Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

10/10
postaci: 9/10 grafika: 10/10
fabuła: 10/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,43

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 75
Średnia: 7,79
σ=1,48

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Grisznak)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hottarake no Shima: Haruka to Mahou no Kagami

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 98 min
Tytuły alternatywne:
  • Oblivion Island: Haruka and the Magic Mirror
  • ホッタラケの島 -遥と魔法の鏡
Gatunki: Dramat
Postaci: Uczniowie/studenci, Youkai; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Magia
zrzutka

Oszałamiająca rozmachem i poruszająca bajkowym pięknem opowieść o przygodach japońskiej gimnazjalistki w świecie przedmiotów zapomnianych.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Czasami wyrzucam sobie, że jestem osobą zbyt skłonną do wzruszeń i ulegania emocjom, co sprawia, że trzeźwy osąd danego tytułu może ustąpić miejsca bezkrytycznemu zachwytowi. Być może. Zwykle staram się z tym walczyć i patrzyć na każdy tytuł, który mi się spodobał, krytycznie, aby przypadkiem miast recenzji nie postawić ołtarzyka. Tym razem jednak fali zachwytu tamować nie zamierzam. Dlatego też ostrzegam – jeśli komuś z jakichś względów Hottarake no Shima – Haruka to Mahou no Kagami nie przypadło do gustu, niech sobie oszczędzi nerwów i w tym miejscu skończy lekturę recenzji. Dalej będzie bowiem tylko dobrze.

Harukę, japońską gimnazjalistkę, wychowuje ojciec. Jej matka zmarła, gdy dziewczynka była jeszcze mała. Wśród wspomnień, jakie Haruka zachowała z czasów, gdy jej mama jeszcze żyła, jest bajka o lisach kradnących przedmioty, o których ludzie zapominają. Dla bohaterki takim przedmiotem było lusterko, które kiedyś podarowała jej matka. Z biegiem lat dziewczyna zapomniała o nim, pozwalając mu zaginąć wśród sterty zalegających w przydomowej komórce rupieci. Co się z nim stało? Ojciec, który usiłował zapewnić Haruce jak najlepsze warunki, nie był, rzecz jasna, w stanie zastąpić matki, co stało się przyczyną rozlicznych scysji między nim a dorastającą córką. Po jednej z takich kłótni Haruka opuszcza dom, by znaleźć się ostatecznie na schodach drewnianej świątyni. Gdy słońce zaczyna zachodzić, bohaterka spostrzega, że jakaś dziwna postać taszczy za sobą porzucony samolocik na gumkę. Postać ta niepokojąco przypomina lisa z jej dziecięcych bajek. Chwilę później dziwna istota wykazuje zainteresowanie leżącymi na schodkach kluczami Haruki, bezceremonialnie zabierając je niemal sprzed nosa schowanej dziewczyny. Haruka rusza tropem złodziejaszka, by niebawem trafić do innego świata, który w całości zbudowany jest z przedmiotów, jakie noszące maski lisów stworki zabierają ze świata ludzi.

Teo, bo tak ma na imię ten, który zaopiekował się kluczami Haruki, chcąc nie chcąc (z naciskiem na „nie chcąc”) staje się jej przewodnikiem po malowniczej rupieciarni, jaką jest ów świat. Jego wizja to sen szalonego, domorosłego wynalazcy, montującego z porzuconych gratów wszystko, co tylko się da, domy, pociągi, miasta, a nawet machiny latające. Bohaterka, skoro już się tu znalazła, postanawia odzyskać tak ważne dla niej lusterko, które zapewne również trafiło tutaj. Jak wyjaśnia bowiem Teo, on i jemu podobni nie kradną – zabierają tylko to, o czym ludzie już zapomnieli. Choć można zapewne by dyskutować nad definicją kradzieży, nie jest to istotne. Ważny pozostaje fakt, że z pozoru zwykłe lusterko jest w tym świecie czymś niezwykle cennym. Co gorsza, to konkretne trafiło w łapy lokalnego władcy – Barona, trzęsącego okolicą. Brzmi źle? No to żeby sprawę pogorszyć, w praniu wychodzi, że i w rękach Barona lusterko nie uchowało się za długo, gdyż skradła je szajka budzących strach złodziei. Jasne staje się, że Haruka szybko i łatwo go nie odzyska. W świecie, w którym ludzie uważani są za istoty złe, trzeba zachować ostrożność – a kto wie, co jeszcze zapomnianego przyjdzie tam naszej bohaterce znaleźć?

Oczarował mnie ten film. Niezwykle plastyczna wizja świata rzeczy zapomnianych porusza chyba każdego obdarzonego odrobiną sentymentu. Bo przecież chyba każde z nas, podczas oglądania podróży Haruki zauważy, że wśród setek tysięcy przedmiotów składających się na tę niezwykłą krainę są i takie, o których moglibyśmy powiedzieć – „To przecież moje!”. Twórcom udało się trafić do widza w każdym właściwie wieku, wszak przez całe życie przez nasze ręce przewija się mnóstwo rzeczy. Od czasu do czasu niektóre z nich stają się dla nas czymś faktycznie szczególnym – ulubiony pistolet­‑zabawka, ukochana lalka, zestaw klocków, płyta, model samolotu, żołnierzyki, grzebień, kubek czy nawet długopis. Traktujemy to jak nasze najdroższe skarby, by z czasem o nich zapomnieć, pozwalając im spocząć gdzieś w składzie gratów, oddając młodszemu rodzeństwu lub dając im się kurzyć na dnie szuflad lub szaf. O zakład idę, że podczas oglądania tego filmu przypomnicie sobie o takich rzeczach, a kto wie, może nawet po seansie pokusicie się o sprawdzenie, czy są jeszcze tam, gdzie je porzuciliście, czy może nie zaopiekował się nimi jakiś zbieracz przedmiotów zapomnianych?

Mimo tego nostalgicznego klimatu, akcja jest bardzo dynamiczna. Nie brak scen, gdzie wszystko pędzi na łeb na szyję, a niezwykle widowiskowa animacja połączona z dopracowaną co do najmniejszego detalu grafiką sprawiają, że trudno nie być pod wrażeniem. Warto od czasu do czasu zatrzymać odtwarzanie i po prostu podziwiać wyjątkowo doszlifowane tła i wnętrza. Wszystko, rzecz jasna, wykonane jest metodą osobliwego recyclingu, na którego działaniu opiera się ów świat, trudno zatem znaleźć tu choćby dwa identyczne przedmioty. Działanie maszyn przypomina jak żywo pomysły ze starych kreskówek lub serii gier pt. Incredible Machine, gdzie zestawienia często zupełnie absurdalnych przedmiotów, działając razem, wprawiały jakiś mechanizm w ruch. Największe chyba jednak wrażenie robią krajobrazy pokazujące miasto – nie tylko pierwszy plan, ale i drugi oraz trzeci są dopracowane w takim samym stopniu. Przyjrzyjcie się takim z pozoru nierzucającym się w oczy szczegółom, jak to, z czego wykonane są instrumenty orkiestry w teatrze lub z czego zrobiono siedzenia w pociągu. Napawanie się tym, co stworzyli tutaj ludzie pracujący nad projektami, to spora frajda. Poza tym sceny bardziej efektowne, czyli pościgi, gonitwy i walki, zachowują charakterystyczne rysy dla otaczającego świata. Armaty strzelające fajerwerkami lub potwór z nici i gałganów to dobre, acz nie jedyne przykłady.

Warto zwrócić uwagę na odmienne wizje graficzne światów. Na początku mamy rysowaną bajkową kreską opowieść matki Haruki. Następnie aspirujący do realistycznego nasz świat. Tutaj na starcie coś mi zgrzytało – zastanawiałem się, czemu ludzki świat jest tak mało kolorowy i statyczny. Wszystko z biegiem czasu się wyjaśniło, ale przyjemność odkrycia, co i jak, pozostawię wam, pod warunkiem, że obejrzycie film aż do samego końca. Oczywiście świat ludzi wcale nie jest mniej dopracowany, jeśli chodzi o pieczołowitość wykonania, ale w nim rozgrywa się może jakieś 10­‑15% całego filmu. Reszta to magiczny – dosłownie i w przenośni – świat rzeczy zapomnianych. O jego niezwykłej malowniczości już wspominałem wyżej. Do tego światło – niby szczegół, ale po kilku minutach oglądania widz zapewne dostrzeże, że spora część akcji rozgrywa się w bardzo naturalnie wyglądającym dziennym świetle. To zresztą tylko fragment jednej z największych zalet tego filmu – naturalności. Próżno w Hottarake no Shima – Haruka to Mahou no Kagami szukać sztuczności, tak typowej dla produkcji komputerowych. Tła, wnętrza, krajobrazy wyglądają jak malowane ludzką ręką, lśnią naturalnymi, pastelowymi barwami.

Muzyka – wspaniale dobrana do poszczególnych scen. Może się wydawać, że brak tu jakiegoś bardziej charakterystycznego motywu dźwiękowego, swoistej fanfary, która rozbrzmiewałaby w kluczowych momentach filmu (choć oczywiście nie brak mocnych, podniosłych partii orkiestrowych). W zamian za to dostajemy garść ślicznych melodii, w sporej części mocno osadzonych w japońskiej muzyce tradycyjnej. Nieco rozczarowuje jedynie piosenka końcowa, ale dodajmy, że rozbrzmiewa ona po kilku niesamowicie magicznych nutach, towarzyszących scenie, w której Haruka rozmawia z ojcem przez telefon.

Niedużo w zasadzie napisałem o bohaterach. Nie ma ich zbyt wielu. Haruka i Teo są w pewnym sensie (mimo oczywistych różnic fizycznych) do siebie podobni – jedno i drugie czuje się zapomniane (Teo jest sam na świecie, Haruka widuje wiecznie zapracowanego ojca bardzo rzadko), dostrzegając jakieś specyficzne pokrewieństwo z tymi wszystkimi zapomnianymi przedmiotami. Do tego dochodzi jeszcze jedna postać, o której nie chciałbym tu jednak pisać. Bohaterowie negatywni to trójka dokuczających Teo łobuzów oraz groteskowy Baron, stworzony po trochu jako parodia tego rodzaju postaci. Pełnoprawnym bohaterem jest jednak sam świat, po którym podróżują bohaterowie – to on zachwyca swą wielowymiarowością i licznymi tajemnicami oraz niespodziankami. Żałuję, bardzo żałuję, że nie dane mi było obejrzeć tego filmu w kinie, najlepiej w 3D. Mam wrażenie, że tylko w takich warunkach dałoby się w pełni docenić kunszt jego wykonania.

To jest produkcja niezwykła, piszę to z pełnym przekonaniem. Stoi o kilka poziomów wyżej niż analogiczne produkcje powstające na Zachodzie, typu Shrek czy Toy Story, o głupawkach w rodzaju Załogi G nie wspominając. Nie ma tu prostego (by nie rzec – prostackiego) humoru i głupawych żartów, wywołujących u gawiedzi śmiech. Jest za to wiele scen poruszających i skłaniających widza do refleksji. To film urzekający, piękny i niepozostawiający obojętnym na poruszany temat. Na samym początku, kiedy jako widz dowiedziałem się, że bohaterce zmarła matka, pomyślałem „No to teraz będzie jeszcze bardziej japońsko, czyli w połowie filmu zemrze jej ojciec, a pod koniec – ona sama”. Nic z tych rzeczy, zapewniam. Wręcz przeciwnie, jest tu pewna doza bajkowej naiwności, ale w takim stężeniu, aby widz nie miał poczucia, że twórcy mają go za idiotę. Stąd też takie oceny – Hottarake no Shima – Haruka to Mahou no Kagami uważam za najlepszą produkcję animowaną made in Japan z roku 2009, jaką miałem przyjemność widzieć. O ile do tej pory nie byłem zbytnio przekonany do tego rodzaju grafiki i animacji, tak ten film mnie „kupił”. Jest po prostu cudowny. Świadomie stawiam go w rzędzie najlepszych animacji japońskich, z jakimi miałem do czynienia. Przesada? Może dla kogoś tak, ale czy ja bronię innym mieć odmienne zdanie?

Grisznak, 24 marca 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Projekt: Atsushi Takeuchi, Kazuchika Kise, Ryou Hirata, Yasunori Miyazawa
Reżyser: Shinsuke Satou
Scenariusz: Hirotaka Adachi (Otsuichi), Shinsuke Satou
Muzyka: Tadashi Ueda