x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
kontynuacja
Re: kontynuacja
Zamaskowano spoiler.
„Marzyć można, ale nie wolno wierzyć, że marzenia się spełniają” a nawet w anime pokazywali, że marzenia spełniają tylko istoty heroiczne, bądź z magicznymi mocami, bo „zwykły człowiek nie może nic, ma tylko przygiąć kark i dostosować do rodziny i społeczeństwa”.
Jakby nie patrzeć, było to podejście dokładnie odwrotne niż w Stanach. Tam przecież latami był niemal kult jednostki i jej indywidualnych pragnień. I przeświadczenia, że każdy może wszystko.
Może stąd taka kontynuacja anime o zwykłej dziewczynce.
Na szczęście teraz powstaje x filmów, czy serii o tym, że nawet zwykły człowiek może marzyć i z determinacją realizować.
Ale też często robią z tego wyczyn niemal heroiczny.
Wcale nie idealna opowieść o dorastaniu, miłości i szukaniu własnej drogi
Film nie był perfekcyjny – był przede wszystkim mocno nudny i monotonny. Akcja trwa ostatnie pół godziny, brak mi dużo magii i rodzinnego klimatu, jaki wyczułam w innych produkcjach tego studia.
Mimo wszystko opowieść mnie mocno poruszyła, do tego stopnia, że byłam naprawdę blisko łez – szczególnie zakończenie i sam wątek pisania powieści przez główną bohaterkę, z którą miałam sporo wspólnego, bo również od dziecka czuje swoje powołanie właśnie w pisarstwie. Jej trwanie w tym i droga do celu mnie wzruszyła.
I ta piosenka pod koniec rozwaliła moje serduszko.
Mimo wszystko, nie mogę dać wyżej niż 6/10 – uważam, że byłoby to nie fair w stosunku do serii, które mają te 7/10 bo miały drobne niedociągnięcia, a bawiłam się przy nich doskonale.
Nie wiem czy film zapadnie w mojej pamięci, ale o dziwo, mimo ogromnej popularności, nie uważam go za nic porywającego i niesamowitego. Z pewnością było wiele innych filmów, które bardziej polubiłam.
Uważam, że każdy film studia ghibli niezależnie od poziomu, „stężenia” klimatu, powinien zostać obejrzany przez fana anime i magii. Nie ma co ukrywać, dzięki temu, że nie są to nowe filmy, zawierają dużo więcej tego, co lubię w animku – życia. Nie ma tutaj wyskakujących cycków, krótkich spódniczek, obcisłych zakolanówek, kocich uszków. Jest tutaj życie. I to absolutnie zasługuje na docenienie i pochwałe.
Re: Wcale nie idealna opowieść o dorastaniu, miłości i szukaniu własnej drogi
Take Me Home, Country Road
Co do samego filmu to rewelacja. Po co na siłę komplikować fabułę? Spokojna opowieść o kliknij: ukryte dorastaniu i poszukiwaniu drogi życia. I ta PIOSENKA!!! Majstersztyk!!! :)
Przecież to oczywiste, że najlepszą obyczajówką od Ghibli było Omohide Poro Poro. Szept serca to dobre anime, można podnieść ocenę za grafikę, ale historia jako całość okazała się zbyt prosta, aż za łatwo to wszystko szło, trudno mi było uwierzyć w tę młodzieńczą, płomienną miłość.
I nie rozumiem narzekania recenzenta na główną bohaterkę, mnie się jej postać bardzo podobała, nie zauważyłem, żeby jakoś specjalnie zadzierała nosa, a stwierdzenie jakoby rodzina ją nie obchodziła wydaje mi się co najmniej krzywdzące. Że się miga od obowiązków domowych, to inna sprawa, co nie znaczy, że działa to na jej niekorzyść. Może recenzent za dzieciaka stanowił pod tym względem wzór do naśladowania, ale jak dla mnie sprzątanie, robienie zakupów itp. po dziś dzień są złem koniecznym.
Nie zgodzę się również z opinią, że problemy protagonistki są błahe (aczkolwiek Suplice9 zaznaczył, że to zależy od punktu siedzenia), przede wszystkim są adekwatne do jej wieku, chociaż i tak uważam, że nie jednemu dorosłemu mogłyby spędzać sen z powiek. Problemy sercowe, poszukiwanie swojej drogi w życiu, to nie są znowu takie błahe sprawy. Większość z nas ma na koncie podobne i nie wydaje mi się by wówczas jawiły się jako coś mało znaczącego. W filmie walka bohaterki z przeciwnościami dopiero się zaczęła, postawiła ledwie pierwszy krok, o czym dziadek ją ładnie uświadamia. Jak dzisiaj dziewczyna podniesiona na duchu dobrym słowem patrzy w przyszłość optymistycznie, tak jeszcze nie raz trafi na schody i zacznie powątpiewać, tak więc nie widzę tego tak, że w dwadzieścia minut udaje się jej je pokonać.
:P
Może o to poniekąd chodzi...
Nie do końca zgadzam się, z problematyką filmu – twórcy wyraźnie przesadzili z rolą jaką mają niby jej decyzje w tym wieku – owszem, są ważne, ale tak naprawdę „życiowe decyzje” podejmuje się aż do śmierci…
Serdecznie pozdrawiam!
PS – na przyszłość sugerowałbym zaznaczać, że post jest do anime i do recenzji, wtedy zauważę ewentualną polemikę i będę mógł szybciej odpowiedzieć :)
Re: Może o to poniekąd chodzi... (post jest do anime i do recenzji ;-))
Jest to też czas, kiedy po raz pierwszy w życiu trzeba wybierać między kliknij: ukryte osobistym szczęściem (chłopak) a lojalnością (przyjaciółka). Jak wyjawia w „rozmowie” z kotem, zawsze była miłym, słodkim dzieciakiem (i chciałaby, jak chyba każdy, żeby ten stan trwał wieczność), ale jakieś drżenie na dnie serca zdradza jej, że próba utrzymania status quo źle się dla niej skończy. I sama widzi że się zmieniła. Zresztą uczynienie z owego drżenia serca motywu tytułowego całego filmu chyba o czymś świadczy :-).
To jest film o tym, że kiedyś trzeba wydorośleć, o końcu dzieciństwa i początku odpowiedzialności za własny los. Kiedy coraz wyraźniej widać, że całe dotychczasowe życie się kończy (koniec sielanki!), no to, cholera, człowiek ma chyba prawo być zestresowany i zdenerwowany, no nie?! ;-)
O tym, że nie zawsze taka była, świadczy choćby rozmowa starszej siostry z rodzicami („zauważyliście, że Shizuku zrobiła się ostatnio bardzo krnąbna?”). Inna sprawa, że nasza bohaterka ma dość choleryczny charakter, ale zdaje sobie z tego sprawę i stara się nad tym – dość skutecznie zresztą – zapanować (polecam uwadze jej błyskawiczne „przemiany” podczas rozmów z Seijim – przy skrzypcach, kiedy na jej komplement chłopak odpowiada „każdy głupek to potrafi”, oraz później, kiedy ją tego samego wieczoru odprowadził, w momencie pożegnania). Ile książek trzeba przeczytać, żeby w tym wieku być zdolnym do takiej samooceny i samokontroli? :-)
Reasumując – to nie są małe dramaty (już Korczak zresztą o tym pisał), nie tylko dlatego, że w tym wieku wszystko przeżywa się silniej (żadne Audi w dorosłym życiu nie zdoła sprawić człowiekowi takiej radości, jak pierwszy dziecięcy rowerek otrzymany na Gwiadkę). Również dlatego, że są to PIERWSZE takie dramaty w życiu człowieka oraz dlatego, że NAPRAWDĘ od tych wyborów zależy więcej niż od większości późniejszych – całe życie człowieka. A poza tym – Ty chyba nigdy nie byłeś dorastającą dziewczynką ;-).
PS: Co do „japońskiej dyscypliny” – zauważ, że nasza bohaterka żyje w wyjątkowo liberalnej rodzinie. Rodzice z zasady nie wtrącają się do decyzji swoich córek, za wyjątkiem naprawdę poważnych sytuacji starają się ograniczać do drobnych „uwag naprowadzających”, ufając, że zdołali wykształcić w nich dostateczne poczucie odpowiedzialności. Zwracam uwagę na dialog gdzieś na początku filmu „Ty Shizuku, to masz dobrze. Nie słyszysz bez przerwy 'ucz się, ucz się!'" „Czy ja wiem, czy to tak dobrze?”.
Re: Może o to poniekąd chodzi... (post jest do anime i do recenzji ;-))
Dzięki za interesujący komentarz – przyznaję, rozwiązuje kilka kwestii, aczkolwiek wciąż pozostaje kilka problemów (ba, niektóre sama mi wskazałaś :)).
Przyznaję oczywiście, że film porusza ważne tematy dojrzewania i zgadzam się w pełni, że to ładny i zdrowy przekaz, że czas podejmować decyzje. Inna sprawa, że Shizuku większość tych decyzji podejmuje sama – sama postanawia napisać książkę, sama postanawia przelożyć to ponad naukę, sama decyduje zachować w tajemnicy przed rodzicami, wiedząc jak ważne będą wyniki egzaminu. Całkowicie popieram istnienie „samotnych wojowników”, jednak sugerując widzom, że nastolatki, które (przepraszam jeśli kogoś obrażę) podejmują zwykle idiotyczne decyzje, jest w moim odczuciu bardzo niebezpiecznym „morałem”.
Wiem, że bycie nastolatkiem to brak rozwagi i trzeźwego spojrzenia na świat (sam przez to przechodziłem), ale od tego właśnie jest rodzina/przyjaciele/starsze rodzeństwo, by dobrze nakierowały. Dojrzewanie polega na tym, że człowiek podejmuje decyzje sam, ale rozważa „za” i „przeciw”, i nie boi się pytać o wskazówki. Tutaj – Shizuka podejmuje bardzo ważną decyzję tak naprawdę nie bacząc na uczucia i zdanie pozostałych. A kierowanie się własnym szczęściem ignorujac innych nie jest dojrzałą postawą.
W „Kiki” proces dojrzewania głównej bohaterki jest o wiele bardziej przekonujący, ponieważ nie boi się korzystać z pomocy innych. Dzięki temu jej dylematy i rozterki są bardziej przekonujące (przynajmniej dla mnie). Umi z „Kokuriko saka kara” przeszła przez koszmarną traumę i musiała opiekować się młodszym rodzeństwem, dzięki czemu jej zerwanie „końcem lata” (końcem dzieciństwa rzecz jasna :)) budzi o wiele większy podziw niż Shizuku.
Przyznaję, problem „trójkąta” faktycznie lepiej, że rozwiązała sama i tu podobało mi się zarówno to, że nie poświęcono mu zbyt wiele czasu (podkreślając, ze to pewnie nie pierwsza i ostatnia przelotna miłostka), jak i sposób rozwiązania :)
I, faktycznie, nigdy nie byłem dorastającą dziewczynką :) Inna rzecz, że uwielbiam historie o dorostajacych kobietach/dziewczynach, które zrobiło Ghibli: „Ruchomy zamek Hauru”, „Podniebna poczta Kiki”, „Makowe wzgórze”. „Powrót do marzeń”. Z kolei wiele moich koleżanek nie cierpi tego filmu, dając mu oceny w granicach 4‑5/10…
Podsumowując – przyznaję, że film ma ciekawą i złożoną historię, ale nie zawsze wie, jak ją pokazać. I dalej uważam, że jak na standardy Ghibli Shizuku jest po prostu irytująca. A skoro żyje w wyjatkowo liberalnej rodzinie, to czy powiedzenie rodzicom, że ma inne projekty niż większość jej koleżanek nie powinno stanowić żadnego problemu?
W każdym razie – dyskusja na wysokim pozimie i dziękuję za ciekawy komentarz :)
Serdecznie pozdrawiam!
Polecam
Cóż...
Jeżeli mogę podnieść się z klęczek i powiedzieć coś na swoją obronę (jeśli „znawca” raczy łaskawie wysłuchać) to:
a) rozumiem o czym jest film i doceniam jego klimat (zresztą wspomniałem o tym przy wymienianiu jego zalet)
b) oglądałem zdecydowaną większość filmów studia Ghibli (z czego większość, w tym „Szept serca” po kilka razy) i starałem się je zanalizować pod kątem symbolicznym, społecznym, a nawet komercyjnym (kiedy powstał i w jakiej sytuacji finansowej było studio).
d) bardzo lubię tak zwane „okruchy życia” („Mushishi” jest moim ulubionym serialem anime) i proste historie o zwyczajnych ludziach mnie nie nudzą
c) gdybym miał go oceniać po „powierzchownej” interpretacji (którą wyraźnie mi się zarzuca) film dostałby max. 4/10. Ale za drugim razem załapałem o co chodziło z figurką Barona, dostrzegłem, że reżyser kilka spraw wprowadził celowo wcześniej, no i uważniej obejrzałem tło napisów końcowych. Wciąż jednak kusiło mnie, by sięgnąć po pilota i odpalić „Spirited Awat”, czy „Totoro”.
e) jeżeli film Ci się podobał nie mówię, że to źle (Twoja reakcja sugerowałaby, że dałem mu 1/10) – to bardzo dobry dzieło (zdarzało mi się nawet bronić ten film przed bardziej sceptycznymi znajomymi), ale moim zdaniem nie jest arcydziełem.
Zaskoczył mnie zarzut recenzenta dotyczący charakteru głównej bohaterki:
Skoro zauważył, że jest taka przez pół filmu, to powinien zauważyć również, że przez drugą połowę filmu już taka nie jest. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy świadkami tego, jak charakter dziewczynki stopniowo przechodzi przemianę, a ona sama, nieświadomie, stawia pierwsze kroki na ścieżce, która w przyszłości zaprowadzi ją ku odpowiedzialności i dorosłości. Ważne tylko, by zdać sobie sprawę, że „Szept serca” jest m.in. filmem o pokonywaniu umownej granicy „dziecko/młody człowiek”. W tym kontekście czynienie zarzutu z tego, że początkowo bohaterkę pokazano jako rozkapryszonego dzieciaka, uważam za, delikatnie mówiąc, nieporozumienie, bo gdyby nie smarkula z pierwszej połowy filmu, nie byłoby dziewczynki z zakończenia.
W porządku tylko...
Rozumiem, że film jest o dojrzewaniu, ale jakoś… no nie wiem, może to po prostu dlatego, że mam charakter bardziej w stylu Sophie z „Ruchomego zamku Hauru” i nie mogłem zrozumieć prawie żadnej jej decyzji. Zdecydowanie bardziej podobają mi się charaktery dojrzalsze i rozsądniejsze, po które Ghibli (na szczęście) o wiele częściej sięga. Może też dlatego wolałbym, żeby film był o Yuko, czy o japońskiej bohemie, którą reprezentuje dziadek Seijiego…
Ale dziękuję za merytoryczną i konstruktywną krytykę. Po tym jak z przerażeniem odkryłem, że ten film nie ma ani jednej złej opinii na tanuki.pl (kurczę, już nawet „Mushishi” się oberwało!) spodziewałem się o wiele ostrzejszej reakcji.
Ending
Być może gdybym nie zapoznała się z pierwowzorem, to anime wywołałoby u mnie większe poruszenie. Jednak mimo wszystko, jest to dobra produkcja z sympatycznymi bohaterami oraz przyjemną dla oczu grafiką.
Sztuka!
Anime
Śliczne
Ale co do anime… Cudo, dzieło, sztuka… To słowa jakimi mogę je opisać, al Baron jest po prostu przeuroczy :D 10/10
:-)
wspaniałe...;P
cudo xD
Dla mnie, każda scena jest perfekcyjnie zaplanowana i wykonana.
Scena gdy kliknij: ukryte Shizuku prosi Seijiego, żeby dla niej zagrał na skrzypcach a potem poznaje jego tożsamość natychmiast stała się moją ulubioną ze wszystkich anime.
xD
mila odmiana
niż zwykłą treść i tym mnie urzekło.
Bardzo mi się podobało
Warto to zobaczyć. I kilka uwag.
Moje pierwsze wrażenie było niesamowite – ciepła historia o odkrywaniu siebie. Mnie tym bardziej się podobała, gdyż kliknij: ukryte dzielę z bohaterką talent, który w sobie odkryła. Właściwie to zazdroszczę jej, że tak ciągle miała wenę. Mnie ostatnimi czasy w ogóle nic nie udaje się napisać.
Mniejsza o to.
W komentarzu chciałabym napisać parę rzeczy.
Może warto zaznaczyć, że na parę miesięcy przed przystąpieniem do seansu miałam okazję przeczytać mangę, na podstawie której owe anime powstało – Mimo wo sumaseba. Manga ta w znacznym stopniu różni się od anime (odjęto i dodano wątki, zmieniono trochę bohaterów – a zwłaszcza kota/koty) i tutaj uważam, iż to, co zostało pokazane w anime w żadnym stopniu nie mogło być przedstawione w mandze. Przede wszystkim – po przeczytaniu mangi miałam wrażenie, że jest to dobry, krótki romans, a po obejrzeniu anime – historia o odkrywaniu siebie, chociaż wątek ten w mandze także się pojawił. Dlatego jeżeli ktoś wcześniej zaznajomił się z mangą pomimo wszystko powinien sięgnąć po anime choćby po to, żeby zobaczyć, że anime na podstawie mangi nie zawsze musi być od owej mangi gorsze.
Druga sprawa na którą zwrócę uwagę to przewodnia piosenka – Take me home, country roads. Prawdę powiedziawszy wolę wykonanie Tennessee Riders'ów niż Olivi Newton‑John. Jakoś zaznajomiłam się z nim jako z pierwszym i bardziej do mnie przemawia. Jednak co do tłumaczenia piosenki na japoński wykonanego przez bohaterkę – jest jak najbardziej wspaniałe. Jedyne co mam to zastrzeżenie czy to faktycznie jest tłumaczenie? Bo – przynajmniej w wersji którą ja widziałam – brzmi ono trochę inaczej niż piosenka… Przede wszystkim nie spotkałam się tam np. Z rzeką Shenandoah o której jest mowa w pierwszej zwrotce. Po drugie – tytuł. W wersji którą ja miałam okazję zobaczyć tytuł tłumaczony był jako Polna Droga, jednak ja swego czasu przetłumaczyłam to jako Ojczystą Drogę i moje tłumaczenie wydaje mi się wiarygodniejsze. Jednak nie liczę tego jako minus bo wiadomo, że zależy to od wersji jaką się ogląda. Jednak trzeba przyznać, że przekład bohaterki jest świetny. Asfaltowa droga także bardzo mi się podobała :)
Trzecią sprawą którą omówię jest powiązanie z filmem Narzeczona dla kota, o którym może nie wszyscy wiedzą. Muszę przyznać, że od początku widać powiązania – choćby figurka kota i Moon. Muszę przyznać, że byłam nieco zaskoczona, że postacie są podobne – ale w końcu wszystko się wyjaśniło i szczerze powiedziawszy jeszcze polepszyło mi to wrażenie po seansie. Tak, że jakby ktoś nie wiedział – słyszałam, że Narzeczona dla kota jest nakręcona na podstawie opowieści Shizuku. Swoją drogą widać, co to znaczy na podstawie bo wydaje mi się, że te historie trochę się różnią, ale postacie są i nawet kliknij: ukryte moment z lataniem.
Co więcej się rozwodzić, to wszystko co chciałam powiedzieć do ludzi będących po seansie, a do tych co jeszcze nie widzieli powiem tylko – warto to zobaczyć, bo to śliczna historia.
Film inny niż wszystkie.
Nie wiem czy wynika to jasno z mojego komentarza, ale bezwzględnie polecam. Ogromny plus za brak nadprzyrodzonych mocy, a jednak stworzenie naprawdę magicznej opowieści. Prostej, krótkiej, nieskomplikowanej, ale naprawdę pięknej. Już zapomniałam, że anime to nie tylko cuda na kiju, potwory, mechy itd. Już za sam fakt, że mamy tu czyste realia należą się brawa. Bo nie każdy z realnego świata potrafi zrobić coś tak uroczego i trafiającego do serca jak uczynił to Miyazaki. Mogłabym pisać o tym filmie jeszcze długo, ale lepiej zobaczyć go samemu. Coś w nim jest. Poza tym że mam ogromny żal o długość (chciałoby się więcej i więcej), nie mam nic do zarzucenia. Podchodzę też do tego filmu osobiście bo jestem identyczna jak Seiji i w podobnej sytuacji (u progu matury). Też chcę robić coś niecodziennego i ten film (jak cały czas powtarzała Harada, co prawda u mnie zamiast ukochanego połówka, ale jednak jako substytut sprawdził się świetnie) dodał mi odwagi i nieco wiary w siebie. Bo można, jeśli się tylko chce…
country road take me home...
ciepła historyjka
Wspaniałe
btw, zwrociliscie uwage, ze jednak ten film nie byl taki rzeczywisty? figurka kota nie calkiem byla figurka… kliknij: ukryte za kazdym razem wygladala inaczej. poza tym, to dizelo nie tylko miyazakiego – jest swietnym rezyserem, ale tutaj nalezy oddac rowniez czesc panu Kondo, ktory wykazal sie rownie wspanialaym kunsztem.
niewinność jest piękna
Śliczne ^^
Żaden Miyazaki
Re: Żaden Miyazaki
pokaz klasy Ghibli
cuudo *-*
polecam każdemu!!!
oglądałam to z mamą i baaardzo isę jej podobało ^^ a nie przepada za 'CHIŃSKIMI BAJECZKAMI” >XDDD
Piękne *-*
A i jeszcze cos...
Pokrewna dusza
Jak zwykle studio Ghibli dało z siebie wszystko...
Studio Ghibli na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako wytwórnia z której wychodzą najcudowniejsze dzieła. Polecam nie tylko ten film, ale też takie tytuły jak: „Ruchomy Zamek Hauru”, „Księżniczka Mononoke”, „Kiki's Delivery service” itd. I jeszcze coś… jeżeli ktoś z was oglądał nie tylko „Whisper of the heart” ale też „Cat returns” to na pewno zauważył że są tam niektóre postacie, które już znamy… Baron jest niesamowity… tak samo jak jego twórca Haoyo Miyazaki. :)))
PS: Wiesz co Miko… mnie też to natchnęło do pisania. Już wcześniej zaczęłam pisać, ale po tym dopiero ruszyłam z miejsca…
CUDO!
Cieszę się, że wpadło mi to w łapki ;p
Nadal jestem pod wrażeniem. Historia na całe życie i dla każdego pokolenia.
Nie przechodźcie obok tego tytułu obojętnie.
A pomyśleć, że miałam to recenzować :P
Ciepła cudowna opowieść