Anime
Oceny
Ocena recenzenta
4/10postaci: 4/10 | grafika: 6/10 |
fabuła: 4/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Seikimatsu Occult Gakuin
- Occult Academy
- 世紀末オカルト学院
Uczniowie, podróże w czasie, nadprzyrodzone moce i kosmici w sosie niezamierzonego absurdu. Czyli niestety dość przeciętna seria.
Recenzja / Opis
Do akademii Waldstein, słynnej na świecie jako „akademia okultyzmu”, przybywa Maya Kumashiro, buntownicza córka niedawno zmarłego dyrektora tej placówki. Mimo że dziewczyna nienawidzi zjawisk paranormalnych, ma objąć stanowisko swojego ojca. Niemal jednocześnie do szkoły trafia nowy nauczyciel, Fumiaki Uchida, potajemnie szukający odpowiedzi na własne pytania, od odpowiedzi na które zależeć może los świata. Mimo nie najlepszego wrażenia, jakie Fumiaki początkowo wywiera na dziewczynie, ich losy bardzo szybko splatają się ze sobą. Tym bardziej że wokół szkoły dzieją się różne dziwne rzeczy.
Powiedzmy sobie szczerze: Seikimatsu Occult Gakuin nie jest najlepszym anime, jakie nakręcono w XXI wieku. Prawdę mówiąc, gdyby podsumować wszystkie jego wady i zalety, wyszedłby tytuł w najlepszym razie średni. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy podczas seansu tej serii, była bardzo słaba grafika. Owszem, kreska jest całkiem niczego sobie, muszę też powiedzieć, że rysunek ma własny styl, co dziś, w dobie moé nie jest codziennością. Jednakże już w pierwszym odcinku grafika wydała mi się „pusta”. Obraz obfitował w rozległe przestrzenie, ascetyczne wystroje sterylnych wnętrz i otwarte, pozbawione szczegółów tła. W porównaniu do wielu zaskakujących swą starannością rówieśniczych produkcji, Seikimatsu Occult Gakuin nie wypada więc szczególnie dobrze. Grafikę porównać mogę jedynie do serii Gilgamesh, która charakteryzowała się podobną surowością i tak samo na tym traciła. W efekcie oprawa, mimo że nie najgorsza, wywołuje dość odpychające wrażenie.
Fabuła nie wypada tu wiele lepiej, choć muszę powiedzieć, że Seikimatsu Occult Gakuin jest prawdopodobnie serialem o najbardziej zaskakującym zakończeniu, jaki nakręcono na przełomie 2010 i 2011 roku. Bynajmniej nie jest to zaleta – jednak do tego tematu jeszcze wrócę. Nim to jednak nastąpi, chciałbym napisać kilka słów o głównym wątku.
Konwencja anime to połączenie serii detektywistyczno‑przygodowej, w rodzaju takiego lżej potraktowanego Archiwum X lub innego Sanctuary, z komedią. Trzonem fabuły są niezwykłe niewyjaśnione zjawiska. Niestety w żadnej z tych ról serial się nie sprawdza. Z jednej strony razi bufonadą i nadęciem, pojawiającymi się co jakiś czas napisami typu „duchy, ufo, podróże w czasie są tylko fikcją i anime to nie przedstawia autentycznych wydarzeń”, jakbyśmy się, do diabła, sami nie domyślali. Nie licuje to jednak z brakiem powagi w podejściu do przedstawianych wydarzeń, a także bardzo słabym rysunkiem poszczególnych potworów, które przez to wyglądają nie jak groźne monstra, ale jak uciekinierzy z bloku rysunkowego dziesięciolatka, oraz ogólnym brakiem szacunku do logiki wydarzeń.
Mnie osobiście najbardziej „rozwaliła” scena kończąca jeden z odcinków. Strych pełen ludzkich szkieletów, dookoła porozrzucane zwłoki krwiożerczych monstrów. Jeden z bohaterów pyta się drugiego:
- Jak wytłumaczymy to władzom?
- Powiemy, że to było gniazdo zdziczałych psów.
Niezłe psy muszą mieć w tej Japonii, że takie masakry robią…
Jak na komedię natomiast Seikimatsu Occult Gakuin jest stanowczo zbyt nadęte i stanowczo zbyt pozbawione poczucia humoru. W anime w wielu miejscach twórcy próbują puścić do widza oko, pokazać, że coś jest żartem i należy potraktować to z dystansem. Ba! Cała fabuła stanowi bardzo, ale to bardzo wyraźną grę z konwencją, łączącą w sobie wątki z Terminatora, Archiwum X, anime szkolnych czy 12 Małp. Jednak chyba ani razu autorom nie udało się sprawić, bym się zaśmiał. Powód jest prosty: wśród producentów bardzo, ale to bardzo wyraźnie zabrakło kogoś z poczuciem humoru.
To jednak jest mało ważny zarzut w porównaniu do zakończenia. Najlepsze, co o nim mogę powiedzieć, to że jest ono zaskakujące. Przy czym nie dlatego, że nikt z widzów nie przewidział, że autorzy mieli taki zamiar, by zakończyć sprawę niekonwencjonalnie, bawiąc się z założeniami gatunku. Tu mamy do czynienia z nieprzewidywalnością zupełnie innego rodzaju.
Bardzo trudno opowiedzieć finał Seikimatsu Occult Gakuin bez zdradzenia całej niespodzianki. Gdyby (dajmy na to) Czterej pancerni i pies zakończyli się tym, że po przybyciu do Berlina Janek Kos i jego załoga odkrywają, iż miasto jest atakowane przez Obcych, zaprzyjaźniają się z Niemcami, biorą na pokład Adolfa Hitlera i Ottona Skorzenego, a następnie ruszają gromić kosmicznego najeźdźcę, natomiast Szarik zdemaskowałby się jako wysłannik królowej Selenity z Księżycowego Królestwa, to moglibyśmy mówić o pewnym podobieństwie. Widziałem już masy kiepskich zakończeń, po których człowiek się pytał: „co to miało być?” lub „o co w tym wszystkim chodziło”. To jest zupełnie inne. Jedyne, co mogę o nim powiedzieć, to „Łał! Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś tak uroczo bezsensownego!”.
Bohaterowie Seikimatsu Occult Gakuin nie wzbudzili mojej sympatii. Nasza naczelna: Avellana mówi niekiedy o czymś takim, jak martwa seria. Zasadniczo jest to film, w którym postacie otrzymują sztuczną rolę, poza którą nie wychodzą. Nie próbują udawać, że są prawdziwymi ludźmi postawionymi w prawdziwym świecie, a to, co jest wokół nich, to tylko niedoskonały środek wyrazu służący w wadliwy sposób do ukazania jakiejś życiowej sytuacji. Ja rozumiem, że to jest anime, w którym występują duchy, kosmici i podróżnicy w czasie… Jednak fakt, że postacie nie ewoluują i nie zmieniają swoich poglądów bywa trochę drażniący. Tak więc Maya, główna bohaterka, biega, skacze i strzela z kuszy do przeróżnych maszkar, ale stanowczo w żadne czary i cuda‑niewidy nie wierzy, mimo że kilkadziesiąt osobiście wyprawiła na tamten świat. Tak samo niezmienny jest jej partner: Fumiaki przez całą serię pozostaje jednym z najbardziej odpychających leszczy, jakich anime nosi. Tchórzliwa, nieporadna glizda z dwoma lewymi rękoma – żadne z tych słów nie opisuje w pełni, kim jest. Owszem od jakiegoś czasu wyraźnie panuje kryzys i niedobór charyzmatycznych postaci. Jednak Fumiaki to jest jednak przegięcie. Takich ludzi powinno się usypiać dla dobra ludzkości.
Pozostali bohaterowie niestety tworzeni są również według schematów. Otrzymujemy więc Faceta z Kluczem Francuskim (Smile), Różdżkarza (JK), Koleżankę z Dzieciństwa (Ami Kuroki) i Jej Najlepszą Kumpelę (Kozue Naruse) i to w zasadzie praktycznie wszystko. Bohaterów nie ma zbyt wielu i chyba dobrze, bo nawet z tego, co jest, autorzy nie wycisnęli zbyt dużo.
W zasadzie jedynym elementem anime, który należałoby jeszcze omówić, jest muzyka. Powiem szczerze: akurat ani opening, ani ending nie wpadły mi szczególnie w ucho. Zwłaszcza słysząc ten drugi wyłączałem film, kiedy tylko się dało. W sumie nie było to jednak spowodowane słabą jakością muzyki. Ta była niezła, jednak nie na tyle, by zrekompensować mi widok cosplayującej Mayę, wyfotoszopowanej do granic możliwości Japoneczki. Także aktorstwo głosowe nie jest najlepsze. W roli głównej pojawia się Youko Hikasa, być może utalentowana, ale niestety niezbyt znana osoba o dość skąpym portfolio, którą jeszcze rok wcześniej obsadzano w takich rolach, jak Licealistka A. Dość wyraźnie niestety widać, że Seikimatsu Occult Gakuin też nie było jej odskocznią do kariery. Co ciekawe, postacie drugoplanowe, jak Fumiaki czy jego dziewczyna, Mikaze Nakagawa, mogą się pochwalić bardziej doświadczonymi aktorami z dłuższym stażem.
Powiem szczerze: w odróżnieniu od tych, którzy spodziewali się po tej serii niebywałych cudów, a potem przeżyli zawód, ja raczej nie wiązałem z nią wielkich nadziei. I jak to zwykle przy takich okazjach bywa, miałem rację. Uczciwie mówiąc, Seikimatsu Occult Gakuin nie jest niestety zbyt dobrą serią. Nie jestem pewien, czy warto tracić czas na jej oglądanie, tym bardziej że nawet w tej konwencji nakręcono wiele lepszych.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | A-1 Pictures |
Projekt: | Gatou Asou, Takahiro Chiba |
Reżyser: | Tomohiko Itou |
Scenariusz: | Seishi Minakami |
Muzyka: | Elements Garden |