Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 10/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 15 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,60

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 1071
Średnia: 8,85
σ=1,47

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Loko)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

NANA

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 47×25 min
Tytuły alternatywne:
  • ナナ
Tytuły powiązane:
Widownia: Josei; Postaci: Artyści; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm, Trójkąt romantyczny
zrzutka

Dwie dziewczyny, które dzieli praktycznie wszystko – z wyjątkiem miejsca zamieszkania, wieku i imienia – próbują ułożyć sobie życie w wielkim mieście.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Nana Komatsu, żywiołowa, beztroska i bezgranicznie naiwna dwudziestolatka, rozpaczliwie poszukuje życiowego celu, do którego mogłaby dążyć. Na razie próbuje odnaleźć go w miłości, dlatego opuszcza rodzinne miasto i za swoim chłopakiem, Shoujim, wyrusza do Tokio, gdzie mogłaby rozpocząć nowe samodzielne życie. Zamiast jednak wziąć się do budowania swojej przyszłości, marnuje czas na oddawanie się przyjemnościom życia w metropolii, takim jak flirty i zakupy, nie zdając sobie sprawy, na czym polega dorosłość. Jej całkowite przeciwieństwo stanowi pewna siebie, stanowcza, twardo stąpająca po ziemi Nana Oosaki. Ona doskonale wie, co chce w życiu robić – do tego stopnia, że dla swojego snu o karierze wokalistki punk­‑rockowej rezygnuje ze związku z ukochanym Renem, bo ten zostawił ich wspólny zespół Black Stones dla mającego ogromne szanse na odniesienie sukcesu Trapnest. Gdy w śnieżny dzień dziewczyny poznają się w pociągu do Tokio, nie mogą jeszcze wiedzieć, jak bardzo odmieni się ich życie. Przy ponownym spotkaniu w mieszkaniu, które równocześnie chcą wynająć, czy to za sprawą intuicji, impulsu, czy też może przeznaczenia, decydują się zamieszkać razem. Od tej chwili będą dla siebie oparciem, gdy przyjdzie im skonfrontować wyobrażenia o życiu i związkach z brutalną rzeczywistością. Los przygotował dla nich mnóstwo niespodzianek, niektórych radosnych, lecz innych bardzo nieprzyjemnych.

Jak widać, pomysł jest stosunkowo prosty: obserwujemy perypetie dwóch dziewcząt o skrajnie różnych osobowościach, ich drogę do szczęścia i spełnienia marzeń (co, jak się okazuje, nie jest wcale tożsame), trudne wybory i dramaty. A trzeba zaznaczyć, że mam tu na myśli niekiedy naprawdę poważne problemy, czasami aż nazbyt poważne. Tu kryje się jeden z niewielu, ale za to duży zarzut względem fabuły: o ile część wątków została porządnie rozwinięta, o tyle inne, takie jak narkomania, prostytucja wśród nieletnich czy gwałty, zostały ledwie zasygnalizowane. Moim zdaniem skoro zdecydowano się na wplątanie bohaterów w tak poważne kwestie, nie wolno traktować ich po macoszemu. Odnosiłam czasami wrażenie, że dałoby się o wiele bardziej je rozwinąć, uczynić z nich coś więcej niż atrakcyjny, ale jednak tylko dodatek. Jeżeli o fabule mowa, wypadałoby wspomnieć o jeszcze jednej sprawie, a mianowicie o wątku dotyczącym drogi zespołu do sławy. Prawdopodobnie zostałam rozpieszczona przez BECK, ale podczas oglądania NANY wydawało mi się, że Black Stones zbyt szybko pną się po szczeblach kariery. Także częściowe osadzenie akcji w realiach showbiznesu nasuwa skojarzenia z telenowelą: wszyscy się znają, a romans z gwiazdą/gwiazdorem przychodzi trochę za łatwo.

Jestem jednak w stanie wybaczyć te uchybienia, zwłaszcza, że anime to nie pretenduje do roli psychologiczno­‑społecznego, nie jest też stricte zapisem historii zespołu muzycznego. To przede wszystkim seria obyczajowa, czy też josei (gatunek skierowany do młodych kobiet, starsza siostra shoujo) i jako taka skupia się głównie na relacjach między bohaterami. Trzeba też przyznać, że z tego zadania wywiązuje się wyśmienicie. Opowieść ma formę jednej wielkiej retrospekcji (wyraźnie widoczne jest to dopiero w ostatnim odcinku), a poznajemy ją z punktu widzenia najpierw jednej, a w drugiej połowie serialu drugiej Nany. Akcja toczy się umiarkowanym tempem, unikając mimo to jakichkolwiek dłużyzn czy zapychaczy i wciągając widza w kalejdoskop emocji. Poruszając niekiedy ciężką tematykę, nie stroni też od humoru. Bardzo dobrze skonstruowana warstwa fabularna jest zasługą ścisłego trzymania się mangowego pierwowzoru: tym razem uniknięto grzechów animowanego Paradise Kiss i z tego powodu nie uświadczymy tu pospiesznego kompresowania zdarzeń do paru zaledwie odcinków. Tak naprawdę w jednym miejscu wręcz przesadzono ze zgodnością z mangą – mówię tu o odcinku szóstym, który jest tak naprawdę powtórką pierwszego z paroma dodanymi scenami. Plotki głoszą, że poczynione przez scenarzystów zmiany w odcinku pilotowym tak rozzłościły autorkę komiksu, Ai Yazawę, że kazała nakręcić go jeszcze raz pod groźbą wycofania się z projektu. Zakończenie może się wydawać niesatysfakcjonujące, mimo że nieźle podsumowuje historię. Fakt – znakomita część wątków nie została zamknięta, a w końcowych odcinkach pojawia się kilkoro interesujących bohaterów, którzy nie mają jednak szansy na rozwinięcie ich postaci. Można to wytłumaczyć tym, że manga jest nadal wydawana, a zawarte w serialu wydarzenia obejmują tylko jedenaście pierwszych tomów (z wydanych na chwilę obecną siedemnastu). Pocieszający jest fakt, że anime zaczęto pod koniec emisji tytułować „pierwszym sezonem” – wnioski nasuwają się same, a nam pozostaje tylko czekać na dalszy ciąg historii.

Bez wątpienia przyczyną popularności zarówno mangowego pierwowzoru, jak i samego anime, są znakomicie skonstruowane postaci. Śmiem twierdzić, że są one jednymi z najlepszych, jakie do tej pory widziałam w anime. Jak na stosunkowo długą serię, nie pojawia się jakaś zastraszająca liczba bohaterów, ale za to niemal wszyscy otrzymują wystarczająco dużo czasu ekranowego, aby widz się z nimi zapoznał – a zaręczam, że jest się z czym zapoznawać. Charaktery są skomplikowane i bardzo złożone, nie spotkamy tu postaci jednoznacznie dobrej czy złej – każda ma zalety i wady. Od razu uprzedzę zarzuty, że „w każdym anime spotykamy rozbudowane wielowymiarowe osobowości” (co, oczywiście, nie jest do końca prawdą) – w NANIE owa wielowymiarowość jest prawdziwa, a stereotypowe myślenie może nas błyskawicznie zawieść. Najłatwiej to zobrazować, podając za przykład obie Nany. Nana Komatsu, zwana przez przyjaciół Hachi (dla odróżnienia od swojej współlokatorki; notabene, oznacza to także ósemkę, tak jak nana to po japońsku „siedem”) to właściwie wariacja na temat typowej bohaterki shoujo, która marzy o wiecznej miłości, gromadce dzieci, domu z ogródkiem i górze ślicznych ciuchów. Tak jak nakazywałaby konwencja, ma złote serduszko, masę uroku osobistego i targają nią nieustanne dylematy uczuciowe. Owszem, nie pierwszy raz widzi się bohaterkę, która nie może się zdecydować, którego z otaczających ją przystojniaków wybrać. Z drugiej strony, mało która zdaje sobie jednocześnie sprawę ze swojej płytkości. Mimo to Hachi bez wątpienia daje się lubić, o wiele łatwiej się też z nią utożsamiać, bo chociaż miota się w poszukiwaniu szczęścia, stara się także znaleźć cel w życiu i zmienić swoje nastawienie do świata. Budzi w widzach równocześnie sympatię i współczucie. Nana Oosaki na pierwszy rzut oka to twarda buntowniczka, która dumę stawia ponad porywy serca. Wydaje się twarda i energiczna – dziewczyna, która potrafi o siebie zadbać, a gdy już się na coś zdecyduje, to za żadne skarby nie zmieni zdania. Im lepiej ją jednak poznajemy, tym mocniej dociera do nas, że być może jest jeszcze bardziej rozchwiana emocjonalnie niż Hachi. Niesamowicie zaborcza, chciałaby trzymać swoich bliskich na smyczy i nie pozwolić im odejść. Dziewczyny tworzą w serialu znakomity duet, bo mimo drastycznych różnic, potrzebują się nawzajem. Hachi widzi w Nanie swój ideał mężczyzny: czułego, silnego i godnego zaufania, Oosaki szuka w towarzystwie przyjaciółki ciepła ogniska domowego, którego nigdy nie znała.

Co chwalebne, postaci drugoplanowe wcale im nie ustępują pod względem drobiazgowości przedstawienia. Shouji, chłopak, za którym Hachi pojechała do Tokio, szczerze dba o nią, jest jednak sfrustrowany jej niesamodzielnością i trudnościami ze zmienieniem dotychczasowego związku na życie we dwoje, a także targany wewnętrznymi konfliktami, gdy zaczyna zakochiwać się w koleżance z pracy. Ren, który zostawił Nanę dla kariery, nie radzi sobie z przymusem naginania własnej gry do stylu nowego zespołu i rezygnacji z życia „wolnego ducha”. Do kompletu dostajemy też nastolatka na nieustannym gigancie, który wie o życiu więcej niż niejeden dorosły, chłopaka z sąsiedztwa, który dla marzeń porzuca ciepłe gniazdko, choć nie jest jeszcze gotowy na poważne decyzje, obdarzoną anielskim głosem piękność, która przytłoczona jest wyimaginowaną lub nie odpowiedzialnością za losy zespołu, czy też moją ulubioną postać, czyli wygolonego na zapałkę perkusistę, który pomimo groźnego wyglądu okazuje się niesamowicie odpowiedzialny i pomocny w każdej sytuacji – prawdziwy archetyp ojca. Sposób portretowania postaci szczerze mnie urzekł i nawet nie przeszkadzają mi traumatyczne przeżycia, które część z nich ma za sobą. Zresztą wspomniany wcześniej humor naprawdę pomaga rozładować ponurą atmosferę i nagle odkrywamy, że nawet najsmutniejsza teoretycznie persona kryje w sobie ogromny komediowy potencjał – nie ma tu jednak mowy o jakimkolwiek ich ośmieszaniu.

Od strony graficznej NANA prezentuje się przyzwoicie. Dziewczyny są śliczne, faceci przystojniejsi niż to nakazuje przyzwoitość, a wszyscy obowiązkowo cierpią na przewlekłą anoreksję (bez względu na to, co mówią i ile jedzą). Co prawda miałam niekiedy wątpliwości, czy mocno wzorowane na oryginalnej kresce Yazawy projekty naprawdę dobrze sprawdzają się w anime. W Paradise Kiss poradzono sobie z tym, zmieniając nieco sposób rysowania, tutaj postawiono na wierność mandze. Nie do końca wyszło to grafice na dobre. Niekiedy widoczne są niekonsekwencje w rysunku, część odcinków kuleje pod względem wizualnym i wtedy właśnie projekt postaci najbardziej przeszkadza. Na szczęście nie zdarza się to za często, a nadrobione zostało stonowaną paletą kolorystyczną, bardzo ładnymi tłami i nieuchwytnym klimatem, osiągniętym głównie przez efekty oświetleniowe. Nawet nieliczne ślady działalności komputerów wpisują się naturalnie w grafikę i nie tylko nie przeszkadzają w odbiorze, ale wręcz umilają oglądanie. Co ciekawe, końcówka zdecydowanie poprawia się pod względem animacji i grafiki, co widać nawet po czołówkach. Dodatkowym smaczkiem jest też fakt, że bohaterowie (a już szczególnie bohaterki) zmieniają ubiór, zachowując jednak przy tym zdrowy rozsądek – cieszy brak przegięcia w drugą stronę, kiedy to szafy dziewcząt wydają się mieć nieskończoną pojemność i zasoby.

Muzyka jest kolejnym mocnym punktem serii. Po anime rozgrywającym się w środowisku muzycznym można było oczekiwać wiele i ku mojej radości twórcy sprostali postawionemu przed nimi zadaniu. Do pracy nad ścieżką dźwiękową zatrudniono dwie stosunkowo mało znane piosenkarki, które w partiach wokalnych użyczyły głosów bohaterkom serii. Zarówno Anna Tsuchiya w roli Nany Oosaki, jak i Olivia jako Reira (wokalistka Trapnest) spisały się znakomicie i nie wyobrażam sobie kogo innego w tych rolach (oczywiście obie postacie mają także „normalne” seiyuu, które również pokazały klasę). Nie jest to może BECK, ale z drugiej strony muzyka obu występujących w NANIE zespołów miała być z założenia bardziej popowa. Ścieżka dźwiękowa zawiera więc rozsądną ilość prawdziwie przebojowych utworów i chociaż jak na mój gust Black Stonesi mogliby mieć nieco ostrzejsze brzmienie, z czystym sumieniem wystawiam za nią dziewiątkę. Muzyka w tle to też kawał dobrej i solidnej roboty – o ile kompozycje w czołówce i przy napisach końcowych (jest ich wiele, a każda następna jest lepsza od poprzedniej) są ewidentnie rockowe, o tyle reszta ścieżki dźwiękowej zawiera nawet leciutko jazzujące instrumentalne kawałki. Dla mnie była to duża zaleta.

Komu polecić tę serię? Na pierwszym miejscu wymienię amatorów romansów. Historia powinna spodobać się starszym przedstawicielom tej grupy, jako że pozbawiona jest charakterystycznych dla shoujo naiwności i ton lukru. Nie obędzie się, jak na melodramat przystało, bez oceanów łez, ale o dziwo nie zostajemy nimi zalani po dziurki w nosie – mnie przynajmniej one nie przeszkadzały. Poczuwam się jednak do ostrzeżenia potencjalnych widzów: seks nie jest tu tematem tabu i napotkamy w NANIE sceny, które mogą się wydać nieodpowiednie, szczególnie dla młodszych widzów. Rzecz jasna, nie może być tu mowy o scenach erotycznych rodem z hentai, nie uświadczymy też gigantycznych biustów. Za to fanki bishounenów mają szansę wybrać sobie ulubieńca spośród całkiem pokaźnej grupki – a warto zaznaczyć, że nie jest to jedyna forma fanserwisu, jaką napotkamy w NANIE (z tego właśnie powodu zwykło się przylepiać serii łatkę shoujo­‑ai, co jest kompletnym niezrozumieniem intencji autorki). Wydaje mi się jednak, że wspomniane przeze mnie elementy nie powinny odstraszać potencjalnych widzów. NANA zasługuje na miano jednej z lepszych pozycji romantycznych ostatnich lat i w moim osobistym rankingu uplasowała się na wysokiej pozycji.

Yumegari, 29 września 2007

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Ai Yazawa
Projekt: Kunihiko Hamada
Reżyser: Morio Asaka
Scenariusz: Tomoko Konparu
Muzyka: Tomoki Hasegawa

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Nana na forum Kotatsu Nieoficjalny pl