnie, przegryzając się przez wszelkie odcienie zależności, bezbronności, dominacji i manipulacji emocjonalnej.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    iko 10.02.2011 19:03
    anime jest wspaniałe, ale nie zgodzę się z jedną rzeczą. z pewnością nie można polecać tego anime na zasadzie lekcji historii Francji! wiele wątków zostało uproszczonych bądź powstało jedynie na potrzeby anime i nie mają absolutnie nic wspólnego z rzeczywistą historią. to samo się tyczy postaci Marii Antoniny. anime przyjemnie się ogląda i seria jest naprawdę godna polecenia. Jednak dla przybliżenia sobie postaci Marii Antoniny czy też rewolucji francuskiej polecam czytanie książek a nie oglądanie Lady Oscar :D
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Ayako*** 29.12.2010 12:10
    Klasyka przez duże "K"
    Uwielbiam serie historyczne, więc ta seria już na początku dostała ode mnie dużego plusa. Pomimo rozciągnięcia niektórych wątków i kilku słabych postaci, seria jest absolutnie warta obejrzenia, chociażby ze względu na fakt, że dziś już takich nie robią.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Eire 15.05.2010 13:37
    Kto nie znał tej epoki, nie wie co to słodycz życia
    Zacznę może od końca- Maria Antonina na początku denerwowała mnie niemożebnie i gdyby nie postać Oscar rzuciłabym to w diabły. Po paru odcinkach dotarło do mnie, że to przecież dziecko- nawet jak na standardy swojej epoki zbyt młode, niedoświadczone, rzucone na głęboką wodę. Po dziecinnemu uparte, ulegające wpływom, bombardowane sprzecznymi sygnałami, pogubione na obcym dworze. Marię z początku równoważy jej matka- posągowa, doświadczona władczyni, która aż zbyt dobrze zdaje sobie sprawę, kogo wysłała do Francji. Maria dorośnie, ale pod pewnymi względami- choć sprawdzi się jako matka, to pod względem uczuć i polityki dojrzeje dopiero pod koniec życia- cały czas będzie się szarpać, nie dostrzeże wielu sygnałów. Podobnie jak jej mąż- potwornie nieśmiały, z jednej strony otoczony kokonem przywilejów, z drugiej zagubiony i samotny.
    Niewiele w tyle pod względem skomplikowania pozostają du Barry i de Polignac. Ile w nich było uczuć, ile wyrachowania? Cały czas zalezne od wpływowych protektorów i sieci powiązań nie są pozbawione ludzkich uczuć.
    Rosalie- chyba moja ulubiona postać. Pod pewnym względem przypomina mi Anię z Zielonego Wzgórza. Mimo niewątpliwie traumatycznych przeżyć zbiera się do kupy i stara się żyć.
    Last but not least- Oscar i Andre. Za to ich kocham, że nie są posągowi, zmieniają się. To samo mogę powiedzieć o każdej postaci tutaj- wszystko się zmienia.
    Do tego świetna muzyka i doskonale ukazana epoka.
    Co tu jeszcze robisz, marsz do oglądania!
    Odpowiedz
  • KASIA 17.02.2010 18:41:13 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    XY 12.05.2009 17:45
    Jestem w okolicach 13 odc...
    I jest bardzo ciężko mi przebrnąć dalej z powodu postaci Marii Antoniny, niesamowicie mnie ona irytuje swoją infantylnością i lekkomyślnością. Ale postać z anime to pół biedy, kiedy pomyślę sobie, że podobna osoba rzeczywiście zasiadła na TRONIE… Zdaję sobie sprawę, że odwzorowanie jej osobowości nie jest doskonałe, jednak niestety sama historia nie daje lepszego jej obrazu. Chyba wytrwam te kilkadziesiąt odcinków po to, by ujrzeć, jak Antonina traci głowę, a cały ten chory twór nazywany monarchią absolutną obraca się w perz. No i dla Lady Oscar oczywiście.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Alexjia 27.08.2006 01:55
    Naprawdę Super / manga a anime
    Anime i Manga są naprawdę super przy czym muszę zauwarzyć, że znacznie się od siebie różnią. W Anime gorsza jest kreska i główną postacią jest Lady Oscar. Natomiast w Mandze kreska jest o wiele piękniejsza a główna postacią czyli różą Wersalu jest Maria Antonina.
    Mnie osobiści bardziej podoba się manga i postać Marii Antoniny (bo ona naprawdęistniała) A z reszta atorkatej mangii stworzyła ją po przeczytaniu książki Stefena Zweiga aby przedstawić losy trgicznie zamordowanej królowej a nie fikiyjnej postaci Lady Oscar;)
    Goroąco polecam szczególnie mangę!!!! ;)
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Grisznak 9.03.2006 14:39
    Jeden z najlepszych tytułów, jakie miałem okazję oglądać.
    Jeden z najlepszych tytułów, jakie miałem okazję oglądać. Przestrzegałbym przed traktowaniem dosłowanie przedstawionych tam wydarzeń, ale jako tło historyczne ostatnich lat monarchii Ludwika XVI sprawdza się fenomenalnie.
    Wspomnieć należy o postaciach głównych bohaterów, które jak dla mnie, są perfekcyjne, a relacje Oscar – Andre pokazano wyśmiecie.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 3
    duch_84 27.08.2005 18:36
    anime genialne ale to nie historia
    anime jest świetne poprostu boskie ale polecanie tego anime przede wszystkim uczniom gimnazjum i początków liceum jako doskonałej lekcji historii to spore przegięcie. osobiście zalalazłe4m listę które mijają się z faktami np atak na bastylię wyglądał zupełnie inaczej. brał(a) byś odpowiedzialność za jakiegoś szczeniaka który wierząc w tę historię zacznie nawijać podczas odpowiedzi przed nauczycielką, albo opisze ją podczas sprawdzianu. wyśmieją go.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Taur 26.08.2005 23:33
    Coś jak Dumas i Sienkiewicz
    Tytuł chyba mówi wszystko seria wręcz nieodparcie kojarzy mi się z tymi dwoma autorami. Opowieść osadzona w realiach historycznych, traktująca rzeczywiste wydarzenia z pewną swobodą ale trzymająca się na ile to możliwe historii. Oczywiście nie można traktować tej serii jak „podręcznika historii” – postacie historyczne są lekko przejaskrawione, ale nie odnosi się wrażenia, że mamy tylko białe i czarne, w wielu wypadkach dominuje „szara rzeczywistosc” ludzkich zachowań. Zdecydowanie zgadzam się z przedmówczynia ta seria to „romans wszechczasów”, ale tak jak unikam tego typu historii zarówno w literaturze jak i anime tak Róza Wersalu poprostu mnie urzekła. I niech nikogo nie wystraszy wiek tego anime kreska choć stara jest naprawde piękna trzeba to jedynie dostrzec.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 4
    joplin scott 27.07.2005 21:30
    anime nie dla wszystkich, ale dla każdego
    Znakomite anime, mimo swoich wad. Druga część zdecydowanie lepsza od poprzedniej dzięki Dezakiemu. Niezwykła mieszanka historii i fantazji niemal trudnych do odróżnienia.
    Najmocniejszą strona są postaci. Główny romans to dla mnie opowieść miłosna wszechczasów(dodam, że za love stories nie przepadam). Opowieść smutna i zarazem pełna ciepła.
    Recenzja Bianki jest w porządku, nie zgadzam się tylko z tym, że Oscar była postacią historyczną.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    siunka 19.07.2005 16:10
    Lady Oscar
    nie wiedzialam,ze to aż tak stare anime..moja ukochana bajka…taki rodzaj animacji bardzo lubie:)ogladalam to po niemiecku..jeszcze gdzies mam na video..
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime